Z miłości do muzyki

Michalove

Fot. W. Samociuk: Michalove, Konkurs „Scena Otwarta” 2019

Kim są zwycięzcy Konkursu „Scena Otwarta” na Mikołajkach Folkowych w Lublinie? Zespół Michalove to troje artystów połączonych więzami rodzinnymi i ogromną miłością do muzyki. Pochodzą z Michałowa, małej wsi na Pomorzu. Śpiewają tradycyjne pieśni wielogłosowe. Do ich ulubionych należą utwory ukraińskie, ale w ich repertuarze znajdziemy również melodie polskie i bałkańskie. Wykonują je a capella lub przy minimalistycznym akompaniamencie akordeonu, bębnów i handpanu. Tworzą kreatywne, wyszukane aranżacje. W ich śpiewie słychać zarówno perfekcję, jak i wielką wrażliwość muzyczną. O emocjach w muzyce, więzach rodzinnych i pomysłach na przyszłość z Anną Terefenko, Justyną Bryzgalską i Kubą Bryzgalskim rozmawiała Wioletta Jakubiec.

Wioletta Jakubiec: Zostaliście laureatami Mikołajek Folkowych, jak się teraz czujecie?

Justyna Bryzgalska: Do mnie jeszcze cały czas nie dociera, że wygraliśmy.
Kuba Bryzgalski: Dzisiaj dużo się działo. Informacja, że zakwalifikowaliśmy się do przesłuchań konkursowych, była dla nas wielką niespodzianką. Udział w koncercie finałowym był spełnieniem naszych marzeń. O wygranej nikt z nas nigdy nie pomyślał.
Anna Terefenko: Nagrania wymagane do eliminacji zrobiliśmy w garażu dwa dni przed upływem terminu zgłoszeń. Informację o Mikołajkach Folkowych znaleźliśmy, przeglądając internet.
K.B.: Wczoraj po przesłuchaniach naprawdę się pakowaliśmy. Myśleliśmy, że zajmiemy się dziećmi.
J.B.: Takie niedowierzanie…. Miło nam, że zostaliśmy docenieni.
J.B.: Jechaliśmy tutaj, a Ania się pytała – gdzie my jedziemy? Patrząc z perspektywy Pomorza, Lublin jest daleko.

Skąd dokładnie przyjechaliście?

K.B.: Z Michałowa koło Słupska. We wsi jest sześć domów. W jednym z nich wychowały się Ania i Justyna. Pół Michałowa to nasza rodzina, dużo tam dobrych więzi i miłości.
J.B.: Między nami też jest więź. Kubę znamy, razem z Anią, bardzo długo – od trzynastu lat. Obecnie jest też moim mężem, ale wcześniej był naszym przyjacielem. Przed powstaniem zespołu razem muzykowaliśmy, tak dla przyjemności.
A.T.: Dużo nas łączy – zainteresowania, podróże, muzyka i wspólna praca, bo długo pracowaliśmy razem za granicą. Czujemy się jak pełna rodzina, którą jesteśmy.

Nazwa waszego zespołu nawiązuje do miejscowości Michałowo czy może ma coś wspólnego ze słowem love, które dobrze opisuje relację między wami?

K.B.: Nazwa Michalove powstała, gdy do Michałowa zaczęli przyjeżdżać nasi znajomi, którzy nie są Polakami. Trudno było im wymówić Michałowo. Po licznych próbach wychodziło „Michalovo”. Nam się bardzo spodobała taka wersja.
J.B.: Francuzi mówili też Miłałowo. Ale moje skojarzenia z tą nazwą są trochę inne. Ludzie zaczęli używać słowa Michalovo w innym kontekście. Nasi znajomi, przyjeżdżając do Michałowa, mówili, że u nas panuje miła atmosfera i jest to takie Michalove. Później, gdy zakładaliśmy zespół, na Facebooku zrobiliśmy ankietę, w której prosiliśmy znajomych o propozycję nazwy. W wielu pozycjach pojawiło się właśnie Michalove. Zdecydowaliśmy się przyjąć taką nazwę. Jest dla nas sentymentalna.

Kiedy podjęliście decyzję o założeniu zespołu?

A.T.: Każdy z nas ma inną wersję.
K.B.: Są aż trzy różne.
J.B.: Podczas wspólnego śpiewania ze znajomymi mieliśmy za mały repertuar. Często padało pytanie, co zaśpiewamy? I brakowało pomysłów. Więc zaczęliśmy zbierać repertuar. Momentem zapalnym było ogłoszenie w naszym regionie konkursu. Był to przegląd zespołów ludowych „Zaskocz nas na… ludowo”. Odbywał się w Rowach. Pomyśleliśmy – czemu nie? Przygotowaliśmy trzy utwory, pojechaliśmy i zaśpiewaliśmy – latem, dwa lata temu.
A.T.: Dla mnie ważny jest zupełnie inny moment. Często mówiliśmy, że chcemy coś razem porobić, pośpiewać. Niekoniecznie dla ludzi, ale dla siebie i dla znajomych, którzy do nas przyjeżdżali. Tak po prostu. Dla mnie przełomowym momentem była decyzja o przeprowadzce do Gdańska. Kiedy dwa lata temu, jeszcze mieszkając w Michałowie, miałam już realne plany, Kuba z Justyną przypomnieli mi, że chcieliśmy założyć zespół. Rozpoczęcie działalności ciągle odkładaliśmy na później.
K.B.: Wiedzieliśmy, że jeśli Ania się wyprowadzi, to nie będziemy mieli możliwości robienia regularnych prób.

Odległość utrudniała wam spotkania…

A.T.: Przeprowadziłam się, ale dzięki temu mamy motywację, żeby lepiej działać podczas spotkań, kiedy przyjeżdżam do Michałowa.

Jak długo działacie?

K.B.: Od 2017 roku, może trochę dłużej.
J.B.: Przed Mikołajkami Folkowymi zagraliśmy około dziesięciu koncertów. Dwa razy na EtnoBaltice w Swołowie. Działamy lokalnie, zdarza się nam koncertować dla dzieci w przedszkolach.
K.B.: Założyliśmy stowarzyszenie i organizujemy warsztaty dla dzieci. Uczymy grać na instrumentach, które mamy. Staramy się działać lokalnie. Uważamy, że należy uwrażliwiać społeczeństwo na muzykę. Zależy nam zwłaszcza na dzieciach, które na wsi nie mają wielu możliwości rozwoju.

Czym się inspirujecie w muzyce? Sięgacie do śpiewów i tradycji pochodzących z Michałowa?

K.B.: Michałowo i nasze Pomorze nie ma tradycji. Nie czujemy jej. To zwyczaje ludzi, którzy emigrowali i zostali tutaj przesiedleni, tak jak nasz dziadek.
A.T.: Inspirujemy się folkiem, ponieważ wychowaliśmy się na wsi. Kiedyś były takie czasy, że dzieciom się nie narzucało zajęć. Byliśmy puszczani wolno. Często z Justyną wymyślałyśmy swoje zabawy, krzyki i śpiew eksperymentalny.
J.B.: Pamiętam, że była u nas drabina, która prowadziła na dach domu. Siadałyśmy na jej czubku, jak najwyżej się dało. Bawiłyśmy się, która z nas dłużej i głośniej krzyknie. Jest taka anegdota, że przyszła sąsiadka do mojej mamy i pytała, dlaczego się tak drzemy? Kazała nam przestać, bo jej kury jajek nie niosą.
A.T.: Po wspólnym dzieciństwie w Michałowie każda z nas poszła swoją drogą . Justyna studiowała w Poznaniu, ja w Krakowie. Za czasów studenckich śpiewałyśmy w różnych chórach, wtedy zajął nas śpiew klasyczny. Później, gdy znowu spotkałyśmy się w Michałowie, wróciłyśmy do korzeni. Do krzyku, improwizacji i eksperymentów. Studiując w Krakowie, zazdrościłam innym ludziom tożsamości kulturowej, przynależności do tradycji. Tego, że mają tę tradycję, stroje. Kiedy spotykaliśmy się w święta, to często zastanawiałam się, jakie my mamy dziedzictwo?

Gdzie szukacie kultury i tożsamości?

A.T.: W przyszłości planujemy iść w stronę łemkowskich tradycji, ponieważ to kultura, z której pochodzili nasi dziadkowie. Obecnie poszukujemy naszej własnej tożsamości kulturowej, to nas bardzo wciągnęło, ponieważ na Pomorzu jest dużo osób przesiedlonych, Ukraińców i nie ma jednolitej kultury. To jest trochę tak, że jedna babcia to, a druga tamto. Moją potrzebą jest zbudowanie tożsamości kulturowej. Cieszę się, że teraz my możemy zbudować tradycję, możemy jej poszukać.

Dużo w waszym repertuarze pieśni ukraińskich, uczyłyście się ich od najbliższej rodziny?

A.T.: Nasze ciotki ze strony ukraińskiej opowiadały, że jak zostały przesiedlone na Pomorze, to fakt, że mówią po ukraińsku, był przez Polaków odbierany negatywnie. Wstydziły się tego. Nie chciały mówić po ukraińsku ani tym bardziej śpiewać. Pojechałyśmy kiedyś do nich i prosiłyśmy je, żeby zaśpiewały. Chciałyśmy się od nich uczyć, one niestety bardzo nie chciały się tym zajmować. Widać było, że problem związany ze współpracą i integracją z Polakami ludzi przesiedlonych z Ukrainy jest nadal żywy i obecny.

Łączycie w waszej muzyce bardzo nietypowe instrumenty. To kwestia starannie zaplanowanej aranżacji czy też przypadkowy pomysł?

J.B.: Jest takie powiedzenie, że krawcowa uszyje z tego, co ma, z takiego materiału, jaki posiada. My też szyjemy z tego, co mamy – z naszych głosów, akordeonu, bębnów, zenko czy handpanu. Ze zlepków naszej muzykalności i tego, co trafimy.

Kuba, jak zaczęło się twoje granie na handpanie?

K.B.: Grywałem na bębnach, cajonie i innych perkusjonaliach. Handpan był moim marzeniem z racji tego, że jestem audiofilem i lubię artystyczne instrumenty, ich dźwięk. Handpan jest przepiękny. Wiele lat o nim myślałem. Byłem w Szwajcarii, gdzie jest wytwarzany. Wtedy niestety nie było mnie na niego stać. Chodziło mi to wiele lat po głowie i w pewnym momencie mogłem sobie na niego pozwolić.
J.B.: Kosztem okien w naszym domu…
K.B.: Tak, ukryłem to przed żoną. Handpan bardzo mi się spodobał, po prostu zakochałem się w jego brzmieniu.

Wszyscy macie niezwykłe głosy, jak uczyliście się śpiewu?

A.T.: Nigdy nie uczyliśmy się poprawnego, klasycznego śpiewania, nie braliśmy lekcji śpiewu. Śpiewaliśmy tylko w chórach za czasów studenckich. Poszerzaliśmy jedynie repertuar. Mamy własną technikę, swoje „darcie się” i dobrze się z nim czujemy.

Czym jest dla was muzyka?

J.B.: Dla mnie zespół i muzykowanie to spełnienie marzeń.
K.B.: Muzyka nie jest matematyczną, statystyczną rzeczą. To jest coś niepoliczalnego. Dzięki muzyce możemy wyrażać emocje.

Daliście wielkie emocje festiwalowej publiczności, jednak niewiele na wasz temat można znaleźć w sieci. Planujecie to zmienić?

K.B.: Tak, do dziś nie było naszych nagrań w internecie. Chcemy nagrać demo i puścić je w świat.
A.T.: Trochę się jeszcze boimy tego, co przyjdzie. Powoli dociera do nas pokonkursowy feedback, który jest bardzo pozytywny i niezwykle motywuje nas do dalszej pracy.

Jakie macie pomysły, plany na dalszą działalność?

K.B.: Chcielibyśmy robić muzykę. Każdy z nas ma życie zawodowe, zupełnie niezwiązane z muzyką. Myślimy o dołączeniu jakiegoś instrumentu solowego.
J.B.: Myślimy również o tym, aby tworzyć własne kompozycje, inspirując się muzyką łemkowską.
A.T.: Jednak interpretowanie przez nas muzyki ludowej nie jest jeszcze całkowicie wykorzystane i tę ścieżkę również będziemy dalej eksplorować. Mamy wzorce i ideały, do których chcemy dotrzeć.
K.B.: Być może będziemy eksperymentować z elektroniką. Trochę interesuję się i rozwijam w tym kierunku, ale pewności jeszcze nie mamy. Być może rozdzielimy naszą działalność na dwa światy: elektroniczny i tradycyjny.
A.T.: Na razie gramy i próbujemy, a co z tego wyjdzie?
J.B.: Chcemy podziękować wszystkim, którzy nam pomogli i umożliwili przyjazd na festiwal. Dziękujemy, że mogliśmy tu być.

Dziękuję za rozmowę.

 

Sugerowane cytowanie: A. Terefenko, J. Bryzgalska, K. Bryzgalski, Z miłości do muzyki, rozm. W. Jakubiec, "Pismo Folkowe" 2019, nr 145 (6), s. 20-21.

Skrót artykułu: 

Kim są zwycięzcy Konkursu „Scena Otwarta” na Mikołajkach Folkowych w Lublinie? Zespół Michalove to troje artystów połączonych więzami rodzinnymi i ogromną miłością do muzyki. Pochodzą z Michałowa, małej wsi na Pomorzu. Śpiewają tradycyjne pieśni wielogłosowe. Do ich ulubionych należą utwory ukraińskie, ale w ich repertuarze znajdziemy również melodie polskie i bałkańskie. Wykonują je a capella lub przy minimalistycznym akompaniamencie akordeonu, bębnów i handpanu. Tworzą kreatywne, wyszukane aranżacje. W ich śpiewie słychać zarówno perfekcję, jak i wielką wrażliwość muzyczną. O emocjach w muzyce, więzach rodzinnych i pomysłach na przyszłość z Anną Terefenko, Justyną Bryzgalską i Kubą Bryzgalskim rozmawiała Wioletta Jakubiec.

fot. W. Samociuk: Michalove, Konkurs „Scena Otwarta” 2019

Dział: 

Dodaj komentarz!