Kilka słów o Kapeli Łem

Historia Kapeli Łem przywołuje mi zawsze na myśl pewną kasetę video z koncertu "Orkiestry p.w. św. Mikołaja". Koncert ten odbywał się na Placu Litewskim w ramach którychś "Dni Kultury Studenckiej - Kozienalia" i ważni byli nie tylko sami artyści (jak zwykle), ale również publiczność. Wśród zgromadzonego tłumu można było bowiem dostrzec wiele osób, które wtedy zupełnie jeszcze się nie znały, a dziś stanowią potężną część orkiestrowego środowiska. Ta magia z pewnością tkwi w muzyce: kto raz się nią zafascynował, temu trudno z nią się rozstać. "Orkiestra św. Mikołaja" to środowisko, które, oprócz zespołu scenicznego, stwarza wiele możliwości działania dla tych , którzy chcą twórczo obcować z folkiem i folklorem - w różnych formach. Jedną z takich form jest wspólne muzykowanie poza sceną. W swoim czasie (czyli jakieś trzy lata temu) istniało kilka kapel o charakterze warsztatowym, które grały określone rodzaje muzyki: polską, łemkowską, chasydzką, huculską. Obok nich stworzono też zajęcia dla całkowitych nowicjuszy i naturszczyków, którzy niejednokrotnie po raz pierwszy mieli możliwość grania na jakichś dziwnych instrumentach oraz śpiewania na głosy (patrz autorka tego tekstu).

To przedszkole zostało przez kogoś (chyba był to Grzesiek) nazwane "Kaszana Band" i oprócz mizernych wyników muzycznych, osiągało niezłe wyniki towarzyskie. Wielu ludzi z kozienaliowego koncertu tu właśnie spotkało się po raz trzeci, bo drugi raz to był wspólny obóz na Roztoczu, podczas którego się poznaliśmy. Muzykowanie w "Kaszanie" było bardzo niezobowiązujące, ale jednocześnie dało warsztat dla późniejszych, nieco poważniejszych, poczynań. Z czasem inne kapele przestały muzykować, a członkowie "Kaszany" wstąpili do kapeli grającej muzykę łemkowską. Była to wtedy niewielka grupa, ok. sześciu czy siedmiu osób, z których część ciągle stawiała pierwsze kroki w dziedzinie muzyki. Ważnym wydarzeniem był wyjazd na Kermesz Łemkowski do Olchowca, w maju 1994 r -wtedy oprócz przygrywania pod cerkwią i muzykowania na łonie natury nagraliśmy film dla TV Kraków pt."Zapomniany gościniec". Nikt właściwie nie zastanawiał się nad ideologią tego, co robimy, nikt nie próbował jej tworzyć. Wszystko wyrosło z fascynacji górami i fascynacji "Orkiestrą". Muzyka łemkowska stała się głęboko uzasadnionym przypadkiem, który z czasem zaczął stanowić swoisty program kapeli. Jest to muzyka prosta - w tradycyjnym składzie wykonywana na skrzypce - prym i sekund oraz basy, który poszerzony został o sopiłki i cymbały, a później o akordeon i kontrabas. Staramy się grać tak, jak Łemkowie od wieków to czynili, nie uciekając w folkowe aranżacje (choć czasem trudno wyznaczyć granice). Próba tworzenia takiej muzyki, z dala od jej prawdziwych źródeł, jest swego rodzaju folkloryzmem; próbujemy jednak zachować autentyczność tego, co gramy; dlatego dość naturalnie wypadło muzykowanie na Łemkowskiej Watrze w Zdyni w lipcu 1995. Ważnym miejscem w dziejach Kapeli jest także Jawornik - ale o tym była już mowa na łamach "Gadek..." Wyprawy i inne działania są otwarte dla wszystkich, którzy chcą muzykować - nie ma zresztą podziału artyści-publiczność, z tej prostej przyczyny, że Kapela postanowiła nie prowadzić działalności scenicznej sensu stricto. Odbywają się próby otwarte, ale, jak zaznacza Bogdan na każdej z nich, "to jest próba" - a więc mniej zobowiązująca forma prezentacji muzyki. Działania takie stwarzają bardziej kameralną atmosferę i pozwalają przełamać bariery między wykonawcami a słuchaczami, a czasem nawet znieść je całkowicie. Właśnie wtedy pojawiają się ludzie, którzy z czasem wchodzą w skład kapeli - obecnie jest w niej aż 15 osób! Chociaż różnie można zapatrywać się na poziom muzyki, jaką tworzymy, to dużo znaczy też atmosfera - wzajemnej życzliwości i zrozumienia. Zrozumienie to obejmuje także słabości członków kapeli - o niektórych należy napisać tu kilka słów. Choćby Mirek, zwany Dudim, którego punktualność a raczej jej brak, stała się już przysłowiowa.

Chociaż dzięki temu nigdy nie tracimy nadziei - zawsze można wierzyć, że zjawi się z czterogodzinnym opóźnieniem, albo, że po godzinie wróci z barku, do którego wyszedł "na minutkę". Wojtka czyli Rusałki, nikt już nie namawia, żeby zaczął śpiewać, chociaż nawet ostatnio, wbrew powszechnemu przekonaniu, nasza instruktorka śpiewu udowodniła, że jednak posiada on przeponę. Wszyscy też wiedzą, że kiedy podczas próby Bogdan zapowiada jakąś piosenkę "na koniec", oznacza to jeszcze co najmniej pół godziny grania - tak trudno mu przestać. Wszyscy staramy się pracować nad grą i śpiewem. Pierwsze skrzypce, nie tylko dosłownie, gra Bogdan, który jest inicjatorem większości poczynań. Nad śpiewem czuwają instruktorki - obecnie Bożena Bielecka, a wcześniej Małgosia Chęć. Reszta jest dziełem innych członków Kapeli: Uli (sopiłki, śpiew), Gosi (II skrzypce, śpiew), Bożenki (basy podhalańskie, śpiew), Sylwii (kontrabas, śpiew), Agnieszki, Makarona, Aśki, Ewy i Kaśki (wszystkie śpiew), Doroty (cymbały,śpiew), Mirka (akordeon, śpiew), Wojtka (sekund), Tomka (sopiłki, śpiew), Andrzeja (śpiew) i dojeżdżającego czasem z Warszawy Wrocia (śpiew, krzyki i bawienie publiczności). Mamy nadzieję, że w tym roku nasze wysiłki zaowocują w postaci kasety. Na pewno też stworzymy wiele okazji do wspólnego muzykowania, śpiewu, zabawy -zapraszamy.

Skrót artykułu: 

Historia Kapeli Łem przywołuje mi zawsze na myśl pewną kasetę video z koncertu "Orkiestry p.w. św. Mikołaja". Koncert ten odbywał się na Placu Litewskim w ramach którychś "Dni Kultury Studenckiej - Kozienalia" i ważni byli nie tylko sami artyści (jak zwykle), ale również publiczność. Wśród zgromadzonego tłumu można było bowiem dostrzec wiele osób, które wtedy zupełnie jeszcze się nie znały, a dziś stanowią potężną część orkiestrowego środowiska. Ta magia z pewnością tkwi w muzyce: kto raz się nią zafascynował, temu trudno z nią się rozstać.

Autor: 

Dodaj komentarz!