W szufladę schowani

Golec <SUP>u</SUP>Orkiestra

Słuchając najnowszej płyty Golców zdałem sobie sprawę, co – między innymi – najbardziej cenię w folku: to, że inspiracje muzyką ludową bywają używane jako narzędzie poszerzania horyzontów, rozwoju i poszukiwań. Wygląda na to, że Golce już znaleźli. Grają po prostu ładne piosenki: optymistyczne, pogodne, wesołe, melodyjne, skoczne, niektóre refleksyjne, z wpadającymi w ucho refrenami.Na pewno granie „po prostu” ładnych piosenek jest częścią manifestu Golców, znakiem ich odrębności i niezależności. No bo niby dlaczego trzeba zaraz „poszukiwać”, zaskakiwać, kombinować? Granie ładnych piosenek i stworzenie w tej konkurencji własnego standardu (co Golcom się udało) to też sztuka. Ale im te piosenki są ładniejsze, tym jakoś z drugiej strony mniej ładne. Na przykład w tym sensie, że nie za bardzo wiadomo, co o nich napisać. Jako recenzent przyznaję to z zakłopotaniem, ale mam nadzieję, że Czytelnik zrozumie, o co mi chodzi. Sprawę pogarsza fakt, że, jak Bracia powiedzieli w jednym z wywiadów, zależy im, aby ich muzyka była rozpoznawalna na pierwszy „rzut ucha”. I znowu sukces.

Do znanej z wcześniejszych płyt, rozbudowanej sekcji perkusja-bas-dęciaki-smyki-akorden, Bracia dodali miejscami gitarę akustyczną, południowe bębenki i świergotliwą fujarkę Joszko Brody. Płytę nagrało 27 osób, w tym 17 wykonawców sesyjnych, choć bardzo się to w uszy nie rzuca. Muzyka smyków została miejscami rozbudowana w formę barokowych ogrywek głównej melodii („Drzewa”, „Zwierzenia pewnego cienia”), podobnie zresztą jak sekcja dęta, która nabrała pastelowych kolorów i czasami przywodzi na myśl europejskie tradycje orkiestr dętych i wcześniejsze płyty solowe Davida Byrne’a.Można zauważyć przesunięcie akcentu z muzyki na słowa, które zdają się gdzieniegdzie dominować, przynajmniej przy pierwszych przesłuchaniach. Są to niewątpliwie piosenki z tekstem, a miejscami nawet teksty z piosenką, co zresztą wcale nie jest minusem, bo niektóre fragmenty to najprawdziwsze „skrzydlate słowa”, jak np. w „Mów do mnie, miły” o słowach właśnie, które „jak lawa zastygną, nim serce dościgną”. Mickiewicz? Albo w „Walcu chemicznym” o miłości: „To bardzo złożona substancja / co odczyn ma słodki jak miód / podwójne wiązanie chemiczne / nierzadko łączące po grób”. Jakbym słyszał dawne „Studio 202”. To ciekawe i bardzo pozytywne, że muzyka o tak gęstej teksturze słowno-aranżacyjnej cieszy się tak dużym wzięciem. Dzięki tej gęstości można jej słuchać więcej razy ciągle odkrywając nowe rzeczy.

Piosenki bardziej ładne: pogodne pop-reggae’owe „Kto się ceni” z nostalicznymi trąbkami, pobrzmiewające majestatem „Drzewa”, ska’owe „Pędzą konie”. Swój magnetyzm mają też rzeczywiście kojące „Pragnę cię miłować” i zdeterminowane „Nie dajmy się”. Wielbicielom klimatów „rączki do góry i machamy” dedykuję „Słonika”, „Walc chemiczny” oraz „Zwycięstwo” (piosenka o Małyszu z amerykańskim przesłaniem, że „zwycięstwo jest dla ludzi”).

Piosenki mniej ładne to „Taniec połamaniec” (druga woda po „Szarpanym” – o tańczącym gaździe), „Plaża” (no, generalnie o wczasach na plaży), a szczególnie „Gdzie się podziały nasze podatki” (z refrenem na melodię „Prywatek”). W „Pędzą konie”, „Walcu chemicznym”, „Pragnę cię miłować” i „Drzewach” pojawia się w tle mruczando a la chór Armii Czerwonej – ten sam dość charakterystyczny element aranżacyjny znalazł się na jednej płycie aż cztery razy! Wrażenie deja vu może zresztą pojawiać się częściej. Przebój „Pędzą konie” w idącym do góry pasażu przypomina przecież „Ściernisco”, a refren „Zwycięstwa” – „Słodycze”. Przewija się też na płycie charakterystyczny klimacik „Wanny” („Gdzie się podziały...”). Ciekawe, czy wielu osobom „Mów do mnie miły” przypomni „Za wielkim morzem ty” Brathanków – i dlaczego?

Słuchając tej płyty oczami wyobraźni widzi się rozkołysany festyn w promieniach zachodzącego słońca. Na pewno świetnie nadaje się ona na fale eteru i szersza publiczność przyjmie ją z satysfakcją. Ale... Nie podejrzewam Golców o świadome spuszczanie z tonu na rzecz biesiady „Dwójki” TV i muzycznej leguminy RMF FM, bo wierzę w ich szczerość i bezpretensjonalność. Tym bardziej jednak szkoda. Nawet nie tego, że nie jest to już muzyka folkowa, ale tego, że w oczach topnieje zespół, który swoim debiutem zaproponował ciekawą i wartościową alternatywę dla polskiej pop-muzyki. A teraz Golce doszlusowują do swoich naśladowców. Trochę żal inwencji i rockowego zacięcia pierwszej płyty.

Na koniec pozostaje więc zadedykować Braciom słowa ich własnej piosenki: Nie dajcie się – zaszeregować i w szufladę schować.

Golec uOrkiestra, Kiloherce prosto w serce, Golec Fabryka 2002.
Skrót artykułu: 

Słuchając najnowszej płyty Golców zdałem sobie sprawę, co – między innymi – najbardziej cenię w folku: to, że inspiracje muzyką ludową bywają używane jako narzędzie poszerzania horyzontów, rozwoju i poszukiwań. Wygląda na to, że Golce już znaleźli. Grają po prostu ładne piosenki: optymistyczne, pogodne, wesołe, melodyjne, skoczne, niektóre refleksyjne, z wpadającymi w ucho refrenami.Na pewno granie „po prostu” ładnych piosenek jest częścią manifestu Golców, znakiem ich odrębności i niezależności. No bo niby dlaczego trzeba zaraz „poszukiwać”, zaskakiwać, kombinować? Granie ładnych piosenek i stworzenie w tej konkurencji własnego standardu (co Golcom się udało) to też sztuka. Ale im te piosenki są ładniejsze, tym jakoś z drugiej strony mniej ładne. Na przykład w tym sensie, że nie za bardzo wiadomo, co o nich napisać. Jako recenzent przyznaję to z zakłopotaniem, ale mam nadzieję, że Czytelnik zrozumie, o co mi chodzi. Sprawę pogarsza fakt, że, jak Bracia powiedzieli w jednym z wywiadów, zależy im, aby ich muzyka była rozpoznawalna na pierwszy „rzut ucha”. I znowu sukces.

Dział: 

Dodaj komentarz!