Piękna i bestie, czyli „Chłopi”
W II klasie liceum na półrocze miałem trzy „bańki”, jak wtedy mówiono na ocenę niedostateczną. Dzień, a czasem dwa w tygodniu spędzałem na wagarach w kinie Iluzjon. To właśnie wtedy poznałem dużą część klasyki polskiego oraz światowego kina, co ukształtowało mój gust filmowy. Wspominam o tym, by podkreślić, że moja perspektywa obcowania z kinem może być dla niektórych specyficzna, choć mnie wydaje się normalna. Widzę, że młodsze pokolenie jest w sposób naturalny o wiele bardziej zanurzone we współczesnej kulturze pop oraz mainstreamie. Czasem słyszę: „Nie ciśnij tak, może to bardziej rozrywka?”. Ja jednak uważam, że sztuka nie jest jedynie rozrywką, ponieważ posiada coś, co mnie przełamuje, rozwija, niepokoi, stawia pytania, sprawia, iż wychodzę z kina inny, dowiaduję się czegoś o sobie, nawet jeśli wydaje mi się, że siebie już znam. Dowiaduję się czegoś nowego nawet na tematy, o których mam dużą wiedzę. Po seansie czuję się zaskoczony i jednocześnie wychodzę z kina z jakąś rozterką. Takie oczekiwania uważam za podstawowe oraz takie, które przez film powinny zostać spełnione. Tego w „Chłopach” niestety zabrakło.