Dlaczego Równica?

Wśród określeń, jakie usłyszałem po tegorocznej edycji Festiwalu Muzyki i Przyrody "Tam gdzie biją źródła", najbardziej przykuło mą uwagę to, że ma on charakter misyjny. Gdy trzy tygodnie potem uczestniczyłem w teatralno - plastycznej prezentacji Słonecznego Kasztelu z Przecznicy usłyszałem o powrocie na scenę obrzędu i celebracji, która wydaje mi się być jedną z sensowniejszych propozycji dla współczesnego teatru.

Myślę, że ruch folk powoli zaczyna u nas przybierać formy instytucjonalne. Wojtek Ossowski napisał encyklopedię o całym świecie folku, jaki mu się przedstawił w jego oczach i uszach. Włodzimierz Kleszcz zaprezentował swoją wizję w Sopocie. Czyż nie jest to duch Oświecenia i Pozytywizmu? Czy trzeba go od razu nazywać komercją, zamiast potraktować jako przykład, wzór i algorytm dla własnych projektów i propozycję dla Nowej Epoki? I choć są to przedsięwzięcia osobiste i prywatne, to czy ktoś świadomy i mądry określi je mianem przykładu "new age"? Choć nie są to przykłady odosobnione, gdy autentycznie nowe myślenie przedstawiane jest jako ponowne odkrywanie tego, co już było dawniej i gdzie indziej, to czy nie lepiej zając się tym, co jest, co spotykamy i co stoi nam na drodze? Może wtedy byłoby łatwiej nam uświadomić sobie, że jest i istnieje w każdym z nas i Odrodzenie i Barok i Romantyzm Wieków Średnich i współczesna Inkwizycja i polirytmia i Polihymnia, gust wykształcony i nieuzasadnione upodobanie.

Po dość intensywnym okresie pracy i podróży przyszło mi na myśl, że wartość folkloru może odkryć i ujawnić tylko ktoś, kto jest kosmopolitą. W innym przypadku zawsze wylezie jakiś partykularyzm interesów podwórkowo - lokalnych, również wpisany na stałe w żywą tradycję Narodu, który przez to może się czuć wybrany, że nie umie posłużyć się obcą mową. Dokonuje więc wyboru sam, siebie i sobie, bo zapomniał dawnych pojęć, znaczeń i symboli. A poza tym nie wszyscy musimy być artystami. Choć nie wszyscy i nie każdy staje się od razu kosmopolitą, słuchając muzyki z różnych czasów i różnych obszarów świata jednocześnie. Przekracza to bowiem możliwości i granice percepcji. Chyba, że zdarzy się w jednym momencie. Ale wówczas mówimy o przeżyciu mistycznym. I pomimo szerzącej się mody na mistycyzm trudno dla niej znaleźć przykłady w muzyce.

Inspiracją dla powyższych myśli było odkrycie kompozycji Aleksandra Tansmanna, o którym w encyklopediach napisane, że kosmopolita. Taka była naonczas maniera publicystyczna, że słowem tym określano podróżnika. Tego, który odkrywał i ujawniał piękno światów odległych od naszego. Później trafiłem na partytury Anny Teichmueller, poezję i filozofię Carla Hauptmanna, która nie mieści się w tradycji żadnej szkoły, a na koniec śląskie Bergabenlieder tak dawno już nie słyszane w tamtych rejonach, że trudno myśleć i mówić o żywej tradycji nie używając słowa "wykorzeniona".

Tym, co widzę jako sensowne w artystycznej propozycji Festiwalu na Równicy jest precyzja i konsekwencja w potraktowaniu tematu. Przypomina mi to założenie Teatru ródeł, który realizował Jerzy Grotowski przed wygnaniem z Polski. Łączenie tradycji z awangardą zawsze było domeną teatru. Że dziś jest inaczej - wie to każdy, kto widział teatr lub był w teatrze. Czy celowi temu służą festiwale - tego nie wiem. Lecz widziałem, że funkcję tę doskonale spełniła scena zainstalowana w Równicy na ten jeden dzień w połowie sierpnia. Zasadą panującą na tej scenie jest to, że artyści chcą na niej wystąpić. Niezależnie od tego jaka będzie przewidywana frekwencja publiczności, pomimo dziennikarskiej obsługi i prasowych konferencji, przybywają z różnych krain, z różnych światów. Jedni - by uczestniczyć w święcie, drudzy - by się zabawić, inni - by pooddychać tym samym powietrzem. A są i tacy, którzy w nasyceniu zmysłów poszukują inspiracji, oraz tacy, dla których samo naturalne piękno natury stanowi przedmiot rozważań i medytacji.

Nie trzeba uzasadniać niezwykłości miejsca, bo niezwykłość jest rzeczą niepowtarzalną. Gdy nad sceną zawisły zachodzące słońce i wschodzący księżyc ... Nie wiem, czy było to pokazane w telewizji. Tak samo jak nie wiem czy był transmitowany pokaz sztucznych ogni, lecz na drugi dzień, gdy burza czyściła stoki zaśmiecone przez przybyłych słuchaczy - po telewizyjnej ekipie nie było ani śladu. Profesjonalizm zwykle budzi mój podziw i tak też było tym razem. To również aspekt tego, jak rozumiemy kulturę czynną, kulturę nowej epoki czy afirmatywną alternatywę względem relacji i wartości dominujących. Czy nie jest to wystarczający powód aby udać się "Tam gdzie biją źródła"? I czy można znaleźć lepszy synonim dla słowa folk? Jeśli wielu odjeżdżających stąd żegnało się formułą - "do zobaczenia za rok", znając już termin i miejsce, to możemy powiedzieć, że jedno ze źródeł kultury czynnej zostało odkryte, ujawnione, podane do wiadomości publicznej. A na koniec warto uświadomić sobie, że każde miejsce ma ograniczoną pojemność. I to, że wszyscy będą świętować w tym samym momencie jest taka samą, bajką i legendą, co opowieści o muzyce sfer.

Skrót artykułu: 

Wśród określeń, jakie usłyszałem po tegorocznej edycji Festiwalu Muzyki i Przyrody "Tam gdzie biją źródła", najbardziej przykuło mą uwagę to, że ma on charakter misyjny. Gdy trzy tygodnie potem uczestniczyłem w teatralno - plastycznej prezentacji Słonecznego Kasztelu z Przecznicy usłyszałem o powrocie na scenę obrzędu i celebracji, która wydaje mi się być jedną z sensowniejszych propozycji dla współczesnego teatru.

Myślę, że ruch folk powoli zaczyna u nas przybierać formy instytucjonalne. Wojtek Ossowski napisał encyklopedię o całym świecie folku, jaki mu się przedstawił w jego oczach i uszach. Włodzimierz Kleszcz zaprezentował swoją wizję w Sopocie. Czyż nie jest to duch Oświecenia i Pozytywizmu? Czy trzeba go od razu nazywać komercją, zamiast potraktować jako przykład, wzór i algorytm dla własnych projektów i propozycję dla Nowej Epoki? I choć są to przedsięwzięcia osobiste i prywatne, to czy ktoś świadomy i mądry określi je mianem przykładu "new age"? Choć nie są to przykłady odosobnione, gdy autentycznie nowe myślenie przedstawiane jest jako ponowne odkrywanie tego, co już było dawniej i gdzie indziej, to czy nie lepiej zając się tym, co jest, co spotykamy i co stoi nam na drodze? Może wtedy byłoby łatwiej nam uświadomić sobie, że jest i istnieje w każdym z nas i Odrodzenie i Barok i Romantyzm Wieków Średnich i współczesna Inkwizycja i polirytmia i Polihymnia, gust wykształcony i nieuzasadnione upodobanie.

Dział: 

Dodaj komentarz!