Pojechali mimo zakazów

Istnieje pewien zwyczaj wielkanocny, który co roku przyciąga na Górne Łużyce setki turystów z całego świata. Tej formy świętowania Wielkanocy nie zniszczył nawet ustrój byłego NRD, możemy więc mówić o jej ciągłości od 1541 roku. Procesji nie powstrzymała również wojna. W 1945 roku odbyła się bez przeszkód. Nad głowami jeźdźców latały sowieckie samoloty, ale ani konie, ani tym bardziej ludzie nie przestraszyli się stalowych ptaków i dopełnili tradycji. Mowa tutaj o tzw. wielkanocnej kawalkadzie jeźdźców (głuż. křižerjo, niem. Osterreiten), procesji konnej w niedzielę wielkanocną. Wędrując od wioski do wioski, ogłaszają wszystkim dobrą nowinę – zmartwychwstanie Jezusa. Nie jest to jednak typowo łużycki zwyczaj religijny, jest bowiem praktykowany do dziś również w Austrii, Tyrolu, niektórych regionach Szwajcarii oraz w Polsce, na Śląsku. Dr Měrćin Wałda (Martin Walde), etnolog i etnograf pochodzący z Górnych Łużyc, wywodzi procesję z czasów przedchrześcijańskich, kiedy przodkowie Słowian odprawiali ten rytuał w celu wygnania złych duchów i zapewnienia sobie obfitości plonów.
Tradycyjna, znana już w średniowieczu trasa wiodła z miejscowości Wittichenau (głuż. Kulow) do Ralbitz (głuż. Ralbicy) i miała ok. 11 km. Współcześnie istnieje kilka dróg, którymi podąża procesja. Liczbę wszystkich jeźdźców szacuje się na ok. 1 500 osób.
Jak podano w tym roku w niedzielę wielkanocną w radiowym programie w języku górnołużyckim, MDR Serbja, w roku 2001 odnotowano rekordową liczbę jeźdźców, która wyniosła w sumie 1 683 konnych. Zarówno stroje, jak i wyposażenie czy utrzymanie koni leży w gestii prywatnej uczestników. Mimo to na podstawie statystyk można stwierdzić, iż liczba jeźdźców od lat 90. XX wieku stale rośnie. Tradycyjne trasy przejazdu to: Ralbitz – Wittichenau (głuż. Ralbicy – Kulow), Crostwitz – Panschwitz-Kuckau (głuż. Chrósćicy – Pančicy-Kukow), Nebelschütz – Ostro (głuż. Njebjelčicy – Wotrow), Radibor – Storcha (głuż. Radwor – Baćoń), Bautzen – Radibor (głuż. Budyšin – Radwor). Co ważne, przy planowaniu tras procesji zadbano o to, aby się nie krzyżowały. Jest to jedna z głównych zasad organizacyjnych, której korzenie sięgają początków tej tradycji. Jeźdźcy ubrani są na czarno, noszą białą koszulę, często czarną muszkę, obowiązkowo czarny cylinder oraz białe rękawiczki. W czasie pochodu wszyscy uczestnicy śpiewają pieśni kościelne, odmawiana jest też modlitwa błagalna o dobre zbiory. Niesione są również sztandary, które zachwycają kunsztem wykonania. Wiele z nich jest przeznaczonych wyłącznie na tę okazję, można je więc podziwiać tylko raz w roku, właśnie w Wielkanoc. Na Górnych Łużycach w pochodzie biorą udział jedynie mężczyźni na koniach, na Dolnych Łużycach są to również kobiety. Dokładne godziny rozpoczęcia procesji różnią się w zależności od trasy, wiele miejscowości umieszcza dokładne informacje w internecie już na początku roku. Ponieważ, jak już wspomniałam, kawalkada przyciąga tłumy turystów, warto rezerwować noclegi w okolicznych wioskach i miasteczkach z dużym wyprzedzeniem.
W tym roku już od połowy marca spekulowano w serbołużyckich i regionalnych mediach, czy procesje się odbędą. Zakaz zgromadzeń, obowiązujący w Saksonii z powodu pandemii koronawirusa, zdawał się bowiem stać na drodze wielowiekowej tradycji. Wiele osób zabierało głos w tej kwestii, burzliwa debata toczyła się również wśród internautów m.in. na Facebooku. Jedni deklarowali, że podporządkują się nadzwyczajnym okolicznościom, drudzy zapowiadali, że skoro jazdy nie powstrzymała II wojna światowa, to nic nie może jej zatrzymać. Warto zaznaczyć, że dla jeźdźców nie jest to uroczysta przejażdżka czy pokazanie się w odświętnych strojach, jak mogą to widzieć turyści czy postronni obserwatorzy. Ta forma ogłaszania zmartwychwstania Chrystusa stanowi dla nich bowiem wyznanie wiary, a przecież Górne Łużyce to od wielu wieków bastion wiary rzymskokatolickiej. Osobiście nie wierzyłam, że koronawirus powstrzyma wszystkich uczestników i moja intuicja mnie nie zawiodła. Jak donosiły „Serbske Nowiny” z 14 kwietnia 2020 roku na drogach pojawili się pojedynczy jeźdźcy, których z pewnej odległości witali mieszkańcy górnołużyckich, katolickich wsi. W niedzielę wielkanocną w serbołużyckim programie radia MDR podano, że pojedynczy konni byli widziani w wiosce Miłocicy (niem. Miltitz). Można jedynie pozazdrościć niezłomnej wiary oraz woli głoszenia dobrej nowiny wszystkim pielęgnującym tradycję kawalkady jeźdźców, mimo trudnych okoliczności. Zaiste jest to najlepsze świadectwo wyznawanych przez nich wartości.

Justyna Michniuk

 

Sugerowane cytowanie: J. Michniuk, Pojechali mimo zakazów, "Pismo Folkowe" 2020, nr 146-147 (1-2), s. 36.

Skrót artykułu: 

Istnieje pewien zwyczaj wielkanocny, który co roku przyciąga na Górne Łużyce setki turystów z całego świata. Tej formy świętowania Wielkanocy nie zniszczył nawet ustrój byłego NRD, możemy więc mówić o jej ciągłości od 1541 roku. Procesji nie powstrzymała również wojna. W 1945 roku odbyła się bez przeszkód. Nad głowami jeźdźców latały sowiec-kie samoloty, ale ani konie, ani tym bardziej ludzie nie przestraszyli się stalowych ptaków i dopełnili tradycji.

Fot. J. Michniuk

Dział: 

Dodaj komentarz!