Na poprzednich edycjach naszego festiwalu pojawiałam się raczej jako widz, początkowo w ogóle jako osoba z zewnątrz, niezaznajomiona szerzej ani z orkiestrowym środowiskiem, ani z folkiem. Przychodziłam na imprezę po prostu jako wielka wielbicielka tej muzyki. Przed rokiem, kiedy zaczynała się moja znajomość z Orkiestrą, udało mi się pierwszy raz dostać w szeroko pojęte "kuluary" Mikołajków. Teraz zaś wzięłam bezpośredni udział w pracach Komitetu Organizacyjnego jako osoba odpowiedzialna za konkurs "Scena Otwarta". Dzięki temu skromnemu wkładowi w pracę nad Festiwalem posiadłam jeszcze większą świadomość, czym jest przygotowanie podobnej imprezy, myślenie nad każdą niemalże chwilą z wielotygodniowym wyprzedzeniem. To jest sztuka, która nie każdemu się udaje - w mym krótkim życiu zaliczyłam już niemało koncertów źle zorganizowanych. Nie chciałabym oceniać, czy podołaliśmy w pełni wyzwaniu, niemniej jednak tego uczucia nie da się opisać - gdy siada się na widowni i przypomina wszystkie przeszłe starania, i przeżywa się sam fakt ich sfinalizowania - i w głowie telepie się ta myśl: "Udało się, festiwal gra!"
Agata Witkowska
Długo zastanawiałem się jak rozpocząć "odautorski" komentarz na temat Mikołajków '97, żeby nie przypominał on prowadzenia do socjalistycznego sprawozdania z lat propagandy sukcesu, ale nie da się niestety napisać na wstępie nic innego, jak to, że w zeszłym roku Mikołajki zrobiły "kolejny krok naprzód". Nie chcę zgadywać czy oceniać procentu pozytywnych ocen wśród publiczności, jednym program mógł się mniej podobać, innym bardziej, wiadomo, lecz chciałbym zaproponować rzut oka na festiwal od kuchni.
Marcin Skrzypek