Zagraj mi „Węgra” kochany...

W połowie 2014 roku ukazała się płyta Joszka Brody „Debora” (wyd. Polskie Radio). O koncepcji płyty, zawiłych źródłach muzyki i tekstu pisaliśmy sporo. W numerze 113. „Pisma Folkowego Gadki z Chatki” zamieszczony został „Przewodnik” (całe 11 stron!) autorstwa samego Joszki. Powstał z myślą o wszystkich tych, którzy nie mają pojęcia, jak skomplikowaną symbolikę zawierają ludowe teksty (konsultacja etnolingwistyczna: prof. S. Niebrzegowska-Bartmińska, L. Hradit), melodie, i z jakimi zwyczajami miłosnymi się wiążą! A na płycie mamy istny przegląd muzyki ze Słowacji, Czech, Moraw, Węgier, i oczywiście Beskidu Śląskiego, iście wyszehradzka płyta!

Nie jest łatwo napisać coś sensownego o takim projekcie muzycznym, bo to płyta, która dojrzewała długo. Poprzedzał ją projekt „Open Joszko Broda”, a kilka utworów w bardziej tradycyjnej aranżacji i obsadzie znalazło się jeszcze na płycie „Posłóchejcie kamradzi” (wyd. Fundacja Godne Życie, 2004). Joszko Broda należy do tych artystów, o których już śpiewa się piosenki, jest niekwestionowanym liderem świata folkowego, a co szczególnie niezwykłe, to jego umiejętności „wciągania” w te klimaty najmłodszych. Właściwie gra wszystko, na wszystkim i z każdym muzycznie się dogada. Czym więc jest ta płyta? Debora Broda, żona Joszki, powiedziałaby, że prezentem dla niej, ale przecież płyta trafia do różnych słuchaczy, tym razem także z kręgu jazzowego. Joszko zaprosił do współpracy wielu ciekawych artystów. Z kilkoma grał już wcześniej (Wojtkiem Waglewskim, Dimą Gorelikiem, Marcinem Pospieszalskim), z niektórymi zagrał po raz pierwszy. I to jest ta zmiana.

Na płycie usłyszymy głos Grażyny Auguścik, która poważnie zamieszała w folkowym świecie w Roku Kolberga (płyta „Inspired by Lutosławski”, wyd. For Tune 2014), gra również Frank Parker, światowej sławy jazzowy perkusista. Ten jazzowy klimat jest doskonale równoważony fantastycznym instrumentarium tradycyjnym (trąby, fujarki, kobza ośmiostrunna, altówka węgierska, okaryna, szofar, drumla...). To wszystko naprawdę tu brzmi. W tym miejscu należy się ukłon reżyserom dźwięku (Wojciech Przybylski, Studio Polskiego Radia S4 oraz Andrzej Rewak, Studio Andrzej Rewak). Tak więc można sobie tylko pomarudzić i pogrymasić, czego by się chciało i co mogłoby być inaczej, bo ogólnie płyta jest po prostu bardzo dobra. Weźmy więc na początek zrealizowane genialne pomysły. Dla mnie nie ma „number one” płyty, ale są kawałki – olśnienia. I co ciekawe, za każdym razem powodowane czymś innym. Na początek utwory klimatyczne. Taki „Husar”, z piękną fujarą szałaśnikową, brzmiącą momentami jak gitara sprzężona. W tym utworze znajdziemy świetne efekty brzmieniowe (piękny wokal Grażyny Auguścik), energię, a wszystko ładnie się rozwija. Podobna równowaga i spokój to atrybuty szóstego na płycie utworu „Od Morawy deszcz idzie”. Fantastyczna, przydymiona barwa głosów i na tym tle wokaliza Grażyny Auguścik z cudną gitarą Dimy Gorelika! Dla takiego kawałka warto zakupić tę płytę. Ale ujmują także te numery z wyraźnym rytmem. Świetny jest „Serb”, a właściwie „Zaganianie” (7. na płycie), z doskonale rozwijającym się akompaniamentem, genialną fujarką Joszki (tak jakby gdzieś indziej była mało genialna?). No i ta altówka. Fantastyczna. Zaś perkusji tu po prostu jest za mało. Kolejny strzał w 10. to „Mahala”. Ten standard siedmiogrodzkich wiosek został tu precyzyjnie zrealizowany przez niewielki skład instrumentalny. Jest znowu fujarka (Joszko), ale równoważona świetnymi skrzypcami Adama Bałdycha. Obaj realizują linię melodyczną, a tło to tylko delikatna gitara basowa Michała Barańskiego i perkusja Parkera. To dobry utwór, ciągle rozwijający się, z żywą warstwą harmoniczno – brzmieniowa. Jest kilka utworów zwyczajnie dobrych, z ciekawą energią, kontrastami instrumentalnymi, ciekawą dynamiką (12. „Około Morawi”, 9. „Ciymno nocka”, 8. „Hej” – tu szczególnie dobrze brzmiący zestaw instrumentów).

Mam jednak uwagi dotyczące niewykorzystanych szans lub nie do końca zrozumiałej koncepcji niektórych utworów. Z muzyką jest jak ze sztuką teatralną. Musi być albo klimat, albo dramaturgia. A najlepiej i jedno i drugie. Mam więc problem z jednym z najdłuższych utworów na płycie (dziewięć i pół minuty muzyki!). „Doliny” (10. numer) zawierają świetne pomysły: wykorzystanie elektroniki (Michał Lorenc), efekt przeciągłego, mocnego zbiorowego śpiewu (sześć góralek z Istebnej). Dosłownie czuje się tę przestrzeń istebniańskich dolin. Tylko, że muzycznie gdzieś załamuje się akcja, już nie rozwija się dramaturgia i czas działa na niekorzyść. Czwarty numer na płycie to „Swoboda”. Podobna obsada jak w „Dolinach”, tyle, że tu pojawia się niezwykle trudna do aranżacji melodia (swoją drogą wpadająca w ucho i dręcząca nawet kilka dni z rzędu!). Ciekawe, nieregularne metrum, śpiew zbiorowy tym razem na luzie, ale ta infantylność harmoniczna powoduje, że całość brzmi momentami jak dobry (sic!) zespół dancingowy. I piąty na płycie utwór „Dobru noc”, z ciepłym głosem Joszki, ale znów pojawia się problem zamknięcia harmonicznego, co powoduje, że melodia nie może się uwolnić od stale powtarzanego zestawu akordów. I jeszcze jeden zarzut o niewykorzystane skrzypce, których partia mogłaby nadać lotności całemu utworowi.

Ale czy moje sugestie są uprawnione? Tego nie wiem. To bardzo dobra produkcja muzyczna, oparta na wymagającym, niezwykle wartościowym materiale źródłowym. Chyba każdy region etnograficzny życzyłby sobie takiej promocji. A to co jest dodatkową, bezsprzeczną wartością „Debory”, to połączenie stylów, technik i inspiracji każdego z muzyków, który miał udział w realizacji płyty. Też chciałabym otrzymać taką płytę od męża...


Agata Kusto
Skrót artykułu: 

W połowie 2014 roku ukazała się płyta Joszka Brody „Debora” (wyd. Polskie Radio). O koncepcji płyty, zawiłych źródłach muzyki i tekstu pisaliśmy sporo. W numerze 113. „Pisma Folkowego Gadki z Chatki” zamieszczony został „Przewodnik” (całe 11 stron!) autorstwa samego Joszki. Powstał z myślą o wszystkich tych, którzy nie mają pojęcia, jak skomplikowaną symbolikę zawierają ludowe teksty (konsultacja etnolingwistyczna: prof. S. Niebrzegowska-Bartmińska, L. Hradit), melodie, i z jakimi zwyczajami miłosnymi się wiążą! A na płycie mamy istny przegląd muzyki ze Słowacji, Czech, Moraw, Węgier, i oczywiście Beskidu Śląskiego, iście wyszehradzka płyta!

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!