Niemal pięć lat temu recenzowałem w „Gadkach” koncert czeskiej grupy Dun An Doras, określającej swoją działalność mianem „contemporary celtic music”. Zauroczony brzmieniową różnorodnością, dojrzałością gry i talentem młodych Czechów (proszę nie sugerować się nazwiskiem piszącego te słowa
), zastanawiałem się, dlaczego w Polsce, mimo tego, że gra u nas sporo zdolnych muzyków, nie możemy doczekać się takich produkcji, jakie na płytach prezentują nasi południowi sąsiedzi. Napisałem też wówczas, że w przeciwieństwie do polskiej, czeska scena tzw. muzyki celtyckiej, tworzy pewną spójną całość, osadzoną w szerszym kulturowym kontekście (prężny nurt bluegrass, wybitnie rozwinięte wytwórstwo instrumentów, brak kompleksów na tle chłopskiego pochodzenia itd.). Jedynymi pozytywnymi punktami, których dopatrzyłem się wówczas na naszym podwórku, była po pierwsze supergrupa The Reelium, po drugie zaś „dobrze zapowiadający się zespół Danar”.