Pod opieką Świętego Mikołaja

Wszystko zaczęło się od górskich wędrówek. Gdzieś przy ogniskach albo pośród nieporównywalnych z niczym innym krajobrazów Beskidu Niskiego i Bieszczad - to tam rodziło się natchnienie do wspólnego muzykowania. Tam bowiem, w latach 80., młodzi ludzie z Lublina coraz bliżej poznawali, obok repertuaru turystycznego, tradycyjną twórczość zamieszkujących tamte okolice ledwie pół wieku wcześniej Łemków, Bojków, Hucułów...

Kiedy Orkiestra pod wezwaniem Św. Mikołaja pojawiła się pod koniec lat 80. na muzycznym horyzoncie, polska scena folkowa była bardzo uboga. Z jednej strony działali klasycy swobodnie improwizowanego grania - Osjan czy o dekadę młodszy Kwartet Jorgi, z drugiej miłośnicy andyjskich klimatów - w rodzaju Varsovii Manty, z trzeciej wreszcie - stawiający pierwsze ważne kroki przedstawiciele nurtu celtyckiego. W sumie niewiele więcej niż kilkanaście zespołów, które - co trzeba podkreślić - w większości z wielkim dystansem traktowały tradycję polską, czy szerzej - słowiańską.

Orkiestra zaproponowała całkiem oryginalną wizję twórczości odwołującej się, czy może wręcz opartej na tradycji łemkowskiej. To lider grupy - Bogdan Bracha oraz jej menedżerka - Agnieszka Matecka prowadzili, przez te ponad dwadzieścia lat grono kilkudziesięciu osób, które pojawiały się w składzie zespołu (i jego okolicach). Osób zafascynowanych klimatem, harmoniami, brzmieniem "orkiestrowej" muzyki, które oddawały swoje życie tej nowej fascynacji. W styczniu 1992 r. grupa nagrała swą pierwszą, w pewnym sensie przełomową dla całego nurtu kasetę "Muzyka gór" (tak, był taki czas, kiedy podstawową jednostką miary wydawnictwa fonograficznego była kaseta magnetofonowa). Kasetę, na której było jeszcze trochę nieporadności i muzycznych oczywistości, ale za to spontaniczność, niekłamana radość, energia muzykowania, świeżość pomysłu sprawiły, że do dziś słucha się tego materiału znakomicie (jest to o tyle łatwiejsze, że kilka lat temu została wydana jej reedycja na płycie CD).


Popukałbym się w głowę

Na ile nieoczywiste były te wybory dla samych artystów przekonuje lider Orkiestry - Bogdan Bracha, który w jednym z wywiadów przyznawał: "Wszyscy muzycy, którzy tworzą Orkiestrę, przeżyli metamorfozę. Gdyby ktoś dawno temu powiedział mi, że będę się zajmował folklorem, to popukałbym się w głowę. Dla mnie, wówczas młodego człowieka, było to coś niewyobrażalnego. Mieliśmy zupełnie inne zainteresowania, folklor był dla nas cepelią. I w pewnym momencie życia każdy z nas w inny sposób odkrył dla siebie tę muzykę. Ja nagle stwierdziłem, że przy pomocy folkloru mogę wypowiadać siebie z mocą porównywalną do tej spotykanej w przypadku twórczości autorskiej"… Komentarz wobec takiego wyznania... chyba zbyteczny.

Na okładce drugiej kasety "Z wysokiego pola" artyści pisali: "Od fascynacji górami wszystko się dla nas zaczęło, od zachłyśnięcia się powietrzem bieszczadzkich dolin, od smaku zdziczałych jabłek i czereśni z opuszczonych sadów Beskidu Niskiego. Z niezliczonych wypraw - z celem i bez celu - przywozimy naszą muzykę". Inspirowali beskidzkimi, łemkowskimi natchnieniami szerokie rzesze słuchaczy i muzycznych naśladowców.

Kolejnym przełomowym wydawnictwem była płyta "Czas do domu", która ukazała się w 1997 r. Przełomowym zarówno w dyskografii zespołu jak i wiele znaczącym dla historii polskiego folku. Jak to bowiem ktoś powiedział - łatwiej przychodzi nam zachwyt nad muzyką, która jest dla nas niecodzienna, egzotyczna, choćby nawet geograficznie i kulturowo nieodległa. Najtrudniej jednak zaakceptować, polubić własną tradycję - z tym polscy słuchacze mają od lat wielki problem.

Orkiestra św. Mikołaja rzuciła im (nam) wyzwanie, nagrywając płytę w całości wypełnioną piosenkami polskimi - z Podlasia, Kurpiów, Żywiecczyzny. Otrzymaliśmy w ten sposób krążek, który rychło trafił do polskiego folkowego kanonu, a dziś nikt chyba nie zakwestionuje go jako klasycznej pozycji w dyskografii folku po polsku.


W poszukiwaniu Bojnów

To co początkowo było wspólną przygodą/zabawą grupy przyjaciół - zapaleńców nagle zaczęło przybierać coraz bardziej wyrafinowaną formę artystyczną, nie tracąc nic z naturalności i emocjonalności przekazu. Tyle tylko, że ten przekaz trafiał teraz do słuchaczy w jeszcze bardziej poruszającej formie muzycznej.

Pokazywał to fantastyczny "Czas do domu", potwierdzał kolejny, równie znakomity krążek "Kraina Bojnów". Dla artystów był to powrót do tej muzyki, którą Orkiestra miała w swym krwiobiegu od początku - a więc łemkowskiej, huculskiej, bojkowskiej - choć traktowanej z pewnym twórczym dystansem, co sugeruje już sam tytuł. Tytuł ów - jak głosi legenda - wziął się od błędu, który na afiszu promującym koncert zespołu popełnił jeden z organizatorów. Miało być oczywiście "muzyka Bojków", ale członkowie grupy wzięli owo przejęzyczenie, ową literówkę, za dobry znak. Uznali, że rzeczywiście, grają muzykę z "Krainy Bojnów" - mitycznej, będącej swoistym autorskim, pełnym uwagi, wrażliwości, ale i wewnętrznej emocji odczytaniem, interpretacją tradycji polskiego pogranicza południowo - wschodniego. Głosem mocno zasłuchanym w przeszłość, ale po swojemu opowiadającym dawne historie współczesnym słuchaczom, "Kraina Bojnów" była zatem powrotem do pierwotnych natchnień zespołu. O tym, że doświadczenia zdobywane podczas górskich wędrówek były dla muzyków równie ważne, co zachwyty dawną kulturą raz jeszcze przekonuje Bogdan Bracha: "Gdybyśmy wzięli suche materiały etnograficzne, prawdopodobnie niewiele by z tego wyszło. Ale wyjazd np. na Huculszczyznę, aby tam pobyć i poimprezować, nawet bez żadnych prób i muzykowań, jest ważniejszy niż samo zbieranie tekstów i zapisywanie nut. Chodzi o chłonięcie ducha i oddychanie tamtym powietrzem. Dzięki temu możemy później tchnąć nowe życie w wykonywane przez nas utwory". Efekt tego był taki, że kilka lat później (w 2005 r.), Orkiestra - jako pierwszy zespół folkowy! - otrzymała nagrodę im. Oskara Kolberga, niezwykle prestiżową w kręgu znawców, wielbicieli folkloru i sztuki ludowej. Krążek "Z dawna dawnego", który był kolejną pasjonującą wyprawą Orkiestry w stronę polskiej muzyki był również pierwszym i jedynym studyjnym albumem, na którym rolę głównej wokalistki wiodła niezapomniana Anna Kiełbusiewicz. Pojawiły się na tym wydawnictwie pieśni ze Śląska, z Lubelszczyzny i Opolszczyzny. Orkiestra zdawała się rozkwitać, doprowadzając swą wykonawczą formę do coraz większej perfekcji. Tragiczna śmierć Ani Kiełbusiewicz w wypadku zmieniła wszystko.


Eksperyment, otwartość, muzykalność

Kolejne wydawnictwa zespołu miały charakter różnorodnie rozumianych eksperymentów, będąc jednocześnie każdorazowo dowodem wybitnej kreatywności, otwartości, odwagi, a nade wszystko muzykalności członków zespołu. Pierwszą z płyt, o których można mówić jako o eksperymencie, była "O miłości przy grabieniu siana" - z jednej strony spotkanie z nowa wokalistka Elżbietą Rojek (tak naprawdę nową/starą, bo przed laty śpiewała na kasetowym debiucie Orkiestry), z drugiej - nowy pomysł na przekaz tekstowy, znaczną część albumu wypełniały bowiem wiersze słynnej ludowej poetki z Raby Wyżnej - Wandy Czubernatowej.

Eksperymentem drugim był album nagrany wspólnie z mistrzem, absolutnym klasykiem huculskiej muzyki - Romanem Kumłykiem. Kapela Kumłyka Czeremosz i Orkiestra Św. Mikołaja zagrały porywającą, źródłową, pełna blasku muzykę, skutecznie zacierając wszelkie teoretyczne (kulturowe, narodowościowe, etc.) granice miedzy członkami obu formacji. Jednym głosem zagrały piękne huculskie nuty.

Wreszcie "Lem-Agination" projekt będący fascynującą - i w pełni udaną - próbą odtworzenia brzmienia tradycyjnych łemkowskich grup. To więcej niż eksperyment, to twórcza podróż - pełna pasji, emocji i nieskrywanych sentymentów.

Kolejnym powrotem do najważniejszych inspiracji Orkiestry była płyta "Nowa muzyka" z 2007 r. Jako że przed ogłoszeniem tego co "nowe", wypadałoby zdefiniować to, co "stare", Orkiestra wypuściła na rynek równocześnie (a nawet łącznie) dwie płyty - stosownie nazwane. "Stara muzyka" przyniosła klasyczne utwory z wcześniejszego repertuaru grupy, chciałoby się powiedzieć wręcz największe hity. "Nowa muzyka" była próbą zmierzenia się ze świeżym, choć osadzonym w dobrze znanych tradycjach, repertuarem.


Pokazując drogę

Jeśli w końcu lat dziewięćdziesiątych, a potem też w następnych latach mówiono o boomie folkowym, jeśli na scenie pojawiło się raptem wielu młodych, młodszych wykonawców - od Kapeli Ze Wsi Warszawa po Dikandę, Żywiołaka, Gadającą Tykwę, Village Kollektiv (by wskazać możliwie szerokie spektrum stylistyczne) - to za każdym z nich stoi w jakimś sensie przykład, inspiracja Orkiestry. Oczywiście, czasem wyraża się to wprost, czasem owa inspiracja jest efektem dłuższych procesów. Nie ma jednak wątpliwości, że to Orkiestra św. Mikołaja wiele razy pokazywała, że "można", że da się osiągnąć artystyczny sukces - i spełnienie - idąc taką niestandardową, niekomercyjną drogą, że na kanwie tradycji łemkowskiej czy bojkowskiej można stworzyć dziś nową, porywająca, autorską opowieść, że doskonałe efekty może przynieść też fascynacja polską muzyką tradycyjną.

W tym sensie Orkiestra św. Mikołaja była przez wiele lat swej twórczości zespołem progresywnym, pokazującym drogę innym wykonawcom. Zespołem w pełni dojrzałym i bardzo oryginalnym. Z całą pewnością to jeden z najważniejszych (nie tylko w folkowej perspektywie) zespołów na polskiej scenie w ostatnich dwóch dekadach. Kilka spośród jej płyt należy do kanonu ostatniego dwudziestolecia. O wpływie na środowisko folkowe trudno wręcz mówić - tak był on przemożny. Dodajmy więc tylko, że dzięki swej otwartości i aktywności, członkowie grupy niejednokrotnie stawali na estradzie - podczas koncertów czy festiwali - obok artystów rockowych, bluesowych, reggae'owych, stając się ważnym i wyrazistym uczestnikiem muzycznego dialogu.

Miejmy nadzieję, że przed nimi dalsze lata fascynującej twórczości. Aktualny skład Orkiestry tworzą: Anna Bielak - skrzypce, śpiew, Agnieszka Kołczewska - bębny, instrumenty perkusyjne, Justyna Kazek - wiolonczela, Bogdan Bracha - śpiew, skrzypce, fujarki, instrumenty stroikowe, Marcin Skrzypek - gitara, mandolina, koboz, cymbały, bębenki, śpiew.


"Szkoła" Orkiestry - środowisko

Orkiestra św. Mikołaja to jednak nie tylko "kultowy" zespół muzyczny. Przez minione blisko ćwierć wieku mnóstwo wydarzyło się także "wokół" zespołu. Żywiołowość, naturalność, energia, którymi emanowała grupa, nie pozostawiała obojętnymi ludzi, którzy spotykali ją na swej drodze. Stawała się ona wreszcie również inspiracją dla innych lokalnych artystów, natchnieniem dla twórczych poszukiwań, wyrazistym drogowskazem.

Pojawiało się więc na folkowej scenie, również lubelskiej, wielu wykonawców, którzy wyraźnie nawiązywali do estetyki Orkiestry. Zaistniało również szerokie grono zespołów z Lublina, czasem bliskich estetycznie Orkiestrze, czasem powiązanych z nią personalnie, czasem zawdzięczających jej po prostu pierwsze natchnienie. Abstrahując tu od chronologii przypomnijmy, że wzbogaciły lubelską - a w efekcie i ogólnopolska scenę - takie zespoły jak Odpust Zupełny i Caci Vorba, ale była też niezapomniana Ania Z Zielonego Wzgórza, Do Świtu Grali, Jahiar Group, Się Gra, Etnomalia i inne solowe projekty Jarosława Adamowa, Chojzes Klezmorim, Sounds of Times, Klezmaholics. Znaczna część ze wspomnianych zespołów powołana została do życia przez muzyków, którzy wcześniej zdobywali doświadczenie w Orkiestrze. Przypomnimy, że w pierwszym składzie "Mikołajów" był też Maciej Filipczuk - późniejszy lider jakże oryginalnej grupy Lautari.

Estetyka, którą zaproponowała i przez lata rozwijała Orkiestra św. Mikołaja stawała się kluczową inspiracją dla szeregu innych wykonawców. Już w pierwszej połowie lat 90. zaczęły się pojawiać na folkowej scenie zespoły, w których graniu słychać było fascynację jej pomysłem na brzmienie. Warszawska Werchowyna i wrocławska Chudoba byłyby tu chyba najlepszymi przykładami. Najlepszymi w tym sensie, że inspiracje dokonaniami Orkiestry wydawały się bezdyskusyjne, zarazem obie grupy próbowały tworzyć własny muzyczny język. Wśród najważniejszych kontynuatorów przywołanej estetyki wspomnieć trzeba też o zespołach Drewutnia i Czeremszyna - w przypadku obu inspiracje dokonaniami Orkiestry św. Mikołaja są chyba oczywiste.


Podróże Orkiestry

Orkiestra św. Mikołaja - jak wspomniałem wcześniej - grywała nie tylko na koncertach i festiwalach folkowych. Bywała zapraszana na muzyczne imprezy o charakterze rockowym, jazzowym, festiwale muzyki dawnej, turystycznej, etc. Nie sposób przy okazji nie wspomnieć o najważniejszym być może dziele lubelskiego środowiska - festiwalu Mikołajki Folkowe, który od ponad dwóch dekad jest jednym z najważniejszych punktów w corocznym folkowym kalendarzu.

Warto jednak kilka słów poświęcić również licznym międzynarodowym występom zespołu. Część spośród ponad tysiąca koncertów, jakie grupa zagrała, miała bowiem miejsce poza granicami kraju, gdzie Orkiestra z sukcesami reprezentowała polską scenę folkową, ale przecież także lubelskie środowisko muzyczne. Wśród tych międzynarodowych doświadczeń były koncerty m.in. w Portugalii, Szwecji, Ukrainie, Hiszpanii, Czechach, wielokrotnie w Niemczech - również na prestiżowym Festiwalu Muzyki Folkowej Europejskiej Unii Radiowej w Rudolstadt.

Najlepiej członkowie Orkiestry św. Mikołaja czują się chyba jednak podczas beskidzkich i bieszczadzkich wędrówek (w Jaworniku od lat prowadzą warsztaty artystyczne "Spotkania Ludzi Gór") oraz przed polską publicznością. To bowiem w znacznej mierze ich - "orkiestrowego" środowiska - zasługa, że polski folk, który jeszcze kilkanaście lat temu wydawał się być ulotnym hobby wąskiej grupy pasjonatów, stał się jednym z ważniejszych artystycznych nurtów w naszym kraju.

Ich przykład, ich otwartość, ich świetna muzyka, stawały się drogowskazami dla wciąż pojawiających się nowych wielbicieli polskiego folku.


Tekst ukazał się w Lubelskim Informatorze Kulturalnym "Zoom" nr 12/grudzień 2011
Skrót artykułu: 

Wszystko zaczęło się od górskich wędrówek. Gdzieś przy ogniskach albo pośród nieporównywalnych z niczym innym krajobrazów Beskidu Niskiego i Bieszczad - to tam rodziło się natchnienie do wspólnego muzykowania. Tam bowiem, w latach 80., młodzi ludzie z Lublina coraz bliżej poznawali, obok repertuaru turystycznego, tradycyjną twórczość zamieszkujących tamte okolice ledwie pół wieku wcześniej Łemków, Bojków, Hucułów...

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!