Etnograf na wczasach

czyli posłuchajcie (o) Bułgarii

Bułgaria należy do tych krajów, gdzie pewne elementy kultury ludowej obecne są prawie na każdym kroku. Byłem tam kilka miesięcy temu. Chociaż główny cel tego wyjazdu nie miał nic wspólnego z folkiem, folklorem czy etnologią (raczej były to po prostu wczasy na bułgarskim wybrzeżu), to jako etnolog nie byłbym sobą, gdybym w obcym kraju nie poczynił pewnych spostrzeżeń.


Wesela

Będąc w Bułgarii (nawet tylko przez tydzień) trudno nie natrafić na jakąś weselną imprezę. Odbywa się ich mnóstwo, również w hotelach i restauracjach nastawionych przede wszystkim na obsługę zagranicznych turystów. Pierwszym zaskoczeniem dla przybysza z Polski jest długość typowych przyjęć weselnych, wynosząca przeciętnie od trzech do czterech godzin. Zaczynają się one najczęściej po południu i trwają zazwyczaj do wczesnego wieczora. Stroje pary młodej mieszczą się w głównym nurcie euroamerykańskim, natomiast stroje gości weselnych są znacznie mniej eleganckie niż te spotykane u nas. Tam na weselu większość ludzi ubrana jest "na luzie". Garnitury należą do rzadkości. Odnosi się wrażenie, że cała impreza ma mniej uroczysty charakter niż u nas. Wesela bułgarskie obserwowałem w dużym mieście (jak Warna) i okolicznych kurortach, a nie na wsi - tam może to wyglądać inaczej.

Muzyka weselna. Zaobserwowałem dwa modele oprawy muzycznej wesel. Jeden to DJ odtwarzający z płyt nagrania pop i nowfolk (o tym niżej). Drugi model jest o wiele ciekawszy, zwłaszcza że nie zdarza się incydentalnie (jak u nas), ale przynajmniej na połowie imprez. Otóż weselom często przygrywa zespół muzyki ludowej. Nie są to może zespoły do końca oryginalne, gdyż większość z nich w charakterze sekcji rytmicznej wykorzystuje elektroniczny instrument klawiszowy (lub perkusję rockową), jednak pozostałe instrumenty były zawsze akustyczne - najczęściej gajdy i akordeon, czasem dodatkowo klarnet i skrzypce. Taka muzyka obecna była nie tylko na weselach. Podobnie wyglądały zespoły grające w weekendowe wieczory w lokalach dla turystów, z kolei płyty z tego typu aranżacjami można było nabyć u ulicznych handlarzy.

Grup takich naprawdę dobrze się słuchało. Wokaliści mieli z reguły dobre głosy, a repertuar obejmował zarówno utwory taneczne, jak i bardziej refleksyjne, czasami zapominało się wręcz o tym syntezatorze w tle. W mojej opinii tak właśnie wygląda prawdziwy i żywy folklor - żywym folklorem jest to, co się gra na weselach. Goście weselni częściej tańczyli do ludowych utworów w kółku, rzadziej w parach. Przyjęcia weselne odbywały się często w lokalach otwartych również dla przypadkowych gości z zewnętrz. Weselni zajmowali tylko część sali (dzięki temu można było weselnej zabawie przyjrzeć się z boku, co też czyniłem).


Nowfolk

Zjawiskiem wymagającym osobnego omówienia jest tak zwany nowfolk. Jest to zasadniczo muzyka dyskotekowa wzbogacona elementami etnicznymi, porównywalna - do pewnego stopnia - z analogicznymi zjawiskami na całych Bałkanach. Wedle moich obserwacji bliżej jej do zjawisk tureckich czy albańskich, niż do serbskich, czy chorwackich. Bułgarski nowfolk jest bowiem muzyką taneczną, czysto rozrywkową, pozbawioną - jak mi się zdaje - wszelkich nawiązań politycznych. Jest przy tym gatunkiem niezwykle popularnym. Jego dźwięki dobiegają zarówno z lokali gastronomicznych, jak również z magnetofonów używanych przez kierowców autobusów. Istnieje też kolorowe pismo "Nowfolk" poświęcone tytułowemu gatunkowi. Redagowane jest w stylu "Bravo", z dużą ilością zdjęć i plakatami gwiazd, takich jak Azis, Gloria czy Gergana. Ich plakatami (informującymi o występach w dyskotekach) jest też zwykle oklejone miasto. Artykuł o nowfolk, przy okazji dający pewną orientację również w tradycyjnej bułgarskiej muzyce, znajdował się w dwujęzycznym niemiecko-angielskim bezpłatnym pisemku dla turystów, rozdawanym w hotelu. Warto jeszcze dodać, że ze strojów tych gwiazd na plakatach nijak nie można się domyślić, że mają coś wspólnego z jakąkolwiek ludowością. Stroje ich są raczej dyskotekowo-plażowe, w przypadku wykonawczyń więcej odkrywające niż zakrywające.

Dostępną w Bułgarii muzykę ludowopochodną mogę amatorsko podzielić na trzy grupy. Pierwszą jest opisana już muzyka "weselna", drugą - nowfolk, a trzecią - podobny do występującego u nas - niszowy folk. O ile jednak dwa pierwsze gatunki łatwo można znaleźć u ulicznych sprzedawców, trzeciego trzeba szukać w dobrych sklepach z pamiątkami w dużych miastach (a la nasza Cepelia) i w niektórych muzeach. Ogólnie jednak na ludowopodobne dźwięki w Bułgarii natknąć się dużo łatwiej niż w Polsce. Chociaż... zaskoczeniem była bardzo mała ilość grajków ulicznych. Zarówno w Warnie, jak i w kurortach ich widok należał do rzadkości - ledwie kilku skrzypków i akordeonistów napotkanych w ciągu dwóch tygodni. Pewnym ewenementem na tym tle okazał się niejaki Iwan, który w jednej z neseberskich cerkwi wygrywał na banjo melodie z różnych krajów Europy, w tym z Polski.


Muzea etnograficzne

Niemal w każdym miasteczku czy kurorcie istnieje obiekt o szumnej nazwie "Muzeum Etnograficzne". Jednak nie są to instytucje muzealne w naszym rozumieniu; odpowiadają raczej izbom regionalnym. Nawet Muzeum Etnograficzne w Warnie (chociaż to poniekąd zasługuje na swą nazwę) mocno rozczarowuje. Ekspozycja skromna, chaotyczna, brak wystaw czasowych. W porównaniu na przykład z krakowskim - wygląda marnie. Również muzealny sklepik ma asortyment bardzo ubogi. Wspomniane wyżej folkowe płyty widziałem nie tam, a w dużo ciekawszym sklepiku muzeum przy Monasterze Aładża w Złotych Piaskach (będąc w okolicach można zrobić pieszą wycieczkę do tego skalnego klasztoru - prowadzą tam dobrze oznaczone szlaki turystyczne). Samo warneńskie muzeum mimo wszystko warto odwiedzić, znajduje się bowiem w stylowym domu na urokliwej uliczce. Po sąsiedzku jest bardzo fajna "etnograficzna" restauracja "Czuczurite". Można w niej zjeść tradycyjne potrawy, posłuchać ludowej muzyki i napatrzeć się na oryginalny wystrój, obejmujący między innymi ikony na ścianach. Te ostatnie szczególnie mnie urzekły, gdyż świadczą poniekąd o tym, że w życiu Bułgarów sacrum i profanum nie są tak oddzielone, jak w kulturze zachodniej. Wróćmy jednak do zwiedzania. W tej samej okolicy znajdują się też rzymskie termy i kilka zabytkowych cerkiewek z czasów niewoli tureckiej. Największe muzealne rozczarowanie przeżyłem natomiast nie w Warnie, a w Dobriczu. Wedle pascalowskiego przewodnika po Bułgarii miał się tam znajdować kompleks etnograficzny, będący miniaturą miasteczka z warsztatami rzemieślników dającymi możliwość przyjrzenia się ich pracy. Tego niestety nie było. W zamian za to zbieranina małych sklepików (po większości nieczynnych) z typowymi bułgarskimi pamiątkami, trzykrotnie droższymi niż w Warnie. Natomiast ciekawa jest galeria sztuki w tym mieście, posiadająca bogatą kolekcję powojennego malarstwa bułgarskiego. Wiele z prezentowanych dzieł wykazuje bliskie pokrewieństwo ze sztuką ludową. Przy okazji warto też było pojechać do Dobricza, żeby zobaczyć zwykłe bułgarskie miasto, którego życie nie kręci się wokół turystyki.


Czy tylko folklor dla turystów?

Mogę śmiało powiedzieć, że nawet jeśli się jedzie do typowych nadmorskich kurortów Bułgarii - z etnologicznego punktu widzenia - może to być wyjazd interesujący. Zresztą cokolwiek złego by się nie mówiło o "folklorze dla turystów", to ruch turystyczny, w moim mniemaniu, jest wyśmienitym katalizatorem również ambitniejszych zjawisk muzycznych. Tam bowiem, gdzie istnieje duży rynek banalnych produkcji, choćby tych syntezatorowo-weselnych, czy nawet nowfolk, łatwiej zaistnieć również artystom starającym się stworzyć coś oryginalnego.


Autor jest etnologiem, absolwentem cieszyńskiej filii Uniwersytetu Śląskiego, a zarazem farmaceutą, absolwentem Śląskiej Akademii Medycznej. Przedmiotem swoich zainteresowań etnologicznych uczynił religijność ludową i wybrane aspekty folkloru.
Skrót artykułu: 

Bułgaria należy do tych krajów, gdzie pewne elementy kultury ludowej obecne są prawie na każdym kroku. Byłem tam kilka miesięcy temu. Chociaż główny cel tego wyjazdu nie miał nic wspólnego z folkiem, folklorem czy etnologią (raczej były to po prostu wczasy na bułgarskim wybrzeżu), to jako etnolog nie byłbym sobą, gdybym w obcym kraju nie poczynił pewnych spostrzeżeń.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!