Worek z kolędami

Pod koniec 2001 roku podobno wszyscy chcieli kupować folkowe kolędy, ale żadnych płyt nie było. Rok później kolęd na tym niszowym rynku nie zabrakło, szkoda tylko, że nie wszystkie zostały wydane wystarczająco wcześnie, aby szczęśliwi nabywcy mogli je znaleźć pod choinką. Takie płyty powinny ukazać się na sklepowych półkach i w stacjach radiowych na początku grudnia, ale jak wiadomo folk nie podlega prawom rynku komercyjnego. W tej branży przyszłość ma przede wszystkim sprzedaż internetowa – znacznie szybsza, jednakże i w takim wypadku proces „od pomysłu do przemysłu” zajmuje około tygodnia. Podsumowując – najzagorzalsi fani muzyki inspirowanej kulturą ludową mogli do Trzech Króli, a więc w czasie, kiedy kolędowanie osiągało niegdyś największy rozmach, kupić kompakty Muzykantów „Gore gwiazda”, Kapeli Drewutnia „Dźwięki ze stajenki”, Kapeli Brodów „Kolędy i inne pieśni” (te ukazały się jako pierwsze) i Werchowyny „... hej, kolęda, kolęda”. Choć, jak twierdzą sprzedawcy, potencjalni nabywcy rozczarowani zeszłoroczną posuchą, specjalnie o kolędy nie pytali.

Najbardziej bliska domowemu kolędowaniu, jeśli takowe gdzieś się jeszcze zachowało (a w moim domu tak) jest płyta Werchowyny. Zresztą taki charakter potwierdza wypowiedź zespołu zawarta na okładce – „Dlatego postanowiliśmy nagrać kolędy, które śpiewamy we własnych domach i na naszych wspólnych werchowynowych wigiliach...”. Świadczy o tym standardowy repertuar (w książeczkach do nabożeństwa nie znajdziemy tylko trzech z zamieszczonych na płycie utworów). Ciekawą pozycją pod względem tekstu jest „Pomaluśku, Józefie” – kantyczkowa kolęda, która przeniknęła do repertuaru ludowego. Inne cechy rodzinnego kolędowania to odśpiewywanie „po bożemu” wszystkich zwrotek i brak jakichkolwiek aranżacji; instrumenty po prostu wtórują chórom. Zgrane, w wyniku wieloletniego wspólnego śpiewania oficjalnego jak i w sytuacjach zupełnie prywatnych, wokale są chyba najmocniejszą stroną płyty, charakterystyczne brzmienie chóru nie pozwala się pomylić – to z pewnością Werchowyna. Instrumentacja natomiast nigdy nie odgrywała w tej grupie dużej roli. Podstawie basowej – kontrabasowi wtóruje huczący lub sflaczały spóźniający się bęben, przenikliwa do bólu sopiłka, równie wysoko brzmiąca (ale już przyjemniejsza w odbiorze) mandolina, środek niekiedy wypełniają cymbały, prawie każdemu utworowi wtóruje natarczywy tamburyn, gościnnie pojawia się klarnet, niektórym kolędom towarzyszy akordeon. Piosenki rozpoczynają się po prostu podaniem melodii albo po kilku dźwiękach zagajenia rozpoczyna się zwrotka (tylko „Pójdźmy wszyscy do stajenki” ma ciekawsze intro). Każdy, włączywszy ten krążek, może wtórować piosenkom. Oczywiście, jeżeli się nie znudzi monotonią wykonania.

Trochę inne są „Dźwięki ze stajenki” Drewutni. Kojarzą się w swej ludycznej żywiołowości, czasem rubaszności (takie brzmienie ma większość z siedmiu długich utworów) z kolędowaniem kawalerki wędrującej od domu do domu. Temu sądowi sprzyja dobór repertuaru, np. „Pójdziemy, bracia” – kolędnicza pieśń żartobliwa notowana od XVIII w., spopularyzowana przez Mioduszewskiego w „Pastorałkach i kolędach z melodyjami” (w wersji skróconej weszła do obiegu ludowego), znana w różnych wariantach i regionach kraju „Święty Szczepan po kolędzie” czy pastorałka „W tej kolędzie”. W takim zamyśle utwierdza też słuchacza zachowana w niektórych piosenkach gwara i przede wszystkim męskie chóry. Choć te przypominają czasy, kiedy męska część grupy tworzyła zespół „Rykersi” śpiewający pieśni morza. Obrzędem herodów wydaje się być inspirowana pieśń „Ach, biada, biada mnie, Herodowi” w nieco teatralnym, powolnym wykonaniu „beczącego” chropawym basem Piotra Ziółka. Historii tej towarzyszy dość męcząca oprawa muzyczna, pompatyczny bęben, dudy i płaczliwy instrument strunowy oddający wcale udanie atmosferę Bliskiego Wschodu.

Na szczególną uwagę na płycie Drewutni zasługują trzy kolędy śpiewane przez wokalistki. Dwie z nich: „Żeńże wołki, żeń” (z motywem „Ty pójdziesz górą, a ja doliną” w przygrywce) i „Mesyasz przyszedł na świat”, zaaranżowane jako liryczne, spokojne ballady, wykonuje matowym, specyficznym głosem Ewelina Graban. Trzecia to łemkowska szczedriwka (noworoczna kolęda życząca), nawiązująca do zasadniczego nurtu muzykowania Kapeli, śpiewana przez obie solistki: Ewelinę Graban i obdarzoną równie ładnym głosem Annę Różycką – która jako skrzypaczka nie miała na tej płycie za wiele do roboty, a szkoda. Grała natomiast między innymi na suce biłgorajskiej. W porównaniu z poprzednimi nagraniami grupa wzbogaciła się o kilka ciekawych instrumentów – bałałajkę basową i wołynkę (rosyjskie dudy), urozmaicając dotychczasowe brzmienie. Aranżacje nie rzucają na kolana, ale też nie rażą. Może tylko zaskakują stylizowane na góralskie wstawki instrumentalne i wokalne w kolędzie „Święty Szczepan po kolędzie też chodził” .

Zgoła odmienne spojrzenie na kolędy prezentuje kapela Brodów. Pieśni wykonane są w religijnym skupieniu, z namaszczeniem, powagą i smutkiem jakby ze świadomością, że za tym radosnym wydarzeniem kryje się zapowiedź męki ledwie narodzonego Dzieciątka. Zresztą takie przekrojowe spojrzenie na życie Jezusa już w momencie narodzin jest bliskie kulturze ludowej. Występuje choćby w lubelskich „szczodrakach”, gdzie najpierw śpiewa się „Gdy się Pan Jezus narodził, do piekła dróżkę zagrodził”, a kilka zwrotek dalej „ Syneczka mi zabito i do krzyża przybito”. Poza tym wiele wydarzeń w folklorze ma dwoistą, wesołą i smutną naturę, choćby wesele – radość zamążpójścia i rozpacz po stracie panieństwa oraz wolności – nie darmo istnieją „lamenty weselne”. Podniosły nastrój podkreślają molowe tonacje, powolne tempa, dobór instrumentów, na przykład fisharmonia (imitująca organy) i lira korbowa, a przede wszystkim smutny śpiew Anny Brody, któremu czasem wtóruje głos męża. Ponadto Witold Broda towarzyszy śpiewaczce i zarazem cymbalistce na lirze korbowej i skrzypcach, a skrzypkiem jest nie byle jakim. W zasadzie jedynym pogodnym elementem jest zielona (pełna nadziei), wysmakowana okładka z delikatnym roślinnym ornamentem. Może w ogólnej ludyczności Świąt Bożego Narodzenia w telewizji, sklepach i domach, taka chwila zamyślenia jest potrzebna?

Oczywiście płyta ma wiele zalet, choćby wspaniały, a rzadko słyszany, śpiew Andrzeja Struga, który grał tu również na fisharmonii. Cenny jest repertuar – pełne symboliki teksty, pieśni mogące być ilustracją wydanej ostatnio antologii „Polskie kolędy ludowe”. Są i szczodraki, w dwóch kolędach pojawia się motyw zwiastowania. Jedna z nich – „Chodziła Maryja pod swojem domostwem” – zawiera typowy dla folkloru tekst, gdzie kolejno występują: prezentacja Panny, rozmowa z Bogiem, zapowiedź narodzin Jezusa, a potem motyw wianków. Jest to połączenie dwóch zasadniczych wątków „zwiastowania” i „trzech wianków” – w ten sposób można dokładnie zanalizować pieśń po pieśni. Wnikliwi badacze mogą zajrzeć do wspomnianego wcześniej wydawnictwa prof. Jerzego Bartmińskiego. Warto jeszcze wspomnieć o innych równie popularnych modelach – poszukiwaniu i odmowie noclegu w utworze „Kiej Maryja wędrowała”, o kolędach sklasyfikowanych pod hasłem „rozmowy z Maryją” reprezentowanych na płycie przez pieśń „Nad Betlejem jasna gwiazda” (w kolędzie tej do głosu dochodzi „świadomość mirakularna”, której nie wystarcza sam cud narodzenia Chrystusa, ale potrzebuje dowodów w formie „małych cudów”, na przykład w powyższej kolędzie sama woda przypływa umyć dziecko). „Stała nam się nowina miła” to przedstawicielka grupy „ucieczka do Egiptu”, a „Nowe lato, dobre lato” należy do noworocznych gospodarskich kolęd życzących „wyoranie złotej bryły – złoty kielich”. Tu symbolika jest bardzo złożona, dość powiedzieć za Bartmińskim, że występujący w tej kolędzie „wieprz – dzik, błyskający białymi kłami, był w mitologii słowiańskiej zwierzęciem solarnym; dzik wykopujący spod jodły – kosmicznego drzewa – bryłę złota, symbol słońca, można interpretować jako poetycki obraz Ťodradzaniať się słońca po zimowym przesileniu 24 XII”.

Interesujące są też dwie kolędy autorskie, obie utrzymane w manierze pieśni ludowych; gdyby ten fakt nie był zaznaczony, z pewnością tylko wnikliwy badacz mógłby je odróżnić, a może i nie. Egzotycznie pod względem melodycznym brzmią dwie litewskie kolędy życzące.

Warto na koniec wspomnieć, że nagrania zostały zrealizowane w Polskim Radiu. Jest to zasługa Radiowego Centrum Kultury Ludowej, które w tym roku sporą część swoich funduszy przeznaczyło na rejestrację zespołów inspirujących się, czy też odtwarzających rodzimy folklor muzyczny, udostępniając im jednocześnie gotowy już materiał do wydania. Przy obecnej zapaści rynku fonograficznego jest to w zasadzie jedyna szansa na ukazanie się płyty. O ile muzycy mogą pokusić się o samodzielne wydanie kompaktu (dla firm fonograficznych niskie nakłady płyt folkowych nie są interesujące), to z reguły nie stać ich na zainwestowanie w dobre studio, a dziś muzyk bez nagrań praktycznie nie ma racji bytu.

Jako ostatnią z worka pora wyciągnąć płytę Muzykantów pt. „Gore gwiazda”. To, co wyróżnia ją spośród pozostałych, to taneczność. Przecież sporo kolęd zaczerpnęło melodie z polskich tańców – polonezów, mazurków, oberków i kujawiaków. Gdyby nie było tekstów można byłoby grać te utwory na zabawach i Muzykanci z premedytacją podkreślają tę cechę. Poza tym są to utwory o najbardziej skomplikowanych aranżacjach, oparte głównie na brzmieniu skrzypiec, akordeonu i liry korbowej. Pełno tu ogrywek, muzycy stosują zmiany tonacji i głosów wewnątrz utworu. W „Gore gwiazda” – sztandarowej kolędzie grupy, na koniec zespół funduje słuchaczom trans podobny modlitewnym pieśniom chasydzkim. Natomiast dwie ostatnie kolędy przypominają dzięki akordeonowi paryską ulicę. Inną cechą jest niezwykłe zgranie wokali członków zespołu.

Na krążek składają się głównie kolędy ludowe, choć zawiera on też dwie kolędy „standardowe” („Dzisiaj w Betlejem”, „Przybieżeli do Betlejem”) oraz bardzo popularną pastorałkę „Jam jest dutka” w wykonaniu najmłodszego pokolenia Słowińkich, a zapisaną już w zbiorach kantyczek w XVIII w. To dziecięce kolędowanie, choć bardzo wzruszające i sympatyczne, rozbija nieco spójność płyty. Bardzo zaskakująca jest pieśń „Hej, hej, lelija” (skatalogowana jako „Cuda w Betlejem – same się kościoły pootwierały”), gdzie „same się grzechy poodpuszczały, bo się Pana Boga uradowały”. W tym wypadku cudowność zdarzeń zdaje się przekraczać zasady teologii i zdrowego rozsądku.

Trzeba jednak powiedzieć, że słuchanie nagrań Muzykantów (chyba najciekawszych z całej prezentowanej czwórki) jest absorbujące i, na dłuższą metę, męczące. Muzyka jest wręcz nachalna, czy to za sprawą bliskich planów brzmieniowych, czy dużej ilości wysokich tonów, a może braku pogłosów. Ale z pewnością słuchacz się nią nie znudzi.

Wśród wielkiej mnogości różnorakich pieśni bożonarodzeniowych i noworocznych, kolęd świeckich i religijnych (można je liczyć w tysiącach) wykonawcy nie ustrzegli się powtórzeń. Muzykanci i Kapela Brodów mają w swym repertuarze trzy identyczne pod względem tekstu i melodii kolędy – „Nad Betlejem jasna gwiazda świeciła”, „Stała nam się nowina”, „Kiej Maryja wędrowała”. Werchowyna i Drewutnia zaczynają płyty pieśnią „Pójdziemy, bracia”, a „Jam jest dudka”, „Przybieżeli do Betlejem” i „Gore gwiazda” można poznać w wykonaniu zarówno Werchowyny jak i Muzykantów. Wbrew pozorom nie jest to zjawisko negatywne, dzięki tym „częściom wspólnym” istnieje możliwość dokonania „analizy porównawczej” twórczości poszczególnych grup, przyjrzenia się ich sposobowi interpretacji źródła. Taka zabawa jest szczególnie absorbująca w przypadku Muzykantów i Kapeli Brodów.

Czy faktyczne kolędnicy, tak jak na tych płytach, śpiewali pod oknami wiejskich domostw, trudno dziś, szczególnie młodemu pokoleniu, dociec. Nie są miarodajnym źródłem ani dzisiejsze nagrania wiekowych już wiejskich kolędników, a tym bardziej zapisy nutowe – nie jest łatwo ocenić, czy wykonawcy udało się, czy nie, oddać ludowy charakter kolędowania. Pozostaje tylko wyobraźnia i badania porównawcze z innymi regionami Słowiańszczyzny, gdzie kolędowanie jeszcze jest żywe. Może tylko jakaś babcia mogłaby potwierdzić – „Tak, śpiewają, jak za czasów mej młodości”.

Skrót artykułu: 

Pod koniec 2001 roku podobno wszyscy chcieli kupować folkowe kolędy, ale żadnych płyt nie było. Rok później kolęd na tym niszowym rynku nie zabrakło, szkoda tylko, że nie wszystkie zostały wydane wystarczająco wcześnie, aby szczęśliwi nabywcy mogli je znaleźć pod choinką. Takie płyty powinny ukazać się na sklepowych półkach i w stacjach radiowych na początku grudnia, ale jak wiadomo folk nie podlega prawom rynku komercyjnego. W tej branży przyszłość ma przede wszystkim sprzedaż internetowa – znacznie szybsza, jednakże i w takim wypadku proces „od pomysłu do przemysłu” zajmuje około tygodnia. Podsumowując – najzagorzalsi fani muzyki inspirowanej kulturą ludową mogli do Trzech Króli, a więc w czasie, kiedy kolędowanie osiągało niegdyś największy rozmach, kupić kompakty Muzykantów „Gore gwiazda”, Kapeli Drewutnia „Dźwięki ze stajenki”, Kapeli Brodów „Kolędy i inne pieśni” (te ukazały się jako pierwsze) i Werchowyny „... hej, kolęda, kolęda”. Choć, jak twierdzą sprzedawcy, potencjalni nabywcy rozczarowani zeszłoroczną posuchą, specjalnie o kolędy nie pytali.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!