Na marginesie...




Przeczytawszy ostatni numer „GzCh”, w którym ukazał się artykuł Małgorzaty Jędruch “Listy do... (2)”, poczułem się nieco zażenowany.

W owym liście padały górnolotne słowa na temat wykształcenia muzyków, warsztatu, znajomości literatury muzycznej, poziomie wykonawczym, czyli krótko – profesjonalizmie oraz o tym, czy takowy ujmuje spontaniczności muzykowania. Sam, wielki Czesław Niemen na Nowej Tradycji zachwalał bardzo wysoki poziom wykonawców. Wszystko ładnie i pięknie, tylko, że taki zwykły meloman jak ja, wysłuchawszy transmisji w II Programie Polskiego Radia, tak zwanego profesjonalizmu nie zauważyłem (wśród uczestników konkursu oczywiście). Ba, jestem zupełnie zaskoczony, że członkowie docenionych przez jury zespołów, mając w większości „pod palcami” wszelkiego rodzaju literaturę muzyczną, a możliwości techniczne i brzmieniowe instrumentów znają „od podszewki”, zaprezentowali tak mało ciekawy stylistycznie i wykonawczo program. O jakiejkolwiek nowości w stylu i świeżej koncepcji nawet nie wspomnę. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. W dzisiejszych czasach słuchacz, bądź uczestnik koncertu wymaga od wykonawcy pewnej jakości. Niemniej jednak jakości tej nie można uzyskać bezpośrednio dzięki edukacji muzycznej. Jest to maleńka kropla w morzu. Edukacja to podstawa. Uczymy się grać w szkole, na ulicy, pod stodołą z sąsiadem. Zakładamy pierwszy zespół, drugi, piąty i nic. Gramy 10 czy 15 lat na instrumencie, uważamy że jest nieźle, wchodzimy do studia a tam okazuje się, że wcale nie jest tak dobrze, jak myśleliśmy. Zmierzam do tego, że profesjonalizm przychodzi z czasem. Tomasz Stańko zapytany – jak do tego wszystkiego doszedł? Odpowiedział: – „Jestem na scenie czterdzieści dwa lata”.

Tak więc pisanie o profesjonalizmie na Nowej Tradycji (wśród uczestników konkursu) jest stanowczo na wyrost. Szczególnie wśród zespołów istniejących niespełna pół roku. Obecnie nagrać płytę i ją wydać, to stanowczo za mało. Ta płyta musi się sprzedać. By tak się stało, nie wystarczy być etnografem czy muzykiem dyplomowanym. Nie pomoże także profesjonalne nagranie i piękna okładka. Rynek muzyczny ma tak bogatą ofertę, że przebić się z własnym pomysłem przez ten gąszcz jest niemalże niemożliwe. Muzyczna sztuka musi mieć siłę oddziaływania, musi elektryzować, otwierać nowe, ciekawe przestrzenie, dodawać nowej jakości. Duchowość, feeling, talent, a przede wszystkim naturalna potrzeba wyrażania siebie, stanowi to COŚ, czego nie można nauczyć się w szkole. Aczkolwiek to COŚ ma bezpośredni i najważniejszy wpływ na sztukę. Takie kosmetyczne zabiegi jak jakość czy estetyka są nieodzownym elementem naszych czasów, więc nawet nie wypada o nich mówić, tym bardziej pisać.

Skrót artykułu: 

Przeczytawszy ostatni numer „GzCh”, w którym ukazał się artykuł Małgorzaty Jędruch “Listy do... (2)”, poczułem się nieco zażenowany.

W owym liście padały górnolotne słowa na temat wykształcenia muzyków, warsztatu, znajomości literatury muzycznej, poziomie wykonawczym, czyli krótko – profesjonalizmie oraz o tym, czy takowy ujmuje spontaniczności muzykowania. Sam, wielki Czesław Niemen na Nowej Tradycji zachwalał bardzo wysoki poziom wykonawców. Wszystko ładnie i pięknie, tylko, że taki zwykły meloman jak ja, wysłuchawszy transmisji w II Programie Polskiego Radia, tak zwanego profesjonalizmu nie zauważyłem (wśród uczestników konkursu oczywiście).

Dodaj komentarz!