Koncerty odbywające się w ramach Festiwalu Muzyki Folkowej „Nowa Tradycja” to efekt końcowy kilkumiesięcznej intelektualnej i organizacyjnej pracy. Zaangażowaną publiczność często frapują decyzje, zapadające w gronie organizatorów. Te wątpliwości rozwiewa Małgorzata Jędruch Włodarczyk (etnomuzykolog, pracownik Radiowego Centrum Kultury Ludowej), jedna z inicjatorek i organizatorek radiowego festiwalu.
Na jakiej podstawie wybieraliście jurorów Folkowego Fonogramu Roku?
Postanowiliśmy skorzystać z pomysłu, który realizowała Orkiestra św. Mikołaja (organizator trzech poprzednich edycji konkursu odbywających się w ramach Festiwalu Muzyki Ludowej „Mikołajki Folkowe” przyp. red.), a więc zaprosiliśmy przede wszystkim dziennikarzy i muzyków związanych z folkiem, którzy w dużej mierze byli już wcześniej jurorami Fonogramu i sprawdzili się w tej roli. Te osoby już poznały ideę konkursu i wiedziały, na czym polega praca jurora. To z kolei ułatwiało zadanie organizatorom, czyli Radiowemu Centrum Kultury Ludowej. Zdecydowaliśmy się jedynie na rozszerzenie składu do 15 osób. Być może w przyszłości konkurs na Folkowy Fonogram będzie ulegał zmianom. W tym roku, postanowiliśmy jednak zaobserwować, jak stworzony przez Orkiestrę św. Mikołaja system sprawdzi się w Radiu, gdzie są inne warunki działania i większe możliwości. Jurorzy otrzymali pakiet fonogramów, spośród których wybierali 3, ich zdaniem najciekawsze albumy, punktując od 3 do 1. Podobnie jak w poprzednich edycjach jury nie spotykało się. Wydaje się, że to jest dobra formuła, wymaga jedynie niewielkich modyfikacji. Patrząc szerzej, nie możemy jednak nie reagować na zmiany zachodzące na polskim rynku folkowym, ponieważ wynikają z tego problemy oceny płyt czy kaset. Nasze doświadczenia nakazują nam stawiać pytania: czy oceniać, tak jak do tej pory, wszystkie wydawnictwa jakie pojawiają się w szeroko pojętym nurcie folkowym, czy też dokonywać wstępnej selekcji i odrzucać zgłoszenia tych artystów, które nie mieszczą się w przyjętej u nas definicji folku. Tu jednak powstają kolejne wątpliwości czy nasze pojmowanie folku nie przyczyni się do budowania ograniczeń i w efekcie nie doprowadzi do skostnienia całego zjawiska. Sformułowanie odpowiedzi na te i wiele innych jeszcze pytań czeka nas (jako organizatorów) w najbliższym czasie.
Czy nie zabiegaliście o udział Golców i Brathanków w Fonogranie?
Rozesłaliśmy zaproszenia do udziału w Konkursie do wydawnictw (i tych mniejszych i całkiem dużych koncernów), a także do wykonawców. Otrzymaliśmy odpowiedź w postaci 14 fonogramów. Nie chcielibyśmy stosować innych rodzajów zaproszeń wobec artystów, bez względu na to, czy osiągnęli sukces komercyjny, czy też pragną poprzez udział w tym konkursie dopomóc w promocji swoich albumów. A poza tym, wydaje się, że mają oni zagwarantowane miejsce we „Fryderykach”.
Czy nie obawialiście się tego, że trzech członków jury: Włodzimierz Kleszcz, Władysław Trebunia-Tutka i Marcin Skrzypek, jest związanych ze zgłoszonymi albumami? Zostali oni postawieni w trudnej sytuacji, poza tym mogliby być posądzeni o stronniczość.
Po pierwsze zwróciliśmy uwagę, że grono jurorów jest liczne, a zatem głos jednego jurora tak naprawdę nie będzie miał decydującego wpływu na werdykt końcowy. Poza tym ufamy naszym jurorom i spodziewaliśmy się a teraz mogę powiedzieć na pewno iż osoby te na „swoje” wydawnictwa nie głosowały.
Czy zaskoczył Was werdykt?
Nie wiem, czy można tu mówić o jakimś zaskoczeniu. Każdy z nas w trochę inny sposób widzi to, co jest folkowe. Każdy inaczej definiuje dla siebie określenie „Folkowy Fonogram Roku”. Moim zdaniem, w przypadku tego konkursu, właściwie nie może być zaskoczeń. Wolałabym wypowiadać się w swoim imieniu. Ten werdykt mi odpowiadał. Co prawda, chciałabym, żeby zostały zauważone jeszcze inne albumy, ale niestety, spośród 14 muszą być wybrane tylko trzy fonogramy.
Tu wracamy znów do sprawy regulaminu, może należałoby w inny sposób prowadzić ocenę, na przykład rozbudować punktację wyróżniając konkretne rzeczy, które mają wielkie znaczenie dla płyty i charakteryzują wykonawcę. Myślę o tym zarówno w kontekście „Folkowego Fonogramu Roku”, jak i konkursu wykonawczego „Nowej Tradycji”.
Jak wyglądał ten drugi konkurs? Zgłosiło się 26 wykonawców, wybraliście 12. czym kierowaliście się przy selekcji?
Podstawowym kryterium jest poziom artystyczny nagrania demonstracyjnego. Bardzo często zdarza się, że są one słabe technicznie, ale nie odgrywa to znaczącej roli. Grono oceniających obecni w określonym regulaminem czasie dziennikarze RCKL w większości etnomuzykologów potrafi to ocenić, ponieważ pewne elementy (repertuar, wykonawstwo, sposób opracowania, emocjonalny przekaz) słychać bez względu na poziom nagrań. Zazwyczaj zakładamy udział 10 wykonawców, ale zwykle nam się to nie udaje. Wstępną selekcję przeprowadzamy, aby z jednej strony ułatwić pracę jurorm, która i tak nie jest łatwa z powodu dużej różnorodności prezentowanej muzyki, z drugiej staramy się, aby sam występ w tak prestiżowej sali koncertowej jaką jest Studio Koncertowe PR był podniesieniem wartości występujących. Trzeba również zdawać sobie sprawę z tego, że po pewnym czasie przesłuchań konkursowych możliwości intelektualne i percepcyjne jury w naturalny sposób ulegają osłabieniu, dlatego też powinna być ograniczona ilość występujących grup. To minimalizuje możliwość popełnienia błędu. Mamy nadzieję, że temu może zapobiec nasza wstępna kwalifikacja.
Nie myślicie o kategoryzacji konkursu?
Zastanawiamy się nad tym co najmniej od dwóch lat. Jest jednak wiele argumentów przeciw. Po pierwsze nie chcemy tworzyć „getta” jakiejkolwiek muzyki, czy to będzie muzyka odtwarzana czy pop-folkowa. Po drugie kategoryzacja mogłaby zaistnieć wyłącznie w przypadku, gdybyśmy wiedzieli, że zgłosi się po kilka, kilkanaście „podmiotów wykonawczych” w jednej kategorii. Może zdarzyć się i taka sytuacja, że w danej kategorii zgłosi się tylko jeden wykonawca i w związku z tym, musiałby dostać nagrodę bez względu na to, jak wystąpi podczas przesłuchań konkursowych. Oczywiście jury może zauważyć np. Sylwię Świątkowską, bardzo dobrą skrzypaczkę i wyróżnić ją w specjalny sposób (Sylwia Świątkowska na V Festiwalu Muzyki Folkowej „Nowa Tradycja” otrzymała nagrodę TV Polonia „Złote gęśliki” przyp. red.). Zdarzało się to także w poprzednich edycjach Sielskiej Kapeli Weselnej przyznano nagrodę Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego za to, że była najbliższa tradycji, a więc są elementy kategoryzacji. Nie występują one niejako „z założenia” i nie dominują przyznawanych nagród. Istnieje więc możliwość oceniania wszystkich jednakowo.
Pozostaje też kwestia wysokości nagród. Trudno byłoby nam powiększyć i tak już sporą pulę nagród. Wprowadzając kategorie moglibyśmy ją tylko rozdrobnić. Jesteśmy zwolennikami przyznawania mniejszej ilości, ale bardziej znaczących sum, za które wykonawcy mogą kupić np. dobrej klasy instrument czy wynająć studio.
Dlaczego przewodniczącym jury konkursu wykonawczego został Czesław Niemen?
Chcielibyśmy, aby w jury Konkursu „Nowa Tradycja” zasiadały osoby, z których każda reprezentuje nieco inne spojrzenie na muzykę folkową czy muzykę inspirowaną folklorem. Zależy nam również na tym, aby ciągle starać się podnosić poziom wykonawczy. Jednem z elementów takiej idei jest wprowadzanie do jury osób, które niezwiązane w jakikolwiek sposób ze „środowiskiem folkowym” mogą dokonywać ocen całkowicie obiektywnych. Poza tym zdajemy sobie sprawę, że tylko wtedy werdykt jury jest przyjmowany dobrze, o ile w jego składzie są ludzie darzeni szacunkiem niewątpliwie Czesław Niemen do takich należy. I jeszcze to jest profesjonalnym muzykiem myślę, że każdemu młodemu artyście potrzebne jest „zdanie” uznanego artysty.
Ruch folkowy stworzył się wśród amatorów. Czy nie uważasz, że nastanie profesjonalistów zabija spontaniczność tej muzyki?
W żadnym wypadku. Najlepszym przykładem tego jest gość tegorocznej „Nowej Tradycji” węgierski zespół Besh O Drom, który składa się w większości z samouków (tylko dwie osoby mają wykształcenie muzyczne). Ta grupa gra po mistrzowsku, każdy z muzyków jest wirtuozem na swoim instrumencie, a więc nie jest to problem amatorstwa czy profesjonalizmu. Inna sprawa, że profesjonaliści wymuszają podwyższenie poziomu wykonawczego muzyków amatorów. Wymaga to od samouków samodzielnego dokształcania się poprzez udział w warsztatach czy pobierania lekcji u muzyków, którzy mogą stać się dla nich mistrzami i przekazać wszelkie możliwe arkana wiedzy. Myślę, że to działa tylko i wyłącznie na korzyść.
No cóż, Węgrzy mieli Kodálya...
Jest w tym dużo prawdy. Podstawową sprawą jest brak dobrze prowadzonej edukacji muzycznej w Polsce, i to już od przedszkola. Na Węgrzech, między innymi dzięki Kodályowi oparto ją na folklorze. Małe dzieci oswaja się z taką muzyką, pozbawia kompleksów i uczy korzystania, posługiwania się własną tradycją ludową. A efekty? Doskonale je znamy.
Rozmawiała Agnieszka Matecka
Koncerty odbywające się w ramach Festiwalu Muzyki Folkowej „Nowa Tradycja” to efekt końcowy kilkumiesięcznej intelektualnej i organizacyjnej pracy. Zaangażowaną publiczność często frapują decyzje, zapadające w gronie organizatorów. Te wątpliwości rozwiewa Małgorzata Jędruch Włodarczyk (etnomuzykolog, pracownik Radiowego Centrum Kultury Ludowej), jedna z inicjatorek i organizatorek radiowego festiwalu.