Kwestia tożsamości

Black Velvet Band

Black Velvet Band to lubelska formacja folkmetalowa w swej twórczości nawiązująca do mrocznych korzeni słowiańskiej kultury. W czasie Mikołajek Folkowych 2016 Jaromir Szumada, Piotr Miećko, Paweł Chyła, Zdzisław Krzyżanowski i Flavio Rojas zadebiutowali w roli Żywych Książek, z którymi mogli porozmawiać goście festiwalu. O związki z rodzimą tradycją, muzyczne inspiracje i miejsce folkloru we współczesnym świecie pytali artystów wolontariusze Studenckiego Koła Naukowego Etnolingwistów UMCS, Klaudia Adamczyk i Adam Jaworski.

Klaudia Adamczyk: Dlaczego zainteresowaliście się rodzimą tradycją, folklorem?
Jaromir Szumada:
Nie sprowadzałbym tego jedynie do zainteresowania. Folklor, sztuka ludowa, rodzimość po prostu w nas „siedzą”. Trzeba tylko je uaktywnić, np. podczas komponowania muzyki i pisania tekstów. To wszystko nie jest kwestią przypadku. Nie wstaliśmy pewnego ranka i nie powiedzieliśmy: „To jest interesujące. Napiszmy coś o rodzimym folklorze”. Bzdura! Moim zdaniem motywowany jedynie zainteresowaniem folklor nie ma racji bytu, jest nieprawdziwy. A przecież w takim przekazie chodzi o autentyczność. By zaprezentować naszą kulturę ludową, nasze pochodzenie, korzenie, zaczęliśmy im nadawać formę muzyczną. W naszym przypadku jest to szybsze, cięższe i mocniejsze granie, generalnie zakorzenione w metalu, ale wszystko wychodzi z nas – z wnętrza. To nie jest zainteresowanie, to jest po prostu…
Piotr Miećko: …kwestia tożsamości. My się nie wstydzimy tego, skąd pochodzimy i kim jesteśmy.

Adam Jaworski: W swej twórczości nawiązujecie do ciemnej strony Słowiańszczyzny.
Paweł Chyła:
Kultura ludowa to nie tylko oberki i polki. To ciężka praca i trud, krew przelana za wolność, krwawe walki o terytorium. Zagłębiając się w historię Słowian, bardzo łatwo znaleźć mroczne elementy. Jak zauważył jeden z recenzentów, to, że wybraliśmy drogę prezentowania tego, co jest nieco smutniejszą stroną naszego rodzimego folkloru, niesie ze sobą również nadzieję. Lubię używać w kontekście naszej twórczości słowa „pierwotność”. To, co jest pierwotne, jest dla nas punktem wyjścia. Przez to, co mroczne, możemy dotrzeć także do rzeczy radosnych.
Zdzisław Krzyżanowski: Pochodzimy z kraju, który przez swoje położenie oraz wiele innych czynników miał skomplikowane dzieje. Kultura jest wciąż tworzona, bo nie można mówić, że ona formowała się jedynie do pewnego momentu i teraz tylko się do niego wraca. Ona powstaje cały czas i wydaje mi się, że wszystkie doświadczenia historyczne mocno na nią wpłynęły. Natomiast odwoływanie się do ciemniejszych stron to po prostu część natury człowieka. Większość ludzi nie chce się do tego przyznać, ale interesuje się takimi rzeczami jak np. morderstwa czy psychopaci, dlatego że jest to tematyka, która pozwala nam lepiej zrozumieć, czym może stać się człowiek i jego wytwory.
Flavio Rojas: Po prostu zakazany owoc zawsze jest interesujący.
Z. K.: I przede wszystkim wielowątkowy, bo o tym się nie mówi na co dzień. W wielu swoich utworach i tekstach zauważamy negatywne skutki chrystianizacji Europy i Słowiańszczyzny. Piękne tradycje i wierzenia ludów pogańskich zostały wyparte przez nowe wpływy. W kawałku „Śpisz jak kamień” z naszego pierwszego albumu można znaleźć krótką historię tego, jak to wyglądało i jak zostało to, brzydko mówiąc, „zaorane” przez krucjaty i wpływ chrześcijaństwa. Ale to nie jest kwintesencja naszej twórczości. Ważniejsza jest sama muzyka, nastrój, punkt odniesienia niż to, że jest jakaś moda na mówienie, jakie to chrześcijaństwo jest niedobre.

A.J.: Ukazanie mrocznej strony kultury to coś nowego. Czy sądzicie, że współczesny obraz folkloru bywa przesłodzony i stereotypowy? Czy w społeczeństwie cyfrowym ta pierwotna kultura jest skazana na zapomnienie czy może na odrodzenie, nową interpretację?
J. Sz.: Większość ludzi kojarzy folk z sielankowym graniem. Ktoś nawet stwierdził, że nie jesteśmy zespołem folkmetalowym. Wystarczy jednak zobaczyć, jak gra np. Primordial, który jest kwintesencją folku i jedną z naszych inspiracji. Nie wydaje mi się, żeby folklor był skazany na zapomnienie. To jest element naszej tożsamości. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał to kontynuować. Kwestią dyskusyjną jest raczej to, jak ludzie będą tę kontynuację postrzegać.
P. M.: Ja myślę, że folklor w najbardziej „prymitywnej” odmianie stał się po prostu bardzo modny. Trafił do świadomości społeczeństwa jako coś, co na początku było „półobciachowe”, a w pewnym momencie stało się kluczem do osiągnięcia popularności. To ma swoje dobre strony, bo kiedyś zainteresowanie kulturą tradycyjną było niewielkie. Postrzegało się ją jako coś niszowego, co pozostało np. po tradycji świątecznej. Jednak słowiańskość stała się modna. Dzięki temu ludzie naprawdę mogą zainteresować się historią. Złą stroną tego zjawiska jest sprowadzanie folkloru do wtrącania jednego elementu wizualnego czy muzycznego. Trzeba odróżnić takie powierzchowne działania od wchodzenia w kulturę od wewnątrz – kompleksowego budowania tekstów, atmosfery i tego, co ma przekazywać muzyka. A muzyka to są jednak emocje.
P. Ch.: Jeśli chodzi o to powierzchowne podejście, to już dawno zahaczyliśmy o kicz. Wydaje mi się, że można wymienić kilku polskich artystów, którzy wyraźnie przesadzili, zwłaszcza w sferze hip-hopowej. To kompleksowe podejście nie jest jeszcze przesłodzone, to jest coś, co żyje. Mam nadzieję, że jeszcze pożyje, zanim ktoś zacznie zarabiać na tym grube pieniądze.
Z. K.: Na przykład my!
P. Ch.: Chodzi o to, że muzyka ludowa potocznie uważana jest za skoczną, wesołą, zabawową. Ale mamy też pieśni dziękczynne, wychowawcze czy epickie. Łatwo jest zespołowi, który gra muzykę rockową czy metalową, dorzucić skrzypce i nazwać to muzyką folkową czy folk metalem. Natomiast my nie posiadamy żadnego instrumentu ludowego. Trudniej jest obronić to, co robimy. W świadomości społecznej folklor jest wtedy, kiedy grają skrzypce czy akordeon. Można jednak tworzyć folk metal bez wchodzenia w ten obszar zabawowy. Kojarzenie tradycji wyłącznie ze skocznością i sielankowością to ograniczanie tego, czym w rzeczywistości jest folklor i muzyka ludowa. Bo to nie są tylko piosenki zabawne, wesołe, skoczne, do potańczenia. Często są to też utwory bardzo smutne. Myślę, że dzięki takim zespołom jak nasz folk nie skończy na skojarzeniu z taką radością, sielanką, „hopsasa hop!”. To też jest fajne, też ma swoje miejsce. Jednak to nie może być cepelia, bo to jest chyba największe zagrożenie. To najprostsza droga do autodestrukcji. Nawet wesoły folk można robić na poważnie.

A.J.: Patrzycie na folklor jak na coś, co jest od zawsze z nami i nas ukształtowało, nawet jeżeli nie jesteśmy tego świadomi. W jaki sposób wydobywacie tę pierwotność z siebie i jak pomaga Wam w tym folk metal?
F. R.: Prawdziwa muzyka zawsze się obroni. Nie jest tak, że kiedy komponujemy piosenki, to zaczynamy dopiero wertować książki i czytać. Raczej doczytujemy pewne rzeczy, żeby nie zrobić błędu. Nigdy nie piszemy o czymś, czego nie znamy. To płynie z nas, z wnętrza. Ludzie, którzy tego słuchają, automatycznie wiedzą, że ten przekaz jest prawdziwy, oni się z tym utożsamiają – to takie słowo-klucz. Powiedzmy, że jest to muzyka tożsamościowa. Odgradzam to grubą krechą od sceny tożsamościowej związanej z narodowcami czy muzyką patriotyczną. Tożsamość to jest coś całkiem innego, coś od nas. Ludzie utożsamiają się z naszą twórczością. Bardzo szybko przyswajają teksty piosenek. To, że one do nich docierają, skłania do myślenia.
J. Sz.: Wydaje mi się, że podejście do muzyki tożsamościowej jest rzeczą, którą trzeba zrozumieć. Niestety, czasem znajdują się fani, którzy tego nie rozumieją i robią np. dziwne gesty pod sceną.
F. R.: To też jest kwestia interpretacji, bo każdy rozumie te teksty na swój sposób. Wtedy po prostu wygrzebuje inne wartości, ale to czasem jest złe.
J. Sz.: Folk metal jest ciekawy, bo ma płynne granice. To zarówno jego największa zaleta, jak i wada. Natomiast folklor jako zjawisko w muzyce sięga daleko wstecz. Jest na tyle szerokim pojęciem, że ciężko go zdefiniować. Jest wiele kapel, które używają tylko instrumentów budujących klimat. Łączy je jednak to, że chcą w jakiś sposób wyrażać siebie i swoją kulturę. Być może czasem jest to nieświadome. Zapewne każdy, kto się tym zajmuje, zgodzi się, że dopiero z czasem dociera się do źródeł, których istnienia nie było się świadomym w momencie tworzenia. Bardzo cenię zespoły, które chcą odsłonić takie aspekty swojej kultury i historii, o których świat nie wie. Mieliśmy ostatnio przyjemność grać z grupą z Chile, która po prostu na scenie wykonywała rytuał, głęboko zakorzeniony w kulturze indiańskiej. To było fantastyczne widowisko.
P. M.: Większość twórców, którzy odnieśli jakiś sukces, nie wstaje i nie zaczyna myśleć, że od dziś grają folk metal. Komponując muzykę, zastanawiamy się, czy ten kawałek jest wystarczająco folkmetalowy, czy trzyma się konwencji, czy jest dobry. Jeśli faktycznie „trybi”, to trafia do repertuaru. Wracając do tych stylów, to jest to wymyślone na potrzeby dziennikarstwa, żeby o czymś pisać. Nawet takie gazety jak „Teraz Rock” balansują na bardzo cienkiej linii. Granice muzyki są naprawdę płynne.
P. Ch.: Jeśli chcesz zgłębić folk metal, to nie możesz się ograniczyć tylko do niego. Nie chodzi nawet o samą tradycję, bo można interesować się metalem, nie interesując się ludowością. Muzyka folkmetalowa powstała znacznie szybciej niż sam termin „folk metal”. Wystarczy spojrzeć na klasyki skandynawskiego black metalu jak Burzum czy Bathory. Większość z nich została uznana za folkmetalowe dość późno.

A.J.: Jakie są Wasze inspiracje poza tym duchem pierwotnym? Czy inspirujecie się innymi zespołami, czy może tekstami ludowymi?
Z. K.:
Każdy z nas słucha muzyki, odkrywa nowe płyty i zespoły. Jednak nie wydaje mi się, że da się wskazać jakiś konkretny nurt, który nas inspiruje. Wszyscy z nas cenią sobie kapelę Iron Maiden, choć oczywiście nie jest tak, że chcielibyśmy grać jak oni. Nawiązujemy do niektórych rozwiązań z ich utworów, ale to nigdy nie jest 100%. Jest na naszej ostatniej płycie „Pożoga” utwór „Nie mamy skrzydeł”. Jest on stylizowany na starą mantrę egipską, która obecnie uznawana jest za jeden z hymnów dżihadu. Oczywiście, tekst jest o czym innym niż „wyrzynanie” niewiernych, dlatego trzeba odrzucić tę terrorystyczną otoczkę.
F. R.: Wspomnieliśmy też o zespole Primordial. To jest grupa z Irlandii, która w dość nowoczesny sposób odwołuje się do tragicznej historii „irlandzkości”. W ich utworach są ukryte nawiązania do dziejów najnowszych. Myślę, że oni pokazali wielu zespołom, iż można postawić na atmosferę tworzoną za pomocą klasycznych instrumentów, nastrojonych metalowo. Ich teksty są pełne tragizmu. Nawet utwór, który wydaje się bardzo energetyczny, po bliższym przyjrzeniu się słowom okazuje się przygnębiający i smutny. To muzyka, której nie można sobie posłuchać przy okazji, bo traci się większość przekazu.
J. Sz.: Gdy słuchamy muzyki, to nagle zapala nam się lampka. Coś wpada do głowy, możemy to wykorzystać, przerobić po swojemu. Inspiracja nie polega na tym, żeby zrobić to samo. Kopiowanie nie jest fajne, należy pójść o krok dalej.
F. R.: Nie staramy się na siłę zrobić czegoś oryginalnego. Wielu artystów stara się być do bólu alternatywnymi…
J. Sz.: Tak bardzo, że aż się ich nie da słuchać…
F. R.: Wiele zespołów tak „popłynęło” i popłynie jeszcze wiele. Dlatego trzeba znaleźć złoty środek.

K.A.: Czy uważacie, że ten wybuch popularności folkloru jest wynikiem nostalgii?
P. M.:
Nie, to jest jeszcze prostsze. Folk metal jest muzyką popularną w pewnej subkulturze. Przed nim był symfoniczny metal. To było strasznie popularne. Są rzeczy, na których można zarobić. Wytwórnie z tego korzystają, a jak moda się skończy, przerzucają się na inne kapele. Być może obecna popularność folk metalu zazębia o sentyment. Społeczeństwu czegoś brakuje, zwłaszcza że mamy takie miałkie czasy. Ludzie nie mają autorytetów, nie mają wartości.
P. Ch.: Zapomina się też o tradycji. Folk jest przecież ściśle z nią związany. Prosta rzecz – jeśli nie wiesz, co wymyślić nowego, to zrób coś po staremu.
Z. K.: Problem braku wartości w obecnych czasach jest palący. Przejawia się zarówno w dominacji pracy korporacyjnej, jak i w wychowaniu dzieci pozostawianych samym sobie. Do tego dochodzi bardzo łatwy dostęp do wszelkiego rodzaju mediów. Część ludzi wychowuje się sama, poszukują czegoś, z czym mogą się identyfikować. W tym momencie popularny jest powrót do naszej najnowszej, dwudziestowiecznej historii. Ludzie tego chcą i tego szukają. Stąd bierze się sięganie głębiej do historii, kultury czy podań ludowych. To pomaga się odróżnić. Teraz możemy zaobserwować nawet w najbardziej popularnych mediach nurt „slavic”. Tego wcześniej nie było. Na pewno jest to coś, co wzbudza nostalgię. Mam tylko nadzieję, że nie zostanie to wykorzystane w zły sposób. Właściwie po części już zostało…
F. R.: Myślę, że nostalgia nostalgią, ale sam fakt ciągłego czerpania z kultury ludowej pokazuje, że jest ona uniwersalna. Te same prawdy, które funkcjonowały tysiąc lat temu, funkcjonują po dziś dzień. Tylko są osadzone w innej rzeczywistości. Ogólne założenia są jednak te same.

Transkrypcja tekstu Weronika Zięba
Opracowanie Damian Gocół na podstawie materiałów Pracowni „Archiwum Etnolingwistyczne” UMCS

Skrót artykułu: 

Black Velvet Band to lubelska formacja folkmetalowa w swej twórczości nawiązująca do mrocznych korzeni słowiańskiej kultury. W czasie Mikołajek Folkowych 2016 Jaromir Szumada, Piotr Miećko, Paweł Chyła, Zdzisław Krzyżanowski i Flavio Rojas zadebiutowali w roli Żywych Książek, z którymi mogli porozmawiać goście festiwalu. O związki z rodzimą tradycją, muzyczne inspiracje i miejsce folkloru we współczesnym świecie pytali artystów wolontariusze Studenckiego Koła Naukowego Etnolingwistów UMCS, Klaudia Adamczyk i Adam Jaworski.

fot. z arch. zespołu

Dział: 

Dodaj komentarz!