Gdzie szukać folku, kiedy kwitną bazie?

(Doniesienia terenowe)

Wraz z wiosną skryte przez długą, mroźną zimę życie przyrody powolutku wychodzi z ukrycia, zielone kiełki przebijają ziemię, nabrzmiałe pąki nabierają zaufania do coraz to cieplejszych wiatrów.

W tym też czasie ukryty w salach koncertowych folk i folklor wyrusza w teren i coraz częściej będzie go można spotkać na imprezach plenerowych. Ciekawe, czy gdybyśmy stworzyli folkowo-koncertową mapę Polski, to nie okazałoby się, że folk "na zielonej trawce" to folk na miejskich trawnikach? Ile jest folku na wsi? A ile jest na niej jeszcze folkloru? Czy spotkać go można tylko na rynku w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą lub w innych miasteczkach, takich jak np. Wyśmierzyce. Czy jest jeszcze żywy folklor "u źródeł"?

Na to pytanie będę mogła prawdopodobnie sobie i Czytelnikom odpowiedzieć już w najbliższej przyszłości, gdyż przekorny los wyciął mnie i mężowi żart niejako primaaprilisowy, bo od pierwszego kwietnia zamieszkaliśmy w małej zachodnioroztoczańskiej miejscowości. Aż trudno nam było samym uwierzyć, że to nie żart, kiedy osiedlaliśmy się na słonecznym pagórku, gdzie krystalicznie czystą wodę wyciąga się wiadrem ze studni. I oto witają nas zmęczone, wieczorne klucze żurawi krzyczące tuż nad naszymi głowami.

Inne pytanie, które sobie zadaliśmy z okazji przeprowadzki, to jaki my, bywalcy folkowych koncertów, będziemy mieć teraz dostęp do folku? Naturalnym byłoby, gdyby konieczność dojazdu do sal koncertowych rekompensowała nam stała obecność elementów żywego folkloru. Czy tak jednak będzie? Może kiedy zżyjemy się z naszą utuloną wśród wierzchowin Roztocza Gorajskiego wioseczką, poznamy bliżej jej mieszkańców i zwyczaje, będziemy mogli na to pytanie odpowiedzieć. Przyjrzyjmy się więc, czy gdzieś już można zaobserwować jakieś przejawy tradycji, pradawanych zwyczajów?

Tak jak przyroda podczas przedwiośnia, tak i życie kulturalne wsi, poddawane cyklicznym rytmom kościelnego kalendarza liturgicznego na razie jest przyczajone i śpi. Jest bowiem okres katolickiego Wielkiego Postu, wieś jest cicha, spokojna, nie ma żadnych zabaw, więc nie mamy szans usłyszeć nie tylko obrzędowej muzyki ludowej, ale nawet diskopolo (obszerna dyskusja czy diskopolo jest folkiem wybrzmiała ostatnio na liście dyskusyjnej "Folkowanie" - polecam). W takich małych miejscowościach każde zachowanie jest kontrolowane przez lokalny zwyczaj, tabu, które mało kto odważy się złamać z obawy przed publicznym napiętnowaniem przez "sumienie zbiorowe" istniejące tu przez wieki.

W niedzielę poprzedzającą Wielkanoc każda gospodyni domu święci palmę. Z zainteresowaniem przyglądałam się tłumkowi zmierzającemu do kościoła, ale niestety - tylko kilka palm to lokalne wyroby z trzciny, bukszpanu, bazi, suszonych kwiatów. Większość to kupowane na targu gotowe wyroby.

Kulminacja Wielkiego Postu to Wielki Tydzień, podczas którego we wsi zapada cisza, nikt nie śpiewa głośno, nie słucha muzyki. W Wielki Piątek nie wolno tu nawet wykonywać hałaśliwych prac. Za to trzeba bardzo rano wstać, żeby przed świtem napić się źródlanej wody, aby przez cały rok cieszyć się zdrowiem. Ku mojemu zdumieniu przy okolicznym źródle w wielkopiątkowy poranek przewija się tłum mieszkańców, którzy przybyli do źródła piechotą, rowerami, a niektórzy ciągnikami rolniczymi. Skąd wziął się ten zwyczaj, z jak starych obrzędów się wywodzi? Dlaczego jest mniej znany, niż chociażby pisanie pisanek, które w tym regionie przyozdabiane są wzorami z "wiatraczków", "grabek" i "drabinek", w których każdy rodzimowierca rozpozna dobrze znane symbole?

Przejawem tradycji jest ubiór - oczywiście próżno byłoby szukać samodziałowych kiecek, czy sukman, jedyny zachowany element to kobieca chusteczka i jej kolorystyczna symbolika - w poście ciemna: fioletowa, czarna, w Wielkanoc jasna: bordowa, czerwona.

Wiosna już wybucha zielenią, w drzewach dźwięczy "ptasia zawierucha". Może w tym radosnym, wiosennym czasie uda nam się odnaleźć starodawną muzykę i tradycję. Jeśli tak, na pewno o tym opowiemy.

Skrót artykułu: 

Wraz z wiosną skryte przez długą, mroźną zimę życie przyrody powolutku wychodzi z ukrycia, zielone kiełki przebijają ziemię, nabrzmiałe pąki nabierają zaufania do coraz to cieplejszych wiatrów.

W tym też czasie ukryty w salach koncertowych folk i folklor wyrusza w teren i coraz częściej będzie go można spotkać na imprezach plenerowych. Ciekawe, czy gdybyśmy stworzyli folkowo-koncertową mapę Polski, to nie okazałoby się, że folk "na zielonej trawce" to folk na miejskich trawnikach? Ile jest folku na wsi? A ile jest na niej jeszcze folkloru? Czy spotkać go można tylko na rynku w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą lub w innych miasteczkach, takich jak np. Wyśmierzyce. Czy jest jeszcze żywy folklor "u źródeł"?

Dodaj komentarz!