Wertep lubelski

z teatru

Jakoś tak przed trzydziestu laty Smerda chodził ze swoją „szopką” po Żytomierzu, pokazywał ją przed zwyczajnymi grupkami służących. Bywał na przedmieściach Smolanki, Malowanki itd., odwiedzając znane rodziny mieszczan. Nieraz zapraszali go do siebie księża i prawosławni popi. Bywał w browarze Mahaczka i Jansa, który znajdował się na przedmieściu. A stary Mahaczek im za to dobrze płacił. Kiedy indziej odwiedzał miejskie targi.

Oto jedno z najpóźniejszych świadectw potwierdzających to, że w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku wertep współegzystował z szopką. Szopka i wertep są bowiem po prostu skrzynkami, niejednokrotnie bogato zdobionymi, w których występują elementy teatru mechanicznego. Nie muszą one mieć ukrytego animatora poniżej skrzynki. Może on stać z tyłu lub z boku teatrzyku. Erazm Izopolski, opisując jeden z najstarszych zachowanych wertepów, twierdzi, że zawierał on w sobie elementy animacji bezpośredniej i mechanicznej. Składał się z trzech pięter. Lalki miały do 20 cm wysokości. Skrzynka wertepu musiała więc sięgać 80 cm. Akcja misteryjna odbywała się na piętrze trzecim, czyli najwyższym. Na piętrze drugim znajdował się skład lalek. Piętro pierwsze, najniższe, było wykorzystywane po zakończeniu części misteryjnej. Tu „w panoramie” przesuwały się cienie wojowników, prawdopodobnie były to płaskie figurki przesuwane mechanicznie na taśmie.

Pewne światło na problematykę szopki rzucają dzieje wertepu ukraińskiego. Wertep, misterium na Boże Narodzenie, uważa się za formę teatru inspirowaną wpływami polskimi. Zgodnie uznają ten fakt rosyjscy, ukraińscy i polscy znawcy zagadnienia. Informacje o wertepie mogą więc posłużyć do badania charakteru i genezy naszej szopki.

Dramat „Wertep” Walerija Szewczuka, jednego z najwybitniejszych pisarzy ukraińskich, zainspirował Włodzimierza Fełenczaka do wystawienia widowiska bożonarodzeniowego w dwóch częściach: „Wertepu Heroda” i „Wertepu Lubelskiego”. Część pierwsza – „Wertep Heroda” – powstała w oparciu o tekst Wałerija Szewczuka, opracowany z wykorzystaniem anonimowych tekstów wertepników i „Dramatu wertepowego o śmierci” Erazma Izopolskiego z roku 1843. W „Wertepie Lubelskim” do tekstów Kazimiery Wiśniewskiej, Krzysztofa Kołtuna, Jana Pocka, Joanny Kulmowej i Czesława Miłosza dodano teksty twórców anonimowych, fragmenty z adoracji bożonarodzeniowych i kolęd lubelskich.

Fełenczak wprowadził na scenę lubelskiego Teatru im. Hansa Christiana Andersena drewnianą, ręcznie malowaną, utrzymaną w ludowym stylu skrzynię. Przedstawienie rozpoczyna się od rozgrywanej w niej scenki, będącej swoistym interludium, poprzedzającym zasadnicze akty sztuki. Wprowadza to do widowiska elementy świeckie i ludowe oraz żywioł satyryczny. Scenka stanowi obrazek rodzajowy przedstawiający bogacza usiłującego przekupić przychodzącą po niego Śmierć (a ona nie daje się skusić nawet na pieniądze i złoto Bogatego Wieśniaka).

Scenka ta, mimo uniwersalnego przesłania, iż wszyscy są równi wobec śmierci, ma charakter groteskowo-farsowy i jest zabawna. Kukiełkowy kościotrup śmierci z kosą nie wzbudza lęku, a wywołuje uśmiech. Efektu komicznego nabiera ta postać również dzięki temu, że gra ją mężczyzna, który naśladuje damski głos figlarnej Śmierci. Po odegraniu tej scenki skrzynia się zamyka. Widz przenosi się do pałacu Heroda, w którym reżyser rezygnuje już z posługiwania się lalką, a wprowadza aktorów w maskach. Żadna z tych masek nie jest pogodna, mają one oblicza groźne lub smutne. Dopiero ta część przedstawienia o tematyce biblijnej wywołuje w widzu lęk. Nabiera ona charakteru widowiska misteryjnego i zawiera głównie elementy religijno-dydaktyczne.

„Roztańczona” szopka, przez którą wciąż przetaczają się Trzej Królowie, Pustelnik, Strażnicy, Śmierć i sam Herod, zaczyna coraz bardziej przypominać model świadomości zarażonej nieustannym lękiem. Strach przed śmiercią, zdradą, utratą władzy, a w końcu przed samotnością w jakimś stopniu dotyka każdego z nas. Tak Herod staje się Everymanem. Wałerij Szewczuk prowadzi grę z czytelnikiem, który jest sędzią, a w chwilę później oskarżonym. Model lękowy, przedstawiony na jarmarcznej scence, ma dość typową budowę, specyfika jego napędu pozostaje jednak zagadką. Każdy lęk to tylko krok zbliżający do odkrycia tajemnic wnętrza i głębin naszego jestestwa.

Piętrowa sztuka Szewczuka stanowi niełatwe wyzwanie dla aktorów i realizatorów. Muszą oni bowiem odejść od przyzwyczajeń odbiorczych widza, niepostrzeżenie przechodzić od wesołości do zasłuchania, od znanego w utajone. O tym, że ukraińska odmiana szopki – wertep – jest w stanie zainspirować do stworzenia interesującego widowiska przekonał widzów Fełenczak. Reżyser pokazał, iż inscenizację bożonarodzeniową można przedstawić w sposób dziś nietypowy, a niegdyś popularny i powszechnie znany.


„Wertep”, reż. Włodzimierz Fełenczak; Teatr im. H. Ch. Andersena w Lublinie; premiera - grudzień 2001.

Skrót artykułu: 

Jakoś tak przed trzydziestu laty Smerda chodził ze swoją „szopką” po Żytomierzu, pokazywał ją przed zwyczajnymi grupkami służących. Bywał na przedmieściach Smolanki, Malowanki itd., odwiedzając znane rodziny mieszczan. Nieraz zapraszali go do siebie księża i prawosławni popi. Bywał w browarze Mahaczka i Jansa, który znajdował się na przedmieściu. A stary Mahaczek im za to dobrze płacił. Kiedy indziej odwiedzał miejskie targi. -

Oto jedno z najpóźniejszych świadectw potwierdzających to, że w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku wertep współegzystował z szopką.

Dział: 

Dodaj komentarz!