Szczęśliwie trzynaste

„Mikołajki Folkowe” to festiwal nie tylko muzyki. Każdego roku można spotkać podczas nich warsztaty tańców, kiermasze różnorodności, pokazy filmów, wystawy. W grudniu ruszyły w Lublinie po raz trzynasty. To impreza z dobrymi tradycjami. I zawsze – niepozbawiona refleksji o źródłach.


Zmagania

Konkurs „Scena Otwarta” jak zawsze był areną zmagań młodych zespołów, chcących zaprezentować się szerszej publiczności. Nie wszystkie zgłoszone formacje dojechały, między innymi nie pojawił się Teatr Kotelioty, Percival Schuttenbach, Zrooba Kanaba. Prezentacje miały miejsce w piątek (12 grudnia), w pierwszy dzień „Mikołajków”.

Hoyzn Klezmorim – dęta kapela klezmerska. To spory zespół działający w Lublinie, którego liderem jest, znany między innymi z wczesnej Ani z Zielonego Wzgórza, Przemysław Łozowski. Pochodzące z gór Dzieci Dunajca wystąpiły w góralskich strojach, ale wbrew pozorom zaśpiewały nie tylko po góralsku, dając dowód, że nieobce są im inne stylistyki. Łuczyna to zespół młodych ludzi z Białegostoku zafascynowanych folklorem Białorusi. Vibrasoniq – cztery kobiety z syntezatorami. Tak grupa pokazała się światu folkowemu w kwietniu na „Nowej Tradycji” 2003 i tak została zapamiętana. Motywów ludowych ponoć w ich muzyce dużo, choć elektroniczne brzmienie skutecznie je zagłusza. Niemniej jednak w ocenie jury zasłużyła na wyróżnienie. The Reelium – które po werdykcie jury uplasowało się na II miejscu – przyniosło na scenę irlandzko-celtyckie klimaty. Całość poprawna estetycznie i jak najbardziej utrzymana w swojej kategorii muzycznej.

Okmel – zdobywca III miejsca – czyli czytane od tyłu słowo Lemko. Rodzinny zespół grający tradycyjne łemkowskie szlagiery. Duże instrumentarium, rodzicielsko-dziecięcy skład licznej kapeli, kolorowe stroje, muzyka żwawa, skoczna, bez dodatkowych udziwnień. Arenosa – rytmy latynoamerykańskie. Zespół bardzo „symetryczny” – dwóch gitarzystów na środku, w identycznych pozach, dwie wokalistki ubrane na czarno-czerwono na zasadzie lustrzanego odbicia. Śpiewy na dwa glosy, czyste i liryczne – Ameryka Łacińska bardziej serenadowa niż w gorących rytmach.

Cry to Kraj – zachwycający przedstawiciel Białorusi. Po zeszłorocznym sukcesie duetu Jar (również z Białorusi) było chyba trudniej zaskoczyć na tej samej scenie, a jednak Cry to Kraj podbił publiczność i jurorów. Ostre brzmienia mocnych głosów, odważne aranżacje, czytelne motywy ludowe, brawurowo oprawione w kawałki jazzu, zagrane rockowo. Jurorzy jednogłośnie przyznali Białorusinom I miejsce. Należy dodać, że zarówno dziewczyny z Jaru, jak i liderka Cry to Kraj, nie są debiutantkami – pierwsze z nich śpiewały w słynnym Pałacu, a Ksenia Minczanka z Cry to Kraj jest znana z WZ-Orkiestry. Najwidoczniej środowisko folkowe na Białorusi przeżywa podobne zjawiska i tendencje jak w Polsce – przy relatywnie małym udziale nowych twarzy, ciągle tworzą się kolejne zespoły, wymiksowane ze znanych już muzyków.


Magia Smyczka

Po zakończeniu występów konkursowych zagrała Maria Pomianowska z zespołem. Pomianowska od lat zmienia grupy, style muzykowania wokół tradycji, ale jej nazwisko wciąż – a może coraz bardziej – stanowi doskonałą wizytówkę i obietnicę „produktu wysokiej klasy”. Koncert zatytułowany był „Magia smyczka” i spełnił całą obietnicę, jaką niosła ze sobą ta nazwa. Pomianowska jest doskonałym pedagogiem i propagatorem muzyki. Między poszczególnymi utworami, które grała na coraz to innych instrumentach, opowiadała historię i zasady wydobywania dźwięków z kolejnych cudeniek (poza znanymi już większości suką biłgorajską i fidelą płocką), czasem dorzuciła jakąś anegdotę. Zespół profesjonalnie akompaniował. Czasem muzyka była uzupełniana śpiewem. Całość spięta w piękną, spokojną opowieść – prawdziwa magia.

Tego samego dnia, w cyklu Folk Nocą (po koncercie na sali widowiskowej, czyli głęboką nocą), na Małej Scenie zagrała Kapela Domu Tańca – Wędrowiec z Warszawy. Skrzypce, bęben polski, lira korbowa, grzechotki. Prosto i surowo. Dwóch grajków i dwie śpiewaczki. Śpiewaczki, nie wokalistki, bo to, co pokazały dziewczyny z Domu Tańca to był folklor niczym żywcem wzięty z Kazimierza. Ciekawa technika śpiewania „starobabciowego”. W kameralnej atmosferze małej sceny popłynęła całą rzeką prostych, ludowych melodii o słowach radosnych lub tragicznych, jak to w ludowej piosence bywa. Barwny i różnorodny koncert.


Wirtuozeria i tańce

Sobota (13 grudnia), środkowy dzień festiwalu, Koncertem Głównym stała. Wystąpił węgierski Esztenás. Jascha Lieberman Trio, Orkiestra św. Mikołaja, Teatr Tańca „Dystans” z programem „Odczepiny”, a także laureaci konkursu „Scena Otwarta”. Natomiast ostatni tego dnia koncert (w cyklu Folk Nocą) należał do, znanego już mikołajkowej publiczności, duetu Jar z Białorusi – zwycięzcy ubiegłorocznej edycji konkursu.

Ktoś powiedział, że wszystkie folkowe zespoły węgierskie grają podobnie (przynajmniej te, które można u nas zobaczyć). Hm... jedno jest pewne – wszystkie grają na podobnie wysokim poziomie. Idąc na Węgrów właściwie można na pewno nastawić się na kawał dobrej, żywej muzyki i tańce (bo nogi same się wyrywają). Wyszło kilku panów i jedna pani, w średnim wieku, w strojach roboczych (bluzy, dżinsy) i jak nie zagrają! Cała sala się ożywiła i zaczęła podrygiwać.

Esztenás ma w repertuarze dużo utworów mołdawskich, a także z regionu Ghymes – to muzyka bardzo żywa, taneczna, łatwo wpadająca w ucho. Zespół prowadzi w Miszkolcu Dom Tańca i na koncercie dał temu wyraz w kilku odsłonach. Grajkowie i jeden tancerz coraz, jakby od niechcenia, wstawali do tańca i wywijali skomplikowane kroczki i wygibasy. Wyglądało to autentycznie, jakby byli na imprezie i mieli fantazję zatańczyć. Wspaniały koncert! Podczas trwania festiwalu Esztenás po-prowadził warsztaty tańców wę-gierskich, była więc możliwość przyuczenia się kroków z Gyimes.

Jascha Lieberman Trio po prostu zaczarowało publiczność. Trudno jest grać muzykę żydowską tak, by po jakimś czasie nie znudzić przeciętnego odbiorcy. Ale to trio nie tylko nie nudzi – ono porywa i zachwyca. Skrzypce, akordeon, kontrabas – żelazny repertuar instrumentalny (no, może tyle że bez klarnetu) dla muzyki żydowskiej. Od klasyki, przez inspiracje Bałkanami, po własne kompozycje. Bogactwo repertuarowe i wirtuozeria wykonania najwyższej klasy.

Koncert Główny zakończyła Or-kiestra św. Mikołaja. Gospodarze zagrali po swojemu – „hucznie, a żywo”, ku radości najwytrwalszej publiczności, której o pierwszej w nocy było całkiem dużo. Dał się we znaki brak miejsca pod sceną, kiedy to młódź wyrwała do tańca i skakała jedni na drugich w wąskim przejściu i na krańcach sceny. Orkiestra zagrała „przekrój repertuarowy”, pozo-stawiając niedosyt, że tak szybko zleciało, a na bis dała się namówić tylko jeden.


Po andyjsku i mołdawsku

W niedzielę (14 grudnia) na Dużej Scenie miał miejsce koncert pod hasłem „Promocje 2003”, na którym wystąpił lubelsko-zamojski zespół Pankharita oraz gościnnie Chór Kameralny Towarzystwa Muzycznego im. H. Wieniawskiego z Lublina. Pankharita pojawiła się na zeszłorocznych „Mikołajkach” w konkursie „Sceny Otwartej” i mimo, że Grand Prix z festiwalu nie wywiozła, spodobała się wielu osobom jako ta, która grała piękną muzykę andyjską, bez specjalnych przekształceń. Owocem współpracy Pankharity z „mikołajkowymi ludźmi” jest wspólnie wydana płyta „Musica Andina” (można ją było „nabyć” przy okazji kupna karnetu na wszystkie festiwalowe koncerty na Dużej Scenie). Początek koncertu stanowiło wykonanie, wspólne z chórem, „Navidad Nuestra” Ariela Ramireza – opowiadającego o narodzinach Chrystusa i utrzymanego w rytmach Ameryki Łacińskiej. Jednak chór to chór – na tyle zdominował całość wykonania, że był to rarytas raczej dla wielbicieli muzyki klasycznej niż folkowej. Później już sama Pankharita popłynęła przez muzyczne przestrzenie Andów, piosenki z Peru, Chile, Boliwii i Ekwadoru.

Ostatni koncert „Mikołajków Folkowych” zagrała i zaśpiewała Doina Boboc na Małej Scenie. Mołdawianka, akompaniowała sobie na kobzie (instrumencie pomiędzy lutnią a mandolą). Głos wysoki, liryczny, pieśń balladowa. Dobrze wpisała się w nocny, schyłkowy klimat imprezy. Dodatkowo koncert, mimo niemałej ilości słuchaczy, miał przyjemną kameralną oprawę – publiczność zagadywała o śpiewane piosenki, których treść artystka tłumaczyła na rosyjski.


Capoeira

W przerwie Koncertu Głównego (w sobotę) na górnym holu „Chatki Żaka” odbył się pokaz brazylijskiej capoeiry, która poprzez połączenie pozorowanej walki z muzyką często przypomina taniec. Jej początków można doszukiwać się w Afryce, skąd do Ameryki Południowej wywożeni byli niewolnicy. Powstała na styku plemiennych rytuałów, cywilizacji białego człowieka i wpływów wschodnich sztuk walki.

Grupa Magia (filia Associasao de Capoeira) znana jest bywalcom „Spotkań Ludzi Gór” w Jaworniku z prowadzonych tam warsztatów. Podczas „Mikołajków” dała wspaniały pokaz dla licznie zgromadzonych. Ludzi ściągnęło tyle, że dosłownie stali i siedzieli jeden na drugim. Capoeirzyści dali wszystko ze swych płuc, instrumentów i umiejętności fizycznych. Widać było, że warsztaty jawornikowe nie poszły na marne! Przygotowany program był bogaty i widowiskowy – precyzyjnym tanecznym ruchom towarzyszyła muzyka na instrumentach, takich jak berimbau (łuk grający), atabaque (rodzaj konga) i pandeiro (tamburyn).


Przemijanie

Niebanalną częścią całych „Mikołajków Folkowych” było zamknięcie (dostępnej oglądającym jeszcze na jakiś czas przed festiwalem) wystawy Marcina Skrzypka „Życie po życiu. Cmentarze Roztocza”. Zaśpiewał Dziwny Chór Ence Pence ładnym i mocnym wielogłosem, a autor zdjęć po kolei demontował i wynosił plansze z fotografiami. Wraz z ostatnią, umilkł też śpiew. Pierwszy chyba raz świętowano zamknięcie wystawy, a nie jej otwarcie. Miało to o tyle głębszy sens, że wystawa dotyczyła zapomnianych roztoczańskich cmentarzy i element przemijania dominował zarówno w sensie realnym, jak i metafizycznym. Przeminęli ludzie, zapadły się stare cmentarze, a i wystawa trwała tylko chwilę. Piękne zdjęcia opuszczonych leśnych nekropolii, często uchwyconych w smutnej, zimowej szacie, znikające ze ścian „Chatki Żaka” i surowe wykonanie a capella pieśni po-grzebowych... Prawdziwa refleksja o przemijaniu.

Skrót artykułu: 

„Mikołajki Folkowe” to festiwal nie tylko muzyki. Każdego roku można spotkać podczas nich warsztaty tańców, kiermasze różnorodności, pokazy filmów, wystawy. W grudniu ruszyły w Lublinie po raz trzynasty. To impreza z dobrymi tradycjami. I zawsze – niepozbawiona refleksji o źródłach.

Dział: 

Dodaj komentarz!