Tytułem wstępu

Nieprzespanej nocy znojnej jeszcze mam na ustach ślad – uwaga, uwaga! Czołowy wysoko nakładowy fanzin dla gospodyń domowych podarował nam wszystkim dwie „folkowe” (z cudzysłowem czy bez?) płyty. Mam zatem szansę wypowiedzenia sprowokowanych przez te zacne wydawnictwa refleksji. Przede wszystkim – głębokie ukłony dla Szwagierkolaski – za „Największe przeboje” interpretację warszawskich „standardów”, naprawdę wydobywające z tych łotrzykowskich ballad niezmierzone pokłady poetyckiej prostoty słowa (patrz piosenka zacytowana na początku). To po pierwsze. A po drugie? Krzysztofowi Krawczykowi, w jego „Bałkańsko- cygańskich” rytmach, udała się rzecz niesłychana. Jakim sposobem pod dość grubą warstwą kiczu (gdzieś tam w tle korzenie presleyowskie, country, a może i nasze rodzime tradycje w tej materii) nie ginie, przeciwnie brzmi z całą mocą muzyka dzika i porywająca? To chyba prywatna tajemnica artysty. Nie waham się tu bowiem ani chwili – Krzysztof Krawczyk to artycha pełną gębą. I na poważnie. Cóż za dawka dojrzałej męskiej melancholii, i prawdziwego wzruszenia, niezbędnego w tymże repertuarze! I nie może być inaczej – pieśni przezeń wykonywane traktują o rzeczach zasadniczych, przemijaniu, miłości, rozstaniu i śmierci. Pełne utożsamienie, bez cudzysłowu – czy nie o to toczy się gra?

Wysłuchanie interpretacji Krzysztofa Krawczyka, uznanie sensu jej zaistnienia obok źródłowej cygańskiej muzyki „z pierwszej ręki” np. Fanfare Cioccarlia, otwiera ucho moje na Przesłanie. Co z tego, że jedynie niektórych obchodzi muzyka cygańska, taką jaka była (i jest naprawdę)? Że szczęśliwemu ogółowi wystarczy fantom Cygana, spreparowany z najróżniejszych, przewalających się po pop-kulturze kawałków, skojarzeń, najczęściej biesiadnych i przypadkowych? Oto, co powiedział mi Krzysztof: Czemu wstydzisz się kiczu? Nie oszukuj się, istnieje on i w tobie. Nie wypieraj się go, scenariusz codzienności rzadko bywa utrzymany w klimacie kina moralnego niepokoju. Kiedy brniemy poprzez obszary żenady, w oparach absurdu – i kiedy zachowujemy najściślej powagę, czyż nie pomoże nam Cygan? Jak wiele pierwiastka kiczowatości mieści się w objawach najprostszych (i najważniejszych uczuć), w miłościach i nienawiściach! Popatrzmy, jakie światy podobają się naszym dzieciom, i ile entuzjazmu wzbudza w nich muchomorek i krasnoludek pod nim!

I ja nieśmiało dopowiem w ślad za Krzysztofem. Niech wstydliwie nie będą dziś przemilczane liczne pokrewieństwa poetyki folkowej dziś ze sztuką powszechną narodu, powielaną w skończonej liczbie motywów, wśród których króluje pejzażyk z jeleniem (ta więź z naturą) i romantyczna para. A może jest to lekarstwo na choroby dętej miny i recepta na wysublimowaną sztukę? „Hanko! Twe ciało słodko pręży się, przegina/ Hanko! Daj usta niech przeminie ból i żal / że w oczach łzy to wiem, że moja wina / że życie płynie wśród tak burzliwych fal.

Skrót artykułu: 

Nieprzespanej nocy znojnej jeszcze mam na ustach ślad – uwaga, uwaga! Czołowy wysoko nakładowy fanzin dla gospodyń domowych podarował nam wszystkim dwie „folkowe” (z cudzysłowem czy bez?) płyty.

Dział: 

Dodaj komentarz!