Pieśni, tańca i korzeni…?

[folk a sprawa polska]

Czy można zostać klasykiem „przez zasiedzenie”? Przez mozolne długie trwanie? Co dziś oznaczają i jak bardzo „rozciągliwe” są pojęcia muzyki źródeł, tradycji, korzeni? I co to znaczy być „największym nośnikiem tradycji”? Wszystkie te pytania nasuwają się w związku z sukcesami Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Zdobył on w tym roku, za współpracę z Miuoshem, nagrodę Fryderyka w kategorii Zespół/Projekt Artystyczny Roku, a także został laureatem w kategorii Album Roku Muzyka Korzeni za płytę „70-lecie Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk im. Stanisława Hadyny. Największe przeboje”. Dodajmy jeszcze, że w roku ubiegłym Fryderyka w kategorii Album Roku Muzyka Korzeni/Blues zyskała płyta „Pieśni współczesne” nagrana przez Zespół Pieśni i Tańca Śląsk oraz wspomnianego już Miuosha. Warto przy okazji przypomnieć, że w minionych latach przyjmowano owacyjnie również współpracę Goorala z zespołami Śląsk i Mazowsze.

Nie zamierzam tu kpić ani ironizować. Trzeba zwyczajnie przyjąć do wiadomości, że dla przedstawicieli krajowej branży muzycznej (bo warto przypomnieć, że gremium decyzyjnym w przypadku Fryderyków są ci, którzy – skrótowo rzecz ujmując – najlepiej na muzyce się znają) właśnie twórczość Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk jest tym, co najbardziej poruszające, wiarygodne i oryginalne w kontekście muzyki źródeł/korzeni
oraz interpretowania tradycji. Ciekawym zagadnieniem jest sposób definiowania tych pojęć przez osoby decydujące o obliczu polskiej sceny muzycznej. Nie chodzi mi tu zresztą o jakieś osobiste uprzedzenia wobec zespołu Śląsk. Raczej o to, że jego ostatnie sukcesy w „najbardziej prestiżowym konkursie muzycznym w kraju” są symptomem ogólnych zjawisk, o których warto podyskutować, a przynajmniej pomyśleć. Ciekawi mnie również względność pojęć, których używamy, kiedy mówimy o muzyce.

Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że szeroko rozumiana scena muzyki folkowej (której źródeł pozwalam sobie upatrywać od czasów Osjana, Kwartetu Jorgi, Atmana, Orkiestry św. Mikołaja, Open Folku, Werchowyny, Bractwa Ubogich aż do dziś) pojawiła się i krystalizowała nie tylko na antypodach sceny muzyki popularnej, ale też jako – niewymagająca chyba żadnych uzasadnień – opozycja wobec rozumienia czy wykorzystywania muzyki ludowej, tradycyjnej przez profesjonalne, państwowe zespoły pieśni i tańca. Folkowe granie wynikało z absolutnie odmiennego od tzw. ZPiT-ów sposobu traktowania tradycji, jej absorbowania, czasami przetwarzania, ale i totalnie odrębnej estetyki, stosunku do słuchacza, nieporównywalnie innej formy komunikacji, emocjonalności – a dla mnie również wiarygodności. Dlatego uważam, że obecność nagrań zespołu pieśni i tańca w finale prestiżowego konkursu może budzić konfuzję.

Na stronie Narodowego Centrum Kultury odnajdziemy entuzjastyczne słowa na temat „Pieśni współczesnych”: „Album zawiera historie o ponadczasowej tematyce, w aktualnej interpretacji muzyków, wykorzystujących tradycyjne pieśni, wierzenia, wartości i historie ludowe”. Na stronie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia (i w innych miejscach) w zapowiedzi koncertu czytamy: „Ten album to ten moment – raz na milion lat”. I dalej: „to projekt, jakiego na polskiej scenie muzycznej jeszcze nie było – nie tylko ze względu na liczbę zaangażowanych artystów, ale także przełomowe podejście do tradycji”. Cóż, słowo napisane wypada przyjąć, nawet jeśli niekoniecznie zaakceptować.

Z drugiej bowiem strony na przykład Maria Baliszewska, opowiadając w „Gadkach z Chatki” o początkach Mikołajek Folkowych, mówiła: „To był właściwie pierwszy festiwal folkowy w Polsce, on wypełniał to pole, które przedtem zajmowały zespoły pieśni i tańca. Z nimi związana była propaganda peerelowska, co napiętnowało folklor. Ludzie się od niego odwrócili”. I w innym miejscu: „Kiedy Oskar Kolberg zaczął komponować
swoje utwory oparte na muzyce ludowej, to Chopin, z którym razem się wychowywał i mieszkał na uniwersytecie, napisał do niego w liście, żeby nie szedł tą drogą, bo to przyprawiony nos i peruka. Za taki przyprawiony nos uważam Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze”.

Z dystansem do tej formy artystycznej odnosi się również Weronika Grozdew-Kołacińska choćby wtedy, gdy w wywiadzie dla pisma „Nowy Napis” stwierdza: „Mówimy oczywiście o komunistycznej propagandzie, w którą została uwikłana również wiejska muzyka i o nacjonalizacji folkloru. Stąd wzięła się między innymi chęć jej upiększania, dorównania wzorom, które niosły ze sobą państwowe zespoły pieśni i tańca”.

Jak tu jednak mieć dystans do tychże zespołów, skoro w wielu zakątkach internetu, także na stronach Polskiego Radia, możemy dowiedzieć się, że Zespół Pieśni i Tańca Śląsk jest „jedną z najlepiej rozpoznawalnych marek artystycznych w Polsce i na świecie” (czasami dodaje się jeszcze: „obok Konkursu Chopinowskiego i ZPiT Mazowsze”). Jak wątpić, kiedy Miuosh w jednym z wywiadów powołuje się na Katarzynę Budkę z Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach i mówi: „jest wspaniała instytucja, która podlega pod Ministerstwo Kultury i Urząd Marszałkowski, czyli Zespół Pieśni i Tańca Śląsk. Ten zespół wraz z Mazowszem są największymi nośnikami tradycji w tym kraju”.

No i cóż, może na tym wypadałoby skończyć, gdyby nie jeszcze jeden cytat. Dzięki Maciejowi Rychłemu przeczytałem nieznany chyba szerzej tekst profesora Jana Stęszewskiego O dysharmonijnych funkcjach państwowego zespołu ludowego pieśni i tańca, którego autor w roku 1995 pisał: „Folklorystyczność programu [Śląska – przyp. TJ] jest najbardziej dyskusyjna”. I dalej: „Jest coś niewytłumaczalnego w tym, że z górą trzydzieści lat bez większych protestów toleruje się dominujący w repertuarze zespołu banał artystyczny, stosowanie dawno zużytych środków, ubogość warsztatu”. Podsumowuje myśl zdaniem, że „poziom opracowań tej muzyki odpowiada oczekiwaniom audytorium, w tym też dysponentów środków finansowych na kulturę. To zaś gwarantuje »sukces«”. I jeszcze jedno: „Gdy w szranki idą walory estetyczne i użyteczność muzyki o celach i funkcjach pozaestetycznych, stroną poszkodowaną jest wyraźnie ta pierwsza, a także nieświadome sprawy, manipulowane i zubożone duchowo audytorium”. Na ile te słowa się zestarzały? A może nadal są aktualne?
Nie rozstrzygam obiektywnie, kto tu ma rację, mimo że mam swoją odpowiedź i wybieram innych interpretatorów muzyki tradycji, muzyki korzeni.

Tomasz Janas

Sugerowane cytowanie: T. Janas, Pieśni, tańca i korzeni…?, "Pismo Folkowe" 2023, nr 168 (5), s. 20.

Skrót artykułu: 

Czy można zostać klasykiem „przez zasiedzenie”? Przez mozolne długie trwanie? Co dziś oznaczają i jak bardzo „rozciągliwe” są pojęcia muzyki źródeł, tradycji, korzeni? I co to znaczy być „największym nośnikiem tradycji”? Wszystkie te pytania nasuwają się w związku z sukcesami Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Zdobył on w tym roku, za współpracę z Miuoshem, nagrodę Fryderyka w kategorii Zespół/Projekt Artystyczny Roku, a także został laureatem w kategorii Album Roku Muzyka Korzeni za płytę „70-lecie Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk im. Stanisława Hadyny. Największe przeboje”. Dodajmy jeszcze, że w roku ubiegłym Fryderyka w kategorii Album Roku Muzyka Korzeni/Blues zyskała płyta „Pieśni współczesne” nagrana przez Zespół Pieśni i Tańca Śląsk oraz wspomnianego już Miuosha. Warto przy okazji przypomnieć, że w minionych latach przyjmowano owacyjnie również współpracę Goorala z zespołami Śląsk i Mazowsze.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!