Zielonymi ścieżkami

Przyroda Lubelszczyzny

Fot. T. Kozłowski: fot. tyt. - Jezioro Moszne; fot. w tekście - 1) lilia złotogłów, 2) czworolist na Bukowej Górze, 3) goździk pyszny.

Lubelszczyzna zaprasza do świata swojej bogatej przyrody, do zwolnienia tempa, przystanięcia i rozejrzenia się wokół siebie; do spojrzenia… pod nogi. Ile tu ciekawego!

Wędrując czy przemierzając na rowerze ostoje natury, nieczęsto zadajemy sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego ten las jest tak piękny, ta murawa tak bogata w kwiecie, którego nie znamy z innych miejsc? To kolejny etap przyrodniczego wtajemniczenia: odkrywanie siedlisk, mikroświatów, które rządzą się swoimi określonymi prawami i gdzie niewiele miejsca na przypadek. Warto odszukiwać te miejsca, w których przyroda jest tylko w nieznacznym stopniu zaburzona. Bogactwo ich bioróżnorodności w podprogowy sposób korzystnie wpływa na stan ducha wędrowca, oczarowując go niespodziankami – tym, co rzadkie i wyjątkowe. Nie wszędzie natrafimy na tak interesujące sanktuaria przyrody, ale Lubelszczyzna wciąż w nie obfituje… Zapraszam w kilka wybranych miejsc.
Okolice Puław i Kazimierza Dolnego, szczególnie mi bliskie, gdyż tu się wychowałem, zapraszają nas w świat przyrodniczej mozaiki. Podróżowanie w tym regionie to spotkanie dwóch, zgoła odmiennych światów. Z jednej strony malowniczy Małopolski Przełom Wisły (polecam jego widoki z okolic Mięćmierza i Wojszyna) oraz najdalej na południe wysunięty przyczółek Niziny Środkowomazowieckiej, z drugiej zaś krawędź Wyżyny Lubelskiej i całego pasma wyżyn, ciągnących się aż po Ukrainę. Krawędź ta, z podatnymi na erozję glebami lessowymi, pocięta jest prawdziwym labiryntem urokliwych wąwozów; tych samych, które zdobią tak liczne obrazy malarzy, rozsiadających się na zalanym słońcem kazimierskim Rynku. Niedaleko Puław notuje się ponoć jedno z największych zagęszczeń wąwozów w Europie – do około dziesięciu kilometrów jarów na kilometr kwadratowy. Wędrując nimi i je odkrywając, nie spotkamy niemal nikogo na naszym szlaku (z wyłączeniem tyleż atrakcyjnego, co dość „zadeptanego” w sezonie Korzeniowego Dołu pod Kazimierzem). To świat nieodkryty, który hojnie obdarzy wędrowca swoją obfitością. Kraina wąwozów porośnięta jest bogatym gatunkowo lasem mieszanym i liściastym, mało eksploatowanym ze względu na erozję zagrażającą stokom wzgórz. Przez wąwozy lessowe najchętniej wędruję wiosną i wczesnym latem, gdy światło pomaga w rozkwicie licznych ciekawych roślin. Oto późnym przedwiośniem na naświetlonych płatach lasu swoje powabne kwiaty otwiera śnieżyczka przebiśnieg (Galanthus nivalis), a dalej mój wzrok przyciąga piękny róż kwiatów wawrzynka wilczełyko (Daphne mezereum). To wielce dekoracyjny i chroniony polskim prawem krzew, nierzadko sadzony też w ogrodach. Jego bogate w nektar kwiaty są jedną z pierwszych w sezonie „stołówek” dla osłabionych jeszcze pszczół. Jest jednak coś jeszcze ciekawszego. To kaulifloria, zjawisko wyrastania kwiatów z pąków, które rozwijają się bezpośrednio na gałązkach krzewu. Zjawisko to bardzo rzadko spotyka się na naszej szerokości geograficznej, znacznie częstsze jest za to w rejonach tropikalnych, gdzie znanym „celebrytą” kauliflorii jest dobrze nam znany kakaowiec. Gdy wawrzynek przekwitnie, niech nie zmyli nas jednak miła dla oka, niemal karminowa czerwień jego owoców: są one, podobnie jak cała roślina, silnie trujące. I jeszcze krótka podróż w czasie do świata roślinnych nazw: Daphne… Czyż dafne nie jest wawrzynem u Greków? Otóż kształt liści tego krzewu przypomniał opisującemu go w nauce Karolowi Linneuszowi kształt liści drzewka laurowego. W ten sposób zamiast ciepłolubnego wawrzynu, zdecydowanie nieradzącego sobie z naszymi mroźnymi zimami, mamy u siebie naszego rodzimego wawrzynka. Grecka mitologia brzmiąca czarownym echem na kwitnącym spłachetku małopolskiego lasu…
A gdy w lessowych wąwozach przekwitnie wawrzynek, gdy przekwitną całe łany fioletowych przylaszczek (Hepatica nobilis), lśniąco białych zawilców gajowych (Anemone nemorosa) czy delikatnych, białych kwiatów zdrojówki rutewkowatej (Isopyrum thalictroides), gdy las zazieleni się swoim gęstym listowiem, zakwita ona. Dzika lilia złotogłów (Lilium martagon). Królowa wyżynnej flory. Wszak drogocenny złotogłów był niegdyś atrybutem królów. Podobnie jak wawrzynek występuje ona w rozproszeniu na dużym obszarze Polski, a Lubelszczyzna jest jedną z jej ważnych ostoi poza pasmami Karpat i Sudetów, gdzie najłatwiej ją spotkać. Jest rośliną chronioną. Odwiedzam lilię w jednym z moich ulubionych wąwozów, blisko Puław, niemal co roku. Rośnie tylko na niektórych siedliskach, zwłaszcza w tzw. lasach mieszanych świeżych. Zapylające owady, głównie motyle, wabi dość silnym zapachem. Intrygujący drugi człon nazwy łacińskiej, martagon, nawiązuje do alchemicznej sławy lilii, poświęconej bogowi Marsowi. Czy te przykłady botanicznych skarbów są już wystarczające do odbycia włóczęgi pośród zielonych wzgórz Lubelszczyzny? Jeśli wciąż nie, zapraszam na kolejny szlak.
Rezerwat Bukowa Góra to jedno z moich ulubionych miejsc malowniczego Roztocza i jedna z „wizytówek” Roztoczańskiego Parku Narodowego. Łatwo dostępna szlakiem pieszym ze Zwierzyńca, mało wymagająca sprawnościowo, znakomity cel dla wędrowców w szerokim spektrum wieku i kondycji fizycznej. Wzniesienie to zaprasza w podróż przez siedliska. Zaczynamy od bardziej świetlistego boru sosnowego, który ustępuje miejsca drzewostanowi wyżynnego boru jodłowego. Obok przepięknych okazów jodeł spotkamy tu również świerki. Kontynuujemy podróż, wchodząc w obszar tzw. buczyny karpackiej. Korzenie niektórych buków są odsłonięte, dłoniaste, „wczepiające się” w ziemię. Pokonuję ponownie ten szlak w czerwcu, dno lasu o tej porze jest już ciemniejsze, a runo znacznie się przerzedza. Tylko tu i ówdzie, tam gdzie błądzą refleksy silnego, letniego światła, przycupnęły kępy bylin. Jedną z nich jest czworolist pospolity (Paris quadrifolia), inna trująca piękność, która w tym czasie wydaje swoją granatowoczarną jagodę (z tego powodu gatunek ten zwano u nas dawniej także „wronim okiem”). Kłącze tej rośliny (najbardziej trujące) jest bardzo żywotne, odnawia roślinę czworolistu co roku przez nawet paręset lat. I tu, w ostępach Roztocza zakrada się do nas odległa, egejska mitologia. Paris… Jedno z wyjaśnień łacińskiej, międzynarodowej nazwy rośliny prowadzi nas do Parysa, który trzyma swoje słynne jabłko niezgody – my widzimy jagodę – a wokół niego o tytuł najpiękniejszej spierają się boginie Afrodyta, Atena i Hera. W wydarzeniu, znanym z mitu, brały udział cztery osoby, podczas gdy tu, na lesistym wzgórzu widzimy cztery liście czworolistu… Ale wróćmy na ziemię. Ziemia na Bukowej Górze pachnie grzybnią. Także czworolist niemal zawsze współpracuje z grzybami w życiodanym procesie zwanym mikoryzą (roślina przekazuje grzybowi wytworzone związki organiczne, otrzymując w zamian związki mineralne). Rozglądam się wokół. Nawet teraz, w czerwcu na martwych, powalonych czasem pniach dostojnych niegdyś jodeł czy buków tłoczą się grzyby i śluzowce, które rozkładają drewno. Cykl życia w tym miejscu nie został przerwany. Drzewa kiełkują, dorastają, dojrzewają, umierają i przewracają się, stając się nowym początkiem. To pewnie jeden z powodów, dla których Bukowa Góra pozostaje prawdziwie pięknym, „zielonym sanktuarium”, jednym z najwspanialszych na całej Lubelszczyźnie. Zatrzymajmy się w wielu miejscach na tej ścieżce i pochylmy nad rozgrywającym się dokoła leśnym aktem istnienia. Gdy dotrzemy już na szczyt, czeka na nas jeszcze jedna nagroda. Powoli zanikający, malowniczy krajobraz Roztocza z wstęgowymi polami, które pocięte są wysokimi miedzami. Żegnam tu dzień, czas wracać z powrotem do Zwierzyńca…
Jeśli przyrodniczy „bakcyl” na dobre się już w nas zadomowił, wybierzmy się na jeszcze jeden spacer, do Poleskiego Parku Narodowego, na ścieżkę przyrodniczą „Dąb Dominik” – imienia wybitnego znawcy flory Lubelszczyzny, profesora Dominika Fijałkowskiego (1922–2015), przez lata związanego z UMCS-em; założyciela przepięknego lubelskiego Ogrodu Botanicznego UMCS na Sławinku. Profesor zaangażowany był w powstanie obydwu parków narodowych, które odwiedzamy na łamach tego artykułu. My zaś wchodzimy już w las liściasty typu grąd. Niebawem na naszej trasie spotkamy pomnikowy, trzystuletni dąb szypułkowy Dominik. Jest to ostaniec znacznie starszej poleskiej puszczy sprzed wieków. To też wspomnienie człowieka, który tak bardzo rozsławił przyrodę tego regionu… Gdy wędruję tędy w pełni lata, przy ścieżce czeka na mnie niespodzianka. Goździk pyszny (Dianthus superbus) – moim zdaniem najpiękniejszy z dzikich goździków rosnących w Polsce, o efektownie porozcinanych płatkach korony kwiatu. Dość rzadki, narażony na wymarcie, traci stanowiska ze względu na osuszanie terenów podmokłych oraz spadek poziomu wód gruntowych. Podlega ścisłej ochronie. Ścieżka, poprowadzona kładką, wchodzi w łoziny, zarośla krzewiastych wierzb, które przez dużą część roku zalane są wodą. Ja napotykam jednak suszę, grunt jest ledwie wilgotny... Kolejnym naturalnym siedliskiem, w które tu wkraczamy, jest łęg olchowy, aż wreszcie jesteśmy u celu: przed nami rozpościera się obszar torfowiska (typy torfowiska przejściowego oraz wysokiego z rachitycznymi sosnami), które powstawało tu przez ponad 10 tys. lat. Za nim znajduje się już modra toń Jeziora Mosznego. Warto rozejrzeć się tu w poszukiwaniu choćby krzewiastej brzozy niskiej (Betula humilis), reliktu polodowcowego, składnika północnej tundry, kolejnej rośliny chronionej, która w Polsce zagrożona jest wymarciem. Moje oko wychwytuje w pewnej odległości od ścieżki kwitnącą modrzewnicę zwyczajną (Andromeda polifolia), zimozieloną krzewinkę charakterystyczną dla torfowisk. Jej międzynarodowa nazwa to… kolejne spotkanie z grecką mitologią: tak jak przykuta do skały mityczna Andromeda miała swe stopy zanurzone w wodzie (w micie była to woda morska), tak i krzewinka sięga korzeniami do wody utrzymującej się na torfowisku… Karol Linneusz miał celne skojarzenia. Nie kończą się na tym jednak roślinne ciekawostki. Jeśli uważnie rozejrzymy się po torfowisku, dostrzeżemy również rosnące tu rośliny mięsożerne – delikatne rosiczki, kwitnące na żółto pływacze – a w wodzie Jeziora Mosznego z przygotowanej dla turystów kładki wypatrzymy aldrowandę! Aldrowanda pęcherzykowata (Aldrovanda vesiculosa), której intrygująca nazwa upamiętnia XVI-wiecznego przyrodnika włoskiego Ulissesa Aldrovandiego, jest bardzo rzadką i ginącą rośliną wodną o kwiatach pułapkowych, wychwytujących unoszący się w jeziornej wodzie zooplankton. W ostatniej dekadzie potwierdzono jej występowanie w Polsce już tylko na ośmiu stanowiskach naturalnych – jednym z nich jest właśnie Jezioro Moszne (połowa stanowisk znajduje się w obrębie Lubelszczyzny). Niepozorny, lecz niezwykły unikat naszej rodzimej flory.
Na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim kończymy nasz „zielony spacer” po Lubelszczyźnie. Tym razem najczęściej wiódł on leśnymi duktami. To tylko mały wycinek przyrodniczego bogactwa, które odsłoni się przed niestrudzonym wędrowcem. Nie czekając na napotkanie „kwiatu paproci”, spoglądajmy zatem pod nogi, gdzie odkryjemy odgrywany co roku spektakl roślinnych cykli. W kolejnym wegetacyjnym sezonie lilie, czworolist czy aldrowanda będą ponownie czekać na tych wszystkich, którzy zadadzą sobie trud, aby je odnaleźć…

Tomasz Kozłowski,
urodzony i wychowany w Puławach; biolog, etnobotanik, etnomuzykolog, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego: Wydziału Biologii oraz podyplomowych studiów etnomuzykologicznych; członek Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Grecji.

Źródło nazw roślin:
L. Witkowska-Żuk, Atlas roślinności lasów, Warszawa 2008

Skrót artykułu: 

Lubelszczyzna zaprasza do świata swojej bogatej przyrody, do zwolnienia tempa, przystanięcia i rozejrzenia się wokół siebie; do spojrzenia… pod nogi. Ile tu ciekawego!

Fot. T. Kozłowski: Jezioro Moszne

Dział: 

Dodaj komentarz!