Scodroki

« Wróć do strony głównej Śpiewnika

Kolęda życząca do śpiewania a capella, którą nagraliśmy razem ze "Stała nam się nowina miła" w studiu Polskiego Radia Lublin do jakiegoś świątecznego programu Telewizji Lublin przed 1994 rokiem (?). Utwór można znaleźć w albumie "Z wysokiego pola" na Spotify'u i YouTube'ie, ale nie ma jej na oryginalnej kasecie "Z wysokiego pola".

"Najlepsza kolęda do kolędowania" (Asia Zarzecka). Piosenka dla bębnistów i wszystkich, którzy chcą pośpiewać bez zahamowań, bo wykonuje się ją a'capella unisono albo w prostym tercjowym dwugłosie dającym bardzo przyjemną harmonię. I do tego fajnie brzmią bębny. Dzieki prostej melodii dziecięcych rymowanek świetnie nadaje się do śpiewania dla każdego. Składa się z 3-krotnego zawołania i 4 prostych skandowanych motywów na 3/4, przy czym 4 jest ad libitum (można dowolnie przeciągać) w D dur, a motyw 2. wraca na końcu. Dla zachowania formalności podaję akordy, ale żeby nie szatkować słów piosenki poznajmy najpierw poszczególne motywy:

1
D
Piecuno tu scodroki, scodroki
A7        D

Powiadały nam

2
D      A7     D
Lotały ptoski lotały

3
D            A
Siedzi Panna na stołecku
D             A
Daje dziatkom po scodrocku

I teraz do dzieła, całość:

Kożcie śpiwoć kożcie!
Kożcie śpiwoć kożcie!
Kożcie śpiwoć kożcie!

Intro bębnów

1
Piecuno tu scodroki, scodroki D
Powiadały nam  A7 D
Scodra pani, miła pani
Daj scodrocka nam

A jak nie das scodrocka
daj choć chleba gleń
Zapłaci ci sum Pan Jezus
Za ten scodry dzień

Pauza i wejście wszystkich bębnów

2
Lotały ptoski lotały
D A7 D
Pana Jezusa sukały

Gdzie się Pan jezus narodziuł
Do piekła drózkę zagrodziuł

3
Siedzi Panna na stołecku D A
Daje dziatkom po scodrocku D A
Przyszedł do nij Piotr Paweł
Czegoś Panno struchlała

Synecka mi zabito
I do krzyża przybito
Święta Panna płakała
Krewka z niego kapała.

Przybieżeli anieli
i ta krewka zabrali
Zabrali uo do raju
Gdzie dusecki siadaju

Pauza + tremolo na wszystkim

4
Łotwórzcie się niebiosa D
Niesiemy krew Chrystusa
Niebiosa się łotwozyły
Duscecki się pokłoniły
Scodry dzień, dobry dzień

Zerwanie, krótka pauza i łubudu

2
Dajcie scodrocków na tydzień D A7 D
Ach witaj witaj Jezu nas D A7 D
Juz po scodrockach chodzić cas
Tegośmy rocek cekali
Byście scodrocków dawali

Pauza na 3

Tegośmy rocek cekali
Byście scodrocków dawali

Pauza na 3

Tegośmy rocek cekali
Byście scodrocków dawali

Solo na bębnach do wyciszenia

 

O warstwie literackiej piosenki

Źródło melodii i słów (zdjęcia na dole strony):

  • Heleny Goliszek, ur. 1928, Karczmiska 1979, w:
  • Kolędowanie na lubelszczyźnie, s. 49-51; red. Antonii i Maria Bożena Kuczyńscy, Wrocław 1986, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze; 25. rocznik zbioru "Literatura Ludowa" za rok 1981, red. nauk. Jerzy Bartmiński, Czesław Hernas
  • Więcej o kolędach: Jan Adamowski, O typach i odmianach gatunkowych kolęd polskich, "Pismo Folkowe"

Szczodraki to coś w rodzaju bożonarodzeniowej waluty: drożdżowe bułeczki (rogalik, drożdżówka) wypiekane na Wigilię, aby obdzielać nimi dzieci chodzące po domach i śpiewające takie właśnie kolędy. Szczodrakami zwano też samych kolędników, a dziś nieformalnie mówi się tak również na owych kolędy, może przez analogię do ukraińskich szczedriwek. Podobny zwyczaj istnieje na polskiej wsi także na Wielkanoc (chodzenie po dyngusie) i został zapożyczony na Halloween (cukierek albo psikus), ale żeby daleko nie szukać, dokładnie to samo robi ksiądz chodzący po kolędzie. Zmieniają się więc osoby, zmienia się ich performatywne zachowanie i rodzaj datków, które dostają w zamian, ale zasada pozostaje ta sama. Można więc chyba uznać ten zwyczaj za uniwersalną zabawę (pierwotnie może faktycznie dzięco-młodzieżową ale mającą głębsze korzenie) polegającą po prostu na chodzeniu po domach i proszeniu o przysmaki. W przypadku kolęd życzących, badacze podkreśli w tym zwyczaju aspekt przekazywania dobrych intencji, ale trudno powiedzieć, co było pierwsze: prośba o datek czy bezinteresowne dobre życzenie. W tekście tej piosenki nie ma żadnych życzeń, jest natomiast mnóstwo argumentów, że szczodraki "się należą". Warto im się przyjrzeć bliżej.

Koronnym argumentem jest wplecenie w tekst postaci Maryi Panny na zasadzie, że "nawet Maryja dawał dzieciom szczodraki". Potem jednak następuje coś dużo ciekawszego: typowa dla kultury ludowej fantastyczna jazda fabularna. Najpierw pojawia się "Piotr Paweł". Nie wiadomo, czy chodzi dwóch apostołów czy jest to jakaś jedna postać o dwóch imionach. Piotr Paweł przychodzi do Panny niby anioł, bo aniołowie są znani z pojawiania się w okresie Bożego Narodzenia, więc Panna jest "struchlała" - typowa reakcja na anioła. Ale okazuje się, że Ona struchała z innego powodu: zabito jest Syna. Jesteśmy już bowiem zupełnie gdzie indziej, a mianowicie w Wielkim Piątku lub Sobocie, zaraz po Ukrzyżowaniu. Potem znowu następuje nieoczekiwana zmiana i narrator widzi całą akcję jakby z oddali: aniołowie zbierają Krew Chrystusa i niosą do Niebios. Widzimy podniosłą apokryficzną wizję, z której wydaje się, że nie ma powrotu do meritum, ale jednak się to udaje: nagle Ukrzyżowanie, a może już nawet Zmartwychwstanie, staje się "szczodrym dniem", a więc śmierć Chrystusa jest "szczodrą" ofiarą. Ergo, jeśli Jezus dał za nas swoje życie, to wy dajcie "po szczodroczku". Czy literacko nie przypomna to trochę hip-hopu?

Kolędy życzące były komponowane z różnych fragmentów. Przypuszczalnie ten tekst stworzyła dzieci lub młodzież na zasadzie prostych skojarzeń zaczerpniętych z kościoła, z kazań, przypowieści, oleodruków i rozmów dorosłych, którzy np. mówili, że coś się wydarzy na "Piotra i Pawła", z czego być może wział się w tej historii "Piotr Paweł" dla dodania jej powagi. Chodziło w tym wszystkim o nasilenie perswazji w celu otrzymania bułeczek, co dzięki tak skonstruowanej retoryce nie mogło się nie udać.

 

O zwyczaju kolędowania inaczej

Sądzę, że u źródeł kolędowania leży dziecięca towarzysta zabawa i warto spojrzeć na nie oczami dziecka. Dziś znajdziemy ją w poważniejszych sytuacjach kwest i zbiórek darów, ale otrzymywanie i zbieranie wciąż jest tym samym wyzwaniem i wspólzawodnictwem - kto dostanie więcej? Trzeba się przy tym przełamać, nawiązać kontakt z drugą osobą, poprosić o datek. To są po prostu challenge, emocje i endorfiny. Niewątpliwie dzieci zyskiwały wtedy poczucie ważności i niezależności, sprawdzały się. Same chodziły do gospodarstw i de facto przeszkadzały dorosłym, ale prowokując ich do pozytywnych dla siebie reakcji. Życzenia uważam tu raczej za rodzaj moralnego szantażu, bo jak tu nie dać komuś czegos w podziękowaniu za dobre słowo?

Ale kolędowanie niewątpliwie pełniło też inną funkcję: integrującą społeczność. Można zebrać się i przeżyć coś razem, zintegrować się we wspólnym doświadczeniu na zabawie, mszy czy na koncercie. Wtedy stroną mobilną są odbiorcy, którzy schodzą się w jedno miejsce do kapeli, kapłana czy gwiazdy estrady. Ale mobilna może być też ta druga strona - wtedy podejmuje ona peregrynację po domach. Tak robili kiedyś podwórkowi muzykanci czy sztukmistrze, żeby zarobić i tak samo zachowywali się kolędnicy, ale w ich przypadku chodziło o uświęcony tradycją zwyczaj wciągający całą społeczność do wspólnej zabawę towarzyską bez wychodzenia z domu. Jeśli życzenia były szczere - tym lepiej. W każdym razie, potem było pewnie o czym opowiadać. Należało tylko zaopatrzyc się na nią bilet w postaci szczodroka.

 

O aranżacji, muzykach i instrumentach

Pozornie o instrumentach w tym utworze nie można powiedzieć za wiele, bo w nagraniu wystepują tylko cztery: bęben basowy od Słomy, jakaś mała pseudo konga, pewnie też z Dąbrówki pod Lublinem, pudełko akustyczne i małe marakasy. Obstawiam, że na nich grała Joanna "Ejsza" Makaruk (joanna Kijowska). Być może ja grałem na kondze, ale na basowym z pewnościa grał Stefan Darda. To była jego partia, zastrzegł ją sobie. Zwykłe bum-bum zamienił na prawie melodyczną improwizację, podczas której łokciem napinał membranę, żeby osiągnąć charakterystyczne afrykańskie brzmienie "mówiącego bębna" (zwanego różnie: lokole, dondon, gangan). Warto docenić ten akompaniament, któremu - jak dla mnie - walor afrykańskiego nagrania terenowego nadaje surowe, bardzo proste brzmienie kongi i pudełka akustycznego.

Nie wiem, kto wymyslił to rozwiązanie, żeby śpiew połączyć z bębnami, ale mam nadzieję, że to byłem ja. Pamiętam nagranie wideo zrobione w Kazimierzu, na którym do jakiejś huculskiej piosenki śpiewanej dość powoli przez poprzedni skład Orkiestry spotkani gdzieś tam bębniarze grają transowy rytm serca. Nie wiem, czy to ono było inspiracją do "Scodroków" czy też usłyszałem je później, ale takich momentów się nie zapomina i chce się do nich wracać. Jestem przede wszystkim wielbicielem bębnów i rytmów, wtedy zafascynowanym Afryką, więc połączenie polskiego śpiewu a'capella i a la afrykańskiej perkusji musiało być dla mnie ciekawym eksperymentem i kuszącym sposobem na przybliżenie się do tamtych klimatów. Podobnie jak w "Stała nam się nowina miła" akompaniament odpowienio teatralizuje narrację, urozmaica napięcia i podkreśla najwazniejsze momenty. Mam przekonanie, że ów prosty, rytmiczny podkład uczyłnił z tej dziecięcej rymowanki coś zupełnie nowego i intrygującego.

Źródło "Scodroków" wraz z opisem zwyczaju:

 

« Wróć do strony głównej Śpiewnika