2003
Prawdziwe kawałki medytacyjne. Część pierwsza zaczyna się bardzo monotonnie taki zarzut stawiają zazwyczaj ludzie wychowani tylko na rapie i hip-hopie. Ale to wcale nie jest sprawą gustu, lecz daru słuchania, którego nabycie zależy wyłącznie od częstego wsłuchiwania się w całą tę kulturę inną, a jakże ciekawą! Czyli jak zwykle w sztuce od podejścia nieomal "erotycznego". Więc płyta zaczyna się bardzo spokojnie, sarangi wchodzi dopiero po ośmiu minutach i wtedy są to modulacje żywego "płomienia tańczącego" na spokojnych "falach alfa" tampury (pamiętam z koncertu Yerby na "Oriencie Lublin" 2003, z jakim entuzjazmem dziewczyna grała na tym ważnym instrumencie, który nie tylko "wytwarza tło", ale jak diamentowa piła "przenika nam duszę i ducha").
Medytacyjne są również kolejne utwory z krążka nasz Wewnętrzny Szaman wędruje tu nie tylko do Australii (didjeridoo), lecz także w Góry Ałtaj (śpiew alikwotowy wykonywany po mistrzowsku). Cała płyta stoi więc jak najbardziej pod znakiem "rachmańskim" (kto czytał Vincenza, wie, o co chodzi). Więcej takiej muzyki w ten sposób przetrwamy niejedną modę zachodnią! Shanti Om!
2003
Prawdziwe kawałki medytacyjne. Część pierwsza zaczyna się bardzo monotonnie taki zarzut stawiają zazwyczaj ludzie wychowani tylko na rapie i hip-hopie. |