Carnaval w Lublinie

Przedstawienia o charakterze cyrkowym były znane już około 2400 roku p.n.e. Świadczą o tym malowidła znalezione w Knossos, Chinach, Egipcie czy w Grecji. Można z nich wyczytać, że ludzie w tamtych czasach uprawiali akrobacje, żonglerkę, nie obca była im nawet klownada. Widowiska cyrkowe na szerszą skalę zostały rozpowszechnione przez Rzymian. Popisy linoskoczków, połykaczy mieczy, tancerzy, akrobatów, jeźdźców i gladiatorów dostarczały nie lada wrażeń podczas igrzysk. Z czasem występy na rzymskich arenach stały się okrutnymi i krwawymi widowiskami, których kres zbiegł się z upadkiem Imperium Rzymskiego. Cyrk jako instytucja przestał funkcjonować. Odtąd liczne grupy artystów wędrowały niemal po całej Europie. Miejscem występów klownów, mimików, akrobatów, linoskoczków czy też wróżbitów stała się ulica. Mimo że atrakcje przez nich zapewniane od początku wywoływały pozytywne emocje, zwracano uwagę na ich styl życia i nazywano pogardliwie kuglarzami lub "dziećmi drogi". Nie tolerowały ich szczególnie średniowieczne instytucje kościelne, które zarzucały im używanie nieczystych mocy i magii. Wymarzonym miejscem oraz czasem dla cyrkowców były odpusty, jarmarki lub zabawy dworskie, na których królowały błazny, wesołkowie, komedianci i karły. Jednak największym polem do popisu dla cyrkowców był karnawał, nieodłączny elementem kultury średniowiecza. Czas kiedy wszystko stawało na głowie a ludzie mogli pokonać bariery stanowe, ramy obyczajowe i oderwać się od szarej codzienności. Całe gromady przebierańców, śpiewając, pijąc, tańcząc i swawoląc maszerowały uliczkami miast. Podczas karnawału wszystko działo się na opak. Wybierano "błazeńskich" księży, biskupów oraz króla. Miastem i kościołem rządzili głupcy i nieudacznicy. Kościół doceniał potencjał karnawału i wykorzystywał go w celu przestrzegania cnót chrześcijańskich pokazując co stałoby się w świecie, w którym króluje szatan. Karnawał był zatem doświadczeniem oczyszczającym przed mającym nastąpić Wielkim Postem.

Dzisiaj karnawał kojarzy nam się z wielkimi paradami na sambodromie w Rio De Janeiro, a niektórym z Wenecją i jej karnawałem masek. Jednak kto od 8. do 11. sierpnia był w Lublinie dowiedział się, że karnawał posiada bardzo starą tradycję i może wyglądać podobnie do tego z wieków średnich. W Lublinie już po raz czwarty zorganizowany został Carnaval Sztuk-Mistrzów. Jak co roku, zabawy i imprezy odbywają się głównie na ulicy. To ukazuje, że z jednej strony dzisiejszy cyrk nawiązuje do tego z przed wieków i wychodzi z namiotu, ale z drugiej strony pojawia się na scenach teatralnych oraz koncertowych i tym samym wnosi coś nowego. Miesza się z teatrem, tańcem, sztuką świateł i dźwięków. Nowy cyrk chce przekazać widzowi coś więcej. Sztuczki i numery stają się tu jedynie narzędziem do przemycania głębszych idei. Pozornie błahe przedstawienie ma w sobie ukryte treści. Artyści nadal ciężko pracują, by ich widowiska były perfekcyjne. Jednak oprócz siły mięśni starają się w sztukę wkładać więcej serca. Buskerzy, kuglarze, komicy nie zostawiają swojej osobowości za kulisami. Wychodzą do ludzi, aby reprezentować własne uczucia i nie starają się przy tym oddzielić postaci od techniki, łączą rzemiosło i przekaz emocji. Eksperymentują z dramaturgią, atmosferą, fabułą, słowem, nie rezygnując z tego co najważniejsze, czyli fizyczności, ryzyka, tricku, magii.

Właśnie takie oblicze cyrku mieliśmy okazję podziwiać na ulicach Lublina. Ten wyjątkowy festiwal zawdzięczamy lubelskim sztukmistrzom i kuglarzom, którzy w 2007 roku wpadli na genialny pomysł zorganizowania własnego święta. Dzięki wsparciu władz Lublina niewielka impreza nabrała rozmachu i przeobraziła się w wielki Carnaval.

Ludzie spragnieni zabawy całymi dniami spacerowali ulicami miasta i chłonęli dobrą energię przekazywaną przez prześmiesznych buskerów takich jak Shiva Grings, który improwizując i wciągając do zabawy przypadkowe osoby tworzył pełne humoru widowiska. Jeden nieprzewidywalny klown i jego "pomocnicy" w swoich performance udowodnili, że cały świat jest sceną. Podobną ideę do przekazania mieli Murmuyo i Matrayeta, klowni tworzący teatr uliczny łączący w sobie klaunadę i sztukę mimu. Swoje umiejętności prezentowali na kierowcach, których prowokowali do śmiesznych zachowań. Wszystko po to, by zaciekawić, zatrzymać i rozśmieszyć przechodniów. To przecież główny cel buskerów. Cie 220 Vols - zwariowany duet niezwykle temperamentnych kochanków opanował cały Plac Litewski. Oprócz nich zobaczyć można było francuską grupę Inextremiste oraz japońskiego performera Hiyro. Na Placu Łokietka pojawił się sztukmistrz Just Edi, Magic Thor łączący sztukę wodewilu, stand up'u, i iluzji z żonglerką oraz kuglarza TomTaka. Na Placu przed Trybunałem Koronnym gościł La Carcoles popisujący się umiejętnością chodzenia po linie zaś na deptaku spotkać można było żonglerów Billa Bombadila i Dominika.

Jak widać całe stare miasto zostało opanowane przez sztukmistrzów i stało się przestrzenią artystyczną. To wymarzone miejsce do improwizowania oraz eksperymentowania przez buskerów. Ulica jest przestrzenią gdzie nieustannie panuje ruch, dochodzi do zmian, a przede wszystkim jest miejscem dostępnym dla ludzi. Daje to artyście możliwość bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem, który oczarowany występem dobrowolnie zapłaci za występ i wrzuci pieniądze do kapelusza.Oprócz atrakcji dostarczanych przez buskerów, klownów i kuglarzy można było uczestniczyć w różnego rodzaju spektaklach, które odbywały się w namiotach na Błoniach pod Zamkiem oraz na scenie rozmieszczonej na Placu po Farze. Tworzyły je grupy takie jak Karakasa Cirkus, Bandit Queen Circus Pandoras Circus, Kon-Cyrk czy Cyrk La Pustyka, doskonale rozumiejące ideę nowego cyrku i łączące sztukę cyrkową z teatrem, tańcem i muzyką. Wyjątkowym spektaklem był występ groteskowego Pana Ząbka, którego żarty oraz sztuczki rozśmieszały tych starszych i tych młodszych widzów. Dla tych drugich atrakcji było dużo, dużo więcej. Zaczynając od stałego i dobrze znanego dzieciom punktu programu czyli Miasteczka Zabaw Niezwykłych i na zupełnie nowym pomyśle jakim jest Europejskie Centrum Bajki kończąc.

Nie można było ominąć elementów, które niemal wtopiono w przestrzeń miasta, a które pojawiają się co roku i ciągle budzą zachwyt. Chodzi o występy nad głowami widzów, zapewniane przez miłośników Urban Highline, czyli ekstremalnej wersji miejskiego highliningu. Polegają one na chodzeniu po sprężynującej na boki, niestabilnej taśmie rozpiętej między budynkami. To jedna z największych tego typu imprez na świecie. Taśmy są rozwieszone głównie w centrum miasta na wysokościach od 7 do 40 metrów i osiągające długość nawet 80 metrów. Ideą tego przedsięwzięcia jest ukazanie na tle przytłaczającego, miejskiego krajobrazu człowieka-buntownika sprzeciwiającego się wielkim betonowym formom. Nieodłącznym elementem Carnavalu było podkręcające temperaturę festiwalu fire show oraz Wielka Parada Kuglarska w tym roku prowadzona przez artystów grupy Asphalt z Izraela, która przeszła z Placu Litewskiego na Plac po Farze.

Carnaval Sztuk-Mistrzów był bogaty w atrakcje wizualne, ale nie zabrakło również czegoś dla ucha. Wieczorami można było rozkoszować się dźwiękami zespołów takich jak Srebrne Wesele, Kwadratowi, Kapela Timingeriu oraz Asphalt Theatre. Serebryanaya Svadba czyli Srebrne Wesele, to białoruski zespół, a raczej wielki bałagan teatralno-kabaretowo-muzyczny. Muzyczny w pełnym tego słowa znaczeniu, bo grupa do tworzenia swoich oryginalnych kawałków wykorzystuje gitarę, kontrabas, harmonijkę, banjo, skrzypce, trąbkę, puzon, saksofon, akordeon, bębny, a nawet tarę do prania. Tymi instrumentami sięgają po francuski chanson, dixieland, country, rosyjską muzykę ludową oraz rytmy latynoamerykańskie. Charyzmatyczny głos wokalistki, która z niezwykłym wyczuciem aktorskim śpiewa po rosyjsku, niemiecku i francusku jest wisienką na tym torcie rozmaitości. Podczas Carnavalu zespół zaprezentował utwory ze swojej drugiej płyty pt. "Laterna Magica". Drugim godnym polecenia zespołem jest rodzinna Kapela Timingeriu. Jej cechą charakterystyczną jest to, że wykonuje skoczną muzykę cygańską, bałkańską i żydowską. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze taniec i popisy cyrkowe.

Wśród tego natłoku atrakcji nie zabrakło miejsca dla Sztukmistrza z Lublina. Jego perypetie przybliżył Witold Dąbrowski podczas spektaklu wyreżyserowanego przez Tomasza Pietrasiewicza. Ten specyficzny teatr bez scenografii, muzyki, zmiany świateł, składający się jedynie z aktora, książki, krzesła, okularów i widza pozwalał ostudzić, wyciszyć emocje, po prostu odetchnąć po przeżyciach dostarczonych przez Carnaval.

Skrót artykułu: 

Dzisiaj karnawał kojarzy nam się z wielkimi paradami na sambodromie w Rio De Janeiro, a niektórym z Wenecją i jej karnawałem masek. Jednak kto od 8. do 11. sierpnia był w Lublinie dowiedział się, że karnawał posiada bardzo starą tradycję i może wyglądać podobnie do tego z wieków średnich. W Lublinie już po raz czwarty zorganizowany został Carnaval Sztuk-Mistrzów. Jak co roku, zabawy i imprezy odbywają się głównie na ulicy.

Dodaj komentarz!