Król portugalskiej melancholii

Chyba jeszcze nigdy dotąd portugalskiej muzyki nie chciała śpiewać zagraniczna artystka tak fantastyczna i tak wielka jak Anna Maria Jopek - zachwycał się podczas wizyty w Polsce Camané, król fado.

Król leży w łóżku i się nudzi. Jest połowa lat '70. Nie ma jeszcze dziesięciu lat. Niewiele muzyki w życiu słyszał, nie za bardzo się nią jeszcze interesuje, a tym bardziej nie może wiedzieć, że kiedyś będzie królem.

Z nudów sięga po płyty rodziców. Na okładkach winyli są tajemnicze nazwiska: Amália Rodrigues, Fernando Maurício, Lucilia do Carmo, Maria Teresa de Noronha, Alfredo Marceneiro e Carlos do Carmo i inne, które nic mu nie mówią.

Płyt słucha na starym gramofonie. I wpada w zachwyt.

Dziś, po kilkudziesięciu latach (Camané ma 45 lat), nie pamięta już dokładnie, co najbardziej mu się podobało. Możliwe, że ujęły go melancholijne słowa. Może zaraz potem zwrócił uwagę na charakterystyczny dźwięk portugalskiej gitary. Zachwycił się kunsztem gitarzysty. Prawdopodobne, że zwrócił uwagę na anielski głos Rodrigues, ciepły do Carmo i chrapliwy Marceneiro. Możliwe…

Pewne, że zakochał się w fado. Z niewielkiego Oeiras rodzice zaczęli zabierać go do pobliskiej Lizbony. W niewielkich tawernach, gdzie gra się fado, oni pili wino, a on słuchał, słuchał i słuchał.

- Poznawałem teksty najwybitniejszych portugalskich autorów, a później pisałem własne fado. Te pierwsze były o mamie, tacie, szkole - opowiada.

Tak naprawdę nazywa się Carlos Manuel Moutinho Paiva dos Santos. Miał zaledwie 13 (!) lat, kiedy zwyciężył w konkursie "Grande Noite do Fado".

Nagrywał z bardziej doświadczonymi, sam występował w knajpkach Lizbony. Tam, w Mourarii, Alfamie, później także Bairro Alto wieczorami zewsząd płynie fado. Publika, krytycy, promotorzy obwołali Camané najbardziej charakterystycznym głosem gatunku nowej generacji.

W 1999 r. zmarła w wieku 79 lat Amália da Piedade Rodrigues. Niektórzy już wtedy mówili: "Umarła królowa, niech żyje król!". Rok wcześniej Camané wydał album "Na Linha da Vida". Tu i ówdzie dało się słyszeć zachwyty. Ale sława miała dopiero nadejść.

Dwa lata później znany był już nie tylko w Portugalii, ale w wielu krajach Europy.

W 2003 r. wydał swój pierwszy złoty krążek. To nagranie koncertowe "Como sempre…como dantes". Dwa lata później zdobył nagrodę Amálii Rodrigues.

Jego koncertu przed wieżą w Belém, skąd wiek temu w wielki świat odpływał Vasco da Gama, słuchało 20 tys. osób. Towarzyszył mu Carlos do Carmo. To legenda fado. I jeśli niektórzy nazywają dziś Camané "tylko księciem" fado, to właśnie dlatego, że za króla uznawany przez nich jest do Carmo.

Tymczasem furorę robiły kolejne płyty Camané: "Sempre de mim" (2008) i "Do Amor e Dos Dias" (2010). Nie wie jeszcze, że pewnego dnia dostanie zaskakujący telefon z Polski.

- To było odkrycie - twierdzi. - Nie znałem Anny Marii Jopek i pewnego dnia zadzwonił do mnie jej menadżer. Opowiedział, że bardzo chciałaby zaśpiewać jeden z moich utworów. Mało tego, chciała, bym wystąpił razem z nią na jej płycie. Byłem zaciekawiony, trochę niepewny.

Jopek na niedawno wydanym krążku "Sobremesa" zamieściła cudowną mieszkankę muzyki portugalskiej, brazylijskiej, muzyki Zielonego Przylądka, słowem - luzofońskiej, przygotowanej w duetach wspólnie z zagranicznymi mistrzami gatunków.

Kogóż tam nie ma?! Brazylijczyk Ivan Lins, Tito Paris z Cabo Verde, Sara Tavares, anioł Zielonego Przylądka z Lizbony, Angolczyk Yami, portugalski pieśniarz Paulo de Carvalho. I wśród nich - Camané.

- Kiedy przyjechała do Lizbony nagrywać w studiu, odkryłem, że to wspaniała piosenkarka - opowiada zauroczony. - Chyba jeszcze nigdy dotąd portugalskiej muzyki nie chciała śpiewać zagraniczna artystka tak fantastyczna i tak wielka jak Anna Maria Jopek.

Dla Camané była to zupełna nowość.

- Zdarzało się już - mówi - że fado próbowali wykonywać Hiszpanie, Francuzi, a nawet Japończycy, ale ktoś tak wielki - nigdy dotąd.

Co wpływa na fakt, że dawniej słynnej Amálii Rodrigues nie znał w Polsce prawie nikt, a teraz koncerty Marizy, Any Moury czy Camané cieszą się u nas taką popularnością?

Ten ostatni przytacza przykład Holandii.

- Tam też dekadę temu tak bardzo jak teraz w Polsce pokochano fado - mówi. Dlaczego? Może dlatego, że - jak mówią - w głębi duszy my i Portugalczycy jesteśmy całkiem podobni.

Pieśniarz uważa, że Polska to kraj mocnych ludzi, którzy noszą w sobie pewien smutek.

- W dziejach kraj wciąż źle traktowany, dla którego odmieniły się jednak losy i w końcu znalazł się na powierzchni. Coś tu ze sobą współgra, coś takiego, że kiedy Polacy słuchają fado, to żadne bariery językowe nie istnieją.

To samo działa w drugą stronę, bo kiedy fadista słucha utwór "Sei de um rio" wykonywanego po polsku przez Jopek, wydaje mu się, że rozumie wszystko, choć nie rozumie słów. Słyszy nostalgię, uczucie, romantyczny nastrój.

Na scenę Synagogi pod Białym Bocianem we Wrocławiu wchodzi mały, niepozorny człowieczek. Nie dziwi to, bo Portugalczycy są najniższym narodem Europy. Elegancki i szarmancki. Do Polski przyjechał na Jazz Etno Festiwal. Z małego człowieczka nagle wydobywa się wielki głos. W dwóch utworach towarzyszy mu Anna Maria Jopek. Słychać przepiękną muzykę. To fado. Camané twierdzi, że choć to smutna i melancholijna muzyka, to jej piękno potrafi rozweselać.

Słuchając jego ballad, trzeba przyznać mu rację. W trakcie zagranicznych turnée reklamują go jako "Prince of Fado".

A mi się zdaje, że to już król.

Skrót artykułu: 

Chyba jeszcze nigdy dotąd portugalskiej muzyki nie chciała śpiewać zagraniczna artystka tak fantastyczna i tak wielka jak Anna Maria Jopek – zachwycał się podczas wizyty w Polsce Camané, król fado.

Dział: 

Dodaj komentarz!