Nowa Tradycja po raz szesnasty

Cztery dni radiowego święta folku - XVI Festiwal Muzyki Folkowej "Nowa Tradycja" - przyciągnęły w maju dziesiątki wielbicieli. Wzorem lat ubiegłych festiwal wypełniły przesłuchania muzyków inspirujących się folklorem oraz wcześniej już rozstrzygnięty konkurs na najciekawszy Folkowy Fonogram Roku 2010 i Fonogram ródeł 2010. Prócz tego festiwal wypełniły koncerty gwiazd polskiej i zagranicznej sceny muzycznej. Nie zabrakło również smaczków dla wielbicieli muzyki tradycyjnej.

Pierwszy dzień XVI Nowej Tradycji upłynął pod znakiem Muzyki ródeł, tym razem koncert nosił tytuł: "Nasi Mistrzowie". Początek koncertu zarezerwowany był dla muzyków ludowych zaprzyjaźnionych z jak zawsze spontanicznym i żywiołowym Andrzejem Bieńkowskim. Będziemy mieli na tym koncercie drogę od Warszawy poprzez Rzeszów aż do ukraińskiego Polesia. Chciałem pokazać co jest wspólnego a co jest innego, czym się różnią śpiewy: "śpiewy nizin" z Gałek Rusinowskich od "pieśni bagien" ze Starych Koni. Chciałem też pokazać czym się różni muzyka Mazowsza od muzyki Rzeszowszczyzny. A wszystko kręci się wokół wesel. Chciałem pokazać różnorodność muzyki weselnej i tajemnicę momentów przejścia - zapowiadał w Polskim Radiu Bieńkowski. Największe wrażenie zrobiły, choćby przez swoją egzotykę i wielogłosowy śpiew, pieśniarki z Ukrainy, ze wsi Stari Koni. Dźwięki przez nie zaśpiewane, czy to solowo czy zespołowo, były wręcz oczyszczające. W tej części także udanie wystąpiły polskie zespoły, słynne śpiewaczki z Gałek Rusinowskich oraz Kapela Rodziny Foktów z Radomszczyzny z "dżazem" (czyli perkusją) grająca oprócz stricte tradycyjnych utworów weselnych także słynny "Walentyna twist" w przepięknej wersji ludowej. Była też muzyka z rzeszowskiego, kapela Janka Cebuli (skrzypce), któremu towarzyszyli z wielkim wyczuciem Anna Broda (cymbały) i Witold Broda (skrzypce).

W drugiej części koncertu wystąpili laureaci nagród fonograficznych. Zdobywcy Fonogramu ródeł (CD "Franciszek Racis. Muzykant") - Franciszek Racis z chłopakami z Otako oraz Janusz Prusinowski Trio, zwycięzcy Folkowego Fonogramu Roku 2010 (CD "Serce"). Bardzo jesteśmy szczęśliwi z powodu tej nagrody.- opowiadał Janusz Prusinowski - Szczęśliwi jesteśmy z różnych powodów, z powodów osobistych, bo dużo włożyliśmy serca w tę płytę (...), po drugie dlatego, że nie jest to tylko nasza muzyka, tylko nasza praca. W pierwszym rzędzie dziękujemy wspaniałym muzykom i muzykantom, którzy przed nami byli i którym tę muzykę zawdzięczamy. Bez Kędzierskich, Cierpińskich, Gaców, Metów i Lewandowskich nie mielibyśmy co grać i zostalibyśmy pewnie fotografami. Koncert pięcioosobowego Janusz Prusinowski Trio został przyjęty entuzjastycznie. Było to granie bazujące na tradycji, wręcz w nią wrośnięte, ale własne. Niepowtarzalny śpiew Janusza Prusinowskiego oraz klarnet i trąbka współgrająca z tradycyjnym instrumentarium dopełniały się nawzajem. Natomiast Franciszek Racis ujmował nie tylko grą, ale i wysoką kulturą wypowiedzi. Z przyjemnością słuchało się jego krótkich opowieści historyczno- regionalnych, które wtrącał między poszczególnymi utworami. Piękne było też połączenie jego skrzypiec i nut Otako - to była właśnie Nowa Tradycja, to było zagrane wspólnie a nie obok siebie, to była ciągłość pokoleń.

Piątkowy wieczór przysporzył pierwszych wrażeń konkursowych. Spośród 68 zgłoszeń wyłoniono 14 zespołów, które miały wystąpić drugiego i trzeciego dnia. Jury w składzie: Marcin Pospieszalski (muzyk, przewodniczący jury), Małgorzata Małaszko-Stasiewicz (Dyrektor II PR Polskiego Radia), Maria Baliszewska (muzykolog, dziennikarka, twórczyni "Nowej Tradycji, założycielka i wieloletnia szefowa Radiowego Centrum Kultury Ludowej), Tomasz Janas (dziennikarz), Krzysztof Trebunia-Tutka (muzyk) oceniało repertuar, poziom wykonania, wartość opracowania muzyki i układ programu pod kątem różnorodności stylistycznej oraz interpretacji muzyki tradycyjnej. Jako pierwsze zagrało "Zdrowie Pięknych Pań!" - świetna nazwa grupy z kręgu muzyki rekonstruowanej. Żeńskie trio bezpretensjonalnie zagrało (skrzypce, bębenek obręczowy) mazurki z Radomskiego okraszając je wesołymi przyśpiewkami. Potem zabrzmiały oberki, ale w zgoła innym, jazzowo-rockowym wykonaniu istniejącego od 2008 roku warszawskiego zespołu "Sporysz Polska". Jego lider, skrzypek Marcin Drabik słusznie został uhonorowany "Złotymi gęślami" - nagrodą dla najlepszego skrzypka festiwalu. Gra równie pięknie, mocno, ciężko i ludowo oberki, jak i melodie irlandzkie. Do pełni brzmienia brakuje kapeli jeszcze wokalu. Śpiew natomiast dominował w następnej, polsko-ukraińskiej grupie "Babooshki". Stworzyły ją dwie jazzowe wokalistki, Karolina Beimcik i Dana Vynnytska (z kapeli Dagadana), szukające podobieństw w tradycyjnej muzyce polskiej i ukraińskiej. Zaśpiewały między innymi pochodzącą z Lubelszczyzny kolędę życzącą z motywem jabłka "U tej Marysi pod okienejkiem". Jako następny wystąpił duet Agata Siemaszko i Kuba "Bobas" Wilk - tylko dwie osoby, a tyle muzyki. Agata Siemaszko ma duże doświadczenie muzyczne, już od dziecka grała na basach i śpiewała w zespołach podhalańskich. Współpracowała między innymi z zespołem Kałe Bała. Wokalistka wspaniale zaśpiewała z towarzyszeniem gitary trzy pieśni cygańskie. Agata Siemaszko czarowała, interpretowała i używała swego niebanalnego głosu na dziesiątki sposobów. Z takim repertuarem mogłaby pojechać w zasadzie na każdy festiwal - od piosenki aktorskiej po popularną, jednak nie można jej odmówić inspiracji muzyką tradycyjną, bo czerpie z niej pełnymi garściami, a efekt jest przyswajalny nie tylko dla miłośników folku, ale też tzw. przeciętnego zjadacza chleba. Grupa słusznie została uhonorowana Grand Prix festiwalu. Po nich wystąpił Daktari, zespół instrumentalny ze stolicy, łączący muzykę bałkańską i żydowską z noise'um i jazzem. Następnie zagrała Vidlunnia z Poznania. Od razu dało się odczuć, że grupa jest na początku "swojej drogi folkowej", poszukuje. Tak, jakby znalazła się w składzie z instrumentami tradycyjnymi i zastanawiała się, co z nimi zrobić. Udziwnionej muzyce towarzyszył całkiem przyzwoity śpiew na krzyku, tylko dlaczego poleski "okrzyk" kończący zwrotki był taki rachityczny. Dziewczyny dostały nieco na wyrost III nagrodę. Zaraz po nich zagrali kolejni zdobywcy równorzędnej III nagrody - "Melodia w Polsce". Zespół, choć pisze o sobie, że jest z Aleksadrowa, na co dzień ma próby w lubelskiej "Chatce Żaka". Z Aleksandrowa Lubelskiego, od kapeli Bździuchów, pochodzi natomiast repertuar grupy, bo lider, skrzypek Sławomir Niemiec jest prawnukiem Franciszka Bździucha. Grupa zagrała trzy rozbudowane aranżacyjnie utwory, z użyciem fortepianu włącznie. Wypadli dobrze, zagrali dynamicznie, choć czasem utwory wydawały się przesadnie zaaranżowane. Piątkowy koncert zakończyła Mariia Guraiewska Ethno - Jazz Project. Ukraińska wokalistka, znana z grupy "Ładowyczi" obecnie współpracuje z polskimi muzykami i wykonują pieśni ukraińskie w jazzowym opracowaniu. Przyjemnie się słucha pełnego energii, pogodnego głosu Marii Guraewskiej na tle niewymuszonych aranżacji.

Drugi dzień konkursu rozpoczęła kapela Irek Wojtczak - Projekt Region Łódź . Najbardziej jazzowa grupa konkursu. Jest to pomysł Ireneusza Wojtczaka, wybitnego saksofonisty, który sięgnął po muzykę spod Łęczycy, swojego rodzinnego regionu i swoich przodków (słyszalnych na scenie z laptopa). Jako druga wystąpiła Karolina Skrzyńska z zespołem, z pieśniami swojego autorstwa inspirowanymi muzyką tradycyjną. Wokalistka zwróciła na siebie uwagę aranżacjami i możliwościami wokalnymi. Tuż po nich zaśpiewała grupa Widymo. Wydaje się, że grupa osiągnęła właśnie pełnię możliwości. Świetne, melodyjne i niewydumane aranżacje, zgrane głosy, to wszystko sprawiło, że Widymo zyskało nie tylko honorowe wyróżnienie (szkoda, że wyjechali bez nagrody), ale też "Burzę braw" - nagrodę publiczności.

Jako następny wystąpił Afrofree grający muzykę polską z latynoamerykańskim zacięciem - zdobywcy honorowego wyróżnienia, a zaraz po nich Chwila Nieuwagi - znany w kręgach poezji śpiewanej zespół ze Śląska. Zespół miał w programie piosenki do słów znanych poetów oraz własną balladę inspirowaną śląskim folklorem. Nieodparcie nasuwało się skojarzenie z twórczością Ani Kiełbusiewicz i choć wykonania "Chwili nieuwagi" były bardziej popowe, to jednak miały podobny klimat. W piątek wystąpił jeszcze Meadow Quartet z Sopotu będący próbą stworzenia płaszczyzny dla ścierających się wpływów: współczesnej kameralistyki, jazzu, muzyki improwizowanej, muzyki filmowej oraz fundamentalnego spoiwa - tradycyjnej muzyki żydowskiej. Na zakończenie konkursu zagrała młoda formacja z Lesja i Muzyky (Goleniów). Powstała w listopadzie 2010 z inicjatywy wokalistki pochodzącej ze Lwowa, od kilku lat mieszkającej w Polsce i muzyków ze Szczecina. Repertuar zespołu tworzą zaaranżowane przez muzyków ludowe pieśni ukraińskie.

Patrząc na konkurs można pomyśleć, że w tym roku najpopularniejszym instrumentem folkowym jest saksofon, a sposób aranżacji jazzowy. Stosunkowo sporo było formacji inspirujących się folklorem ukraińskim, za to zabrakło zespołów z gór. Pojawiło się też kilkoro ciekawych gitarzystów. Słuchając grup konkursowych odnosiło się jednak wrażenie, że mimo starannych aranżacji, mało który zespół zatrzymałby publiczność na koncercie dłuższym niż konkursowe 20 minut, może tylko "Widymo" i Agata Siemaszko.

Sobotnie zmagania konkursowe uwieńczone zostały koncertem w ramach projektu Čaci Vorba & 22°E Project. Zamysł spełnił oczekiwania publiczności, nastawionej na raczej dobrą dawkę world music. I rzeczywiście - przeczucia nie zawiodły. Wraz z polską grupą wystąpili znakomici wykonawcy południa Europy: Bajsa Arifovska (Macedonia), Loukas Metaxas (Grecja), Thanos Gountanos (Grecja). Ta mieszanka różnorakich charakterów muzycznych, stylistyki wykonawczej, zamiłowań oraz instrumentarium była gwarantem wytworzenia niezwykłego klimatu zarówno na scenie jak i wśród publiczności spontanicznie reagującej na rytmiczne, porywające brzmienia. Nazwa projektu nawiązuje do 22° długości geograficznej wschodniej, która jest wspólna dla krajów wszystkich muzyków. Każdy z muzyków Caci Vorba zetknął się z muzyką klasyczną i siłą rzeczy dąży do czyszczenia dźwięku, natomiast muzycy z Bałkanów lubują się wręcz w graniu mikrotonów. - powiedzieli w wywiadzie dla Polskiego Radia Piotr Majczyna i Paweł Sójka - To jest zetknięcie muzyki Wschodu i Zachodu. Dwóch zupełnie innych kultur muzycznych. My koncentrujemy się na muzyce romskiej z tych rejonów, przesiąkniętej wpływami tureckimi, opartej na muzyce modalnej pełnej dźwięków poza skalami, które my stosujemy w muzyce. Artyści musieli zmierzyć się z tym wyzwaniem, co z pewnością im się udało. Zaproszeni do projektu muzycy dłuższy czas komunikowali się ze sobą jedynie mailowo. Na próby mieli kilka dni przed festiwalem. Trudno było tego nie odczuć, grali ostrożnie, mało żywiołowo, skupieni na formie, ale pewnie. Muzyka bałkańska i cygańska jest nośna, toteż koncert był udany.

W niedzielnym koncercie zagrali laureaci konkursu oraz gwiazda - Elena Ledda, artystka z Sardynii. Wyniki konkursu były znane już od sobotniego wieczoru, więc koncert rozpoczął się bez długich wstępów. Jury podkreśliło, że miało ogromną przyjemność obcowania z muzyką wszystkich uczestników Konkursu, a Konkurs nabrał charakteru Festiwalu. - i rzeczywiście, koncert galowy przedstawiał się bardzo różnorodnie. Od współczesnych aranżacji klasycznych oberków, przez ekwilibrystyczne wokalizy luźno nawiązujące do jakiejkolwiek tradycji, po aktorskie interpretacje piosenek cygańskich.

W koncercie laureatów wystąpili kolejno Vidlunnia, Melolia w Polsce, Babooshki, Sporysz. Agacie Siemaszko, ponieważ grała tuż przed przerwą, pozwolono zabisować. Nie wystąpił zespół Widymo (laureat "Burzy braw" - nagrody publiczności) - a szkoda, bo przecież w końcu muzyka powinna być dla słuchaczy.

Po przerwie na scenie pojawiła się Włoszka, Elena Ledda z zespołem. Zapowiedzi prezenterów, iż mamy przed sobą występ "znakomitości" i "wspaniałej artystki" nie były przesadzone, koncert bardzo się udał. W repertuarze Eleny Leddy znalazły się piosenki różnorodne, utwory wesołe i smutne, podniosłe pieśni religijne i żartobliwe piosenki ludowe. Towarzysząca artystce wokalistka miała równie piękny głos. Czasem do śpiewu włączali się instrumentaliści, którzy też, jak się okazało, śpiewać umieją. Publiczność była zachwycona i mimo późnej pory, i uciekających autobusów nie pozwoliła prędko zakończyć koncertu bez kilku bisów. Na zakończenie festiwalu Krzysztof Trebunia nie zadął w trombitę, ale wyśpiewał "Dobranoc".

Skrót artykułu: 

Cztery dni radiowego święta folku - XVI Festiwal Muzyki Folkowej "Nowa Tradycja" - przyciągnęły w maju dziesiątki wielbicieli. Wzorem lat ubiegłych festiwal wypełniły przesłuchania muzyków inspirujących się folklorem oraz wcześniej już rozstrzygnięty konkurs na najciekawszy Folkowy Fonogram Roku 2010 i Fonogram ródeł 2010. Prócz tego festiwal wypełniły koncerty gwiazd polskiej i zagranicznej sceny muzycznej. Nie zabrakło również smaczków dla wielbicieli muzyki tradycyjnej.

Dział: 

Dodaj komentarz!