Wszyscy równi wobec Czanki

Główny koncert trwa już od kilku godzin, a w garderobie Čankišou nie widać śladów stresu. Przed chwilą krótki spacer po Starym Mieście w Lublinie, za chwilę próba, a teraz czas na chwilę relaksu. Zebrali się jednak wszyscy i obiecali odpowiedzieć na kilka pytań.

O czym śpiewają potomkowie Czanki? Kto odnalazł korzenie tego jednonożnego ludu?
Martin Krajíček: Na Czanki trafiliśmy przypadkiem. Usłyszał o nich nasz saksofonista (przy. red.: David Synák) i pewnego dnia Karel zaczął śpiewać w innym języku. Na początku nikt nie wiedział, co to jest.
Roman Mrázek: Wszystko zaczęło się w czasie przyjęcia bożonarodzeniowego...
René Senko: ...gdy dużo piliśmy, tańczyliśmy i wtedy przyszli do nas Czanki.

Jak to się dzieje, że Wasz język jest zrozumiały dla wszystkich ludzi na całym świecie?
R. M.: To jest język międzynarodowy. Jest zrozumiały dla wszystkich, ponieważ... nikt go nie rozumie. Język bazuje na przekazie emocjonalnym. Wszyscy są równi, bo wszyscy rozumieją dokładnie tyle samo.
Karel Heřman: Przed Čankišou śpiewałem w innym zespole; teksty były wierszami, napisanymi przez kogoś innego ale ich duch nie miał energii. Zacząłem śpiewać Czanki i okazało się, że właśnie tego potrzebowałem.

Średniowieczni Czanki byli pierwszymi muzykami i wiele podróżowali, posługiwali się rytmizowanym językiem - to na pewno Was łączy, a jest coś, co Was różni?
R. S.: My mamy dwie nogi! (śmiech).
M. K.: Jesteśmy pozytywni i piękni.

Co sprawia, że w Waszej muzyce kryje się taka energia? Publiczność mówi, że jest jak narkotyk. Co jest Waszym sekretem? Improwizacja czy dokładny zapis aranżacji?
R. S.: Masz rację, to narkotyk. (śmiech)
Zdeněk Kluka: Na początku improwizowaliśmy na scenie i to było dla nas dużo większą frajdą, ale to się już skończyło.
Jan Kluka: Energia jest siłą, która spaja naszą muzykę w całość. Czasem myślę, że nasza muzyka jest tylko energią i dzięki energii istnieje. Wniosek jest taki, że bez energii nie możemy grać.

W takim razie, czym jest ta energia?
J. K.: Duchem ludu Czanki! (śmiech)

Wasza muzyka nie respektuje żadnych granic: mamy muzykę arabską, bałkańską, afrykańską, mongolską. Czy czeska muzyka tradycyjna nie jest dla Was atrakcyjna?
Z. K.: Ależ my gramy czeską muzykę ludową, np. morawskie pieśni ludowe! Czechy składają się z trzech historycznych części: Bohemii, Moraw i Śląska Czeskiego. My pochodzimy z południowych Moraw. Każdy z nas to czuje i publiczność może usłyszeć morawską nutę w naszej muzyce. Gramy co prawda pieśni afrykańskie, ale z "południowomorawskim" uczuciem. A inspiracji szukamy wszędzie, na całym świecie...
J. K.: Czasem gramy muzykę afrykańską i wydaje nam się, że graliśmy ją dokładnie tak, jak grają ją w Afryce, a przyjaciele mówią nam: " No tak, ale to było z Moraw." Ciągle czujemy się częścią naszego regionu.

Co sprawia, że podróżujecie? Jak to się zaczęło? Czemu zaczęliście szukać inspiracji na świecie?
K. H: Każdy z nas grał wcześniej w typowych rock`n rollowych zespołach. I kiedy doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy nowej energii, zaczęliśmy szukać innych wpływów, bo typowy rock - jak by to ująć - wyczerpał się, skończył. Nadszedł czas na szukanie nowych inspiracji i nowych źródeł.

Obok fletu, gitary, saksofonu występuje egzotyczne didgeridoo, tarabuka, yababara, yarin, jinagovi. Które z tych instrumentów w Waszej muzyce to instrumenty "tradycyjne"? Czy to dla was istotne?
Z. K.: Tak, to istotne.
M. K.: Nie! (śmiech)
R. S.: Najważniejszą rzeczą jest dyfuzja, kombinacja między klasycznym a współczesnym.

Czy te elementy są równie ważne, czy któryś jest dominujący?
R. M.: Są równie ważne. Tworzymy energię z połączenia wszystkich instrumentów, nie traktujemy ich oddzielnie. Nie jesteśmy tak naprawdę "technic players". Używamy instrumentów, by dotrzeć do ich "ducha" i przeniknąć go. Ale możemy także grać na pudełkach, na kaloryferze - jesteśmy multiinstrumentalistami. Robiliśmy niedawno taki projekt, gdzie użyliśmy kaloryfera tak, jak używa się bębnów, ale to wciąż było Čankišou. Najważniejsze to czerpać radość z grania.

"Zaliczonych" 14 krajów, liczne międzynarodowe festiwale i nagrody dla zespołu oraz dla Karela Heřmana i Davida Synáka, sześć krążków: "Hudba lidu Čanki", "Densé Ju", "Gamagaj", "Knížka a soundtrack Ukopnutý palec", "Best of 1372-2007" i "Lé La" - to Wasz dotychczasowy dorobek. Jakie macie plany na przyszłość? Czy w najbliższym czasie szykuje się coś spektakularnego?
Z. K.: Wkrótce nagramy album o śmierci - wesołe pieśni o śmierci i pogrzebach. Chcemy pozbierać pieśni o śmierci z różnych stron świata, różnych narodów i plemion.
J. K.: Tak naprawdę są trzy rodzaje muzyków w naszej grupie. Jedną z nich jest ekipa w średnim wieku, około 45 lat - oni chcą pieśni o pogrzebach. Młodsza grupa jest zajęta wychowywaniem swojego potomstwa i chce płyty z piosenkami dla dzieci. I trzecia grupa - mój ojciec - właściwie nie wiem, czego on chce! (śmiech). Może piosenki erotyczne.
K. H.: Tak, erotyki!
J. K.: Może powstaną trzy grupy pieśni: piosenki dla dzieci, wesołe pieśni o pogrzebach i erotyki.
R. S.: I zaśpiewamy je wszystkie razem! (śmiech)

Czy w zespole sprawdza się demokracja?
R. S.: Demokracja? To jest anarchia!
K. H.: Tak, i to jest najbardziej fatalna sprawa (dosł. the most shit thing) w każdym zespole. U nas także.

Kłócicie się, czy częściej macie podobne zdania?
R.S.: Kłócimy? Próbujemy się zabić nawzajem!

Ale jesteście razem prawie 10 lat. Jak to możliwe?
Z. K.: Nie mam zielonego pojęcia! (śmiech)
J. K.: Może dlatego, że jesteśmy w tym samym składzie od samego początku?
R. M.: Po dziesięciu latach to jest już tak, jak w starym małżeństwie…
R. S.: Myślę, że to dlatego, że mamy DVD w samochodzie. (śmiech)
K. H.: Przez dłuższy czas w czasie drogi oglądaliśmy filmy. Teraz nawet to stało się nudne. Podróżowanie szybko nam się nudzi, oglądanie filmów również, więc… Po prostu rozmawiamy.
R. M.: I łowimy ryby komórką.

Więc chcecie grać razem, tworzyć razem muzykę tak długo, jak długo to będzie dawać wam radość?
K. H.: Nie wydaje mi się, żeby to się musiało kiedyś skończyć.
R. S.: Niektórzy z nas tworzą muzykę od 40 lat, niektórzy nawet dłużej, więc wierzymy, że uda nam się to robić jeszcze naprawdę długi czas.

Czy jest jedno słowo określające Waszą muzykę? Tylko nie mówcie w języku Czanki….
David Synák: Radość.
J. K.: Czasem nazywamy ją self-etno - etniczna muzyka naszych wnętrz.

Dziękuję za rozmowę.
Z zespołem Čankišou rozmawiała Maria Tarkowska

Skrót artykułu: 

Z zespołem Čankišou, gwiazdą tegorocznych "Mikołajek Folkowych" rozmawiała Maria Tarkowska.

Główny koncert trwa już od kilku godzin, a w garderobie Čankišou nie widać śladów stresu. Przed chwilą krótki spacer po Starym Mieście w Lublinie, za chwilę próba, a teraz czas na chwilę relaksu. Zebrali się jednak wszyscy i obiecali odpowiedzieć na kilka pytań.

Dział: 

Dodaj komentarz!