Katastrofy nie było

Zorba

fot. www.teatr.bielsko.biala.pl

Lubelski Teatr Muzyczny wraz Teatrem Polskim w Bielsku-Białej pod koniec lutego tego roku wystawiły „Zorbę” według powieści Nikosa Kazantzakisa. Musical ten stworzyły legendy Brodwayu: Josef Stain (libretto), John Kander (muzyka) i Fred Ebb (teksty piosenek). Twórcy – niczym król Midas – wszystko, czego dotknęli, zamieniali w złoto. Ich zatrudnienie było gwarancją sukcesu. Stain miał na koncie libretto do „Skrzypka na dachu”, a spółka Kander-Ebb piosenki do „Kabaretu” z niezapomnianą kreacją Lizy Minelli. Jednak nie wszystko poszło jak z płatka. Mówi się, że musical nie trafił w swój czas, przegrywając z nowoczesnym, hippisowskim „Hair”. Mówi się, że przegrał z legendą filmu „Grek Zorba”, którego reżyserem był Michael Cacoyannis (Michalis Kakojanis), główną rolę grał Anthony Quinn, a doskonałą muzykę stworzył Mikis Theodorakis. W każdym razie przedstawienie szybko zeszło z afisza. Dopiero powtórne wystawienie, wyreżyserowane przez twórcę filmu z Quinnem w roli głównej, zostało lepiej ocenione przez publiczność.
Mało kto nie zna, choćby pobieżnie, fabuły i przesłania „Zorby”. Głównym wątkiem powieści jest zetknięcie kultury Zachodu – zimnej, pełnej zahamowań (w osobie Niko) z żywiołową, spontaniczną, pierwotną kulturą śródziemnomorską reprezentowaną przez Zorbę.
W bielskim Teatrze Polskim reżyserii musicalu podjął się Witold Mazurkiewicz, bielszczanin, który w latach 1988-1995 był aktorem Teatru im. H. Ch. Andersena w Lublinie. Był współzałożycielem Kompanii Teatr, współpracował też z teatrem Provizorium i warszawską Rampą. Od września 2013 r. jest dyrektorem naczelnym teatru w Bielsku-Białej. Mazurkiewicz doskonale poradził sobie z trudnym musicalem i nie był on w żadnym wypadku „piękną katastrofą”, choć libretto trąci już myszką. Może drażnić patetycznością czy podziałem na partie mówione i wokalne. Samo zawiązanie akcji, piosenka Losu (postaci wprowadzonej przez Staina prosto z klasycznej, greckiej tragedii) i późniejsza scena spotkania Niko z Zorbą wypadły bardzo nienaturalnie. Rafał Sawicki (Niko) i Tomasz Lorek (Zorba) grali dość bezbarwnie i mało spontanicznie. W ogóle miało się wrażenie, że zmęczeni aktorzy odrabiają lekcje. Genialnie na ich tle wypadła Grażyna Bułka (Hortensja/Bubulina), która brawurowo i przekonująco wcieliła się w podstarzałą damę lekkich obyczajów. Każde jej pojawienie się na scenie wywoływało brawa i salwy śmiechu publiczności. W pamięci pozostaje jej pełen satysfakcji i triumfu gest, gdy pokazuje innym mieszkankom wsi pierścionek zaręczynowy. Pod względem wokalnym artyści wypadli dobrze – zwłaszcza Lorek, który jest absolwentem Instytutu Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Katowicach i śpiewa w zespole Vocal Sound. Z równą przyjemnością słuchało się Wioletty Machler, kreującej nudną rolę Losu, ale z tego powodu wykonującą najwięcej piosenek. Milcząca przez większą część spektaklu Wdowa (Marta Gzowska-Sawicka – fani folku kojarzą tę aktorkę z występu wraz z zespołem Anashim na Festiwalu Folkowym Polskiego Radia „Nowa Tradycja” 2014) pokazała talent wokalny w duecie z Niko.
Uniwersalna, choć skromna – za skromna jak na musical, okazała się scenografia. Doskonale udawała port, wioskę, okolice kopalni, antyczne ruiny. Szare mury ze schodami i szare, biedne ubiory wieśniaków nie kojarzyły się z kolorowym musicalowym rozmachem i były zaskoczeniem dla widza. Izabela Wądołowska, autorka kostiumów zupełnie słusznie zrezygnowała z kopiowania bogatych strojów ludowych, włączając do ubiorów tylko ich elementy. Dzięki temu zabiegowi stały się one bliższe powojennym latom pięćdziesiątym. Zastanawiający jest kostium Wdowy. Dlaczego spodnie? Czy to wyraz niezależności, czy może echo wpływów tureckich? Choreografia Piotra Lewandowskiego współgrała z kostiumami i scenografią. Publiczność mogła czuć się usatysfakcjonowana tytułową zorbą. Warto wspomnieć, że taniec zorba (sirtaki) w rzeczywistości nie istniał. Został stworzony na podstawie tańca sirtos specjalnie na potrzeby filmu, a obecnie stał się niemal turystyczną wizytówką Grecji.
Najciekawsza, najbardziej nośna i ponadczasowa okazała się muzyka. Orkiestra Teatru Muzycznego w Lublinie pod batutą Piotra Wijatkowskiego stanęła na wysokości zadania. Muzykom nie przeszkodziły trudne warunki, bo artyści musieli zmieścić się w przejściu pomiędzy sceną a rzędami widowni (przedstawienie odbywało się w Centrum Kongresowym Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, bo siedziba Teatru Muzycznego jest w remoncie) i mieli naprawdę mało miejsca, a niektórzy z trudem mogli zerkać na dyrygenta. Zespół został wzmocniony przez dwóch muzyków grających na buzuki – instrumencie, bez którego muzyka grecka nie istnieje w naszych umysłach. Byli to Jakub Niedoborek – gitarzysta flamenco, wykładowca Wydziału Artystycznego UMCS, znany też z projektu „Kayah i Transoriental Orchestra” oraz Piotr Majczyna, muzyk Čači Vorba. Obaj panowie na co dzień nie pracują z orkiestrą, ale w składach kameralnych. Dostali 80 stron nut i bez zarzutu wywiązali się ze swojego zadania, które było bardzo trudne, gdyż mieli dużo partii solowych, a ponadto charakterystyczny dźwięk buzuki wzmocniony jeszcze mikrofonami wybijał się spośród brzmienia orkiestry.
Spektakl miał charakter okazjonalny, dlatego tym bardziej warto było się na niego wybrać, bo nie wiadomo, kiedy nadarzy się następna możliwość. Może po powrocie do swej siedziby Teatr Muzyczny zdecyduje się na wystawienie tego musicalu samodzielnie.

Agnieszka Matecka-Skrzypek

Skrót artykułu: 

Lubelski Teatr Muzyczny wraz Teatrem Polskim w Bielsku-Białej pod koniec lutego tego roku wystawiły „Zorbę” według powieści Nikosa Kazantzakisa. Musical ten stworzyły legendy Brodwayu: Josef Stain (libretto), John Kander (muzyka) i Fred Ebb (teksty piosenek). Twórcy – niczym król Midas – wszystko, czego dotknęli, zamieniali w złoto. Ich zatrudnienie było gwarancją sukcesu. Stain miał na koncie libretto do „Skrzypka na dachu”, a spółka Kander-Ebb piosenki do „Kabaretu” z niezapomnianą kreacją Lizy Minelli.

Dział: 

Dodaj komentarz!