Zabawa językiem

Przeznaczona/Namienionô

W szkole podstawowej uczono mnie, że w języku polskim występują różne dialekty i gwary i na przykład – ha, ha, ha – Góral z Kaszubem to się nigdy nie dogadają. Nie wiem, jak to jest obecnie. Zresztą Kaszubi zdążyli już uznać, że ich etnolekt jest językiem zupełnie oddzielnym od polszczyzny, a w tym roku swój debiutancki zbiór wierszy wydała Małgorzata Wątor, z pochodzenia Kaszubka z góralskimi korzeniami, rocznik 1986.

Książka ma dwujęzyczny tytuł: Przeznaczona/Namienionô i zawiera zarówno utwory po polsku, jak i po kaszubsku – choć z towarzyszącymi im przekładami na polski. Ważnym zabiegiem formalnym jest to, że wiersze w pierwszej wersji językowej zaczynają się z jednej, a w drugiej – z drugiej strony książki. Wydawcą jest Klub Integracji Twórczych „Stowarzyszenie Żywych Poetów” z Brzegu, wydawnictwo często upominające się o talenty z mniejszych ośrodków czy reprezentujące poboczne dykcje.
Wiersze pisane w języku polskim mają charakter miejski, gdański albo nawet słupski, bo z Grodu nad Słupią pochodzi Małgorzata Wątor. Dużo w nich mechaniki – auta, rowery, sprzęty gospodarstwa domowego. W jednym z utworów poetce (z którą, jak się wydaje, należy przynajmniej w tej części książki utożsamiać podmiot liryczny) scentrowało się oko, w innym jedzie na zimowych oponach z butów. W ogóle dużo tu pomysłowej zabawy językiem i to bez tej nachalności, która jest bolączką współczesnej, zwłaszcza względnie młodej, poezji polskiej. Pojawiają się zmagania autorki z wiarą i religijnością, z instytucjonalnym Kościołem, z odnalezieniem się w życiu ze swoją przyjaciółką.
Tak jak w Witkacowskiej Teorii Czystej Formy lekarstwem na mechanizację i przyśpieszenie współczesnego świata miała być metafizyka, tak kaszubskie wiersze poetki wprowadzają nas w świat dawnych słowiańskich, a więc i kaszubskich przecież bóstw. Przez podmiot liryczny przemawia wyznawczyni, obserwatorka życia wiejskiego, zjawisk przyrodniczych i zmian pór roku, dziewczyna, którą bogowie, a więc personifikowana przyroda właśnie, mogą wziąć w opiekę, jeśli odpowiednio o to zabiega, w której też pobudzają pragnienia seksualne („A moja chuć szumi trochę, prawie jak wiatr”). Przypomina mi się oglądany w dzieciństwie serial telewizyjny „Robin Hood” (1984–1986) z Michaelem Praedem w roli tytułowej, utrzymany w klimacie okultyzmu i ludowych wierzeń typowych dla epoki średniowiecza. Wracając do wierszy – pojawiają się w nich guślarki, czarownice, jest w nich mowa o mocy włosów splątanych w kołtun, wyczuwa się w nich magiczną kobiecą siłę. Wytrawny etnograf miałby tu używanie.
Czy w poezji Małgorzaty Wątor odnajdą się słuchacze muzyki folkowej? Myślę, że tak, zwłaszcza tej jej odmiany, która odwołuje się do naszych słowiańskich korzeni, do pierwotnej wiary ludu, choć i pozostali powinni docenić zgrabne posługiwanie się słowem. Nie na darmo poetka uczestniczyła we Wtorkowych Spotkaniach Literackich w Słupsku czy w pracach Literackiego Klubu „Wers” w Bytowie. Nie muszą się jej wstydzić publikujące jej utwory trójmiejskie „Migotania” czy wrocławska „Odra”.
Autorem projektu pierwszej i ostatniej strony okładki (a właściwie dwóch pierwszych, bo przecież książka zaczyna się z dwóch stron) jest Tomasz Fronckiewicz, czego nie zaznaczono, a szkoda, bo oprawa graficzna książki, którą współtworzą też fotografie Radosława Wątora, kuzyna Małgorzaty, jest wyjątkowo udanym uzupełnieniem jej treści.

Maciek Froński

 

Sugerowane cytowanie: M. Froński, Zabawa językiem, "Pismo Folkowe" 2020, nr 151 (6), s. 39.

Skrót artykułu: 

W szkole podstawowej uczono mnie, że w języku polskim występują różne dialekty i gwary i na przykład – ha, ha, ha – Góral z Kaszubem to się nigdy nie dogadają. Nie wiem, jak to jest obecnie. Zresztą Kaszubi zdążyli już uznać, że ich etnolekt jest językiem zupełnie oddzielnym od polszczyzny, a w tym roku swój debiutancki zbiór wierszy wydała Małgorzata Wątor, z pochodzenia Kaszubka z góralskimi korzeniami, rocznik 1986.

Dział: 

Dodaj komentarz!