Hulaj-horod to przenośna bojowa budowla ze strzelnicami, którą wykorzystywali zaporoscy kozacy przy oblężeniu twierdz. Hulajhorodok to mała wioska na Ukrainie. Hulajhorod to też ukraiński zespół folklorystyczny, który swoją nazwę zaczerpnął właśnie od nazwy miejscowości, ale też ma wiele wspólnego z tym bojowym narzędziem: odkrywa to, o czym już zapominają, dociera tam, gdzie to najważniejsze ledwo żyje oraz chroni przed zniknięciem. Z liderem zespołu Hulajhorod - Serhijem Postolnikowym, rozmawia Mariana Kril.
Ile czasu gracie i śpiewacie razem?
Już 11 rok idzie. Właściwie znamy się już 14 lat, ale 11 lat jesteśmy zespołem. Dzięki naszej bembnistce oraz śpiewaczce Nastce Filatowej nazywamy się Hulajhorod. Ona uważnie przejrzała się mapie tych regionów, które badamy i znalazła wieś o nazwie Hulajhorodok w rejonie Smilańskim w obwodzie Czerkaskim. Właśnie tam znajduje się dorzecze Tiasmyna, gdzie są bardzo ciekawe tradycje, jeździliśmy tam i mamy stąd dobry materiał.
Wiele zespołów zaczyna pracę od wspólnej gry lub śpiewu, bądź od badań terenowych. Jak rozpoczęła się wasza przygoda?
W naszym przypadku wszystko zaczęło się od Wyższej Szkoły Muzycznej w Kirowogradzie. Tam był już pewien trzon, dzięki nauczycielom - małżeństwu Natalii oraz Oleksandrowi Tereszczenkom, były także nasze dziewczyny Anastasija Filatowa, Iryna Baran, był też Oleksandr Wowk i jeszcze troje innych ludzi. I wtedy z inicjatywy nauczycieli zaczęliśmy wspólnie śpiewać, próbować różnych stylów, sposobów. Nasi nauczycieli zarażali nas wirusem folklorystycznym. Inaczej nie da się tego nazwać, ponieważ człowiek, który spróbuje folkloru, już od niego nie odejdzie. Tym bardziej kiedy uświadomi sobie jego wagę, na ile są to korzenie. Większość z nas pochodzi z Ukrainy środkowej, oprócz Nastki, która nie ma żadnych ukraińskich korzeni. Ona jest związana z grupą ugrofińską. Na przykład moje nazwisko wywodzi się z Ukrainy Słobidskiej, reszta uczestników - z Ukrainy centralnej. Z jedną z dziewczyn, Irą Baran, pochodzimy z dwóch sąsiedzkich wiosek, nawet jeździliśmy do siebie na rowerach w odwiedziny, mieliśmy taką romantyczną pasję. W pewnym momencie uświadomiliśmy sobie, że nie tylko to wszystko mamy, ale że możemy to wszystko utrwalać, śpiewać, starać się zrozumieć. Ważne dla każdego z nas jest to, że kiedy coś nagrasz, a specjaliści mówią, że w ciągu 10 lat takiej pieśni nie nagrali, a ty nagrałeś -jesteś chwat! Takie uczucia wtedy się budzą, dusza po prostu się otwiera, chcę się tworzyć i jeszcze więcej robić. Jeżeli chodzi o muzykę instrumentalną, zaczęliśmy nieco później, wokalna była łatwiejsza. Saszko (członek "Hulajhorod" - Oleksandr Wowk - aut.) oraz wszystkie dziewczyny z wykształcenia są teoretykami. A teoretyk to taki człowiek, który powinien znać literaturę muzyczną, znać się na harmonii, stylach, mieć zdolności kompozytorskie. Właśnie folklor muzyczny stał się naszą podstawą. On zainteresował wszystkich. Ja dołączyłem do zespołu później, wtedy nie miałem żadnego stosunku do muzyki, w ogóle uczyłem się w technikum budowlanym. Ale ponieważ uczyliśmy się z Nastką w jednej szkole, przyjaźniliśmy się i ona mi opowiedziała o zespole. Poznałem muzyków, krok po kroku zacząłem wchodzić w proces, zrozumiałem, że coś potrafię. To było interesujące, zacząłem jeździć w teren na badania. Ekspedycje były moją inicjatywą. I teraz w większości ja jestem ich pomysłodawcą.
A gdzie prowadzicie swoje badania?
W głównej mierze na Ukrainie środkowej, konkretnie - obwód Kirowogradski. Z 2001 roku zaczęliśmy jeździć w dorzecze Tiasmyna, a jest to historyczna Czyhyrynszczyzna, ziemie kozackie. Nasze badania terenowe pokazały nam, że są całe zalane wsie w związku z tworzeniem sztucznych mórz, tak zwanego zgniłego morza. Kiedy w roku 1959 wybudowali w Kremenczuku elektrownię wodną, to w wyniku tego został zalany Dniepr historyczny i wsie, które były położone nad rzeką. Wsie te zostały przesiedlone z północy na południe. Te wsie są położone w sposób gniazdowy na stepie, gdzie praktycznie nie ma wody. Materiał folklorystyczny z tych miejscowości jest zupełnie inny, jest bogatszy i potężniejszy w porównaniu z innymi terytoriami w odległości 20 km. Tutaj wspominali o wesniankach (pieśni wiosennego cyklu), a obrzęd wesela jest tutaj bogatszy. Kozackie oraz czumackie pieśni kobiety wykonują w męskiej manierze. Nas to w szczególny sposób zainteresowało. Można powiedzieć, że materiał nas poprowadził na terytoria. I tak ukształtowało się to pole badawcze. Okazuje się, że tymi przesiedleńcami nikt się nie zajmuje, nikogo nie interesuje dokąd poszli, co stracili, jak żyją. Zaczęliśmy aktywnie jeździć po wsiach nad Dnieprem, dojechaliśmy prawie do Czerkas na prawym brzegu. Wtedy nam powiedziano, że trzeba jechać na Połtawszczyznę. Ludzie, z którymi rozmawialiśmy, byli tam na zarobku. W 2003 roku organizowaliśmy dość dużą ekspedycję po lewobrzeżu i zbadaliśmy 19 wiosek. Stworzyliśmy 3 grupy po dwoje ludzi. Bazę organizowaliśmy we wsi Kliszczyńce, jest do ojczysta wieś Mychajła Staryckiego (Mychajło Starycki - ukraiński pisarz, dramaturg przełomu XIX/XX wieku, Iwan Franko nazwał go "ojcem teatru ukraińskiego" - aut.). Chociaż trudno ją nazwać ojczystą wsią pisarza, ponieważ była przesiedlona, ale jest bardzo ciekawa. Jest to Czornobaiwski rejon w obwodzie Czerkaskim, historyczna Połtawszczyzna.
Podczas ekspedycji spisujecie również obrzędy, czyli jest to pewien proces, w którym kształtuje się materiał.
Oczywiście, ten proces jest bardzo ciekawy dla samego folklorysty. Kiedy masz na celu spisać jakąś pieśń, to powinieneś stworzyć dla informatora jakieś wydarzenie, sytuację obrzędową. I wtedy informatorzy (przeważnie są to starsze kobiety) wspominają, że wtedy i wtedy one z przyjaciółkami szły, stroiły się, tamta była Małanką, a ten był Wasylem, a ten chodził u nas z workiem. I kiedy badacz spisuje wszystkie te elementy etnograficzne, to w procesie pojawia się moment, kiedy on może spytać np. o to, jakie kolędy były wykonywane kiedy zespół wchodził do domu. Wtedy zaczyna się najbardziej interesująca część dla nas, muzykologów. Przypominają się podśpiewywania, archaiczne teksty. Okazuje się, że to wszystko jest i do dziś jest kultywowane. Jeździłem też do Dykańskiego rejonu w obwodzie Połtawskim, gdzie skupiłem się na poszukiwaniu instrumentalistów. Tam jest bardzo ciekawa tradycja instrumentalna. Ostatnie materiały nagrane przeze mnie są po prostu unikatowe. Nagrałem skrzypka, który urodził się w 1928 roku. Mam nadzieję, że jeszcze żyje, planuję do niego pojechać. Od niego dowiedziałem się o tym, że np. harmonijki u nich w ogóle nie było i nawet na bębenku zaczęli grać później. Kultywowanie harmonijki to początek XX wieku, ale nie tak szybko trafiła do nas. Wykorzystywali ją żołnierze. W ogóle była to moda miejska, która rozpowszechniła się po pierwszej wojnie światowej. Harmonijki przywozili z Niemiec, Austro-Węgier, Rosji. Technika gry na harmonijkach austriackich jest dość trudna, np. jeden klawisz ma dwa dźwięki: kiedy, wcisnąwszy, ciągniesz w jedną stronę, to wydobywa się jeden dźwięk, kiedy w drugą, to zupełnie inny. Harmonijki -"niemki" stały się bardzo popularne. A do tego była tradycyjna muzyka, w stu procentach tradycyjna, czyli dwoje skrzypiec oraz basy. Połtawszczyzna jest kolebką tej tradycji. Od połowy XIX wieku, jak zaznaczono w literaturze, skład kapeli był właśnie taki. Wynika to również z poświadczeń ludzi. Były jeszcze cymbały.
Skupiacie się na badaniu folkloru Ukrainy centralnej, ale na pewno jest wam znany folklor Ukrainy zachodniej. Na czym polega podstawowa różnica w folklorze muzycznym między tymi regionami?
Wokalnie jest to śpiewanie na głosy. Zachodnia Ukraina śpiewa na jeden głos, tam jest unisonowa kultura. Na Podolu pieśni weselne, żniwne, świętojańskie... kobiety śpiewają na jeden głos, jeżeli zdarza się jakiś dwugłos, to jest on mało widoczny i używa się go dla wzbogacenia melodii, ale jest to jedna płaszczyzna, jeden głos, w porównaniu do powiedzmy Połtawszczyzny czy nawet Kirowohradczyzny, która sama w sobie z etnograficznego punktu widzenia jest bardzo zróżnicowana. Płynie tam rzeka Syniucha, która jest granicą etnograficznego Podola. Za Syniuchą wszystkie wsie są położone wzdłuż rzeki. 8 kilometrów to dwie ulice jednej wsi. Tam pieśni weselne są śpiewane minimum na trzy głosy, nie wspominając pieśni lirycznych. A na Podolu trzech, czterech ludzi śpiewa na jeden głos i mówią, że tak kiedyś było.
A czym charakteryzują się miejscowości górskie?
Tempo jest tam szybsze. Nawet na Podolu chociaż jest jeden głos, ale melodia rozciąga się. O górach można powiedzieć, że to obszar tradycji kołomyjkowej. Wszystko ma swoje tempo. Na Huculszczyźnie jest bardzo dużo wariantów kołomyjek z dudą, ze skrzypcami. O dudzie na Ukrainie centralnej nie ma co mówić, nikt tego nie pamięta. Chociaż etymologia nazwisk, które tam spisaliśmy, wywodzi je od nazw instrumentów, które są znane na Huculszczyźnie, np. Dudar, Trembacz. One nie przyszły z Ukrainy zachodniej, a są miejscowe.
W jakim stanie jest folklor na tych terenach, czy interesują się nim naukowcy?
Instytut Wiedzy o Sztuce, Folklorystyki oraz Etnologii im. M. Rylskiego Narodowej Akademii Nauk Ukrainy w pewnym stopniu się interesuje, ale ta instytucja zależy od państwa oraz od dofinansowania. Na badania są potrzebne pieniądze. My to robimy na własny koszt. Tak naprawdę to są grosze, tym bardziej kiedy wiemy jak gościnni są ludzie. Pamiętam jak w 2002 roku jeździliśmy po zatopionych wsiach, kobiety dawały nam 8 hrywien, nie chcieliśmy brać, ale one tak prosiły, żeby wzięliśmy na drogę, na wyżywienie. Czasem aż do obrazy dochodziło. Ludzie rozumieją, że ktoś przyszedł po pieśni, wiedzą, że tak powinno być i wszystko jest w porządku. Odnośnie stanu folkloru, niestety, tradycja wygasa. Odchodzą babcie, dziadkowie z lat '20, '30, a z nimi odchodzi ich wiedza. Odnośnie dziadków to wszystko jest bardzo smutne, bo dzieci, wnuki absolutnie się tym nie interesują. Tak samo jest z rzeczami. Stare koszule palą, mówiąc, że te szmaty są nikomu nie potrzebne. Widzieliśmy na pogorzeliskach kawałki płóciennych koszul, buciki.
Czyja była inicjatyw współpracy z zespołami rockowymi? Jak zaczęła się współpraca z polskim zespołem "R.U.T.A"?
Co do Tartaka (w 2005 roku zespół Hulajhorod nagrał wspólną płytę z ukraińskim zespołem Tartak - aut.), to chcieliśmy spróbować siebie w takiej muzyce, ale specjalnie nie szukaliśmy. Starczyło nam tego, co mamy na wsi, od ludzi, to było znacznie ciekawsze i wazniejsze. Ale zadzwonił do nas Saszko Położyński (Saszko Polożyński - lider zespołu Tartak, wybitny ukraiński muzyk oraz działacz społeczny - aut.), opowiedział o planowanym projekcie i zaprosił nas do udziału za pośrednictwem Oleha Skrypki. Najpierw nie wierzyłem w to, ale się zgodziłem. Powiedział, że ten projekt będzie przygotowywany pod festiwal "Kraina mrij" ("Kraina marzeń"), ale jest też zaplanowane nagranie płyty. Ze swojej strony daliśmy materiał, który według nas był najciekawszy, a Saszko napisał dodatkowe teksty. We troje wzięliśmy udział w tym projekcie. Niedawno rozpoczęliśmy współpracę z polskim punkowym zespołem R.U.T.A. Oni sami nas znaleźli. W studiu Radia Lublin nagraliśmy utwory, mieliśmy wspólne koncerty, zaplanowane jest wydanie płyty. Jej temat przewodni to bunt socjalny. Zaśpiewaliśmy pieśni o niedoli, przeciwko panom. To utwory, który mamy my, a aranżacje przygotowują muzycy z zespołu R.U.T.A.
Dziękuję za rozmowę.
Hulaj-horod to przenośna bojowa budowla ze strzelnicami, którą wykorzystywali zaporoscy kozacy przy oblężeniu twierdz. Hulajhorodok to mała wioska na Ukrainie. Hulajhorod to też ukraiński zespół folklorystyczny, który swoją nazwę zaczerpnął właśnie od nazwy miejscowości, ale też ma wiele wspólnego z tym bojowym narzędziem: odkrywa to, o czym już zapominają, dociera tam, gdzie to najważniejsze ledwo żyje oraz chroni przed zniknięciem. Z liderem zespołu Hulajhorod - Serhijem Postolnikowym, rozmawia Mariana Kril.