Nowa Tradycja 2013

Krzysztof Trebunia-Tutka - niezrównany wieloletni konferansjer festiwalu Polskiego Radia powiedział po zagraniu mocno "krzesanego" mazurka: "Tolerancja ma swoje granice: kuzdy powinien kochać swoją babę, swoje gęśle, swoją fujarę i swoją kapelę!" I to jest chyba kwintesencja przepisu na muzykę tradycyjną. Tym, którzy ją czują i kochają, świetnie ta muzyka wychodzi.

Festiwal Nowa Tradycja odbywał się w tym roku po raz szesnasty i jak co roku rozpoczął go koncert Muzyki ródeł. W tym roku poświęcono go regionowi Beskidu Żywieckiego - mało znanemu nawet słuchaczom muzyki ludowej. Trzeba przyznać, że autorzy koncertu zaprosili samych znakomitych i mało znanych artystów z Żywiecczyzny - widz głowił się: "skąd oni wytrzasnęli tylu autentyków?", pozostając w nieustannym zdumieniu i zachwycie. Artyści byli często już mocno wiekowi, ale przez to naturalni, swobodni, dający bardzo prawdziwy przekaz. Największą furorę zrobiły chyba śpiewaczki, Józefa i Zofia Sordyl, bliźniaczki z Korbielowa, drobne starsze panie podobne jak z odbitki, które zaśpiewały kilka przyśpiewek pasterskich, weselnych i obyczajowych, okraszając je gęsto popiskiwaniem w ostatnich frazach oraz przeplatając opowieściami w gwarze o życiu pasterskim na hali. Jako siostry panie Sordyl mają między sobą harmonię głosów idealną, a jeszcze jak zapiszczą, jak zahukają, to niejedna młódka mogłaby pozazdrościć.

Wspaniałym gawędziarzem okazał się też Czesław Węglarz, multiinstrumentalista i nauczyciel muzykantów z Żywca. Zagrał na gajdach, instrumentach dętych pasterskich, basach i powiedział, czym się różnią gajdy od dud. Otóż "pompowaniem i tonacją" - gajdy milsze są uchu ze swoją tonacją D-dur, podczas gdy dudy dudnią w Fis, a poza tym regionalnie gajdy występowały w Żabnicy, Milowskiej Górce i generalnie zlewni rzeki Soła, zaś dudy w zlewni rzeki Koszarawa, np. w Korbielowie. A w górach, chyba nawet bardziej niż gdzie indziej, realizuje się powiedzenie "Co wieś, to pieśń".

Do gawędy był skory prawie każdy z żywieckich wykonawców - pan Edward Byrtek, dudziarz z Kapeli Byrtków, łatwo się zbić z tropu nie dawał i głosu nie odpuszczał. Czasem ciężko było zrozumieć wiekowego gawędziarza, ale po opowieściach o weselach i tańcu o nazwie "koń", co to "nawet z budynku mógł wejść a potem wyjść", padło też kilka zacnych przyśpiewek o życiowych dylematach sercowo-bytowych ("zielona lipka, jałowiec, lepszy kawaler niż wdowiec - aj bo kawaler całuje, a a wdowiec bije, katuje"). Pozostali bracia Byrtkowie grali na skrzypcach i zaśpiewali kilka kawałków "po tatusiu". W gronie nestorów byli i młodsi muzykanci - duet Fickowo Pokusa - z Marcinem Pokusą i Przemysławem Fickiem, znanymi folkowej publiczności ze składu Besquidians, a także Kamil Wiercigroch, dwunastolatek z Rajczy grający na heligonce. Młody artysta duszę do grania (i śpiewu!) ma, co widać gołym okiem, a mówią, że na Żywiecczyźnie jak się dziecko rodzi, to "mówi mamo, tato i gra na heligonce". Zagrał solo i ze swoim nauczycielem, Czesławem Pawlusem (który również do śpiewu opowieści o "baciarowaniu" czyli "kawalerce" nie poskąpił). Obok Kamila Wiercigrocha i Marcina Pokusy zagrał też Kamil Wojtyła, heligonista, śpiewak i basista. Do tej mieszanej kapeli to już się chciało hasać tak, że trudno na miejscu było wysiedzieć.

Oprócz muzyków wystąpił też zespół śpiewaczy z Żabnicy, m. in. w piosence o tym, jak to dziewczę masło na śniadanie Jasiowi niosło i wbrew przestrogom wdało się z nim w dyskusję, i co z tego wynikło. Koncert prowadziła Anna Szewczuk-Czech z Polskiego Radia, zręcznie łącząc poszczególnego jego elementy w spójną całość.

Również czwartek, pierwszy dzień festiwalu, jest dniem, w którym koncertują laureaci Folkowego Fonogramu Roku. Fonogramy za rok 2012 (dwa miejsca pierwsze ex equo) powędrowały w tym roku do Adama Struga i Kapeli ze Wsi Warszawa. Te dwa zespoły zagrały w drugiej części koncertu. Adam z akordeonem i z towarzyszeniem muzyków z Janusz Prusinowski Trio zagrał piękny koncert. Swoimi walczykami i balladami o tęsknym motywie przewodnim "manamana", trochę w stylu greckiego rebetiko, wyciągnął nawet kilka osób do tańca obok sceny. Natomiast Kapela jak zwykle poszarżowała ostrym śpiewem i dynamicznymi aranżacjami kawałków wyciągniętych z polskiej tradycji. Wspaniałe ostre wokale dziewczyn same w sobie dają już niesamowitą energię, a jeśli doda się do tego dużo mocnych skrzypiec i wściekłe cymbały, mieszanka wychodzi nader smakowita.

Piątkowy koncert "Nut Najmilsych" czyli memoriał Władysława Trebuni-Tutki naprawdę poruszył serce i duszę. Wśród występujących i wspominających tego wyjątkowego człowieka znalazła się najbliższa rodzina, dzieci - czyli zespół Trebunie-Tutki, wnuki - czyli Małe Trebunie-Tutki, tancerka, śpiewaczka i dr etnologii, Stanisława Trebunia-Staszel oraz przyjaciel artysty, znany tancerz, gawędziarz i przewodnik, Józef Pitoń. Koncert był jednocześnie gawędą i podróżą w czasie - a największy aplauz wzbudziły tańce ponad 80-letniego Józefa Pitonia. Podzielony na dwie części koncert był złożony z części tradycyjnej i współczesnej. W tej drugiej przyszedł czas na pokazanie dorobku zespołu od momentu kluczowego dla naszej sceny folkowej eksperymentu muzycznego - czyli spotkania w latach 90-tych Twinkle Brothers. W tej części królowała Nowa Muzyka Góralska, komponowana głównie przez Krzysztofa, doceniona przez jego ojca. Na scenie zagościli również jazzmani - basista, Kuba "Bobas" Wilk, oraz saksofonista Olaf Węgier. Warto wspomnieć, że po części konkursowej grali również zeszłoroczni laureaci - Poszukiwacze Zaginionego Rulonu.

Sobotni koncert algierskiej pieśniarki Hourii A?chi, wspieranej przez zespól L'Hijâz'Car (obecnie ze Strasburga), przenosi słuchaczy w górzysty klimat północno-wschodniej Algierii, gdzie tamtejsze kobiety są mistrzyniami tradycyjnego śpiewu z wieloma melizmatami. Śpiewu trudnego, ale przepięknego. Płynące rytmy działały medytacyjnie, ale potrafiły wprowadzić w euforię i wspólne wyklaskiwanie rytmu. Artystka na bis zaśpiewała a cappella, ukazując w ten sposób pełnię swego kunsztu wokalnego.

Niedziela bezwzględnie należała (poza laureatami) do Sardyńczyków. Cuncordu e Tenore de Orosei są fenomenalnymi śpiewakami, podtrzymującymi tradycje męskich pieśni a capella rodem z basenu Morza Śródziemnego. Zabrzmiały zarówno stonowane nuty sakralne, zwane "cuncordu", jak i żywiołowe, świeckie "a tenore", które w 2008 roku zostały wpisane na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. W tej części zaskoczeniem mogły być znane z Tuwy i Mongolii alikwoty. Prowadząca koncert redaktor II PR i szefowa RCKL, Anna Szewczuk-Czech, wyjaśniała zawiłą technikę tej emisji, a panowie na jej prośbę dawali przykłady wokalne (zdjęcie powyżej). To było bardzo interesujące i pokazywało ten śpiew "od kuchni". Na widowni panowała cisza jak makiem zasiał - nikt nie chciał uronić choćby dźwięku z tego niesamowitego misterium wokalnego!

Festiwalowy konkurs tradycyjnie stał na wysokim poziomie wykonawczym. Zakwalifikowane do niego zespoły brzmiały różnorodnie zarówno ze względu na źródła inspiracji, jak i stylistykę. Bez echa przeszedł występ duetu Accello Duo w składzie Konrad Merta - akordeon i Piotr Gach - wiolonczela. Nie zrobiła też wrażenia Mol Orkiestra, lecz to młoda, powstała na początku tego roku grupa, mogła więc nie dorobić się jeszcze własnego stylu i ciekawego repertuaru. Bez wyrazu zagrała jazzująca kapela Weno Wejta (po kaszubsku "posłuchajcie") z olsztyńskiej szkoły muzycznej. Poprawnie, choć nie rewelacyjnie zaprezentowała się Poleńka grająca standardy ludowe, takie jak "Matulu moja" czy "Jadą goście, jadą", w prawie popowych aranżacjach. Na podobnym poziomie w swojej kategorii wypadła Kapela Przewłockiego, której mistrzami są Kazimierz Kmita z Przystałowic Małych (Radomskie) i Kazimierz Meto z Gliny (Mazowsze). Kapela zaprezentowała między innymi współczesne przyśpiewki, po radomsku nazywane wyrywasy - o samym festiwalu, miłości i sms-ach. Nie powiódł się koncert Sestrom Boczniewicz, które zaśpiewały nierówno i nieczysto. Połączenie łemkowskich piosenek ludowych z muzyką poważną, bo siostry występują z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego, nie wszystkim przypadło do gustu. Znakomicie pod względem technicznym wypadło rodzinne trio pod kierownictwem romskiego skrzypka Miklosza Deki Czureji (ojca), który wystąpił wraz z dziećmi, Sarą i Markiem. Ich krótki koncert był wirtuozerskim popisem gry na skrzypcach i madziarskich cymbałach. Młoda cymbalistka grała tak, że czasem nie było widać pałeczek, jednak repertuar grupy pozostawiał wiele do życzenia. "Czardasz" Vittorio Montiego czy "Słowik" w niewielkim stopniu odzwierciedlają "muzykę historycznych mniejszości etnicznych zamieszkujących Polskę". Sara Czureja zupełnie zasłużenie otrzymała wyróżnienie. Szkoda, że tylko wyróżnienie dostała Dominika Kontny z kapeli Adam Oleś hurdu_hurdu. Dobrze, że choć płyta tego zespołu została zauważona i otrzymała III miejsce w konkursie Folkowy Fonogram Roku 2012. Wiolonczelista Adam Oleś ubrał w nienachalne jazzowe aranżacje piosenki z Górnego Śląska, a zaśpiewała je właśnie czystym, bezpretensjonalnym głosem Dominika Kontny. Nie nadużywała ekspresji, miała ciekawe wokalizy, no i poczucie humoru "gryfnej dziouchy". Kolejne wyróżnienie i szkoda, że tylko wyróżnienie zdobył klezmerski zespół "Sztetł" z Sejn. Był to jeden z niewielu zespołów, które zagrały przyzwoitą muzykę klezmerską. Po serii akademickich, jazzujących "żydo-bałkanów" z obowiązkowym niemal "Ajde Jano", "Jovanku, Jovanie" i akordeonem guzikowym była to przyjemna dla ucha odmiana. Grand Prix "Nowej Tradycji" i nagrodę im. Czesława Niemena zupełnie słusznie otrzymała Cicha & spółka czyli Karolina Cicha, Bart Pałyga (laureat tegorocznych "Złotych Gęśli"), Mateusz Szemraj i Marta Sołek. Do Konkursu zostały wybrane tradycyjne utwory (z projektu "Wieloma językami") w językach mniejszości zamieszkujących województwo podlaskie, które jest jednym z najbardziej zróżnicowanych etnicznie i kulturowo regionów w Polsce. Cicha zaśpiewała dwie piosenki tatarskie, żydowską o Białymstoku właśnie, ukraińską i cygańską. "Aranżacje utworów - to cytat z folderu - zmierzają do połączenia nowoczesnych technik samplingu czy loopu z brzmieniami instrumentów etnicznych. Celem jest uzyskanie spójnego brzmienia całego programu pomimo wielości języków, kultur i skal muzycznych." Cicha była nie do pobicia - to prawdziwy wulkan energii na scenie i niebywała profesjonalistka. Śpiewała, stosując różne techniki wokalne, grała na elektronicznych bębnach i rękami i nogą, na elektronicznej centralce od perkusji samplowała swój wokal. Zaowocowały lata spędzone w OPT "Gardzienice" i wcześniejsze, głównie rockowe, doświadczenia muzyczne. Grupa otrzymała również nagrodę publiczności.

Drugą nagrodę zdobyła formacja "Lesja Folk", która wystąpiła z minirecitalem zaaranżowanych przez siebie pieśni ukraińskich. Filigranowa, obdarzona przepięknym i ekspresyjnym głosem Lesja Schulc rozpoczęła prezentację od wiązanki pieśni ukraińskich z bardzo oszczędnym akompaniamentem akordeonu podkreślającym jej wokal. W kolejnym utworze o kowaliku dołączył bębenek obręczowy, a w następnym o chłopaku idącym z kamasze zabrzmiały klarnet i drumla. Wszystkie piosenki były tak zaaranżowane, żeby uwypuklić partie wokalne. Drugą nagrodę ex aequo otrzymał Meadow Quartet & Tomas Dobrovolskis. Wyglądało na to, że muzycy z Meadow Quatret zaprosili perkusjonalistę, żeby się podeprzeć jego twórczością. Jego gra była ciekawa, ale dość efekciarska. Z pewnością urozmaiciło to dość standardową klezmerkę graną przez zespół w składzie instrumentalnym akordeon, kontrabas i akordeon guzikowy.

III nagrodę otrzymali Angela Gaber Trio i PKP Raducz. Angela Gaber Trio to już drugi zespół na tegorocznej "Nowej Tradycji", oprócz "Lesji Folk", który wcześniej zdobył nagrodę na "Mikołajkach Folkowych". Przejmującemu głosowi Angeli Gaber predestynowanemu wręcz do wykonywania smutnych utworów towarzyszyły interesujące i czerpiące z wielu kultur aranżacje muzyczne, a to za sprawą Kazacha, Aleksandra Czikmakowa i Łukasza Sabata. Natomiast PKP Raducz to trio zajmujące się rekonstrukcją repertuaru i stylu gry Stanisława Klejnasa z Raducza w składzie: Piotr Kaznowski - skrzypce (prym), Katarzyna Martynuska - skrzypce (sekund), Piotr Domagalski - kontrabas. W konkursowym programie znalazły się 3 oberki, polka i kujon z repertuaru skrzypka Stanisława Klejnasa skomponowane w formie suity. Mimo dość hermetycznego repertuaru trio zostało docenione przez jury.

Skrót artykułu: 

Krzysztof Trebunia-Tutka - niezrównany wieloletni konferansjer festiwalu Polskiego Radia powiedział po zagraniu mocno "krzesanego" mazurka: "Tolerancja ma swoje granice: kuzdy powinien kochać swoją babę, swoje gęśle, swoją fujarę i swoją kapelę!" I to jest chyba kwintesencja przepisu na muzykę tradycyjną. Tym, którzy ją czują i kochają, świetnie ta muzyka wychodzi.

Dział: 

Dodaj komentarz!