Wszystkie Mazurki Świata - festiwal nad festiwale

Fot. J. Zarzecka: Wszystkie Mazurki Świata 2014

Kiedy piszę tę relację, dawnojuż po festiwalu, ale mi nadal przedoczami kręcą się wspomnienia taktowanena trzy. Wydaje się, że co rokuw relacji z Mazurków właściwiepowinno się pisać to samo, bo cojeszcze można odnaleźć w tej prostej,skromnej muzyce? Tymczasemokazuje się, że muzyka sama w sobiei festiwal nadal mają mnóstwo dozaoferowania.

W Roku Oskara Kolberga festiwalWszystkie Mazurki Świata miałszczególne znaczenie i miejsce w kalendarzu(21-26. 04. 2014 r.). To już piątyrok jego istnienia, choć poszczególneedycje trudniej zliczyć, boprócz głównej, wiosennej, są też jesiennewersje tego wydarzenia. Jakzwykle tuż po świętach Wielkanocy,Warszawa przyciągnęła najznamienitszychwiejskich muzykantów i ichnaśladowców oraz wielbicieli muzykitradycyjnej z całego kraju i gościz zagranicy (w tym stałych bywalców).Były koncerty, warsztaty i zabawytaneczne, było też wyczekiwaneprzez muzykantów TargowiskoInstrumentów.

Konstrukcja koncertów wieczornychkręciła się wokół myśli przewodniej„Rzeczpospolita Kolberga”i została podzielona na trzy makroregiony,według prac Oskara Kolberga– Północny Zachód, PółnocnyWschód i Południowy Wschód.Czwarta kraina – południowo-zachodnia- ma być tematem jesiennychMazurków 2014, planowanych na 28-30 listopada.

Zaczęło się klasycznie – w PoniedziałekWielkanocny na Bielanach,gdzie po odśpiewanej na ludowomszy była potańcówka i wspólneśpiewanie z Kają i Januszem Prusinowskimi.We wtorek festiwal zawitałdo Mazowieckiego Centrum Kulturyi Sztuki, gdzie odbył się konkursStara Tradycja, adresowany do młodychmuzyków i śpiewaków. W koncerciefinałowym konkursu wystąpiło11 zespołów (śpiewaków) i nagrodzonowielu z nich. Pierwsze miejsceprzyznano ex aequo dwóm wykonawcom:kapeli DiaBuBu z Łódzkiegoi kapeli Biskupianie z Domachowa(Wielkopolska). Wybór DiaBuBuzgodził się z gustem publiczności,która również doceniła ten zespół,natomiast co do drugiego zespołumożna było czynić zakłady, że ktośz Wielkopolski na pewno znów wygra,bo takie preferencje ma na ogółjury i taka to się pomału robi tradycjatej Starej Tradycji. Ja zwróciłamjednak uwagę na zupełnie inną kapelęz Wielkopolski, Kapelę z Kociny,która pokazała, że w tym regionieda się grać bez dud i jest to całkiemciekawa muzyka. DiaBuBu grało żywo,potrafiło wesoło zagadać i ogólniepodgrzać atmosferę. Warta osobnegowyróżnienia jest Mała ZiemiaSuska z Suchej Beskidzkiej, w którejwystępują bardzo młodzi ludzie.Pokazali po pierwsze wspaniałyśpiew, a po drugie, że jeszcze możnawykrzesać coś niesztampowegoi bezpretensjonalnego z muzyki góralskiej.Dużo wdzięku i ładnej muzyki.Już w czasie konkursu rozpoczęłysię tańce, które potem płynnieprzeciągnęły się na koncert KapeliMaliszów (laureata zeszłorocznegokonkursu). To co wyróżnia FestiwalMazurki od innych, to właśnie możliwośćtańczenia przy muzyce stworzonejdo tańca. Nikt nie ma obiekcjico do „przeszkadzania artystom”,zakłócania widoku itp., przeciwnie –wszyscy są zadowoleni z możliwościwspólnej zabawy. Klub festiwalowytego dnia przeniósł się do pobliskiejrestauracji Corso z, niestety, niewielkimmiejscem do tańca i słabą wentylacją.Kto nie dał rady, odpadł z imprezy,by zbierać siły na dni kolejne.

We środę koncert Krainy Północno-Zachodniej odbywał się na ZamkuKrólewskim - i to w Sali Złotej! Pomysłszalony, efekt trochę „złoty”, a trochękomiczny, bo zabawnie wyglądały powyciąganeportki i wyszarpane tenisówkico niektórych artystów i słuchaczyna tle roziskrzonych świateł i stiukóworaz min znudzonych pań muzealnych,pilnujących, by nikt nie opierałsię o sztukaterię. Na koncercie wystąpiliprzedstawiciele regionów Wielkopolskii Kujaw. Zagrali i zaśpiewali zarównomuzycy tradycyjni, jak i „miastowi”- osoby związane z DomemTańca i Festiwalem Mazurki. W częściwielkopolskiej wystąpili TomaszKiciński i Martyna Żurek z zespołem,Zespół Folklorystyczny z Domachowai Okolic, Antoni Beksiak, Barbara Wilińskai Justyna Piernik. W części kujawskiej- Danuta Kaczmarek ze Śmiłowickoło Włocławka, Zespół WarszawaWschodnia i Janusz Prusinowski Trio.Po koncercie na zabawę towarzystwoprzeniosło się do klubu festiwalowego– tym razem na Solcu. Tu się wywiązałaporządna zabawa, bo i miejscesprzyjające, i ludzie już rozochocenikolejnym dniem festiwalu.

Od czwartku Mazurki rozgościłysię w Śnie Pszczoły, który w nowejlokalizacji zajmuje wielkie hale pofabrycznewytwórni Koneser. Miejscajest mnóstwo. Na czwartkowy koncertKrainy Północno-Wschodniej nie mogłamsię doczekać. Zaproszono świetnychśpiewaków. Na początek poszłyurocze śpiewy męskie z Podlasia północnego– w wykonaniu męskiej kompaniiwołoczebnej z okolic PuszczyKnyszyńskiej – jednogłosowe zgranebrzmienia, z ogólnie wesołym przesłaniem– przeciwnie do ciężkich chórówmęskich, które pojawiają się na sceniew Kazimierzu nad Wisłą. Koncert –przekładaniec polsko-wschodni pośpiewach zaserwował muzykę granąprzez Chłopców z Nowoszyszek, z którymizaśpiewały „Historie o miłości”Julita Charytoniuk i Marta Urban-Burdalska.Po nich wystąpiła znakomitaśpiewaczka z Polesia ukraińskiego –Dominika Czekun ze wsi Stary Koni.To niezwykła śpiewaczka, obdarzonacharyzmatycznym głosem, a jednocześniewspaniała, ciepła i serdeczna kobietaz poleskiej wsi, która od lat gościw swoim domu wszystkich badaczykultury i poszukiwaczy zaginionychpieśni. Zaśpiewała najpierw solo– tak, że „ciary poszły”, potem dołączyłado niej Ludmiła Wostrikowa (teżznana z różnych składów śpiewaczkaukraińska młodszego pokolenia), JurijKowalczuk, i Oleksy Nahorniuk. Wtedymogły zabrzmieć wspaniałe poleskiewielogłosy. Tego wieczoru zagrałyjeszcze 3 zespoły – Ania Brodaz projektem „Ania Broda o Północy –Dialogi z Kolbergiem”, Mindré z Litwyoraz Kapela Na Taku z muzykątaneczną z różnych regionów Białorusi– te dwie ostatnie kapele z tańcamikorowodowymi. Potem oczywiściezabawa oraz wschodnie śpiewaniew kuluarach, w tym samym miejscu cokoncerty. Już w czwartek tańce i kapelezaczęły się „rozpełzać” z sali głównej– w piątek i sobotę muzyka już byławszędzie – na sali, w holu, przy barze,na dworze (nawet mimo deszczu– wtedy śpiewacy mieli swoje cichszemiejsce pod daszkiem), a nawet najbardziejekstremalnie – w maleńkimprzedsionku przed toaletami!

W piątek Kolberg powiódł nas doKrainy Południowo-Wschodniej i nascenie pojawili się: Huculi, lirnik z pieśniamiPodola i Wołynia, Andrij Liaszuk,Kapela z Futomy i Kapela Brodówz muzyką rzeszowską i żydowską,górale z Zakopanego i słowackiejOrawy, a także muzyka Łemkówi Bojków w wykonaniu Susanny Karpenko,Maksima Bereżniuka i SergijaOchrimczuka. Za wyjątkiem zakopianów(pop-swingująca Hania Rybkaw nowej odsłonie), wszystko bardzoudane. Zresztą – a propos zakopianów– w sumie dobrze, kiedy w czasie koncertumożna spokojnie udać się do baru.Huculi to w znacznej części składdawnej Kapeli Romana Kumłyka, któryzmarł w styczniu tego roku i na tymkoncercie bardzo odczuwało się brakniezrównanego prowodyra - Romana.Zespół próbował nauczyć kilku tańców,ale wyszło to różnie, bo nie byłonagłośnienia przenośnego dla wodzirejai kiedy do tańca ruszyło kilkadziesiątosób, powstał chaos. Ostateczniejednak jakoś to „reszeto” (taniec „sito”)i „arkan” (huculski zbójnicki) wyszły!Nazajutrz na zabawie wszyscy już bardziejwiedzieli o co chodzi, a korowodowefigury osiągały imponujące rozmiary. Rzeszowskie poleczki z Futomyi zakręcone polki żydowskie od WitkaBrody podkręciły atmosferę tanecznąi koncert przeszedł płynnie w zabawę(znów z muzyką po wszystkich zakamarkachtej starej fabryki).

W sobotę od późnego ranka odbyłosię Targowisko Instrumentów, gdziewreszcie muzykant mógł się spotkać zeswoim wymarzonym sprzętem, a przyokazji posłuchać mini-koncertów i mini-warsztatów. A wieczorem Noc Tańca– do rana. Zagrały wszystkie zespołyfestiwalowe. Był uroczysty chodzonyna rozpoczęcie i korowody huculskiena setki par, a potem już poszłolawiną – grały gwiazdy festiwalu, kapeleznane i te nowe i składy mieszane– jedni po drugich, tak, że przerww tańcach nie było.

Mazurki to przede wszystkim muzykażywa – dla praktyków. Koncertysą tu ozdobą, ale nie celem dominującym.Tu muzyka „odbywa się” nieustającona płaszczyźnie – twórca – odbiorca- przenikanie. Można grać, śpiewać,tańczyć i zamieniać się tymi rolami,stąd szalenie ważnym elementem sąrozmaite warsztaty. Te dla instrumentalistów(bębny, skrzypce, harmonia,instrumenty dęte) i śpiewaków (śpiewpolski i wschodni), odbywały się w ciągudnia, taneczne po południu. Warsztatytaneczne podzielono na dwie grupy– początkującą, pod wodzą GrzegorzaAjdackiego i zaawansowaną – PiotraZgorzelskiego – obie cieszyły sięwielkim zainteresowaniem, zwłaszcza,że dało się na nie iść po pracy, bezkonieczności brania urlopu.

Tydzień mazurkowy minął jak z biczatrzasł. Nie było w tym roku tak dużojak w latach ubiegłych muzyki skandynawskiej,z korzyścią dla festiwalu –może i jest ładna, ale mało dynamicznai mało „nasza”. Pojawił się za to kierunekwschodni – brakujące ogniwow naszej tradycji śpiewaczej. Okazujesię po raz kolejny, że muzyka nie trzymasię granic administracyjnych i nagleznajdujemy most pomiędzy oberkiem,wielogłosem z Polesia, mazurkąz Zielonego Przylądka… Najbliższypowrót Mazurków jesienią, a podrodze jeszcze lato z taborami tańcai różnymi imprezami oberkowymi. Dozobaczenia!

Skrót artykułu: 

Kiedy piszę tę relację, dawno już po festiwalu, ale mi nadal przed oczami kręcą się wspomnienia taktowane na trzy. Wydaje się, że co roku w relacji z Mazurków właściwie powinno się pisać to samo, bo co jeszcze można odnaleźć w tej prostej, skromnej muzyce? Tymczasem okazuje się, że muzyka sama w sobie i festiwal nadal mają mnóstwo do zaoferowania.

Dział: 

Dodaj komentarz!