Fot. K. Kopycki: Dziki czarny wojownik
Coroczne Dymarki Świętokrzyskie, odbywające się latem w Nowej Słupi, to nie tylko masowa impreza z koncertami muzyki popularnej. To przede wszystkim ożywienie kultury starożytnych plemion germańskich, związanej głównie z Wandalami. Warto wspomnieć, że w ramach budowania starożytnego klimatu podczas festiwalu występowały takie zespoły jak Percival Shuttenbach z tancerzami grupy Avatar. Jak Germanie żyli ? Co ich zajmowało ? O tym z koordynatorem historycznym Dymarek, doktorantem Uniwersytetu Łódzkiego i archeologiem współpracującym z Centrum Kulturowo-Archeologicznym w Nowej Słupi, Wojciechem Wasiakiem oraz z bębniarzem Piotrem „Stiffem” Stefańskim rozmawiała Nina Orczyk.
Nina Orczyk: Nazwa wydarzenia Dymarki Świętokrzyskie wzięła się od dymarek. Czym one były?
Wojciech Wasiak: Nazwa jest umowna. Określenie „dymarka” jest potoczne, odnosi się do prymitywnych pieców służących do wytopu żelaza.
A co wytwarzano z tak wypalonego żelaza?
Żelazo w kulturze przeworskiej (III w. p.n.e. – IV w. n.e.), kojarzonej z federacją ludów zwaną Wandalami, było jednym z podstawowych surowców. Wykorzystywano je niemal w każdej dziedzinie życia. Znaleziska archeologiczne wskazują na zastosowanie żelaza nie tylko w budowie narzędzi czy broni, ale także biżuterii.
Na kole garncarskim formowano ceramikę. Czy były to tylko rzeczy codziennego użytku, czy też rzeźby i przedmioty kultu religijnego?
Tradycyjna ceramika kultury przeworskiej formowana była ręcznie, bez użycia koła garncarskiego. Miała wiele charakterystycznych cech, wśród których warto wymienić często spotykaną czarną barwę czy charakterystyczny kształt, tzw. dwustożkowy. Ta ostatnia nazwa opisuje wyraziste załamanie wybrzuszenia naczyń. Ceramika produkowana na kole garncarskim była domeną ludów celtyckich. Pojawia się na naszych ziemiach także po epoce wojen markomańskich z drugiej połowy II w. n.e., znanych choćby z początku filmu „Gladiator”. Niestety, niewiele wiemy o kulturze duchowej tych ludzi. Częściowo przejawia się ona w formie zdobienia odnajdywanych naczyń, np. słynnej popielnicy z miejscowości Biała w woj. łódzkim. Odnajdywane są czasem zagadkowe figurki, np. na stanowisku z Chmielowa w woj. świętokrzyskim, jednak ciągle pozostają one dla nas tajemnicą.
Na Dymarkach odbywają się pokazy walk. Kto z kim wojuje?
To nieco paradoksalne zjawisko. Prawdziwe starcie odbywa się między wiedzą i niewiedzą. A biorą w nim udział przyjaciele. W ramach festiwalu staramy się prowadzić eksperymentalne badania nad sposobami walki i organizacji wojskowości, tak ważnej dla całej kultury zarówno Rzymian, jak i barbarzyńców. Jednocześnie pokazy bitewne mają pokazywać zwiedzającym wyniki prac naukowych i naszych eksperymentów, związanych z tym tematem. Opracowujemy za każdym razem kilka scenariuszy walk, pokazujących różne sojusze i konflikty występujące w historii. Na każdej imprezie można obejrzeć Rzymian walczących z Rzymianami, barbarzyńców z barbarzyńcami czy też Rzymian z barbarzyńcami. Badamy i pokazujemy sposoby walki. Można zobaczyć mieszkańców północnej Europy, zwanych przez Rzymian zbiorczo Germanami, samych Rzymian, koczowniczych Sarmatów ze wschodu i terenu dzisiejszych Węgier tudzież dzielnych Daków z obszaru współczesnej Rumunii, Mołdawii i zachodniej Ukrainy. Każdego roku można zobaczyć także inne ludy, choćby tajemniczych Wenetów czy Bałtów.
Jak przygotowujecie się do takich bitew? Czy macie specjalne scenariusze?
Za każdym razem scenariusze są dokładnie opracowywane i ćwiczone. Zwracamy szczególną uwagę na zgodność z historycznymi realiami i bezpieczeństwo uczestników. Opracowywane scenariusze wzorowane są na wydarzeniach historycznych. Konstruowane są jednocześnie pod kątem edukacyjnym i eksperymentalnym. Dzięki nim uczymy się sami i możemy popularyzować wiedzę o zbrojnym wysiłku pokoleń starożytnych Europejczyków.
Germańscy wojownicy malowali się na czarno, aby być niewidocznymi w nocy. Czy mieli jeszcze inne sposoby, aby być niezwyciężonymi?
Źródła historyczne pozwalają skojarzyć obyczaj malowania się na czarno właśnie z ziemiami dzisiejszej Polski. Badania eksperymentalne wskazują, że obyczaj ten mógł służyć maskowaniu się w lesie czy zaroślach także w czasie dnia. Wśród innych cech wojskowości starożytnych z ziem Polski podkreślić należy nieustępliwość, niezłomność i wyraźny szacunek dla broni jako narzędzia obrony, które jednocześnie ma moc odbierania życia. Broń kultury przeworskiej często była starannie wykonana, bez przesadnej ozdobności, z dbałością o detale, widoczne tylko dla właściciela. Podstawowym uzbrojeniem wojownika była włócznia i tarcza. Walczący nie mieli zbroi czy hełmów. O ich sile stanowiła ruchliwość, odwaga, spryt i mądrość. To głównie zaletom charakteru, ciężkiemu, trudnemu treningowi i dobrej organizacji zawdzięczali sukcesy w walce, wśród których można wymienić sojusz z Rzymem, złupienie Rzymu i założenie państwa w Afryce.
Czy wojowniczkami mogły być również kobiety?
Nie można wykluczyć zjawiska kobiet-wojowników w kulturze przeworskiej. O rolach społecznych najwięcej mówią nam znaleziska grobowe. Archeolodzy odnajdują groby, w których umieszczono przedmioty związane zarówno z typowo kobiecymi zajęciami, jak i broń. Nie są one jednak powszechne. Kobiety-wojowniczki kojarzyć należy raczej z koczowniczymi ludami sarmackimi.
Jakie przedchrześcijańskie obrzędy prezentujecie podczas Dymarek?
Niewiele wiemy o religii i obyczajach duchowych kultury przeworskiej, kojarzonej z Wandalami. Ta konfederacja ludów bardzo szybko przeszła na chrześcijaństwo. Staramy się ukazać przejawy potrzeb duchowych tych ludzi, widoczne w rytuałach pogrzebowych czy życiu codziennym. Włączamy w scenariusz widowiska np. szczególną rolę kapłanów, jedynych uprawnionych do wymierzania kary chłosty, niedopuszczalnej w żadnym innym kontekście. Możemy podejrzewać, iż tacy bogowie jak Odyn pełnili w ich życiu szczególną rolę.
Bardzo wiernie odtwarzacie wygląd i stroje plemion germańskich. Z jakich źródeł czerpiecie informacje?
Podstawą przygotowania widowiska są artykuły naukowe i analiza materiałów źródłowych, czyli znalezisk archeologicznych i źródeł historycznych z epoki, np. zapisków rzymskich historyków i geografów.
Dlaczego ta impreza odbywa się właśnie w Nowej Słupi?
Kontynuujemy wspaniałą tradycję, zapoczątkowaną ponad pół wieku temu w miejscu symbolicznym, które wybrali polscy naukowcy – Mieczysław Radwan i Kazimierz Bielenin.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Serdecznie zapraszamy na kolejne Dymarki Świętokrzyskie!
W Nowej Słupi (śmiech).
Jak widać, kultura przeworska wciąż inspiruje, również muzycznie. Postanowiłam zamienić jeszcze kilka słów z Piotrem „Stiffem” Stefańskim, liderem Skarżyskiej grupy S.I.E.
Nina Orczyk: Od wielu lat dźwięki waszych bębnów towarzyszą Dymarkom Świętokrzyskim. Bierzecie udział w odgrywaniu rytuałów, w pokazach walk. To musi być fantastyczne, tak przenieść się do zupełnie innego świata… Jak to się zaczęło?
Piotr Stefański: Tak, to fajne. Zaczęło się tak po prostu. Dostaliśmy propozycję koncertu w ramach Dymarek i tak już zostało. Koncerty zamieniły się w warsztaty i w odkrywanie kultury przeworskiej, a teraz nagrywamy „DYM”.
Co jecie, pijecie i jak mieszkacie, gdy podczas Dymarek zamieniacie się w Wandalów?
To, co zawsze. Jesteśmy wegetarianami, więc jemy wegetariańskie potrawy – jakiś smalec z fasoli, polewka na soczewicy, to wszystko suto zakrapiane dobrym piwem i ziółkami. Nie, nie pieczemy świń, nie składamy zwierząt ofiarnych. To, że poznajemy tę kulturę, nie oznacza, iż nie żyjemy w czasach dzisiejszych, które wymagają od nas pewnej konsekwencji w podejściu do rzeczywistości. Rekonstruktorzy mieszkają w chatach i namiotach z tego okresu, wszystko to w Centrum Archeologiczno-Kulturowym w Nowej Słupi.
Kultura plemion germańskich zainspirowała was muzycznie. Co z tych inspiracji wynikło?
Nie było żadnej inspiracji muzycznej, ponieważ nie ma zapisów muzyki kultury przeworskiej. Przepadła razem z mieszkańcami tych terenów w grobach całopalnych. Dość trudno wnioskować, co pozostało z tej kultury do czasów dzisiejszych. O tym, co materialne, wiemy z wykopalisk itp.
Nowy projekt to taka wasza improwizacja na temat kultur starożytnych. Tytuł płyty „DYM” nawiązuje do nazwy Dymarki. A mnie się od razu na myśl nasuwa powiedzenie, że „nie ma dymu bez ognia”…
...ani ognia bez „DYMU”. Jak „DYM” zaczyna grać, wszystko wkoło płonie.
Dziękuję ci i życzę, żeby wszystko paliło się jasnym płomieniem.
Coroczne Dymarki Świętokrzyskie, odbywające się latem w Nowej Słupi, to nie tylko masowa impreza z koncertami muzyki popularnej. To przede wszystkim ożywienie kultury starożytnych plemion germańskich, związanej głównie z Wandalami. Warto wspomnieć, że w ramach budowania starożytnego klimatu podczas festiwalu występowały takie zespoły jak Percival Shuttenbach z tancerzami grupy Avatar. Jak Germanie żyli ? Co ich zajmowało ? O tym z koordynatorem historycznym Dymarek, doktorantem Uniwersytetu Łódzkiego i archeologiem współpracującym z Centrum Kulturowo-Archeologicznym w Nowej Słupi, Wojciechem Wasiakiem oraz z bębniarzem Piotrem „Stiffem” Stefańskim rozmawiała Nina Orczyk.
Fot. K. Kopycki: Dziki czarny wojownik