Wiejskie bicie

O przemocy

Fot. K. Niemkiewicz

W maju 2012 roku w jednej z lubelskich wsi usłyszałam opowieść o tym, jak pewna kobieta (babcia) zamordowała noworodka (swą wnuczkę lub wnuka) w dniu jego narodzin. Rzecz miała miejsce w latach 80. XX wieku. A było to tak. Młoda dziewczyna, córka owej dzieciobójczyni, zaszła w nieślubną, czyli panieńską ciążę. Fakt ten ukrywała aż do momentu rozwiązania, które nastąpiło w oborze jej sąsiadki. W bliżej nieznanych mojej Rozmówczyni okolicznościach zbrodni dokonała babka noworodka, od razu po akcie rozwiązania zabijając dziecko. Powiedziała następnie milicji, że nie było to morderstwo, bo przecież biła dziecko ręką, a więc bez użycia narzędzia. Jak cytowała mi Opowiadaczka, babka dziecka powtarzać miała w trakcie wizji lokalnej: rynkom go biłam, rynkom. Zapewne dzieciobójstwo nie wyszłoby na jaw, gdyby młoda matka nie dostała krwotoku, co skończyło się pobytem w szpitalu. Tam stwierdzono medyczny fakt porodu i rozpoczęły się poszukiwania noworodka. W całej tej okrutnej historii zbrodni zwraca uwagę przekonanie babki-morderczyni, że zabicie dziecka bez użycia narzędzia w ogóle nie było morderstwem, bo morderstwo wymaga narzędzia zbrodni, oraz – i to jeszcze bardziej wstrząsające i niedopowiedziane – przeświadczenie, iż noworodek nie jest człowiekiem, a zabicie go poprzez uderzenie w ciemiączko było sposobem na rozwiązanie sprawy niechcianego macierzyństwa. To przykład lubelski. Poruszona nim, od roku 2012 staram się uzyskiwać informacje od moich rozmówczyń i rozmówców o istniejących, podobnych tokach przemocowego rozumowania w Małopolsce. I faktycznie na wsiach małopolskich zdarzały się przypadki bicia przez ojców i matki młodych kobiet w niechcianej, panieńskiej ciąży, żeby wieś widziała, że rodzice tego nie popierają, jak to określił jeden z moich Rozmówców w lipcu 2013 roku. Miało miejsce nawet wrzucenie do chlewika noworodka, którego następnie zjadła maciora. Moja Rozmówczyni wskazała osobę, która w ten sposób zamordowała swoje dziecko. Wydarzenie to miało miejsce tuż przed II wojną światową. Poza wstrząsem emocjonalnym, będącym reakcją na znane Opowiadaczkom i Opowiadaczom przykłady jawnej i akceptowanej milcząco przez wiejskie społeczności przemocy wobec dzieci i kobiet, można postawić szereg pytań antropologicznych o społeczne źródła akceptacji dla przemocy na wsi. Czy to ekspozycja na traumę biedy i całkowitej bezradności wobec choroby, bólu, a w przypadku kobiet niechcianych ciąż i panieńskiego macierzyństwa powodowała tak wyraźne wyparcie i psychiczną dysocjację, że morderstwo dokonane na noworodku albo pobicie własnej, ciężarnej córki były skrajną metodą poradzenia sobie z wykluczeniami społecznymi tak charakterystycznymi dla wiejskiej kultury wstydu? Czy to doświadczenie cierpienia było elementem kobiecej biografii, który oddziałuje atawistycznie na współczesne akceptacje dla różnych relacji typu ofiara-kat? Czy to z tej tradycji wynika niemalże mem gotowości na bycie ofiarą przemocy?

Anna Kapusta
 

Skrót artykułu: 

W maju 2012 roku w jednej z lubelskich wsi usłyszałam opowieść o tym, jak pewna kobieta (babcia) zamordowała noworodka (swą wnuczkę lub wnuka) w dniu jego narodzin. Rzecz miała miejsce w latach 80. XX wieku. A było to tak. Młoda dziewczyna, córka owej dzieciobójczyni, zaszła w nieślubną, czyli panieńską ciążę. Fakt ten ukrywała aż do momentu rozwiązania, które nastąpiło w oborze jej sąsiadki. W bliżej nieznanych mojej Rozmówczyni okolicznościach zbrodni dokonała babka noworodka, od razu po akcie rozwiązania zabijając dziecko.

Fot. K. Niemkiewicz

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!