Sukces-co to takiego

Folk a sprawa polska

Jakiż może być bardziej wymierny efekt sukcesu polskiego folku? Płyta Kapeli ze Wsi Warszawa na liście najlepiej sprzedawanych krążków w EMPiK-u. A potem w wersji pirackiej obecna ponoć na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, czy pod Stadionem 22 Lipca w Poznaniu (swoją drogą to ciekawe, że wokół komunistycznych z nazwy stadionów rozkwitł "wolny handel" - jakże często nielegalny). Inny symbol sukcesu? Artysta-pieśniarz Kasa, który swoją nową płytę sygnuje hasłem Kapela z Miasta Kielce i odwołuje się do muzyki ludowej.

Osiągnięcia to może dyskusyjne. Piszę to jednak nie po to, by kpić z Kapeli ze Wsi Warszawa, raczej z "przaśnej" krajowej recepcji jej dokonań. Zwłaszcza że trudno się cieszyć z nielegalnej sprzedaży płyt. Zwłaszcza że przecież żywiołem Kasy nie jest folk, ale nurt popowy z elementem wrażliwości disco (co zresztą nie jest zarzutem ani obelgą). Przy okazji - półżartem mówiąc - artysta ten odnajdywał wcześniej swą tożsamość bodaj w rytmach latynoskich, może więc dobrze, że dostrzegł i tradycję kielecką... A wspominam o nim też dlatego, że wystąpił jako gwiazda na jednym z folkowych letnich festiwali.

Taka recepcja nie spotka zapewne żadnej innej z polskich folkowych płyt. Nie dlatego, żeby były słabsze czy mniej udane od płyty Kapeli ze Wsi. Dlatego, że jedyną alternatywą - wobec popowej machiny marketingowo-reklamowej - okazuje się być (nie po raz pierwszy przecież) realny sukces zagraniczny. Dopiero w efekcie tegoż pojawia się w kraju zainteresowanie "naszym" (jak się go raptem nazywa) wykonawcą. Ot, tradycyjne już polskie procesy społeczne, o których może nawet nie warto by znów mówić, gdyby nie fakt, że jest wciąż - i znów - parę płyt, które zasługują na to, by być "nagłośnione", szerzej znane itp. Zwłaszcza że jest duża szansa, iż nie uda się ich kupić w tak zwanych "dobrych sklepach muzycznych" i statystyczny słuchacz się o nich nie dowie. Mimo że nie zawierają elementów niecenzuralnych (chociaż, kto wie, może zawierają? wszystko zależy od tego, jaką - i do czego - cenzurę ktoś zechce zastosować)...

A przecież wydaje się, że jeszcze dobrze nie wybrzmiały - tak, jak na to zasłużyły - ubiegłoroczne krążki, choćby te nagrodzone w ramach Folkowego Fonogramu Roku. A były tam wszak też inne ciekawe, nienagrodzone albumy. Niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju wydawnictwo Antoniego Kani i Syrbaków. Nie tylko ujmujące oprawą plastyczną i opisem, ale będące nad wyraz spójną, zamkniętą całością, której poszczególne elementy - piosenki, ich wykonanie, książeczka (czy raczej albumik) - są równoważnymi i równo znaczącymi częściami. Albo "O miłości przy grabieniu siana" Orkiestry św. Mikołaja, która to muzyka jakoś szczególnie wróciła do mnie ostatnimi czasy. Orkiestra przeżyła swoją traumę, a na tej płycie pokazuje, jak mocno, jak szlachetnie z niej wychodzi. Głos i osobowość Elżbiety Rojek z jednej strony, teksty Wandy Czubernatowej z drugiej - stały się szczególnymi akcentami tej nowej podróży Orkiestry. Podróży, która znów pokazuje, jak fascynująco ewoluuje styl grupy.

A tu tymczasem dawno minęła połowa kolejnego roku. I przybyło kolejnych nagrań, płyt - cieszących, poruszających (z których i rodzime pop-gwiazdy mogłyby się czegoś nauczyć).

Szczególnie ucieszyły mnie dwie - jakże odmienne, ale też frapujące - płyty Stilo i Transkapeli. Stilo zachwycało już na poprzednim krążku, ale teraz koncepcja muzykowania zespołu jeszcze dojrzała. Umiejętne rozkładanie akcentów, budowanie dramaturgii poszczególnych utworów i radość (nie wesołkowatość) grania, jakie słychać - to tylko niektóre z zalet Stilo. Do tego wyraźne, choć subtelnie prezentowane, inspiracje muzyczną tradycją (może dla wygody użyć słowa "etno" zamiast "folk", jeżeli trzeba uzasadnień). Może dalekie to od folkowego mainstreamu, ale co to jest folkowy mainstream?

Transkapela z kolei zanurza się wprost w tradycji, by wynieść z niej swoją muzykę zwróconą twarzą ku karpackiemu dziedzictwu. Ileż tu nieukrywanej emocji, swobody i oddania się bez reszty płynącym nutom. Bawiąc się w quasi-etymologię nazwy grupy - Transylwania walczy tu "o swoje" z transowością. A jedna i druga konstytuuje ten szczególny, niezafałszowany, głęboko przeżyty przekaz muzyczny. Piękne!

I co ciekawe, obie grupy "ufają" utworom instrumentalnym. W czasach nadmiernego gadania, ględzenia i kultu piosenek - oto artyści, którzy wierzą w moc dźwięku. Którzy prawdziwie żyją muzyką. Muzyką mądrą i głęboką.

I to jest wartość, której nie da się przecenić.

Która jest kolejnym, prawdziwym sukcesem polskiego folku.

Skrót artykułu: 

Jakiż może być bardziej wymierny efekt sukcesu polskiego folku? Płyta Kapeli ze Wsi Warszawa na liście najlepiej sprzedawanych krążków w EMPiK-u. A potem w wersji pirackiej obecna ponoć na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, czy pod Stadionem 22 Lipca w Poznaniu (swoją drogą to ciekawe, że wokół komunistycznych z nazwy stadionów rozkwitł "wolny handel" - jakże często nielegalny).

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!