Złożone światy Dionizego Purty

​Fot. Ł. Ciemiński

Złożone światy, złożona sztuka – dosłownie i w przenośni. Konstruowane z odpadów rzeczywistości, które stają się pod ręką Dionizego Purty scalonymi okruchami wyobraźni, ziarnami fantazji – ptaki-dziwaki, anioły, święci to przecież wciąż rzeźby, choć tak zjawiskowo wymykające się myśleniu o klasycznej formie rzeźbiarskiej i kanonom ludowości w sztuce. Blisko oglądowi Dionizego Purty do wrażliwości Heródka. To samo postrzeganie materii, która nigdy nie jest zbędna, nieprzydatna, nigdy nie jest śmieciem. Stolarski odpad może przerodzić się w anielskie skrzydła, a drewniane kołki rozbłysnąć glorią wokół głowy Madonny. Wszystko to artysta czyni w sposób na tyle autentyczny, że wart najwyższego uznania. Nie tylko przyznanego w 2014 roku stypendium twórczego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale i otrzymanej w 2020 roku Nagrody im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”.
Urodzony w Lewoniach koło Moniek na Podlasiu w 1941 roku wyrasta z chłopskiego przywiązania i szacunku do ziemi. Z niej rodzą się jego pierwsze artystyczne realizacje. Wydobywane korzenie sosny i jałowca stają się materiałem, z którego powstaje użyteczne piękno – wyplatane kosze, niewielkie zabawki, w późniejszym okresie także dzieła korzenioplastyki. Na fali renesansu plastyki, nawiązującej do dawnych form ludowych w latach 70. XX wieku, Dionizy Purta podejmuje pierwsze próby rzeźbienia w drewnie. Niewielka rzeźbka, będąca debiutem artystycznym, towarzyszy artyście po dziś dzień. Z czułością przechowywana, z dumą prezentowana. Najbardziej prestiżowa, bo pierwsza, bo będąca kluczem do świata nieskrępowanej wyobraźni. Kolejne prace w skonwencjonalizowany jeszcze sposób podejmują tematykę rozumianą w owym czasie jako ludowa. Niewielkie świątki, wiejscy muzykanci, przedstawiciele ginących zawodów czy sceny z życia dawnej wsi. Udaje się jednak naszemu artyście porzucić świat sztampowej ludowości i wyruszyć w drogę własnych poszukiwań plastycznych, które doprowadzą go do ogrodu sztuki pełnego barwnych i złożonych tworów.
Uderzająca w twórczości Dionizego Purty jest właśnie ta złożoność – najpierw przejawiająca się w artystycznej formie. Trudno tu o oczywistości. Chrystus Frasobliwy zdaje się uśmiechać, zaprasza do współdzielenia pogodnego spojrzenia na świat. O dziwo! Jego dziecięca fizjonomia zadaje kłam przekonaniu o nieuchronnym końcu, pełnym bólu i cierpienia. Spojrzenie Frasobliwego Purty odbija w sobie już pierwsze promienie wielkanocnego poranka. Nie ma tu krzyku rozpaczy, jest lekkie westchnięcie jak u średniowiecznej mistyczki Juliany z Norwich, którą zapewniał Chrystus – „grzech był konieczny, ale wszystko będzie dobrze”! Podobnie na nasz świat z rajskiego ogrodu, w którym mieszka wyobraźnia Dionizego Purty, spoglądają aniołowie. Czasem wielkimi, zadziwionymi, jak u Karola Wójciaka zwanego Heródkiem, oczami. Nie dowierzają zapewne, jak bardzo można skomplikować świat. Zamiast tradycyjnych atrybutów trzymają w dłoniach kwiaty, którym bliżej chyba do urzeczywistnionych cukierniczych fantazji. Piętrzą się jak torty korony na głowach Madonny, które czynią z niej strojną damę dworu bardziej niż Bogurodzicę. Aniołowie i święci Purty stoją czasem na wystruganych z patyków nogach, gubią proporcje, ale zyskują coraz to nowe odsłony. Innym razem są smukli, eteryczni, choć przecież stworzeni z jednego kawałka deski – a stoją pewnie na swych podstawach jak filary ziemi. Taki był widziany przeze mnie święty Antoni – mocny, silny, lekko ociosany – prawdziwie chłopski święty. Próżno w całej twórczości naszego artysty szukać dwóch identycznych rzeźb. Każda z nich jest osobną kreacją, każda zadziwia pomysłowością i wreszcie każda jest intrygującą opowieścią o własnych początkach. Proces kreacji, on najdosłowniej objawia ową złożoność. Prace Purty są konstruowane, wycinane, sklejane, a tylko w niewielkim stopniu opracowane dłutem. Może stoi za tym procesem twórczym i droga zawodowa naszego rzeźbiarza, który krótko pracował jako ślusarz i kowal w Białymstoku i Lublinie. A może jakaś dziecięca radość kreowania z tego, co akurat znajduje się pod ręką? Czasem jest to kawałek pilśniowej płyty, który staje się skrzydłami anioła. Jednym razem smukłymi, jak u tych gotyckich, innym razem rozłożonymi w barokowym rozbuchaniu, a czasem w zadziwiający sposób przywodzący na myśl skrzydła nietoperza. I znów zadziwienie nieoczywistością tej sztuki, która nie wyrokuje o ludowym stylu i formie, zaprzęgając rzeźbiarza w etnograficzno-artystyczne jarzmo. Choć docenia rolę etnografów, którzy w mądry sposób towarzyszą ludowym twórcom, troszcząc się o czystość stylistyczną prac i chroniąc jednocześnie przed kaprysami odbiorców, posiadających własną wizję sztuki zwanej ludową. U Purty zdaje się liczyć sama sztuka tworzenia, błyskawicznie zamieniająca impulsy wyobraźni w przestrzenne formy. I właśnie pośpiech jest również wartością tej sztuki. Syntetyczne formy, lakoniczny wyraz, ale absolutna trafność w wyrażaniu. Czyż nie taki jest sam artysta? Komentuje rzeczywistość i, podobnie jak Stanisław Koguciuk, tworzy dzieło doby pandemii – rzeźbę koronawirusa. Najeżony gwoździami, agresywny, postrzępiony twór z korzenia w równym stopniu niepokoi, co fascynuje. To wyraz artystycznej swobody i nieskrępowania, na który mogą sobie pozwolić tylko świadomi twórcy. Purta nie musi oblekać swoich postaci w ludowe stroje, nie musi się silić na ich ludowość. Takimi one stają się przez siłę wyrazu i formę, w której nawet zadziory nieoszlifowanej deski mogą być wartością artystyczną. Historie z życia dawnej wsi nie noszą na sobie prób „uludowienia”. Matka wyrabiająca ciasto na chleb czy powracający z pola żniwiarze to w pewnym sensie rzeźby totemiczne, podobnie jak rzeźby aniołów i świętych. Ich sakralny charakter ujawnia się w syntetyczności opracowania, osadzeniu w pierwotnej sile wyrazu, znakowości i umowności.
Kwintesencją tej znakowości w myśleniu o formie są ptaki-dziwaki. Wyrastają z potrzeby strugania zabawek, które wykonywał w dzieciństwie – urastają do znaku rozpoznawczego całej twórczości. Pytani o Purtę myślimy zwykle o owych fantastycznych stworach, które są tak różne od rajskich ptaszków ze Stryszawy czy wiernych ornitologicznie realizacji innych twórców. Ptaki Purty posiadają charakter, każdy własny. Raz wydają się być rozkosznie przymilne, innym razem drapieżne, zamknięte w sobie, agresywne w formie. Zawsze jednak poza bezduszną sztampą, silnie zróżnicowane. Składane z rozmaitych elementów drewnianych. W tych pracach najsilniej widać u rzeźbiarza ślady dawnego zainteresowania korzenioplastyką.
A kiedy mowa o twórczości Purty, to wspomnieć należy o kapliczkach jego autorstwa, dalekich od skansenowskiej wizji architektury wiejskiej. To prawdziwe pałace wyobraźni, składane z rozmaitych elementów jak dziecięce zamki z drewnianych klocków. Niekiedy stają się pomnikami w mikroskali – jak ta, którą twórca wykonał w 2018 roku z okazji jubileuszu pięćdziesięciolecia istnienia Stowarzyszenia Twórców Ludowych.
Tak silnie osadzona w tradycji plastyki wiejskiej twórczość bardzo daleka jest od sentymentalizmu, bezrefleksyjnej tęsknoty za „wsią spokojną i wesołą”. Kwiatowe ornamenty zdradzają dukt pędzla wiedzionego ręką mężczyzny, ślusarza, kowala. Blisko im do nieporadnie malowanych żołnierską ręką kwiatów na listach do dziewczyny, ale przez to urzekają swoim autentyzmem i szczerą potrzebą czynienia rzeczy pięknymi. Podobna jest i kolorystyka, właściwa całej sztuce Purty. Rozbielona, nieoczywista, niejednokrotnie zabrudzona, zestawiająca ze sobą barwy w sposób przypadkowy. Ale polichromia jest tu tylko dopełnieniem formy rzeźbiarskiej, zaakcentowaniem i wydobyciem całej jej złożoności.
Czy sztuka Dionizego Purty jest sztuką neoludową, odwołującą się do estetyki dawnej sztuki ludowej? Tropów wskazujących na nią – niewiele. Czy jest sztuką naiwną? W tym stopniu, w którym francuskie naïf będziemy rozumieć jako naturalne, spontaniczne i szczere. Purta jest takim artystą, taka jest i jego sztuka. Wreszcie z twórczością Purty jak z rzeczami w wierszu Jerzego Lieberta:

Rzeczy skończone, istnienia gotowe
Pokoju mego fauno i floro:
Rośliny z metalu, zwierzęta dębowe,
Stojące, widzące domowe potwory
Obracacie się ku mnie nocą.
Wyszlachetnione w miesięcznej poświacie,
Przez sen czuję, chcecie, bym się ocknął,
Końca snu mego, wiem, czekacie...

Ptaki-dziwaki, aniołowie, skrzydlate Madonny i pogodny Frasobliwy czekają świtu, nowych realizacji, zaklęcia w drewniane formy wyobraźni i objawienia całej złożoności tego Dionizowego świata zamkniętego w uproszczeniach. Świata potrzebnego samemu artyście, który wyznał: „Jak nie rzeźbię, to choruję”.

Łukasz Ciemiński

Sugerowane cytowanie: Ł. Ciemiński, Złożone światy Dionizego Purty, "Pismo Folkowe" 2020, nr 150 (5), s. 37-38.

Skrót artykułu: 

Złożone światy, złożona sztuka – dosłownie i w przenośni. Konstruowane z odpadów rzeczywistości, które stają się pod ręką Dionizego Purty scalonymi okruchami wyobraźni, ziarnami fantazji – ptaki-dziwaki, anioły, święci to przecież wciąż rzeźby, choć tak zjawiskowo wymykające się myśleniu o klasycznej formie rzeźbiarskiej i kanonom ludowości w sztuce. Blisko oglądowi Dionizego Purty do wrażliwości Heródka. To samo postrzeganie materii, która nigdy nie jest zbędna, nieprzydatna, nigdy nie jest śmieciem. Stolarski odpad może przerodzić się w anielskie skrzydła, a drewniane kołki rozbłysnąć glorią wokół głowy Madonny. Wszystko to artysta czyni w sposób na tyle autentyczny, że wart najwyższego uznania. Nie tylko przyznanego w 2014 roku stypendium twórczego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale i otrzymanej w 2020 roku Nagrody im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”.

Fot. Ł. Ciemiński

Dodaj komentarz!