Witam w moim mieście

Świat żydowskich miasteczek – drewnianych sztetł, materialnie zalicza się już do kategorii „zaginionych światów”. Dzisiaj przypominają o nim jedynie czarno-białe fotografie ulic Szerokiej czy Jatecznej, pływające po chagallowskim niebie kozły i świeżo poślubieni małżonkowie oraz klezmerska muzyka. Muzyka wyjątkowa – czasem miękka i głęboka, innym razem dzika i świdrująca, a jeszcze kiedy indziej bajkowo-surrealistyczna, jak wielobarwne obrazy Chagalla. Instrumenty żydowskich muzykantów – kley (hebr.) oraz ich śpiew – zemer (hebr.) stanowiły o istocie tradycyjnej muzyki żydowskiej – klezmer (jidysz). Dźwięk skrzypiec, cymbałów, akordeonu czy klarnetu zawsze zapowiadał zabawę i śpiew – roztańczone żydowskie wesele. O współczesnych żydowskich weselach, istocie muzyki klezmerskiej i jej miejscu w dzisiejszym świecie mówi David Krakauer – poszukujący muzyk, genialny klarnecista i zafascynowany Polską nowojorski klezmer.

Grał Pan kiedyś na żydowskim weselu?

David Krakauer: Wielokrotnie! Jeśli ktoś do mnie mówi: „Panie Krakauer, kocham pańską muzykę. Czy zechciałby Pan zagrać na moim weselu?” – zawsze się zgadzam. To jest przecież część żydowskiej kultury. Wesele żydowskie, kiedy ludzie tańczą, kiedy podnosi się młodych na krzesłach, jest po prostu przepiękne! Ważne jest jednak, aby grać na takim weselu, które ma właściwą atmosferę. Dopiero wówczas można zrozumieć weselny taniec, weselny repertuar. Takie wesele to fantastyczna rzecz! Gram wiele koncertów w klubach, w teatrach, na festiwalach, ale to nie odpowiada istocie muzyki klezmerskiej. A powinno! Teraz już nie gram tak często na weselach, ale wielokrotnie zdarzało się, że kiedy szedłem ulicą podchodzili do mnie ludzie, pary z dziećmi i mówili: „Pan grał na naszym ślubie!”. To bardzo ważne, aby wnieść do zwykłego życia coś pięknego.

Jaki motyw z muzyki klezmerskiej jest Pańskim ulubionym?

Temat z chasydzkiego nigun jest przepiękny! Kiedy wiele osób krąży dookoła stołu, to ma się wrażenie, że chcą one przytrzymać go, podczas gdy on sam próbuje unieść się w górę. Jednostajny dźwięk rytmicznego uderzania w stół i niemal ekstatyczne poruszanie się sprawia, że w trakcie nigunim przybliżamy się do kosmosu! To jest piękne! Grając muzykę żydowską próbujemy dotknąć jej istoty, która nazywa się doina. Wywodzi się ona z rumuńskich pieśni ludowych oraz ze śpiewu kantorów w synagodze. Jeśli w muzyce klezmerskiej nie ma doiny, to nie jest to muzyka klezmerska. Właśnie ta mieszanka łącząca muzykę ludową i śpiew kantoralny odzwierciedla całą ekspresyjność i dynamikę muzyki klezmerskiej. Dlatego tak istotne jest, aby do tego nawiązywać.

Muzyka, jaką Pan gra, mogłaby być muzyką z dzisiejszego sztetł, gdyby takie miejsca jeszcze istniały...

Oczywiście. Ta muzyka pochodzi z małych przedwojennych miasteczek. Pewne ślady po nich pozostały jeszcze w Polsce, ale przetrwało tam tak niewielu Żydów... Z liczby 60 tysięcy Żydów, którzy żyli przed wojną w Krakowie, przeżyło 200 osób. Sztetł, ten unikatowy model życia, zniknął na zawsze. Moja babcia dorastała w sztetł, w małym miasteczku nieopodal Mińska. My możemy już sobie tylko wyobrażać, jak takie życie wyglądało. Oczywiście można pogrążać się w nostalgii za sztetł, ale to szybko zacznie przekształcać się w kicz. Musimy iść do przodu. Ważne jest, aby sobie uświadomić z całą odpowiedzialnością, iż gramy muzykę żydowską jako obywatele współczesnego świata. Trzeba mówić o byciu Żydem w dzisiejszych czasach i grać żydowską muzykę aktualizując ją. Od zawsze czułem, że przesłaniem mojej muzyki jest to, aby zawierała w sobie elementy tradycyjne i współczesne. Nie stoję wewnątrz swojego świata i nie zamykam do niego drzwi, lecz właśnie je otwieram. Otwieram drzwi mojej kultury. W muzyce nie chodzi przecież o nacjonalizm czy wywieszanie jakiejś flagi. Nas interesuje coś zupełnie innego. Nam chodzi o braterstwo, o dzielenie się i miłość. W dzisiejszych czasach, kiedy większość ludzi koncentruje się jedynie na zarabianiu pieniędzy i zabijaniu się, szalenie istotne jest to, by tworzyć sztukę, muzykę, tworzyć coś pięknego.

Często powtarza Pan, że granie muzyki klezmerskiej jest Pańską misją. Przysłuchując się Pańskim utworom, można odnieść wrażenie, że stara się Pan łączyć przeciwne strony, godzić kontrasty – muzykę klezmerską i jazz, tradycję i nowoczesność, Europę i USA. Czy pańska misja polega na tym, aby je jednoczyć, czy raczej istnieć pomiędzy nimi?

Egzystuję w dwóch różnych światach, pracuję pomiędzy różnymi światami, różnymi ideami. W procesie tworzenia przekracza się te granice i usiłuje się stworzyć coś nowego, coś innego. Owszem, jestem pomiędzy, ale także staram się iść do przodu. Z odrobiną szczęścia powstaje wówczas coś poruszającego, komunikatywnego i artystycznego, radosnego i szczęśliwego. Może czasem także smutnego, ale z pewnością coś, co przekazuje emocje i jest zrozumiałe.

Gra Pan muzykę klezmerską w klubach jazzowych i na festiwalach kultury żydowskiej. Czy jest jakąś różnica pomiędzy publicznością, która przychodzi do tych miejsc na koncerty?

Ta publiczność zaczyna przychodzić już razem. Myślę, że mam obecnie sporą publiczność w środowisku żydowskim, ale właściwie na całym świecie nie-Żydzi interesują się muzyka żydowską, tak jak na przykład w Polsce. Także wielbiciele jazzu zaczęli ją doceniać. My przecież improwizujemy, eksperymentujemy z różnymi stylami, poszukujemy. To jest ciekawe dla coraz szerszej publiczności. Czerpiemy z tradycyjnej muzyki żydowskiej, ale i tworzymy ją na nowo, aktualizujemy ją. Oczywiście zawsze będzie istniał problem kopiowania dawnej muzyki, czy grania w tak zwanym tradycyjnym stylu. Według mnie tradycja jest jednak w ciągłym ruchu. Ważne jest to, aby utrzymać muzykę przy życiu, z daleka od muzeów. Dlatego muzykę klezmerską trzeba nadal rozwijać.

Gdzie szuka Pan inspiracji? Sięga Pan tylko do tradycyjnych nagrań klezmerskich, czy czerpie z całej szeroko rozumianej kultury żydowskiej?

Kultura żydowska zajmuje tu, oczywiście, bardzo ważne miejsce. Myślę, że moje inspiracje są dość zróżnicowane i mają raczej globalny charakter. Pierwszą taką inspiracją był jazz. Zawsze słuchałem wielkich mistrzów jazzu, jak Sidney Bechet, John Coltraine, Louis Armstrong, Charlie Parker. Duży wpływ wywarł na mnie teatr. Kocham teatr. Zawsze chciałem opowiadać historie, a teraz próbuję odnaleźć ducha teatru w mojej muzyce. Miałem okazję widzieć teatr Kantora z jego ostatnich lat. Duże wrażenie wywarła na mnie angielska grupa teatralne Theatre a la Complicitate. Inspirująca jest polska literatura – Gombrowicz, Schulz. Tak wiele jest w życiu ciekwych rzeczy, jak chociażby wspaniale filmy z lat 40. i 50. robione w Stanach przez emigrantów z Europy Środkowej. To wszystko jest szalenie interesujące. Przede wszystkim jednak ogromną inspi-rację czerpię z pracy z moimi muzykami.

Współpracuje Pan z wieloma świetnymi artystami. Jak wygląda proces twórczy? Jest Pan samotnikiem, czy raczej czerpie energię z konfrontacji?

Zawsze bardzo istotne dla mnie było to, aby mieć swój zespól. Czasami przyniosę coś na próbę, ale okazuje się, że to nie to i próbujemy wówczas stworzyć coś nowego. To właśnie interakcja grupy sprawia, że muzyka się rozwija. Rozmawiamy, przygotowujemy materiał i przebywamy ze sobą. To bardzo ważne i szalenie stymulujące. W prawdzie ja prowadzę ten zespół, ale każdy przynosi swoje pomysły. Ci ludzie są bardzo kreatywni. Jestem szczęśliwy pracując z tak cudownymi muzykami jak Sheryl Bailey (gitara), Rob Curto (akordeon), Michael Sarin (perkusja), Nicki Parrott (bas). I oczywiście z DJ Socalled. Ten młody człowiek odwiedza żydowskie teatry, nagrywa w jidysz, łączy muzykę taneczną, house, hip hop z muzyką klezmerską. Praca z nim, pomimo dzielącej nas różnicy pokoleniowej, jest niezwykła. Świetnie się rozumiemy.

Bycie jednym z najlepszych klarnecistów na świecie to presja czy przyjemność?

Kocham grać i oczywiście za każdym razem chcę grać jeszcze lepiej. Wówczas jest to presja. Ciągłe granie, ciężka praca, bycie kreatywnym – to jest szalenie trudne. Z pewnością łatwiejsze byłoby wykonywanie wciąż tych samych rzeczy. Jednak muszę iść naprzód, zmieniać się, tworzyć nową muzykę, ciągle myśleć o robieniu czegoś nowego i stawać się lepszym. To zadanie na całe życie. Jest to oczywiście presja, ale muszę to robić.Interesujące jest to, w jakich okolicznościach zetknął się Pan z muzyką klezmerską...Można powiedzieć, że zatoczyłem koło. Kiedy po raz pierwszy zacząłem grać muzykę klezmerską, znajdowałem się bardzo daleko od kultury żydowskiej. Fascynował mnie jazz. Moi rodzice słuchali muzyki klasycznej; ja też mam wykształcenie klasyczne. Moi dziadkowie przybyli do USA z Europy Środkowo-Wschodniej, z okolic Mińska i Lwowa, z Litwy oraz z Bielska Podlaskiego. Od nich słyszałem jidysz. Tak więc cała moja rodzina przybyła z tej części Europy, gdzie są korzenie muzyki klezmerskiej. Dlatego tak ważne jest dla mnie nawiązywanie do tego dziedzictwa, które niemal zupełnie utraciłem, które wszyscy utraciliśmy. Obecnie robię w Polsce, razem z Fundacją „Pogranicze”, projekt o nazwie „Tratwa” [„Tratwa muzykantów – pomiędzy Nowym Jorkiem a Sejnami” – przyp. red.]. Pływamy tą tratwą pomiędzy Nowym Jorkiem a Sejnami, małym miasteczkiem na północy Polski. My – z Ameryki – odnaleźliśmy tam ślady tej zaginionej kultury żydowskiej, ale także oni wzbogacają się dzięki naszym doświadczeniom. Na tej tratwie wyruszamy w przeszłość i wracamy z myślą o przyszłości. Myślę, że pracujemy razem nad piękną rzeczą.

Nie są to Pańskie jedyne kontakty z Polską. Co Pana tutaj przyciąga?

Tak, odwiedzam Polskę już od 12 lat. Po raz pierwszy przyjechałem tu w 1992 roku na Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Z jednej strony dosyć osobiste, gdyż jest to miasto noszące moje imię. Z drugiej zaś, jest to miejsce szalenie ważne dla Żydów. Z tym miastem związana jest cześć historii, ale i tragedii narodu żydowskiego. Auschwitz leży o godzinę drogi stamtąd. Powroty do Krakowa i granie w tym naładowanym emocjonalnie miejscu są bardzo ważne. Podczas pierwszego pobytu w Krakowie powiedziałem do publiczności: „Nazywam się David Krakauer i witam serdecznie w moim mieście”. I to był dla mnie naprawdę wspaniały moment.


Rozmawiała Dominika Jakubiak Wywiad został przeprowadzony w czerwcu 2004 roku po koncercie Klezmer Madness! w Salzburgu w Austrii. Z angielskiego tłumaczyła Dominika Jakubiak.



David Krakauer – muzyk z Nowego Jorku, znany w Polsce przede wszystkim ze swoich licznych występów na Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie. Jest jedną z głównych postaci tak zwanej „nowej fali” w muzyce klezmerskiej. Ten światowej sławy klarnecista dał się poznać jako mistrz łączenia różnorodnych stylów muzycznych oraz awangardowej improwizacji. David Krakauer odniósł sukces zarówno jako muzyk koncertowy, czego miarą jest ogromna liczba projektów, w jakich brał udział (współpraca między innymi z Johnem Cagem, Johnem Zornem, The Klezmatics, The Brooklyn Philharmonic, Tokyo String Quartet, Kronos Quartet, Aspen Wind Quintet, The Martha Graham Ballet), jak również lider własnego zespołu The Klezmer Madness! Ostatni album tej grupy – „The Twelve Tribes” – w genialny sposób łączy tradycyjnego bułgara (taniec rumuński), z 12-barowym bluesem oraz elementami funky, muzyki elektronicznej i hip hopu. Ta udana kompilacja melodii ludowych i tradycyjnych nagrań klezmerskich z gitarowym rockiem lat 90. oraz muzyką nowoczesną przenosi muzykę klezmerską z dwudziestowiecznych gett żydowskich w nowe milenium.Wybrana dyskografia: „The Twelve Tribes” (2002); „A New Hot One” (2001); „Klezmer NY” (1998); „The Jewish Alternative Movement” (1998); „A Klezmer Tribute to Sidney Bechet” (1998); „Klezmer Madness!” (1999); „Rythm & Jews” (1999); „The Dreams and Prayers of Isaac the Blind” (1997); „In the Fiddler’s House” (1997); „Café Oran” (1996); „The Jews with Horns” (1994; z Klezmatics).

Z historii muzyki klezmerskiej w USA
Muzyka klezmerska zawędrowała do Stanów Zjednoczonych Ameryki razem z wielką emigracją europejskich Żydów z przełomu XIX i XX wieku. W Nowym Świecie została ona jednak niemal natychmiast dostosowana do stylu muzyki amerykańskiej. W tradycyjny nurt muzyki żydowskiej zaczęto wplatać jazz i swing, co nadało jej zupełnie nowy charakter. Tak zafałszowane oblicze wschodnioeuropejskiej muzyki żydowskiej zostało na długo utrwalone dzięki nagraniom dokonanym w Nowym Jorku we wczesnych latach 20. XX wieku (Naftule Brandwein, Harry Kandel i inni). Jednakże, pomimo swych niedoskonałości, nagrania te są swoistą „klezmerska biblią” – jedynym fonograficznym źródłem najbardziej zbliżonym do tradycji, a przede wszystkim unikalną pamiątką po zaginionym świecie aszkenazyjskich Żydów. Kolejne pokolenia żydowskich emigrantów asymilowały się z kulturą amerykańską. Proces zapominania o tradycji klezmerskiej został przerwany w latach 70. XX wieku, kiedy urodzeni już w USA muzycy zaczęli interesować się muzyką swych dziadków. Poszukiwania autentycznych melodii i oryginalnych nagrań (także w Europie) zaowocowały pojawieniem się wielu nowych grup próbujących wskrzesić muzykę klezmerską i jednocześnie dzięki niej odnaleźć swoją tożsamość (na przykład Klezmer Conservatory Band, Budowitz). Jednak powrót do czystej tradycji okazał się trudniejszy niż się spodziewano. Dzisiaj nikt już nie jest w stanie odtworzyć jej prawdziwego repertuaru i stylistyki. Dlatego współczesna muzyka klezmerska, reprezentowana przez takie zespoły jak Hasidic New Wave, Brave Old World czy The Klezmatics, jest już mocno nacechowana indywidualizmem poszczególnych artystów, a jej brzmienie zabarwione zostało elementami zaczerpniętymi tak z muzyki klasycznej, jak i współczesnej.
Skrót artykułu: 

Świat żydowskich miasteczek – drewnianych sztetł, materialnie zalicza się już do kategorii „zaginionych światów”. Dzisiaj przypominają o nim jedynie czarno-białe fotografie ulic Szerokiej czy Jatecznej, pływające po chagallowskim niebie kozły i świeżo poślubieni małżonkowie oraz klezmerska muzyka. Muzyka wyjątkowa – czasem miękka i głęboka, innym razem dzika i świdrująca, a jeszcze kiedy indziej bajkowo-surrealistyczna, jak wielobarwne obrazy Chagalla. Instrumenty żydowskich muzykantów – kley (hebr.) oraz ich śpiew – zemer (hebr.) stanowiły o istocie tradycyjnej muzyki żydowskiej – klezmer (jidysz). Dźwięk skrzypiec, cymbałów, akordeonu czy klarnetu zawsze zapowiadał zabawę i śpiew – roztańczone żydowskie wesele. O współczesnych żydowskich weselach, istocie muzyki klezmerskiej i jej miejscu w dzisiejszym świecie mówi David Krakauer – poszukujący muzyk, genialny klarnecista i zafascynowany Polską nowojorski klezmer.

Dział: 

Dodaj komentarz!