Muzyczne podsumowanie roku Folk 2023
Rok 2023 niestety nie był tak bogaty w wydawnictwa płytowe jak poprzedni – przynajmniej w moim odczuciu. Tyczy się to zarówno płyt folkowych, jak i płyt ogólnie.
(Marcin Puszka)
Rok 2023 niestety nie był tak bogaty w wydawnictwa płytowe jak poprzedni – przynajmniej w moim odczuciu. Tyczy się to zarówno płyt folkowych, jak i płyt ogólnie.
(Marcin Puszka)
Na pytanie, jak rozumiemy dziś folk, nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Przychylałbym się jednak do zdania, że tak naprawdę to do końca go nie rozumiemy. Muzyka folkowa dziś jest, uważam, czymś innym niż w czasach, gdy była nazywana po prostu... muzyką – i to ten pryzmat czasu i przemian zniekształca naszą percepcję folku.
(Sviatyj)
W poszukiwaniu tematu do tego felietonu udałam się na spacer wczesnojesienną porą. Podziwiałam zieloność drzew i trzymające się ich jeszcze kasztany. Wokół miejsca, gdzie żyję, jest dużo zieleni – i dzikiej, i pięknie utrzymanej, co sprzyja refleksji spacerowej. Z tych powakacyjnych rozmyślań wyłonił się nie tyle temat, co myśl ogólniejsza, że latem 2023 roku – patrząc z perspektywy etnomuzykolożki i radiowca – odbyło się wiele arcyciekawych wydarzeń.
Czy można zostać klasykiem „przez zasiedzenie”? Przez mozolne długie trwanie? Co dziś oznaczają i jak bardzo „rozciągliwe” są pojęcia muzyki źródeł, tradycji, korzeni? I co to znaczy być „największym nośnikiem tradycji”? Wszystkie te pytania nasuwają się w związku z sukcesami Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Zdobył on w tym roku, za współpracę z Miuoshem, nagrodę Fryderyka w kategorii Zespół/Projekt Artystyczny Roku, a także został laureatem w kategorii Album Roku Muzyka Korzeni za płytę „70-lecie Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk im. Stanisława Hadyny. Największe przeboje”. Dodajmy jeszcze, że w roku ubiegłym Fryderyka w kategorii Album Roku Muzyka Korzeni/Blues zyskała płyta „Pieśni współczesne” nagrana przez Zespół Pieśni i Tańca Śląsk oraz wspomnianego już Miuosha. Warto przy okazji przypomnieć, że w minionych latach przyjmowano owacyjnie również współpracę Goorala z zespołami Śląsk i Mazowsze.
Pamiętam rok 2008 i pierwszą edycję poznańskiego Ethno Portu. Pamiętam radość , może nawet ekscytację – i jednak niedowierzanie: czy to możliwe, że w Poznaniu odbędzie się taka, TAKA impreza? A okazało się to prawdą. W końcówce czerwca bieżącego roku odbyła się już szesnasta edycja wspomnianego festiwalu. Przy wszystkich narzekaniach (jakie daje się czasami słyszeć) na temat poziomu czy jakości polskiego folku, na temat tego, jakie znaczenie ma albo powinna mieć ta muzyka dla polskiej sceny muzycznej, trzeba umieć docenić wartość takich inicjatyw. Warto przypomnieć sobie, w jakim miejscu byliśmy jeszcze tych kilkanaście lat temu.
Rusia, czyli Maryna Shukiurava, jest wokalistką białoruskiego zespołu Shuma, łączącego muzykę ludową z brzmieniami elektronicznymi. Oprócz tego jest terapeutką wokalną. Po wyborach w Białorusi w 2020 roku opuściła kraj. Mieszkała w Ukrainie, Gruzji, a obecnie przebywa w Polsce. Rozmowę z nią przeprowadziła Valeryia Mikhailouskaya.
fot. A. Harmash
Naprawdę siedzę teraz w londyńskim pubie The Duke of Kent i stąd wzięła się inspiracja do napisania tego felietonu! Wprawdzie tu akurat nie słyszę muzyki folkowej, ale za to rozbrzmiewa ona tysiącem melodii w mojej głowie. Głowie, która była, widziała i słyszała wiele w pubach angielskich (w tym londyńskich), szkockich (Glasgow) i irlandzkich. W naprawdę różnych miejscach. Były tam reele i jigi, skrzypce i hałas, harmonia czy akordeon, czasem flet lub fortepian – czyli to, co jest pod ręką i zagra.
fot. Davidmorgans / Wikimedia: Pub The Duke of Kent, Londyn (Ealing)
„Idę w świat i trwam. Obrazy Jacka Malczewskiego z Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki” to tytuł wystawy w poznańskim Muzeum Narodowym, która – zgodnie z nazwą – prezentuje prace wielkiego malarza wypożyczone z lwowskiej galerii w obliczu trwającej wciąż barbarzyńskiej napaści Rosji na Ukrainę. Trudno o bardziej wymowny gest wiary w sens i moc sztuki, gest ponadnarodowej przyjaźni i zaufania, a zarazem – dojmującego poczucia kruchości, labilności, niepewności jutra.
Odkrycie zawsze pozostaje kwestią subiektywną. Odkrywane jest coś, przez kogoś i dla kogoś. Na przykład Jadwiga Sobieska odkryła kozła białego, a Jarosław Lisakowski basy kaliskie i bęben osznurowany. Badacze ci odkryli te instrumenty zarówno dla siebie, jak i dla nauki, etnomuzykologii, ale wszak wielkopolskim muzykom tradycyjnym były one znane od dawna. Zatem odkrycie często bywa osobiste, a przynajmniej nie jest pozbawione relacyjności. Dlatego odpowiadając na pytanie niniejszej sondy, napiszę o moich odkryciach z 2022 roku.
(Ewelina Grygier)
Ewelina Prokopiuk to wokalistka i saksofonistka w zespole GrandMotherJazz, który zajął pierwsze miejsce w konkursie „Scena Otwarta” podczas Mikołajek Folkowych 2022, oraz laureatka Nagrody im. Anny Kiełbusiewicz dla najlepszej wokalistki. W rozmowie z Małgorzatą Adamczyk opowiedziała o podobieństwach muzyki ludowej i jazzu, emocjach związanych z „podwójnym zwycięstwem”, a także o planach zespołu.
fot. J. Jeżak: Mikołajki Folkowe 2022
Koniec roku 2022 natchnął mnie, jak i wiele innych osób (nic zatem w tym odkrywczego) do spojrzenia wstecz, zwolnienia tempa i może wyraźniejszego niż na co dzień uświadomienia sobie następstwa zdarzeń, dostrzeżenia faktu, że to, co dziś ważne, ma swoje źródło w przeszłości. Gdyby tego źródła nie miało, pewnie nie byłoby tak cenne.
Współczesną Rosję widzę przez pryzmat kinematografii – „Powrót”, „Lewiatan” i „Niemiłość” Andrieja Zwiagincewa, „Wyspa” Pawła Łungina, „Euforia” Iwana Wyrypajewa, „Geograf przepił globus” Aleksandra Wieledińskiego, „Długie i szczęśliwe życie” Borysa Chlebnikowa i wiele innych obrazów, których twórcy zmagają się ze swoją ojczyzną i jej niedoskonałościami. Można powiedzieć, że w pewnym sensie powtarzają drogę, którą w latach 80. XX wieku przeszli bohaterowie radzieckiej sceny rockowej – Kino, Akwarium, Nautilus Pompilius, DDT. O tej ostatniej grupie, a zwłaszcza o jej liderze, chciałbym napisać kilka słów.
„Ważne postaci polskiej popkultury pod przewodnictwem Radka Łukasiewicza (Bisz/Radex, Pustki,Artur Rojek), Jarka Ważnego (Kult) oraz Janusza Zdunka (Kult) ratują polskie pieśni ludowe przed wyginięciem, poruszając niezwykle ważny, ale trudny temat” – mogliśmy przeczytać w październiku w przedrukowywanym w wielu mediach komunikacie prasowym jednego z gigantów polskiego rynku muzycznego. No, skoro „ratują pieśni ludowe przed wyginięciem”, to trudno się tematem nie zainteresować. Zwłaszcza że jest jeszcze ów – jak czytamy – „niezwykle ważny”, ale zarazem „trudny temat”, czyli kwestia odchodzenia, śmierci.
„Jeśliś poznał Wschód, niczego już nie zechcesz w życiu znać” – pisał Rudyard Kipling i się nie mylił. Mnie udało się kiedyś odwiedzić południowe Indie, w tym magiczny portugalsko-holenderski Koczin z kościołem świętego Franciszka, jedną z najstarszych europejskich świątyń w Indiach, ale na pewno, choćby dla samych ich cudownie brzmiących nazw, chciałbym jeszcze poznać Kalikat, pierwsze miasto na subkontynencie, do którego dotarł Vasco da Gama, Czittagong, Mulmejn z tego samego wiersza angielskiego poety, Penang, Malakkę, nie do zdobycia, a jednak zdobyty przez Japończyków Singapur, Makasar, wreszcie Kupang na Timorze, do którego dopłynął na szalupie z wierną sobie częścią załogi wysadzony z Bounty kapitan William Bligh. W ten sposób otworzyłyby się przede mną Malaje i Indonezja, dawne Holenderskie Indie Wschodnie, Insulindia, Nusantara…
Gabriela Gorączko jest ilustratorką i graficzką, tworzącą projekty inspirowane folklorem. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu na podstawie pracy stworzonej pod kierunkiem dr. hab. Artura Skowrońskiego oraz dr hab. Aleksandry Janik Neofolk inspirowany naturą (wyróżnienie honorowe Najlepszych Dyplomów ASP we Wrocławiu w roku 2018). Zilustrowała książki Leśna sprawa Tomasza Kędry i Bylejaczek Jerzego Ficowskiego. Zajmuje się designem, brandingiem i grafiką artystyczną, w której sięga do ludowych wzorów. O swojej pracy i inspiracjach rozmawiała z Małgorzatą Wielgosz.
Niezapominajki, aut. Gabriela Gorączko
Pamiętam te edycje festiwalu Nowa Tradycja, gdy widownia Studia Koncertowego Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego wypełniona była dosłownie do ostatniego miejsca. Oczywiście, było tak przede wszystkim podczas występów gwiazd, ale i konkursowe prezentacje były wielokrotnie oklaskiwane przez tłumy słuchaczy. W tym roku przeżyliśmy – i słuchacze, i muzycy – edycję szczególną, bez publiczności na widowni, z oczywistych przyczyn. W tej (paradoksalnie/przygnębiająco) pustej sali muzyka zabrzmiała jednak znakomicie.
Serhij Żadan? Wybitny ukraiński poeta i prozaik – wie o tym każdy w Polsce, kto czyta książki i kulturę rozumie jako przestrzeń duchowego spotkania (ponad granicami, niezależnie od tego, jak je nazwiemy), a nie styl robienia zakupów. Jego nowe dzieła są szybko tłumaczone na polski. Kto chciałby dzięki Żadanowi nastroić „wewnętrzne oko”, powinien wziąć pod uwagę, że ukraiński twórca jest niebywale aktywny nie tylko na polu literatury. Tak to już jest, że w kulturze naszych wschodnich sąsiadów słowo przenika się z muzyką chyba bardziej niż u nas.
Folkmetal, jako subgatunek wywodzący się z szerokiej gamy brzmień metalowych, pojawił się w Skandynawii około roku 1983 za sprawą Bathory’ego, a następnie rozwinął dzięki brytyjskiemi Skycladowi. Było tak oczywiście w duuużym skrócie. Wcześniej powstawały zespoły rockowe korzystające z dobrodziejstw muzyki ludowej i folkowej (np. Jethro Tull czy węgierska Omega). Sam folk metal nie jest jednorodny – zalicza się do niego i birbanckie klimaty w typie Korpiklaani, i pogańskie rodem z np. rosyjskiej Arkony, i wywodzące się z pierwotnie surowego black metalu, atmosferyczne granie w stylu Negury Bunget, i etniczne wtręty w thrashu (Sepultura) oraz death metalu (np. kurdyjski Cyaxares) czy okołopiracko-szanciarskie w speed/heavy metalu (np. Running Wild czy szkocki Alestorm).
Fot. Jarun, materiały prasowe
Czeremcha to wieś leżąca, zdawałoby się, na końcu świata, na styku kultur. Od trzydziestu lat jest ważnym punktem na mapie polskiego folku. Letni Festiwal Czeremcha Wielu Kultur i Narodów, dawniej Z Wiejskiego Podwórza, jak magnes przyciąga wielbicieli muzyki tradycyjnej i samego magicznego miejsca. Jego spiritus movens jest zespół Czeremszyna i liderka – Baśka Kuzub-Samosiuk od lat szefująca również Gminnemu Ośrodkowi Kultury w Czeremsze.
fot. z arch. B. Kuzub-Samosiuk
„Nikt nam nie zrobił nic” to po „Hańbie!” (2016) i „Będą bić!” (2017) trzeci długogrający album zespołu Hańba! Jego kariera, mimo pandemicznej przerwy, cały czas nabiera rozpędu – kolejne nagrody oraz koncerty na dużych zagranicznych i polskich festiwalach w ostatnich latach pokazują, że ta muzyka ceniona jest zarówno przez krytykę, jak i publiczność.
Zainicjowane w Polsce działania wirtualne związane z muzyką tradycyjną, o których pisałam w poprzednim numerze, nie odnosiły się wyłącznie do muzyki celtyckiej. Wydaje się, że pierwszy koncert online przeprowadzono już 13 marca 2020 roku. Taką formę przybrało wystąpienie gwiazdy world music – Debashisha Bhattacharyi, multiinstrumentalisty grającego m.in. na skonstruowanym przez siebie chordofonie pushpa veena. Indyjski muzyk zagrał z towarzyszącymi mu polskimi instrumentalistami: Hubertem Zemlerem na perkusji oraz Wojciechem Traczykiem na kontrabasie. Koncert odbył się w radiowym Studiu S4 imienia Agnieszki Osieckiej, lecz nie było w nim ani jednego słuchacza (nie licząc niezbędnej obsługi technicznej). Co innego przed ekranami komputerów. Oglądanie Debashisha – zapowiadającego kolejne utwory do pustej sali, a później dziękującego po zagranym numerze – było dość osobliwym doświadczeniem.
Fot. „Oberki dla Czesława Pańczaka”, źródło: www.youtube.com/watch?v=kc7GBJDvJ9Q
Zwykle ten felieton poświęcam muzyce tradycyjnej, ale dziś nie mogę oprzeć się pokusie i pro domo sua kieruję refleksję do radiowego festiwalu Nowa Tradycja. Ma już dwadzieścia trzy lata. Patrzę wstecz i widzę, jak wiele mu zawdzięcza polska muzyka ludowa. Nieważne, jakiego terminu użyjemy – muzyka świata z Polski, muzyka etniczna, źródłowa, folkowa, czasem nawet tradycyjna, bo wszystkie gatunki i odmiany muzyki pojawiały się i pojawiają na tym festiwalu.
Słuchałem niedawno debiutanckiej płyty zespołu T/Aboret, słuchałem debiutanckiej płyty zespołu Zawierucha. Nie chcę tu jednak zajmować się fenomenem tych późnych, a jakże udanych debiutów, nagranych przez świetnych, szalenie kompetentnych i bardzo doświadczonych muzyków. Moją uwagę budzi co innego. Większość materiału wypełniającego pierwsze wydawnictwo to utwory instrumentalne, co najwyżej wsparte skromnymi wokalizami. W przypadku drugiego mamy również niemal same „instrumentale”, tylko jedną pieśń/piosenkę. Jak to jest?
Festiwal muzyki bałkańskiej na łąkach w Barcicach przyciągał tłumy fanów. W zeszłym roku nie udało się go zorganizować. Czy odbędzie się w tym? Jak będzie wyglądał? Co się zmieni? Od tego numeru w dziale Portrety folku będą gościć organizatorzy folkowych festiwali, ci, o których istnieniu uczestnicy tych wydarzeń często nie wiedzą. Z Wojciechem Knapikem, szefem festiwalu Pannonica, rozmawia Agnieszka Matecka-Skrzypek.
Fot. z arch. W. Knapika
Rok braku muzyki na żywo nie oznaczał braku muzyki w ogóle. Liczba wydawnictw płytowych, a także symptomatycznych i adekwatnych do sytuacji nagrań pandemicznych – na przykład z własnej kuchni – była ogromna. Moje trzy typy roku 2020 dotyczą takich właśnie wzmożonych działań, o niezaprzeczalnych walorach artystycznych.
(Martyna Markowska)
Pandemia koronawirusa SARS-Cov-2 zmieniła codzienne przyzwyczajenia, oddziaływając niemal na wszystkie aspekty życia społeczeństw na całym świecie. Sytuacja ta nie pozostała bez wpływu także na muzykę tradycyjną i folkową. Folklor muzyczno-taneczny był dawniej immanentną częścią życia mieszkańców terenów wiejskich. Mimo że nie każdy potrafił i miał możliwość muzykować, a sama nauka i zakup instrumentu okupione były wyrzeczeniami, to każdy, na swój sposób, mógł i potrafił współuczestniczyć w tańcu i śpiewie. Czasy się jednak zmieniły, muzyką tradycyjną zajmują się dziś „ostatni wiejscy muzykanci”, częściej na tzw. folklorach, niż grając w swojej wsi do tańca, jak również ich miejscy uczniowie – pasjonaci, przetwarzający tradycyjne melodie na swój własny sposób (od purystycznego kontynuowania tradycji, poprzez tworzenie w nurcie folkowym aż po łączenie folkloru z jazzem, rockiem czy nawet popem).
fot. E. Grygier: Zakończenie karnawału – Cymper w Dąbrówce Wielkopolskiej, 23.02.2020
Sutari to wyjątkowe trio, które tworzą Basia Songin, Kasia Kapela i Asia Kurzyńska. Zespół zadebiutował w 2012 roku (w składzie z Zosią Zembrzuską) i od razu zdobył II nagrodę oraz nagrodę publiczności na Festiwalu Polskiego Radia „Nowa Tradycja”. Trzy lata później został wybrany, by zaprezentować swoją muzykę podczas największych międzynarodowych targów muzyki świata WOMEX 2015. Sutari aranżuje tradycyjne pieśni ludowe oraz tworzy własne kompozycje, eksperymentując z różnymi technikami wokalnymi i kobiecymi tradycjami muzycznymi. O kobiecości, muzyce i inspiracjach kulturą litewską z zespołem rozmawiali Magdalena Wołoszyn i Filip Koperski. Rozmowa odbyła się 11 grudnia 2020 roku podczas XXX Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Ludowej „Mikołajki Folkowe”.
fot. A. Wójcik: Koncert Sutari na Mikołajkach Folkowych 2020
Warto spojrzeć na ten przedziwny rok 2020. Tyle przeżyć, tyle wydarzeń, które nie zdarzyły się, tyle starań, by było normalnie, nawet w kwestii kultury ludowej. Dziedziny, która ucierpiała mocno tak jak wiele innych dziedzin kultury, bo absolutna większość zaplanowanych festiwali, warsztatów, koncertów, spotkań została odwołana, ale jednak nie wszystko zostało stracone. A życie torowało sobie drogę mimo przeszkód.
A gdyby ów wszechpanujący nam okres pandemii stał się czasem przypomnienia tego, czegośmy w muzyce zapomnieli, albo odgrzebania chociaż niektórych wzruszeń? Albo doczytania, dosłuchania tego, co gdzieś w szafach, na regałach, w piwnicach tkwi od lat, a może jest – w dobie galopującej cyfryzacji – do niekłopotliwego odnalezienia w czeluściach internetu? Może na wyciągnięcie ręki. Nawet w umiłowaniu tradycji można popaść mimowolnie w schematy, pamiętać tylko o tym, co najważniejsze, co nowe albo niedawno odkryte. Tymczasem…
Pandemia „koronkowego” spowodowała zawieszenie wielu koncertów i zaowocowała odwołaniem większości tras koncertowych. Granie muzyki, w tym folku, przeniosło się do internetu. Część tego streamingu to były gigi zarejestrowane wcześniej lub wyciągane z lamusa nagrania sprzed kilku czy nawet kilkunastu lat – i te odpuściłem. Niemniej spora część koncertów w sieci była graniem w czasie rzeczywistym bez udziału publiczności, transmitowanym sieciowo z klubów, domów kultury, sal, prób, a nawet z mieszkań i ogródków – a takich występów warto było poszukać.
fot. z arch. autora: Koncert Kapeli ze Wsi Warszawa
Na prowadzonym przez Wojtka Ossowskiego „Folku w pigułce” wychowało się pierwsze pokolenie polskich muzyków folkowych. Dziennikarz radiowej Trójki wspierał raczkujących twórców i festiwale, przez wiele lat oceniał młodych artystów debiutujących na „Scenie Otwartej” Mikołajek Folkowych. Był też inicjatorem publikowanego w „Piśmie Folkowym” Ossowera – Encyklopedii Polskiego Folku. Wojciech Ossowski to kultowa postać, znana z niekonwencjonalnych i bezkompromisowych poglądów, gawędziarz, znakomity obserwator i trafny krytyk zjawisk zachodzących na polskiej scenie folkowej. Ekspert zarówno w dziedzinie polskiego, jak i światowego folku, dysponuje ogromną kolekcją nagrań. Bez prezentowanej przez niego muzyki i wsparcia dziennikarskiego scena folkowa z pewnością nie miałaby szans na rozwój.
fot. M. Sałatowski
W dniach 10–11 grudnia 2020 roku w Lublinie odbyła się Międzynarodowa Konferencja Naukowa „Folk – folklor – folkloryzm”, która otworzyła XXX edycję Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Ludowej „Mikołajki Folkowe” (10–13 grudnia 2020 roku). Choć początkowo założono, że miejscem obrad, tak jak w ubiegłym roku podczas Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Ludowość w sztuce, muzyce, literaturze i teatrze” (Lublin, 29 listopada 2019 roku), będzie Akademickie Centrum Kultury UMCS „Chatka Żaka”, to ze względu na trwającą sytuację pandemiczną tegoroczna konferencja nie mogła odbyć się zgodnie z przewidywaniami osób odpowiedzialnych za jej organizację. W tym roku przebiegała zatem w trybie zdalnym, przy wykorzystaniu internetowej platformy Zoom, a z Sali Obrad Rady Wydziału Humanistycznego UMCS moderował ją powołany i przygotowany do tego zespół.
fot. A. Grzesiuk
Jak w przypadku każdego albumu Karoliny Cichej oczekiwania są dość spore. Jej poprzednie produkcje solowe i realizowane przy udziale innych artystów budziły zainteresowanie i pozytywne reakcje krytyków. Wydana we wrześniu 2020 roku płyta „Tany” dystrybuowana przez Kayax przyciągnęła miłośników folku i gatunków pokrewnych, zwłaszcza że Cichej towarzyszą gwiazdy kultury popularnej kojarzonej nie tylko z nurtem muzyki ludowej, ale też popu i piosenki aktorskiej.
No tak, moje „najgorętsze” lubelskie wspomnienia to również te zimowe, zanim da się wiosną „spłynąć z pierwszym lodem”. Cóż, dziś, gdy piszę ten tekst, jesień w pełni, do zimy tuż, a o Lublinie można tylko pomarzyć – z perspektywy pięciuset kilometrów, które dzielą go od Poznania, w tym dziwnym czasie pandemii koronawirusa. A Lublin to (dla mnie) przede wszystkim Orkiestra św. Mikołaja, Mikołajki Folkowe, „Pismo Folkowe”. To przecież nie przypadek, że wszystkie się ze sobą wiążą.
Ostatni odcinek najnowszej historii polskiego folku poświęcamy dwóm nurtom wykonawczym, które bardzo silnie osadzone są w kulturze tradycyjnej Europy. Stanowią je muzyka klezmerska i bałkańska. Wielu z artystów sięga sporadycznie po wybrane elementy kultury żydowskiej lub wzbogaca brzmienie zespołu o instrumenty dęte, odwołując się do charakterystycznej dla południa Europy wyrazistości rytmicznej i dynamiki gry. My chcemy pokazać wykonawców, którzy nie tylko dysponują znakomitym warsztatem wykonawczym, ale w sposób świadomy starają się zgłębiać tajniki i niuanse tych niezwykle bogatych kultur i budować na ich gruncie swój indywidualny język wypowiedzi artystycznej.
Fot. z arch. zespołu: Kroke
Jest współtwórcą ruchu domów tańca w Polsce, etnografem, animatorem kultury i muzykiem-samoukiem. Tworzy scenariusze filmów dokumentalnych, audycje radiowe, współpracuje z Polskim Radiem. Ma ogromny wkład w dokumentowanie polskiej muzyki tradycyjnej i jej twórcze interpretowanie. Z Remigiuszem Mazurem-Hanajem rozmawiała Agnieszka Matecka-Skrzypek.
Fot. K. Huzarska
Historia lubelskich dyskusji o ludowości i inspirowaniu się nią w kulturze współczesnej sięga 1983 roku. Wówczas to z inicjatywy prof. Jerzego Bartmińskiego Wojewódzki Dom Kultury w Lublinie zorganizował dyskusję na temat folkloryzmu. Problematyka, o której rozmawiało wtedy grono ekspertów, do dziś jest przedmiotem naukowych sporów. Jak przez prawie cztery dekady od tamtej debaty zmieniło się postrzeganie folku, folkloru i folkloryzmu?
fot. M. Musiał: Konferencja „Ludowość w sztuce, muzyce, literaturze i teatrze”, Lublin, 29 listopada 2019 – od lewej prof. J. Bartmiński, dr hab. J. Szadura i członkowie SKNE UMCS
Piszę ten tekst, gdy powoli kończy się tradycyjny okres letnich festiwali, również folkowych. Problem w tym, że w bieżącym roku spora część owych festiwali się nie odbyła – została odwołana lub przesunięta w czasie. A te, które w końcu się odbyły, uległy znaczącym programowym zmianom w stosunku do planów wcześniejszych – i do tego, do czego przyzwyczaiła się publiczność w poprzednich latach. Dlaczego tak się działo? Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć.
Współczesna scena folkowa ma różne oblicza. W tym odcinku chcemy zwrócić uwagę na zespoły, którym nie sposób odmówić profesjonalnego przygotowania muzycznego, świadomie wykorzystywanego w muzyce folkowej. Większość wykonawców to doświadczeni artyści, czerpiący z wielu wcześniejszych doświadczeń tworzenia w innych składach, a także w pojedynczych projektach.
fot. J. Poremba: Kwadrofonik
Z askoczyła nas społeczna kwarantanna i wprowadzone obostrzenia. Nikt nie przewidział tej sytuacji. Dostaliśmy informację o zakazie zbierania się w domach kultury i instytucjach takich jak Akademickie Centrum Kultury „Chatka Żaka” w Lublinie dosłownie na 15 minut przed naszą ostatnią próbą. Byliśmy z muzykami Orkiestry św. Mikołaja w trakcie pracy nad kilkoma piosenkami. Wcześniej normalną praktyką zespołu było odbywanie regularnych prób. Właśnie mieliśmy wchodzić do studia z opracowanym materiałem. Tworzę z różnymi muzykami parę innych projektów muzycznych i wszystkie ucierpiały przez izolację. Nagle wszystkie nasze plany, działania artystyczne, prace zatrzymały się.
(Anna Kołodziej)
W czasie ubiegłorocznych Mikołajek Folkowych Studenckie Koło Naukowe Etnolingwistów UMCS po raz kolejny zorganizowało spotkanie z Żywymi Książkami. Jedną z nich był Henryk Palczewski – twórca cyklu spotkań muzycznych „Muzyka Ucha Trzeciego” i niezależnego wydawnictwa muzycznego ARS 2, juror mikołajkowej Sceny Otwartej. O muzyce, autentyczności, awangardzie i folklorze rozmawiała z nim Magda Dąbrowska.
fot. D. Głębowicz
Pierwsze moje spotkanie z muzyką folkową, czyli zjawiskiem muzycznym odmiennym od wówczas powszechnego folkloru „zespołowego”, miało miejsce w 1976 roku na Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich. Termin „folk” kojarzył się wtedy raczej z balladami Joan Baez niż z jakąkolwiek muzyką ludową tej strony świata. Do Zakopanego z Węgier przyjechał zespół Delibab (czyli „fatamorgana”) z Debreczyna. Przez pomyłkę na festiwal wytypowano stamtąd właśnie tę grupę muzyczną. To w odniesieniu do tej formacji po raz pierwszy użyliśmy określenia „folk”, żeby jakoś odróżnić ją od innych.
„Krosbi bezkompromisowo ciął tego swojego folka i bez przerwy zakładał zespoły. W jednym nawet pozwolił mi zagrać. Podprowadził skądś takie niby bongosy i kazał mi ćwiczyć. […] Graliśmy na Starym Mieście. Poważny band. Dwie gitary, mandolina, kontrabas, sopranowy saksofon i jeszcze ja jako pierwszy kaszaniarz. Tylko wieloletnia przyjaźń mnie ratowała. Chłopaki po prostu nie zwracali uwagi na to, jak gram” – tak wspominał swoje pierwsze kroki w graniu folku miejskiego czy folku ulicznego Andrzej Stasiuk w swej barwnej opowieści Jak zostałem pisarzem. Oczywiście, trochę tu zgrywy, trochę żartu i autokreacji, ale też jakiś wycinek, jakiś szkic tego, jak przed laty wyglądało takie granie na ulicach stolicy.
Historia najnowsza polskiego folku w kolejnym odcinku poświęcona będzie następnym grupom wykonawców, których zainteresowania twórcze przypiszemy do określonych typów. Od początku cyklu staramy się znaleźć elementy wspólne i różnicujące artystów, doszukać się kształtujących się na naszych oczach nurtów i charakterystycznych stylistyk. W aktualnym numerze poświęconym folkowi miejskiemu prezentujemy twórców niepokornych, dla których miasto stało się środowiskiem budowania własnych postaw, czego wyrazem stała się „nowa fala buntu”, czy obficie reprezentowany nurt indywidualnych wykonawczyń, artystek – muzykantek folkowych.
fot. B. Muracki: R.U.T.A.
Orkiestra św. Mikołaja to oczywiście jeden z najważniejszych polskich zespołów folkowych. Pod tą nazwą kryje się jednak kilkadziesiąt osób, całe środowisko, które nie zawsze widać na scenie. Krążą wokół siedziby zespołu w lubelskiej „Chatce Żaka” jak elektrony wokół jądra. Jedni pojawiają się w bieszczadzkim Jaworniku, drudzy przy okazji warsztatów, inna ekipa organizuje festiwal Mikołajki Folkowe. Swoim trybem pracuje redakcja „Pisma Folkowego”. Nad tymi działaniami czuwają Agnieszka Matecka-Skrzypek i Bogdan Bracha.
fot. Lubelska Szkoła Sztuki i Projektowania
Ten rok eksplodował jak trzęsienie ziemi, tsunami, Wejście Smoka, wywracając wszystko do góry nogami. Kogo więc interesuje miniony? Tym bardziej że mógł to być ostatni czas względnego status quo. Od 2020 roku nikt i nic już nie będzie takie samo. Ale rok ubiegły zaczął się dla polskiej muzyki rewelacyjnie!
(Maciej Szajkowski)
Jest multiinstrumentalistą, uczniem wiejskich muzykantów, twórcą muzyki, pedagogiem. Jako pomysłodawca znaczących inicjatyw społeczno-artystycznych promujących polskie tradycje muzyki wiejskiej (warszawski Dom Tańca, festiwal Wszystkie Mazurki Świata) oraz inicjator nurtu współczesnych jej kontynuatorów postrzegany jest jako ikona muzyki tradycyjnej w Polsce. To lider zespołu Janusz Prusinowski Kompania (albumy uhonorowane Folkowym Fonogramem Roku Polskiego Radia), współautor płyt i interaktywnych spektakli muzycznych dla dzieci (wydawnictwo „Słuchaj uchem”). Z Januszem Prusinowskim o jego doświadczeniu w przekazywaniu tradycji oraz okolicznościach narodzin nurtu revival na gruncie powojennej muzyki ludowej rozmawiała, przy okazji warsztatów gry skrzypcowej w Żółkiewce, Agata Kusto.
Fot. A. Kusto: Janusz Prusinowski w czasie Taboru Lubelskiego, Żółkiewka 2019
„Jakie dźwięki można z niego wydobyć? Raczej te starsze?” – zapytała dziennikarka jednej z lokalnych poznańskich telewizji Ewelinę Grygier o flet, na którym artystka gra. Oczywiście, możemy próbować domyślić się, co dziennikarka miała na myśli, i wytłumaczyć ją: to jedynie niezgrabne sformułowanie, które w istocie kryło świadomą myśl. Być może. Mam jednak wrażenie, że owo pytanie mimowolnie pokazuje, jaki jest stosunek – i jakie zrozumienie – do istoty kultywowania muzycznych tradycji, typowy dla wielu tak zwanych statystycznych obywateli.
Historię folku w Polsce kończymy opracowaniem najbliższych czasowo wydarzeń. To, co na scenie folkowej objawiło się i zostawiło swój ślad od początku XXI wieku, próbujemy przedstawić w sposób bardzo umowny. Nie ma bowiem takich kryteriów, które pozwoliłyby definitywnie przyporządkować danego artystę lub wydarzenie do jednej kategorii. Polska scena folkowa jawi się jako bardzo dynamiczna, różnorodna i wielopłaszczyznowa, a jej specyficzny rys to silne indywidualności artystyczne i śmiałość w sięganiu po nowe pomysły. Na ile nasza typologia zjawisk okaże się trafna, pokaże czas. Kolejny odcinek poświęcony umownej epoce trzydziestu lat folku otwierają dwie grupy wykonawców – ci, dla których muzyka ma być kontynuacją źródła, oraz ci, którzy swobodnie żonglują tradycjami kultury Słowian.
Fot. J. Nowotyński: Kapela Maliszów
Nie jest muzykiem, choć umie grać. Rzadko można ją zobaczyć, choć wszyscy znają jej głos. Ceni sobie tradycję i awangardowe brzmienia. Bez niej polska muzyka folkowa z pewnością nie byłaby w tym miejscu, w którym jest obecnie – redaktor Maria Baliszewska.
Fot. z arch. M. Baliszewskiej: Maria Baliszewska w radiowej Dwójce
Inspiracje muzyką andyjską i celtycką, na których oparły się pierwsze folkowe próby w Polsce, były wciąż kontynuowane w latach 90. XX wieku. Stały za tym takie zespoły jak Costa Manta (Grupo Costa, Costa Del Sol), Sierra Manta czy Varsovia Manta. Muzycy z grupy Costa Manta konsekwentnie rozbudowywali swój latynoamerykański repertuar, podróżując po Meksyku, Karaibach i Hiszpanii oraz nawiązując współpracę z takimi muzykami jak: Mira Moreno, Jorge Luis Valcarcel Gregorio (Kuba), Dimitris Dimitriadis (Grecja).
fot. ze zbiorów Mikołajek Folkowych: Pankharita
Ta część historii folku w Polsce, która przypada na koniec XX wieku, prezentuje się niezwykle kolorowo. Prócz nurtu wiodącego, za jaki możemy uznać szczególne zainteresowanie krajami słowiańskimi i folklorem rodzimym (co zostało opisane w poprzednim numerze „Pisma Folkowego”), rozwija się nadal muzyka inspirowana kulturą celtycką i andyjską. Wtedy też w Polsce osadza się ruch domów tańca, wokół którego powstają zespoły, inicjatywy, stowarzyszenia. Na tę dekadę przypada rozkwit folku góralskiego, któremu ze względu na tematykę numeru chcemy dedykować osobny tekst.
fot. M. Stasiński: Hanna Rybka
„Miejsce, w którym jesteśmy, jest aktualnie naszym domem” – mówili, podczas konferencji prasowej w dniu inauguracji tegorocznego festiwalu Ethno Port, członkowie hindusko-tureckiego zespołu Baul Meets Saz. Ciekawe to zdanie i, w swej pozornej banalności, niesamowicie intrygujące, wieloznaczne, inspirujące. Z jednej strony w najbardziej – powiedzmy – potocznym sensie mówiące o losie większości artystów. Z drugiej – w naszym kontekście opowiadające o trudnej codzienności wykonawców muzyki folkowej, etnicznej, którym zależy, by ze swą twórczością, ze swym przesłaniem przebić się przez szum innych propozycji, przez obojętny często świat.
Lata 90. XX wieku są dla wykonawców czasem ciągłego rozwoju. Amatorski ruch muzyczny kontynuuje poszukiwania, następuje pewne sprofilowanie kreacji artystycznej, ale wszystko to dokonuje się w sposób spontaniczny, podejmowane jest zwykle przez ludzi bez wykształcenia muzycznego i z ciągle jeszcze ograniczonym warsztatem wykonawczym. Cechą charakterystyczną wykonawców jest autentyczna radość z samodzielnego tworzenia i przeżywania muzyki inspirowanej folklorem różnych obszarów świata. W tym numerze „Pisma Folkowego” przedstawiamy czytelnikom wybranych, najbardziej znaczących wykonawców sceny lat 90. XX wieku, poczynając od zespołów inspirujących się tradycjami słowiańskimi.
Fot. z arch. zespołu: Orkiestra św. Mikołaja
ÓIR powstał w wyniku poszukiwania piękna w muzyce Wysp Brytyjskich. Został założony w 2017 roku przez starych wyjadaczy sceny folkowej, którzy po latach przerwy zatęsknili za wspólnym muzykowaniem.
Na pytania o sceniczny wizerunek odpowiadam, siedząc przed szafą z miesięcznym Samuelem na ręku. Przed szafą pełną sukienek i ozdób, wspomnień i niedawnej przeszłości… Z perspektywy mamy, która w szarawarach upatruje sens najbliższej przyszłości.
(Angela Gaber)
Duet Mehehe tworzą Helena Matuszewska, na co dzień z Samych Suk, i Barbara Songin, kojarzona przede wszystkim z grupą Sutari. W zeszłym roku na Festiwalu „Nowa Tradycja” zdobyły trzecią nagrodę. Ten sukces stał się impulsem do dalszej pracy, bo po roku od pierwszego występu ukazał się ich debiutancki krążek „Ciemnienie”.
Fot. B. Muracki
Siedzę nad pustką kartką i zastanawiam się, czym się podzielić z czytelnikami „Pisma Folkowego”? Jakie przemyślenia niesie ten rok, czy dla kultury tradycyjnej jest szczególny, czy zwykły? I co jest zwykłe, a co nie? Od licznych imprez z kulturą ludową (tak czy inaczej rozumianą) w Polsce aż tętni. Nawet zima nie przeszkodziła w organizacji wielu koncertów, festiwali, konferencji, spotkań, warsztatów. Mało tego – w wielu nowych miejscach pojawili się wiejscy muzykanci i folkowcy, choć ci ostatni może mniej licznie, a pierwsi częściej. Na Facebooku codziennie publikowane są informacje o nowych projektach miejsko-wiejskich, z akcentem na „miejskość”. O czym to wszystko świadczy? Czy może mamy jakiś wielki wzrost zainteresowania rodzimą kulturą, tą tradycyjną?
Lata 90. XX wieku stanowią bardzo istotny etap w rozwoju polskiej sceny folkowej. Następuje jej wewnętrzne zróżnicowanie i otwarcie na muzykę świata, wydarzenia artystyczne stają się zarzewiem coraz bardziej ugruntowanych potrzeb w zakresie rozwijania twórczości własnej, opartej na tradycjach bliskich i tych bardzo odległych. Poniższy tekst poświęcamy środowisku wydawców, festiwali i mediów, które przyczyniły się do kształtowania folku. Pewne uogólnienia są koniecznie ze względu na dynamikę wydarzeń, jakie miały miejsce w ostatniej dekadzie XX wieku. Wszystkich zainteresowanych historią folku w Polsce odsyłamy do archiwum „Pisma Folkowego”, które jest stałą kroniką opisywanych wydarzeń.
Fot.: fragment okładki płyty CD z 8. Festiwalu Muzyki Andyjskiej i Folkowej "Folk Fiesta" (1997)
Mam nieodparte wrażenie, że folk, jak każdy inny gatunek muzyczny, ulega ciągłym zmianom. Jest to proces naturalny, który trwa i będzie trwał. Kwestią dyskusyjną jest tylko prędkość dokonywania się tych zmian, ich zasięg i charakter. Ogromny wpływ ma na to zmieniający się, gnający wciąż do przodu świat, rozwój technologii, a – co za tym idzie – postrzeganie wszystkiego, co związane z folkiem, przez pryzmat współczesności. Mamy bezproblemowy dostęp do materiałów źródłowych, nagrań archiwalnych czy edukacji. Łatwość, z jaką można obecnie rejestrować muzykę, i wykorzystywane do tego narzędzia również w dużym stopniu wpływają na kształt tego gatunku. Internet i jego nieograniczone zasoby dają nam zupełnie inne możliwości zdobywania wiedzy i inspiracji niż te, z którymi mieliśmy do czynienia w przeszłości.
(Piotr Pucyło)
Pochodzą z Męciny Małej w Beskidzie Niskim, kontynuują wielopokoleniowe tradycje muzyczne, ale po swojemu. Rodzinna Kapela Maliszów inspiruje się tradycyjną muzyką wiejską swojego regionu, ale również tańcami i przyśpiewkami z różnych obszarów Polski. Muzyka ta grana jest tradycyjnie, czyli na skrzypcach, basach i bębnie w sposób archaiczny, z pewną dozą wolności, radości i improwizacji. Kapela tworzy również własne utwory o charakterze wiejskim, dialogujące ze współczesnością, zahaczające o różne style. Z Janem, Kacprem i Zuzanną Maliszami rozmawiała Agnieszka Matecka-Skrzypek.
Fot. J. Nowotyński
Mało kto pamięta, że Polmuz to nazwa polskiej, państwowej firmy produkującej instrumenty perkusyjne oraz dęte, działającej od lat 60. XX wieku do 1992 roku. Jej siedziba mieściła się w Warszawie przy ulicy Grochowskiej. Tę samą nazwę, świetnie oddającą istotę rzeczy, przyjął poznański zespół muzyczny w składzie: Michał Fetler – saksofony; Rafał Igiel – instrumenty perkusyjne; Rafał Zapała – syntezator, elektronika; Ksawery Wójciński – kontrabas. Na Festiwalu „Nowa Tradycja” kwartet zajął I miejsce i zdobył prestiżową Nagrodę im. Czesława Niemena. Michał Fetler i Rafał Igiel niedawno gościli u Macieja Szajkowskiego, prowadzącego audycję „Folk-Off” na antenie Czwórki Polskiego Radia.
Fot. J. Chalacińska
Termin revival idealnie oddaje istotę muzyki, o której chcę dziś napisać. Niestety w języku polskim nie ma dobrego odpowiednika tego określenia. Czy to ma być: „kontynuacja”, „muzyka odżywająca” (a pfuj!), „muzyka nowa”? To nie to! Biedzimy się tak, poszukując odpowiedniej nazwy do zastosowania na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu, ale pozostaje tylko określenie opisowe. No i teraz poopisuję, zaczynając od muzyki skandynawskiej, gdzie ów angielski termin powstał.
Swoją najnowszą płytę, pierwszą po latach z autorskim repertuarem, wydał w lutym Stanisław Soyka. Podczas bardzo ciekawej rozmowy na jej temat na antenie Programu Drugiego Polskiego Radia powiedział, że: „ludowa muzyka śląska, podobnie jak muzyka Beskidu, Podhala, Małopolski, aż po Tyrol – te tercje, te zwroty są dość podobne. One się inaczej układają, inne są języki, ale to jest pewien moduł, który w ogóle należy do muzyki ludowej. Ale… nie mam na myśli disco polo, tylko korzenie”. Uderzyło mnie to ostatnie zastrzeżenie. W powszechnym odbiorze to akustyczne zło, którym jest disco polo, może być mylone z pojęciem muzyki ludowej! Nie mam tu absolutnie pretensji do pana Stanisława, pomógł mi zwrócić uwagę na ten dość smutny fenomen.
Dzisiejszy folk to wielowymiarowe zjawisko kulturowe, społeczne i artystyczne; w Polsce ukształtowane za sprawą przemian społeczno-politycznych w kraju, ale też ogólnoeuropejskich tendencji do poszukiwania nowego języka wypowiedzi dla muzyki i kultury tradycyjnej. Ten silny związek z „korzeniami” okaże się fundamentalny dla prześledzenia rozwoju polskiej muzyki folkowej (potocznie zwanej „folkiem”) i wytyczenia w jego przebiegu znaczących etapów.
Fot. z arch. Orkiestry św. Mikołaja: Zespół Orkiestra p.w. św. Mikołaja
Na nową płytę Samych Suk słuchacze musieli czekać aż pięć lat. Zresztą praca nad drugim z kolei albumem trwała dosyć długo, bowiem pierwszą jego zapowiedzią był wydany w 2015 roku singiel „No Name”. Wybór tego utworu wydaje się ciekawy, bo jest on jednym z bardziej tradycyjnych brzmieniowo nagrań na płycie. Tymczasem duża część materiału odwołuje się do estetyki pozafolkowej. Artystki z Samych Suk, chociaż w każdym nagraniu silnie zakotwiczone są w brzmieniu i strukturze muzyki tradycyjnej, swoim nowym albumem wyznaczają kierunek wielonurtowy i poszukujący.
U schyłku 2018 roku, w czasie Mikołajek Folkowych (30 listopada – 2 grudnia) przeprowadziliśmy sondę wśród uczestników festiwalu. Zapytaliśmy ich o to, czym dla nich jest folk i czemu przyjechali na Mikołajki? Sądzimy, że sonda przeprowadzona wśród odbiorców muzyki folkowej może być ciekawym badaniem pilotażowym, które posłuży za wprowadzenie w tematykę nowego działu „Pisma Folkowego”. Czym – po 30 latach swobodnego rozwoju – jest folk dla jego adresatów? Co przyciąga ludzi na festiwale muzyki folkowej? Zachęcamy do lektury sondy, a w przyszłości również nowego działu.
„Scena Otwarta” to wyjątkowy konkurs, który w tym roku odbył się po raz dwudziesty piąty! Początki nie były zachęcające. Pomysł stworzenia miejsca konfrontacji muzyków, którzy „coś tam mają do folkloru”, wydawał się sensowny z punktu widzenia środowiska Mikołajów, którzy tym folklorem karmili się od dobrych paru lat. Pierwsza edycja nie doszła do skutku z powodu braku chętnych… Ale z kolejnymi było już znacznie lepiej.
Fot. W. Samociuk: Malwina Paszek
To nie będzie recenzja ostatniej płyty Kapeli ze Wsi Warszawa. Raczej refleksja nad re:akcją. Chcę trochę porozmyślać nad drogą tego zespołu, który jest wizytówką polskiej kultury tu i tam, czyli w kraju i na świecie.
Moja muzyka powstaje zawsze w kooperacji: z reżyserami, tancerzami, muzykami, poetami, plastykami. W oparciu o doświadczenie, wiedzę, proces, wspomnienia współtwórców i moje. Zawsze jest to działanie wzajemne. I nauka.
(Paweł Odorowicz)
Na festiwal w Kazimierzu jeżdżę od czterdziestu pięciu lat, czyli od dawna. Miejsce szczególne, piękne, architektura z bajki, wabią koronkowymi attykami kamieniczki w rynku , studnia przywodzi na myśl wieki minione, Wisła o zmiennych wysepkach zależnych od poziomu wody jest punktem odniesienia dla innych punktów – fary, klasztoru franciszkanów, zamku, Góry Trzech Krzyży. Spokojny Kazimierz, wręcz senny jesienią czy zimą – pod koniec czerwca zamienia się w tętniący życiem, muzyką, rytmami, kolorami tęczy płynącymi ze strojów regionalnych tygiel kultury ludowej. Tygiel, bo jej różnorodność w tym miejscu jest najlepiej widoczna. Zjeżdża się tutaj cała polska kultura ludowa.
Fot. A. Kusto: Kapela Jana Kmity (od lewej: Dominika Oczepa, Jan Kmita, Stanisław Bielawski), Powiślaki 2016
Pewnie nie czas tu i miejsce na przypominanie różnych pojawiających się w przeszłości (najczęściej groteskowych, a zazwyczaj absolutnie nietrafionych) zarzutów o to, że folk odciąga słuchaczy od muzyki tradycyjnej, wiejskiej. Zarzuty takie jednak się zdarzały – a może i do teraz zdarzają. Jest wszakże inaczej, młodzi twórcy swymi działaniami wyraźnie wskazują na ludowe czy tradycyjne inspiracje. Przykłady można by mnożyć i gdyby chcieć pochylić się nad każdym, pewnie zabrakłoby miejsca w tym numerze „Pisma Folkowego”.
Ocenianie płyt to trudna sprawa. Przez lata nauczyliśmy się dostrzegać dobre i ciekawe strony każdego albumu, który trafia w nasze ręce. Od lat jednak nic nas jakoś szczególnie nie zachwyciło. Nie znaczy to, że nic nam się nie podoba, ale trafienie na coś nowego, innego, nowatorskiego jest coraz trudniejsze. W ubiegłym roku ukazało się wiele ważnych i długo wyczekiwanych płyt. Debiutanckie albumy artystów od dłuższego czasu funkcjonujących już na scenie folkowej; „drugie” krążki, które bywają o tyle trudne, że powinny potwierdzić sukces pierwszych, a także pokazać jakiś rozwój w twórczości artystów – takich premier w ubiegłym roku było naprawdę sporo i raczej nie zawiodły oczekiwań fanów (zarówno te debiutanckie, jak i te „drugie”).
(Paulina Łaskarzewska i Jan Konador)
Lubię je, te festiwale z muzyką ludową w tytule – obojętnie, w jakim są stylu. Wychowałam się zawodowo między badaniami terenowymi a estradami festiwalowymi. Na studiach był obóz etnograficzny, poznanie twarzą w twarz i głosem w głos, a w pierwszym roku pracy radiowca cztery festiwale: w Płocku, Kazimierzu, Zakopanem i Mielcu. Jako kończący studia etnomuzykolog chciałam jak najczęściej jeździć w teren i tam rejestrować pieśni, rozmowy, zostawiać trwały ślad. Jako początkujący radiowiec zaczęłam doceniać rolę festiwali, czyli miejsc, gdzie co prawda wykonawcy występują w innym kontekście i roli, ale za to w jednym miejscu gromadzi się ich wielu. To ułatwia spotkanie, pracę, daje w krótkim czasie więcej nagrań, a tych w latach 70. brakowało w Polskim Radiu.
Folkowy Fonogram Roku – doroczny konkurs na płytowe podsumowanie minionych dwunastu miesięcy (tym razem zamkniętych między styczniem a grudniem 2017 r.). Rodzaj bilansu, weryfikacji, barometru tego, co istotne (albo i mniej istotne – zgłoszeń jest wszak co roku kilkadziesiąt) i co wydarzyło się ostatnio w folkowej fonografii. Inna sprawa, że przecież nigdy do konkursu nie są zgłoszone wszystkie krążki. Tym razem – przypominam sobie, przebiegając w myślach ubiegłoroczne publikacje – zabrakło choćby ostatnich płyt Kroke czy Adama Struga. Okazuje się, co nie jest spostrzeżeniem wyjątkowo odkrywczym, że Folkowy Fonogram Roku ma szczególne znaczenie dla tej części polskiej sceny muzycznej, o której tutaj mówimy. Okazuje się też, że konkurs co roku zachwyca, pozwala na olśnienia, albo – przynajmniej? – na uświadomienie sobie bogactwa tej tzw. folkowej sceny.
Pochodzący z Gambii wirtuoz kory Buba Badjie Kuyateha postanowił pójść za ciosem i po nagraniu niezwykle ciekawego albumu „Action Direct Tales” w roku 2017 postanowił skompletować zespół i wydać własną płytę. Wraz z Bantambą udało mu się wypuścić na rynek krążek „Gambia”, który wydaje się niezwykle ciekawym zjawiskiem na polskim rynku muzycznym. Mamy do czynienia z twórczo wykorzystaną tradycją Afryki Zachodniej przez zespół składający się w dużej mierze z polskich muzyków jazzowych i kojarzonych z muzyką latynoską.
„Polska muzyka ludowa jest mało atrakcyjna i każdy, kto włączy radio, natychmiast je wyłączy” – miał powiedzieć podczas wywiadu w lipcu 2017 r. jeden z dwóch prezesów Polskiego Radia. Słowa te zacytował Jan Pospieszalski podczas swego wystąpienia w trakcie Ogólnopolskiej Konferencji Kultury, w jej części dotyczącej kultury ludowej, w Lublinie we wrześniu ubiegłego roku. Jego wystąpienie nadal można usłyszeć i zobaczyć w Internecie (polecam – bardzo ciekawe!). Zdumiewające, że refleksje takie jak powyższa może dziś formułować (i zarazem promować takie postawy) osoba odpowiedzialna za kształtowanie gustów Polaków, osoba stojąca na czele ogólnopolskiego czy nawet – niech będzie zgodnie z narracją aktualnej władzy – narodowego medium.
W dniu 8 grudnia 2017 r. w Akademickim Centrum Kultury UMCS „Chatka Żaka” odbyła się konferencja naukowa pod nazwą „Folklor po Edisonie”, zorganizowana przez: Stowarzyszenie Animatorów Ruchu Folkowego, Studenckie Koło Naukowe Etnolingwistów UMCS, ACK „Chatka Żaka” i „Pismo Folkowe”. Wydarzenie było częścią 27. Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Ludowej „Mikołajki Folkowe”. Organizatorzy sformułowali temat szeroko, aby do debaty mogli włączyć się przedstawiciele różnych dyscyplin naukowych.
Trudno uwierzyć, iż upłynęły już trzy dekady od wydania dwóch pierwszych analogowych longplayów Kwartetu Jorgi (1985 i 1986 r.). W przyszłym roku minie trzydzieści lat od nagrania trzeciej, tzw. biskupińskiej płyty zespołu. Wielką stratą dla kultury polskiej jest fakt, że wspomniane dwa pierwsze albumy nie zostały dotychczas wydane na płytach CD i dostępne są prawdopodobnie jedynie na aukcjach antykwarycznych ze starymi, analogowymi wydawnictwami. Do tych refleksji skłonił mnie fakt, że z dala od zainteresowania mediów Maciej Rychły obchodził niedawno urodziny. Oczywiście, rocznice to dość banalne preteksty, żeby sobie o czyichś dokonaniach przypominać. Ale przecież czasami można zacząć od banału.
fot. tyt. H. Kotowski: Maciej Rychły na Festiwalu Skrzyżowanie Kultur 2011
Praca, którą wykonuję na co dzień od dwudziestu czterech lat, jest związana z nawierzchnią kolejową, czyli torem i wszystkim, co jest z nim związane. Piłka nożna towarzyszy mi od dwunastego roku życia; folklor i pieśni śpiewane podczas imprez rodzinnych pewnie od chwili mojego poczęcia, w zespole Czeremszyna gram od dziewiętnastego roku życia. Powinienem jeszcze dodać „piłkę błotną”, w którą z powodzeniem gram od kilku lat – zachowam się nieskromnie, mówiąc, że z drużyną DrTusz zdobyliśmy tytuł mistrza świata w Stambule w 2015 roku. Moją ideą w tym sporcie jest, by obrzucać się „błotem” na boisku, a nie w codziennym życiu.
(Mirek Samosiuk)
Pierwsze zespoły folkowe zaczęły się pojawiać na Ukrainie w latach 70. XX wieku. Od tego czasu ukraińska scena folkowa dynamicznie się rozwija. W artykule przybliżę jej genezę i przemiany oraz opiszę szczegółowo trzy wybrane zespoły – DakhaBrakha, Joryj Kłoc i Folknery.
Fot. z arch. artystów: zespół DakhaBrakha podczas koncertów w Wielkiej Brytanii
„A Włodek Kleszcz i Sławek Gołaszewski / Nadają przez radijo dijo Wędrowców Pieśni” – śpiewają w swej słynnej piosence sprzed dekady „Poland story” Pablopavo i zespół Vavamuffin. Niezwykła ta piosenka jest skrótową historią polskiego reggae i rodzajem hołdu dla jego twórców, promotorów, dobrych duchów. Pomyślałem jednak niedawno, że powyższy cytat mógłby również dużo mówić w kontekście world music / folku.
Fot. D. Anaszko: Zespół Bubliczki. Nowa Tradycja 2009
Żywizna, Saagara, Banda Nella Nebia to tylko trzy z całej, przepastnej szafy muzycznych zamysłów, które towarzyszyły mi w roku 2016. Zawsze ciekawią mnie pogranicza world music i jazzu, a Raphael Rogiński oraz Wacław Zimpel to twórcy o szerokich horyzontach, których działalność bacznie obserwuję od lat, trzymając mocno kciuki.
(Martyna Markowska)
Fot. A. Kusto: Wspólny taniec podczas gali finałowej. Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem 2015
Zgodnie z łacińskim źródłosłowem festivus oznacza „świąteczny”, „radosny”, „wesoły” i „beztroski” natomiast festum – „święto” lub „czas świąteczny”, „czas wesołości”. MacAloon podkreśla, że święto z jednej strony definiowane jest jako radosny, nieskrępowany nastrój, z drugiej jako „czas obchodów uroczystości i odprawiania szczególnych ceremonii, (…) porządek publicznego świętowania”. Dalej wskazuje on również, że święto, w przeciwieństwie do spektaklu, wymaga zaangażowanego uczestnictwa: „święto oznacza, że jesteś na miejscu; święto na odległość nie istnieje”. W tym ujęciu międzykulturowy festiwal folklorystyczny staje się raczej świętem aniżeli spektaklem.
Osiem. Tyle nośników (zarówno płyt, jak i kaset) zgłoszono – według mojej pamięci – w konkursie na Folkowy Fonogram Roku 1999. W ostatniej chwili okazało się, że doszły jeszcze dwa wydawnictwa – zatem stawkę „wyborczą” stanowiło dziesięć fonogramów. Był taki czas. Czas, kiedy wydawało nam się – i słusznie – że scena folkowa rośnie i rozkwita, że jej barwna różnorodność (jak laureaci ówczesnego konkursu: od Muzykantów, przez Chudobę do – pardon – braci Golców) staje się wartością.
Ostatnie tygodnie wypełniła mi praca nad oceną ofert przygotowanych pod rozmaite dotacje ministerialne i warszawskie. Praca niełatwa, ale i wiedza z niej płynąca warta wysiłku! To ogląd Polski od strony tradycji – muzyki, zwyczajów, dziedzictwa niematerialnego i materialnego zawarty we wnioskach składanych przez różne środowiska, państwowe instytucje, samorządy, niepubliczne stowarzyszenia i fundacje. Z tego przeglądu nasunęło mi się kilka spostrzeżeń, którymi chcę się podzielić.
Pojawiły się ostatnio na księgarskich półkach dwie ważne książki o dwóch wybitnych polskich zespołach rockowych: Voo Voo i Republice. Pierwsza, napisana przez Piotra Metza (mówiąc ściśle, to zbiór wywiadów z członkami zespołu), to niestety rzecz zdecydowanie przeciętna. O jej znaczeniu decyduje klasa Voo Voo i fakt, że to pierwsza (czy będą następne?) poświęcona mu książka. Niestety, razi skrótowością, wiele tu przemilczeń, „odpuszczonych” wątków, nieco błędów redaktorskich, dyskografia nie zawiera informacji o wszystkich płytach itd. Z kolei książka, a właściwie księga poświęcona Republice, napisana przez Leszka Gnoińskiego, robi wielkie wrażenie dzięki swej drobiazgowości, przemyślanej narracji, zdumiewającemu natłokowi informacji.
Sarangi to jeden z moich pierwszych egzotycznych instrumentów. Naukę gry na nim rozpoczęłam w latach 80. w Indiach, będąc już koncertującą wiolonczelistką. Z całej rodziny fideli, na których od lat gram, brzmienie sarangi zdaje się być najbardziej magiczne. Barwa dźwięku powstaje dzięki wibracjom przenoszonym z drgających strun melodycznych na skórzaną membranę i struny rezonujące.
(Maria Pomianowska)
Galia to starożytna kraina na terenie obecnej Francji, której nazwa odnosiła się również do rejonów Hiszpanii i północnej Portugalii. Około V w. p. n.e. zamieszkiwali ją Galowie, to jest Celtowie. Znamy tę historię z zabawnych, francuskich kreskówek oraz filmów fabularnych dla dzieci i młodzieży.
Kiedy przyglądam się rozmaitym wydarzeniom muzycznym związanym z szeroko pojętą muzyką tradycyjną, widzę szereg prawidłowości, które utrzymują się mimo upływającego czasu, rozwoju technologii i zmieniającego się świata. To, co mnie frapuje od dawna, to muzykowanie w rodzinie. Sama pamiętam z dzieciństwa granie w moim rodzinnym domu i moje pragnienie dorównania czy dołączenia do muzykujących rodziców.
„Jeżeli do Itaki wędrować zamierzasz / życzyć sobie winieneś, by długa była wędrówka / pełna przygód i doświadczeń” – pisze Konstandinos Kawafis w jednym ze swoich najsłynniejszych i najpiękniejszych wierszy (tłumaczenie utworu: Zygmunt Kubiak). Zdaje się, że los zesłał nam wszystkim, nawet bez naszych szczególnych, uprzednich życzeń, wędrówkę pełną przygód i doświadczeń. Przemawia za tym, jak mówią niektórzy, „coraz bardziej otaczająca rzeczywistość”. Pozostaje pytanie, nawet jeśli z pozoru banalne, o to, z jakim nastawieniem wyruszamy w drogę.
Nie jestem znawczynią mody i świata fashion, ale idealnie czuję się w towarzystwie kolorów, dobrych tkanin, ozdób i biżuterii. To właśnie te rzeczy najczęściej doprowadzają mnie do second handów, choć ostatnio nie zawsze. Z wykształcenia jestem kulturoznawcą, ale czym jest wykształcenie? Odkąd pamiętam, kieruję się intuicją, idę tam, gdzie mnie ciągnie, a nie tam, gdzie mnie nauczono...Stąd właśnie znam smak cudnych manowców, ale i szczęścia.
(Angela Gaber)
W połowie czerwca odbył się tradycyjnie poznański Ethno Port, w lipcu: Rozstaje EtnoKraków i gdyńska Globaltica, we wrześniu (oczekiwane jeszcze, gdy piszę te słowa) warszawskie Skrzyżowanie Kultur. Tak można zarysować (oczywiście, świadomie dobierając nieco tendencyjne przykłady) obraz letniego czy – nieco rozszerzając znaczenie terminu „wakacje” – okołowakacyjnego harmonogramu głównych polskich imprez folkowych. Takich, które w pewnym stopniu definiują znaczenie i bieżący stan polskiej sceny folkowej / etno / world music – prezentując zarówno czołowych krajowych wykonawców, jak i coraz liczniej odwiedzających nasze okolice, znanych artystów zagranicznych. Imprezy te generują chyba największe zainteresowanie mediów (oczywiście tych, które interesują się czymś więcej poza sztampową muzyką pop) i stosunkowo szerokich rzesz publiczności – czasami przypadkowej, często takiej, która w ciągu roku na klubowych koncertach bywa rzadko lub wcale.
Nie wiem, czy jest to prawda obiektywna, czy nie. Ja jednak tak właśnie widzę obecny stan muzyki tradycyjnej, zwanej niekiedy ludową. Nowa fala zainteresowania, nowa fala wykonawców młodych i coraz młodszych, zafascynowanych muzyką „starą”, ludową, źródłową. I jej ostatnimi, wiejskimi artystami. Tyle dzieje się w tej dziedzinie! I to nie tylko w lecie, kiedy dużo działań adresowanych jest do turystów. Praktycznie przez cały rok organizowane są imprezy, warsztaty i to nie tylko w dużych miastach (choć jednak impuls nowej fali, odnowy muzyki tradycyjnej płynie z miast na wieś), ale i w małych ośrodkach, nawet wsiach.
Spotkanie z Simonem Broughtonem, redaktorem naczelnym opiniotwórczego czasopisma brytyjskiego „Songlines”, jest zawsze inspirujące. Jest nie tylko znawcą folku, ale też wytrawnym mówcą. O muzyce tradycyjnej i jej związkach z codzienno- ścią, podróżach i scenie folkowej na Wyspach rozmawia Marcin Skrzypek z Orkiestry św. Mikołaja.
Folkowa grupa Shannon powstała w 1994 roku w Olsztynie z inicjatywy Marcina Rumińskiego, reprezentując nurt muzyki celtyckiej w Polsce. W marcu tego roku dzięki akcji crowdfundingowej ukazała się ich nowa płyta „Crowded Head”. O nowych doświadczeniach i obserwacjach aktualnej sceny folkowej, po jednym z koncertów promocyjnych, rozmawiała z członkami grupy Shannon Aleksandra Cieślik.
Percival to folkmetalowcy wywodzący się z Lubina. Zaczynali jeszcze w zeszłym stuleciu, ale ich archaiczność to przede wszystkim fascynacja historią, archeologią doświadczalną i przedchrześcijańskimi tradycjami ludów basenu Morza Bałtyckiego. Po koncercie w Zamościu z artystami
rozmawiała Monika Sulima.
Granice folku podlegają coraz częstszym rewizjom, poszerzają się zarówno w ramach gatunku (coraz silniejsze filiacje z world music, coraz większa rzesza uczniów wiejskich muzykantów i śpiewaczek), jak i w obszarze międzygatunkowej „ziemi niczyjej” (z udziałem muzyki współczesnej, jazzu, muzyki dronowej czy avant-folku i rozmaitych eksperymentów). Zaryzykowałbym twierdzenie, że ciekawsze rzeczy dzieją się obecnie na obrzeżach folku czy poza nim (lecz z jego udziałem) niż w mainstreamie gatunku. Owocuje to oryginalnymi projektami i wydawnictwami (wystarczy, że wymienię „Requiem ludowe”), które mogą być szczególnie skuteczne w promocji polskich ludowych tradycji muzycznych w świecie.
(Remigiusz Mazur-Hanaj)
Rok 2015 dla polskiej muzyki folkowej był rokiem wspaniałym. W pojęciu „folk” mieści się wiele zjawisk, które rozwijały się wręcz „zjawiskowo”. Patrząc na listę imprez – koncertów, festiwali i warsztatów, widzę, że był to rok wyjątkowy. Być może będzie tak, że muzyka zanurzona w tradycji, rodem z polskiej wsi, ale też muzyka świata, stanie się na stałe obecna w naszym życiu muzycznym i generalnie kulturalnym.
Członkowie jednej z niezwykle szanowanych i szalenie lubianych przeze mnie grup piszą o sobie, że „niechętnie postrzegają siebie w kategorii muzyki folk – ich muzyka wykracza daleko poza te ramy. Jej istotą jest energia zderzenia odległych muzycznych światów. Przekraczanie wyznaczonych granic jest częścią spektaklu”. Komentując niedawno ten wpis, pozwoliłem sobie na uwagę, że dla mnie są: „kwintesencją muzyki folk, właśnie dlatego że ich muzyka przekracza schematy i stylistyczne ograniczenia”.
Muzyka istniała od wieków, ewoluowała, migrowała, mimo iż nikt nawet nie myślał o jej utrwalaniu, a potem zapisywano tylko wybrane jej formy. Możliwość rejestracji dźwięku to tylko sprawa zwiększenia dostępu do muzyki, a w zasadzie dostępu do jej różnorodności (towarzyszyła ona przecież ludziom ze wszystkich warstw społecznych i kultur na całym świecie) i zwiększenia tempa jej rozpowszechniania. Owa dostępność ma oczywiście wpływ na to, co się dzieje z muzyką i jak ją przetwarzamy. Jako twórcy możemy wzorować się, wykorzystywać dźwięki z najdalszych zakątków świata, nie przekraczając granic swojego kraju, miasta, nie wstając z fotela.
(Paulina Łaskarzewska i Jan Konador)
„Polska muzyka ludowa jest mało atrakcyjna i każdy, kto włączy radio, natychmiast je wyłączy” – miał powiedzieć podczas wywiadu w lipcu 2017 r. jeden z dwóch prezesów Polskiego Radia. Słowa te zacytował Jan Pospieszalski podczas swego wystąpienia w trakcie Ogólnopolskiej Konferencji Kultury, w jej części dotyczącej kultury ludowej, w Lublinie we wrześniu ubiegłego roku. Jego wystąpienie nadal można usłyszeć i zobaczyć w Internecie (polecam – bardzo ciekawe!). Zdumiewające, że refleksje takie jak powyższa może dziś formułować (i zarazem promować takie postawy) osoba odpowiedzialna za kształtowanie gustów Polaków, osoba stojąca na czele ogólnopolskiego czy nawet – niech będzie zgodnie z narracją aktualnej władzy – narodowego medium.
[folk a sprawa polska]
Wiele lat temu, kiedy byłam jeszcze studentką, pojechałam na obowiązkowy obóz etnograficzny i tam się zakochałam. W pieśniach, treściach, które te pieśni niosą, w ludziach wsi, w ich przywiązaniu do w ten sposób wyrażanej tożsamości, identyfikacji kulturowej.
Ogólnopolska konferencja naukowa „Folk –folklor – folkloryzm” odbędzie się w dniach 10–11 grudnia 2020 roku w Akademickim Centrum Kultury UMCS „Chatka Żaka” i będzie częścią jubileuszowego XXX Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Ludowej „Mikołajki Folkowe”.
Folk – folklor – folkloryzm
Międzynarodowa Konferencja Naukowa
XXX Międzynarodowy Festiwal Muzyki Ludowej „Mikołajki Folkowe”
Lublin, 10–11 grudnia 2020
Konferencja zdalna – platforma Zoom
10 grudnia 2020