Orkiestra Sprądem

Publiczność wchodząca na koncert musiała na wstępie pokonać zwały siana leżące u wejścia do sali. Owa ściółka posłużyła następnie za nader wygodne siedzenia uczestnikom tejże imprezy. No i zaczęło się... ostro. Orkiestra zagrała pierwszy kawałek, który swym brzmieniem bardziej przypominał hard rock niż folk, z którym grupa się idenfikuje. Sam ich wygląd, począwszy od lidera Bogdana Brachy występującego w s e l e d y n o w y c h spodniach w kwiatki oraz ciemnych okularach, skończywszy na wiolonczelistce ubranej w czerwoną mini-spódniczkę i skórę, sprawiał wrażenie metalowych "odlotowców". Słowem: "Jarocin w sianie". Piosenki były ostre: rockowy rytm, gitara z przesterem jak elektryczna, mocny głos wokalisty. Wszystko to szło "sprondem", czyli przez pomarańczowe tuby, które zwykle służą jako nagłośnienie na pielgrzymkach do miejsc świętych. Zaśpiewali wszystkiego trzy piosenki : "A w niedzielę", "Jegodziny", "Marcinową konopielkę", które zabrzmiały jednak bardzo niekonwencjonalnie. Do ostatniego z nich, zagranego z playbacku, muzycy włączyli publiczność podając najbliżej stojącym swoje instrumenty. Każdy z obecnych mógł teraz "zagrać" zwrotkę płynącej z głośnika piosenki. I tak "Orkiestra" wymieszała się z publicznością, publiczność z sianem, siano z kurzem, kurz z dźwiękiem i był ogólny "odjazd". Muszę tu jednak dodać, że ten występ "Orkiestry" nie był bynajmniej zapowiedzią nowego nurtu w jej muzykowaniu. Był to jednorazowy happening, "prond", który przeszedł przez mniej więcej 15 minut.

Skrót artykułu: 

Publiczność wchodząca na koncert musiała na wstępie pokonać zwały siana leżące u wejścia do sali. Owa ściółka posłużyła następnie za nader wygodne siedzenia uczestnikom tejże imprezy. No i zaczęło się... ostro. Orkiestra zagrała pierwszy kawałek, który swym brzmieniem bardziej przypominał hard rock niż folk, z którym grupa się idenfikuje.

Dodaj komentarz!