Ani słowa o politykach [folk a sprawa polska]

Dobry to czy zły czas dla muzyki folkowej, okołofolkowej, ale też wiejskiej, tradycyjnej? Okazuje się rap-tem, że od przełomu lutego/marca coraz więcej ciekawych nut pojawia się w polskiej telewizji. W przywróconym po latach na ekrany „Pegazie” zobaczyliśmy Hańbę! czy Dagadanę. Cotygodniowy program „Dzika muzyka” właściwie w całości poświęcony jest tradycyjnej muzyce wiejskiej i folkowej. Bo chyba nikt nie wątpi, że – uwielbiamy przeze mnie – zespół Tęgie Chłopy to jednak folk, a nie oryginalna muzyka wiejska (nie wiem, czy takie definicje są konieczne, ale może jednak?). Kultowe, poznańskie Centrum Rezydencji Teatralnej Scena Robocza zmieniało niedawno swoją lokalizację. Co zaproponowano na inaugurację? Spektakl „Mistrz Manole” z muzyką Jacka Hałasa oraz udziałem m.in. jego samego, Roberta Wasilewskiego, Macieja Filipczuka i Barta Pałygi. W ramach cyklu imprez odbywających się na poznańskim Ostrowie Tumskim tuż przed uroczystościami 1050-lecia Chrztu Pol-ski w trzech kościołach zaplanowano serię koncertów, nawiązujących do rozmaitych tradycji religijnych. Kogo organizatorzy zaprosili? Pawła Szamburskiego, Adama Struga z Monodią Polską, Olę Bilińską i Berjozkele... A to przecież tylko wybrane przykłady.

Z jednej strony nowe, telewizyjne perspektywy pozwalają docenić to, że Januszowi Prusinowskiemu (który jest pomysłodawcą i prowadzącym program „Dzika muzyka”) udało się coś, co przez wiele lat nie powiodło się nikomu (mieć autorski program w TVP). Z drugiej – można mu zadać odrobinę złośliwe i nie do końca poważne pytanie: czy stanie się dzięki temu pierwszym „folkowym”, pardon, „tradycyjnym” albo „ludowym” celebrytą? Czego mu zresztą życzę, jeśli miałoby to dopomóc pozycji tej muzyki w naszym kraju…

Dobry to więc czas czy zły? Bo przecież wspomniana grupa Tęgie Chłopy odbyła triumfalną, kilkunastokoncertową trasę po Polsce. No dobrze, była ona organizowana własnym sumptem, entuzjazmem przyjaciół i nadludzkim wysiłkiem samych muzyków. Ale odbyła się. A to, co zobaczyłem i usłyszałem na poznańskim koncercie/potańcówce, przekonało mnie, że mamy do czynienia z prawdziwym zjawiskiem. Wśród publiczności: wielbiciele folku, krąg domu tańca, ale też ludzie z kręgów artystycznych, na co dzień niby dalecy od takiej muzyki i wielu ludzi młodych, ale też – wzruszające – pary starszych ludzi, którzy przyszli potańczyć tanga i nie tylko.

A do tego półeczka z nowymi płytami znów oferuje różnorodne doznania. Wielce, wielce oczekiwany debiutancki album Hańby! po prostu zachwyca. Niby znamy te nagrania z koncertów i z wcześniejszych płytek demo. Jednak dopiero tu prawdziwie rozkwitły i zabrzmiały rewelacyjnie. Dopieszczone w studiu jeszcze przez zmarłego w ubiegłym roku Wojciecha Przybylskiego, dla którego była to jedna z ostatnich prac, pokazują z jednej strony siłę i chropowatość zespołu, z drugiej – plastyczne, selektywne brzmienie.

Blisko tradycji jak nigdy dotąd jest na nowej płycie Dagadana. W muzyce tej grupy przeplot elementów world music, elektroniki, odrobiny jazzu i owej fascynacji ludowością daje wielowątkowy efekt. Tym razem głosy wokalistek najwyraźniej zwracają się ku obu – polskiej i ukraińskiej – tradycjom.

Po swojemu mierzy się z pograniczami etno, muzyki żydowskiej i improwizacji Meadow Quartet. To już jego trzeci krążek. No i jeszcze jedno: przepiękną płytę, „Stwórco łaskawy”, nagrała Maria Pomianowska. Rzadko kto pochyla się nad pieśniami wielkopostnymi. Pomianowska uczyniła to w sposób naprawdę zachwycający, pełen finezji, subtelności i artystycznej głębi.

Trudno nie cieszyć się z tych wszystkich przejawów twórczej aktywności. Jest bowiem dla mnie oczywiste, że z tej właśnie różnorodności, z tego bogactwa wyrasta wielka wartość, wyrasta życie. Być może nie byłoby tak pięknie rozwijającego się nurtu muzyki rekonstruowanej, gdyby jego uczestnicy nie przeżyli wcześniej fascynacji folkiem. A z kolei ci, którzy w autorskich interpretacjach odchodzą daleko ku innym stylistykom, mają na horyzoncie – albo i w sobie – tę bazę, jaką jest muzyka tradycyjna, ludowa. Bo właśnie twórczość przejawiająca się w rozmaitości form jest wartością, jest szansą na dialog, szczerą rozmowę, spotkanie. Tym muzyka – także folkowa – różni się od polityki bodaj wszystkich partii. Tym, że nie wyklucza, nie odbiera godności ani prawa do istnienia inaczej myślącym, inaczej rozumiejącym świat. Że jej bogactwo, tak jak w życiu, rodzi się z mądrej różnorodności.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!