Moc Hasarapasy

Jedenasta edycja Hasarapsy, czyli Festiwalu Sztuk Wszelakich miała miejsce tym razem w kieleckim Pałacyku im. Zielińskich. Festiwal zaczął się ze sporym poślizgiem, ale - jak ogłosił w powitaniu spiritus movens całego przedsięwzięcia - Włodzimierz Kiniorski, żadna poważna impreza nie zaczyna się o czasie. W tym przypadku nie mogło być inaczej, jednak jak się później okazało, opłacało się czekać.

Hasarapasa rozpoczęła się od występu starachowickiego Juniors Bandu. Jazzowa orkiestra zaprezentowała bardzo solidny i starannie dopracowany program. Tym bardziej to godne podkreślenia, że średnia wieku muzyków to lat naście. Kolejnym starachowickim zespołem, który pojawił się na scenie był Kebab. Po funkującopopowym początku grupa zwróciła się w stronę źródeł (polskich i tureckich), by zakończyć występ (nieco zbyt eklektycznym) tańcem wszystkich narodów. Następnie Bielinianki - objawienie tegorocznego festiwalu. Młode dziewczyny w tradycyjnych strojach oraz towarzyszący im na harmonii pan Władek. Pierwszą część koncertu stanowiły utwory własne oraz surowe, ludowe pieśni. Po nich krótka szkoła rdzennie świętokrzyskiego oberka oraz tańca szkockiego. Później Bielinianki wróciły na scenę, by przy wsparciu elektronicznych eksperymentów Kiniora wykonać jeszcze trzy utwory, z których największe wrażenie wywarł na mnie ostatni. Piękna, majestatyczna pieśń z serca najstarszych gór świata na tle spokojnych, ambientowych brzmień.

Po Bieliniankach na scenie zainstalował się sprawca całego zamieszania wraz z Krzysztofem Trebunią-Tutką i Darkiem Makarukiem. I znowu świetna synteza muzyki źródeł i elektroniki, czyli materiał z płyty "Juhaskie bazynio". Kinior zmieniał instrumenty, podobnie jak wcześniej stroje. Najlepiej moim zdaniem wyglądał w szlacheckim kontuszu i białej czapie. Podczas gdy ze sceny płynęły dźwięki, pod nią odbywał się mały performance Kliniki Lalek. Baśniowe stwory, bliskość przyrody, światło, taniec, śpiew. Jedna z piękniejszych scen tegorocznego festiwalu.

Po koncercie odbyło się wręczenie Flapmanów za rok 2006. Otrzymali je: Marek Bielecki - obecny i tworzący przez cały czas trwania festiwalu plastyk oraz Dominik Rakoczy - reżyser i realizator filmowy.

Jako ostatni na scenie pojawił się Plastic Bag w składzie Bieleński-Gralak-Rajski-Sojka. Miejski, gitarowy folk. Ostry, uliczny, czasem wulgarny ale autentyczny do bólu.

Festiwal skończył się a mnie chodziła wciąż po głowie maksyma przypomniana zza sceny przez jedną z Bielinianek: Cudze chwalicie, swego nie znacie. Naprawdę sami nie wiemy, co posiadamy. W dwudziestopięcioczęściowej (już!) serii "Muzyka ródeł" wydawanej przez RCKL próżno szukać płyty z napisem "Świętokrzyskie". Ale przecież nie mniej ważne od dokumentu jest to, co dzieje się teraz. A świętokrzyskie źródła nadal biją. Prastare zaklęcie Hasarapsa znów odzyskało swą dawną moc. Podobnie jak swoje zapomniane znaczenie odzyskały słowa: święto, wspólnota, rytuał. Cieszę się, że dane mi było w tym rytuale uczestniczyć.

Skrót artykułu: 

Jedenasta edycja Hasarapsy, czyli Festiwalu Sztuk Wszelakich miała miejsce tym razem w kieleckim Pałacyku im. Zielińskich. Festiwal zaczął się ze sporym poślizgiem, ale - jak ogłosił w powitaniu spiritus movens całego przedsięwzięcia - Włodzimierz Kiniorski, żadna poważna impreza nie zaczyna się o czasie. W tym przypadku nie mogło być inaczej, jednak jak się później okazało, opłacało się czekać.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!