W folkowym światku

Poczynania organizatorów Festiwalu Muzyki Inspirowanej Folklorem śledzę od czasu jego powstania, czyli trzech lat. Jest to wciąż jedna z niewielu w kraju inicjatywa promująca muzykę folkową, która może poszczycić się już pewnym stażem. "Radom - folk" ma co roku niezmiennie ciekawy program, a jednak jak dotąd nie był w stanie zainteresować radomian. Czy winne jest temu tamtejsze środowisko, czy brak dostatecznej reklamy, bo nie wszyscy organizatorzy już wiedzą, że obecnie z różnych względów łatwiej jest zorganizować koncert niż zainteresować nim publiczność. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy może być to, że w Radomiu przed powstaniem festiwalu o tym nurcie nikt nie słyszał i "ziarenko" muzyki inspirowanej folklorem padło na jałowy grunt, nie przygotowany kameralnymi koncertami grup folkowych. Trudno teraz dociekać przyczyn niewielkiej frekwencji pierwszych dni festiwalu. Przerwaniem tej złej passy i sukcesem organizatorów stał się niedzielny koncert w skansenie, na który mimo że za miastem przybyło ponad 200 osób. Niewielka ilość słuchaczy w sobotę i w dzień konkursowy wbrew pozorom wyszła festiwalowi na dobre. Jego siedzibą, osiedlowym Centrum Kultury "Południe", niepodzielnie zawładnęli folkowcy, którzy mieli okazję poznać się nawzajem, nauczyć, posłuchać czołowych wykonawców tego nurtu w kraju. Pokuszę się o stwierdzenie, że muzykom publiczność była zbędna, doskonale bawili się we własnym gronie. Brak słuchaczy nie powodował tak wielkiej tremy przed występem, bo na widowni siedziało życzliwe jury i znajomi, którzy za chwilę jako wykonawcy znajdowali się w podobnej sytuacji. Atmosfera sobotniego koncertu w żaden sposób nie przypominała bezwzględnego współzawodnictwa, raczej towarzyskie muzykowanie. Wydaje się, że "Scena otwarta" stała się największym stresem dla jury złożonego ze znawców folku i folkloru: Macieja Harny (Orkiestra Jednej Góry - Matragona), Marka Kaima (Varsovia Manta), Anny Szewczuk-Czech (Radiowe Centrum Kultury Ludowej), Zbigniewa Zielińskiego i Doroty Kowalik (organizatorów festiwalu) Gros grup prezentowało wyrównany poziom techniczny, a źródła ich inspiracji były tak różne, że trudno je porównywać pod tym względem. Jurorzy stanęli przed bardzo trudnym wyborem. Po raz kolejny pojawił się problem, który jest widoczny na innych tego rodzaju imprezach - jak oceniać, kogo nagradzać. Kryteria z pewnością nie są jeszcze sprecyzowane, ale ruch folkowy dopiero raczkuje i można mieć nadzieję, że kolegium jurorów i organizatorów je z biegiem czasu ustali. Tymczasem na radomskim festiwalu obrady trwały kilka godzin, a werdykt, przynajmniej dla mnie, okazał się zaskoczeniem.

Mam wrażenie, że był wynikiem przeciągających się do późnej nocy zbyt długich dyskusji. Jury, podobnie jak na "Mikołajkach Folkowych '95", nie przyznało punktowanych miejsc. Zabieg ten, choć początkowo zdawał się być dobrym pomysłem - sugeruje wyrównany poziom wykonawców - nie zdaje jednak egzaminu, bo zróżnicowanie wysokości nagród, zarówno przez wykonawców jak i publiczność rozumiane jest jednoznacznie. Taki werdykt może być też odebrany jako wyraz niezdecydowania jury, czy chęć uniknięcia odpowiedzialności za swoją decyzję. W Radomiu najwyższą nagrodę zdobył zespół "Bałałajki", któremu nie można odmówić sprawności technicznej, ale trudno nazwać zespołem folkowym, czy inspirującym się folklorem. Jest to raczej wierna kopia folklorystycznych radzieckich orkiestr narodowych instrumentów szarpanych. Można sądzić, że jury kierowało się po prostu liczbą osób w zespole, a była to grupa najliczniejsza. Kolejnym laureatem został "Rivendell", bardzo aktywny, zaczynający istnieć na profesjonalnej scenie folkowej zespół. Jedyną rzeczą, która wzbudziła moje zastrzeżenia, był utwór wzorowany na kompozycji Kwartetu Jorgi, a przecież z pewnością zespół stać na własne pomysły, a nie na naśladowanie, nawet tak znakomitych, wzorów. Następną nagrodę otrzymał mój faworyt "Szybki Lopez" wciąż rozwijający się i poszukujący zespół, którego członkowie niemal do perfekcji opanowali trudną sztukę flamenco. Wyróżniona też została radomska grupa "Wikingowie" którą należy pochwalić za umiejętność polifonicznego śpiewu, choć tego rodzaju estetyka chórów dawno już przeminęła z Chórami Dana czy Juranda. Jury zauważyło tez lubelski zespół "Gonble" będący reprezentantem popularnego wśród młodych ludzi nurtu bębniarskiego, oraz "No Name Band" inspirujący się muzyką irlandzką' Do koncertu laureatów zakwalifikowane też zostały "Los Centauros" grający, jak jego członkowie mówią, to co im się podoba - od country poprzez muzykę andyjską do słowiańskiej i "Pankharita" zauroczona folklorem Boliwii i Peru. Bez echa przeszedł występ kolejnej kapeli, którą kilka miesięcy temu powołał do życia Krzysztof Wandrasz Inspiracją dla "Habibi" jest kultura Bliskiego Wschodu.

Zarówno źródło jak i aranżacje - szczególnie partie skrzypiec są bardzo interesujące, jedynym mankamentam jest brak obycia ze sceną i pewne niedociągnięcia techniczne, ale mam nadzieję, ze zespół szybko te braki nadrobi. Wśród nagrodzonych me znalazł się żaden zespół nawiązujący repertuarem do polskiej czy nawet słowiańskiej kultury ludowej. Należy podkreślić, że wykonawców sięgających do rodzimego folkloru było niewielu. Powiedzenie cudze chwalicie, swego nie znacie" jest wciąż aktualne. Okazuje się, ze o wiele łatwiej choćby ze względu na egzotykę znaleźć atrakcyjną formę prezentacji obcego niż własnego folkloru Czyżby tak trudno było znaleźć odpowiednią formułę? "Dzieci Piły czy "Zespół na razie bez nazwy" mają niezłe pomysły ale brakuje im warsztatu. Grupa "Jak wolność to wolność" balansująca na granicy folku i rocka - ciekawy eksperyment.

Myślę że bardziej oryginalny repertuar zespołu, poprzedzony poszukiwaniami z pewnością zmieniłby oblicze grupy na korzyść. "Czeremszyna" natomiast ma znakomite stare pieśni gorzej jest z pomysłami na ich wykonanie. Pozostają jeszcze "Halniacy" - prezentujący raczej autentyczny folklor miejski niż jego inspiracje, bardziej pasujący do koncertu gwiazd nie zaś konkursu. "Gajd" z pogranicza poezji śpiewanej i folku dążący swym repertuarem w kierunku tego pierwszego nurtu i Zygmunt Żak, którego próby wokalne okazały się mniej udane niż poprzednie aranżacje instrumentalne.

Z powodu tych niedociągnięć mimo szczerych chęci (w co nie należy wątpić) trudno było jurorom nagrodzić choćby jedną z tych grup. Pozostaje liczyć na to, że taki werdykt zmobilizuje muzyków, a nie zniechęci do dalszej pracy. Tak wyglądała "Scena otwarta" III Festiwalu Muzyki Inspirowanej Folklorem, 21 zespołów, różnorodność stylów, a jeszcze trzy lata wstecz trzeba było odwołać konkurs na "Mikołajkach Folkowych" z powodu braku uczestników. Powstała scena folkowa powstają kryteria ocen, kształtują się kierunki! Ruch folkowy ucząc się na własnych błędach toruje sobie drogę wśród innych rodzajów muzyki.

Skrót artykułu: 

Poczynania organizatorów Festiwalu Muzyki Inspirowanej Folklorem śledzę od czasu jego powstania, czyli trzech lat. Jest to wciąż jedna z niewielu w kraju inicjatywa promująca muzykę folkową, która może poszczycić się już pewnym stażem. "Radom - folk" ma co roku niezmiennie ciekawy program, a jednak jak dotąd nie był w stanie zainteresować radomian. Czy winne jest temu tamtejsze środowisko, czy brak dostatecznej reklamy, bo nie wszyscy organizatorzy już wiedzą, że obecnie z różnych względów łatwiej jest zorganizować koncert niż zainteresować nim publiczność.

Dodaj komentarz!