Tradycja spełniona wyobraźniź

(Re)konstrukcja liry korbowej na Podkarpaciu

Coraz mniej prawdziwych twórców na świecie. A jeszcze mniej takich twórców, których można nazwać wielkimi fachowcami w swojej dziedzinie. Do nich z pewnością zalicza się pan Stanisław Wyżykowski. Urodził się 3 maja 1927 na NMP Królową Polski, która ma ogromny wpływ na jego życie i udziela mu pomocy, jak sam twierdzi. Pochodzi ze wsi ongiś królewskiej - Haczów. Lirnik, lutnik, muzykant, rolnik. Rekonstruktor lir korbowych, które już zbudował, a konstruktor tej jedynej, która obecna jest w jego wyobraźni od momentu, kiedy ujrzał ją w swoich snach, snach o lirze korbowej.

Czy w Pańskiej rodzinie istniały jakieś tradycje muzyczne?


Tak. Ja pochodzę z takich korzeni. Dziadek, ojciec, ojca bracia jesteśmy nie tylko muzykami czy muzykantami, byliśmy rolnikami, małorolnymi. Tkactwo, stolarstwo, rolnictwo, muzyka i w tym śpiew, to było upiększenie życia, polskiego życia. Jak myśmy się cieszyli, a równocześnie tak silnie odczuwali, jak kto nas słuchał. Byliśmy przekaźnikami tradycji - jak to się teraz mówi. Ludzie przychodzili pod dom, a my sobie pod dom wyszli (jeszcze przed wojną jak byłem małym chłopaczkiem) i z ojcem, braćmi i sobie tam coś grali pod ścianą. Ojciec grał na kontrabasie, brat Kazimierz grał na akordeonie, brat Władysław na trąbce, ja na skrzypkach i w tym śpiew, siostry śpiewały. Razem to pod ścianą każdy dzień letni pod wieczór my sobie grali. Sąsiedzi czy przejezdni z wioski przychodzili i nawet na bosaka tańczyli. Takie było życie nasze przed wojną. Po wyzwoleniu to mniej, ale też. Pomimo że rolnictwo nie było tak zmechanizowane jak dzisiaj, bo jeszcze sierpami rżnęli, ale jeszcze był na to czas, żeby jeszcze pod wieczór można było się zabawić. Nie było samochodów, podłóg w kuchni, nie było tyle wygód, ale było zadowolenie życia. Dzisiaj nie ma tego zadowolenia pomimo, że mamy dobrobyt. Nie wiem do czego można to porównać bo i pracy brakowało, ale ludzie się czymś cieszyli. Cieszyło człowieka życie. Ojciec był stolarzem, miał mało ziemi - 2 ha, ale każdemu tylko koszulę kupić i dało radę.


Jak zaczęła się pańska przygoda ze sztuką lutniczą?


To jest długa historia. Jak sobie przypominam - jeszcze za dzieciństwa. Do ojca przychodzili muzycy, muszę powiedzieć muzycy, bo oni znali nuty, byli kapelmistrzami orkiestr dętych, którzy przeszli jakąś szkołę daleko przed wojną. Gdy do ojca przychodzili na próbę czy to Kaszowscy, czy Rosembajgry czy inni i grali na cymbałach, kontrabasie, czy na saksie potem i coś tam wspominali sobie o danym instrumencie, o lirach. W każdym razie mnie słowo to - lira bardzo zainteresowało. A byłem chłopaczek, który do szkoły jeszcze nie chodził. Panowie ci poszli, a ja tak ojca pytam się: Tatuś, co to jest ta lira? A on mówi: "Wiesz co, to jest taka lira jak ci powiedzieć, to jest lira tako, że ma korbę, tam są jakieś klawisze i tą korbą się kręci. Są tam struny, takie kołki i trzeba tymi klawiszami... i melodia wychodzi. Ja ci sam tego dokładnie nie wytłumaczę". Tak mnie to pozostało w pamięci od dzieciństwa. Tam żem łykał tą muzykę, gdzie tylko się dało. Potrafiłem się nauczyć grać na skrzypcach, bo z takiego rodu pochodzę, i na klarnetach i na altówce. I robiło się instrumenty, cymbały na przykład. Naprawiało się nawet fortepiany. Jak trzeba było to i koło się zrobiło i introligatorstwo się robiło, wszystko się robiło - to była fachowość. Wszystko się u nas robiło w domu. Dawało się sobie w życiu radę. Gdy wisiały skrzypce na ścianie, to zacząłem uczyć się grać. Ojciec mi bronił żebym ja nie grał, bo strunę urwę, a trudno było kupić nową, bo brak było pieniędzy. Pomimo wszystko, kiedy ojca nie było, to ja brał skrzypce i próbował grać. Gdym już doszedł do tego, a słuchając tych muzyków, którzy u ojca grali jak oni stroili te instrumenty, te skrzypce, tak ja dokładnie słuchał te tony, jak to jest? Wtenczas szukał tej melodii. A melodię? Ja pasł krowy, nie chodził do szkoły, miał te pięć czy sześć lat. I już śpiewałem, śpiewałem naprawdę melodię, bo słuchałem jak śpiewali inni. Wobec tego poszukać i na instrumencie te melodie chciałem, żeby zagrać. Gdy upłynęło troszkę czasu, ja zaczynam grać, a ojciec idzie, otwiera drzwi, a boję się i kładę skrzypce i chcę powiesić na ścianę. Nie, nie, Stasiu, teraz już graj - tak mi ojciec powiedział - bo już umiesz grać, pozwolę ci na tych skrzypcach grać. Toż to jak Janko Muzykant, czy coś w tym guście. I to do tej pory gram na różnych instrumentach.


Wracając do liry ...


Do liry korbowej upłynęły lata. Wcześniej robiłem cymbały. Ojciec nie miał czasu, mówił: Staszek, ja nie mam czasu, bo mam robotę inną, wobec tego zrób ty cymbały. Ale lira ciągle w głowie. Myślałem o tym instrumencie - ta lira. Upłynęło wiele lat. Po wyzwoleniu był film, komedia francuska i pokazane było jak, dwóch panów w smokingach grając na lirach prowadzą korowód weselny do kościoła, do ślubu. I ja już biorę pod uwagę, jakie lecą tony i jaka wielkość tych instrumentów, jak one wyglądają. Wtenczas mi to dużo dało. Hm... takie są tony, a że umiem grać na skrzypcach to tak sobie ponuciłem, aha to takie mają być struny - kombinowałam. Potem, gdym się znalazł w Krośnieńskich Hutach Szkła w 1965 roku, Stanisław Inglot kierownik Domu Kultury KHS mówi, gdym grał już w kapeli Stachy, żebym taką lirę zrobił. A żem umiał grać na skrzypcach i z zawodu był stolarzem to mi dużo dało. Jeden zawód z drugim połączony. I zacząłem to kombinować. Trzeba było to wziąć na papier i jak mi to wyjdzie, dane wymiary itd. Wiele wymiarów zniszczyłem. Ale pierwszy egzemplarz liry korbowej był zrobiony w 1967 roku. Zwróciłem się wtedy do kierownictwa KHS, czy mi pozwolą po godzinach w warsztacie robić, bo ja w domu nie miałem warsztatu jeszcze. Wtedy lira, ta pierwsza była zrobiona. Ja byłem w pieluszkach jeszcze, muszę to nazwać w pieluszkach. To były moje takie pierwsze pomysły. Ktoś daleko wcześniej, ileś lat, ktoś to robił, te instrumenty potem zanikły. I ja po prostu jakbym odtworzył tamte liry. Ale do tej pory jeszcze je robię.


Instrument ten zanikł w Polsce już przed pierwszą wojną, skąd zatem wzorce kształtu i stroju liry?


Nieraz leżałem i patrzyłem w sufit. Żona się mnie pyta: co ty tak patrzysz. Ja na suficie coś rysuję. Rysuję jak dany instrument ma wyglądać. Kształt pudła, właśnie, tak brałem pod uwagę. Jak to robić wiedziałem, bo przecież naprawiałem i gitary i mandoliny. Nie myślałem o tym, żeby lirę zrobić w kształcie gitarowym czy jakiś innym. Pomyślałem, żeby kształt zrobić taki wiolonczelowy. I tak rysunki zrobiłem, żeby to był ładny kształt z daną formą, z danym wyglądem - to całe pudło rezonansowe. Potem klawiatura - musiałem myśleć, że gram na skrzypcach, ale jakie struny dać tam do tej liry. Myślę o tym, że tam w filmie były wysokie tony i burdo basy, że - jak znam muzykę - to kwintami chyba trzeba robić. I tak to spróbowałem wyłapać. I wyszło. Melodyczne struny A, jedna struna burdo bas D, a druga burdo bas G. Dzięki temu uzyskałem harmonię. Ale przez klawisze wychodzi ton, to znaczy melodia. Na pierwszej lirze można było grać tylko w C-dur. Ale wiele melodii ludowych jest w molowych tonacjach, tam trzeba półtonu. No to myślałem. I wstawiałem półtony. Stopniowo lata upływały, pracowałem. Ale ta praca z lirami nie szła, bo miałem na głowie jeszcze rolnictwo. Ale takżem sobie myślał, jak pójdę na emeryturę to sobie będę te instrumenty robił. I tak się stało. Zacząłem robić troszkę więcej, bo ta sprawa mnie interesowała. Zacząłem robić sobie spokojnie w takim grajdołku, to kiedyś była stajnia. Z tego zrobiłem warsztat, a stajnię postawiłem dalej, też jest tam teraz warsztat. Ale że, z przykrością to stwierdzam, rolnictwo tak dostało w łeb, że musiałem wszystko sprzedać. Ziemi nie uprawiam, bo bym bez portek chodził. To, co zacząłem robić ktoś zauważył, zainteresował się moją pracą. Ja z ciekawości robiłem. A myślałem jeszcze nad tym instrumentem, nad lirą korbową, dużo myślałem. I tak do dzisiejszego dnia. Skoro jest instrument, to musiałem szukać i melodii, czy mi to stroi. Jest taka melodia:


W Haczowie jest dziewek
postawił bym chliewek
jeszcze by zostało
Panu na budynek

Panu na budynek
Kowalowi kuźnie
Jeszcze by zostało
Sztery dziewki luźne

Pomyślałem czy by to nie pasowało to do tego instrumentu, ale były też jeszcze inne.


Czy można to nazwać rekonstrukcją instrumentu?


A ja wiem jak to można nazwać? Chyba tak. W Szydłowcu była wystawa, i pytali się, czy mogę dać lirę na wystawę, z tym że po lirę trzeba przyjechać, bo ja nie mogę jej wysłać, a mam żonę chorą. Jak najbardziej przyjechali po lirę, dałem im. Były takie piękne dwie panie, ja im jeszcze zagrał na tej lirze. Ale ta lira już tam została. Tam właśnie była komisja, która oceniła i dostałem piękną nagrodę za to. W komisji byli m.in. pan Przerembski, pan Kopoczek, pan Dahlig. Czy kiedykolwiek spotkał się Pan z jakimś innym wytwórcą liry korbowej?Nie. Z nikim. To słuszne pytanie. Chciałem powiedzieć, że na strój, jaki dałem A, D, G, jeszcze mi nikt nie zwrócił uwagi - czemu daję te tony, a nie inne. A mnie się wydaje, że można jeszcze coś innego wstawić, że jeszcze można by inny strój dać. Nie wiem, bo teraz jestem już nad zachodem słońca, ale chciałbym jeszcze wiele zrobić. Chciałbym jeszcze zrobić lirę korbową basową.


Jest w pańskim warsztacie jeszcze wiele innych instrumentów...


Zrobiłem już violę da gamba basową. Teraz będę robił violę da gamba tenorową. Basetlę zrobiłem. Jeszcze skrzypce - laskę i cymbały. Trzy viole da gamba, zrobiłem do Poniatowej, Sanok ma czwartą. Poniatowa chce żebym zrobił jeszcze tenorowe. To jest rodzina tych instrumentów.


Skąd fascynacja instrumentami dawnymi?


W 1946 roku, gdym poszedł do szkoły muzycznej, to zapytałem profesora czy jest możliwość dostać książkę o dawnych instrumentach innych krajów. Bo jak jest w kolędzie ...przybieżeli do Betlejem pasterze grają skocznie dzieciąteczku na lirze... czy nie grali jeszcze na jakiś innych instrumentach dawnych, których słyszy się piękne tony, a trudno powiedzieć na jakim instrumencie są zagrane. A słyszało się w radiu różne, piękne melodie, czy to egipskie, czy to indiańskie, czy jeszcze jakieś innego państwa. Tam takie piękne melodie, niby się wydaje, że to jedno i to samo, ale one mają swoje piękno, tylko trzeba to znać, rozumieć.


Czy oprócz pastuszków są jeszcze jacyś inni klienci pańskich instrumentów?


To tylko ci pastuszkowie. Ja pewnie też jestem taki, pochodzę z tych pastuszków. Muzycy też. Oni pogłębiają swoją muzykę, bardzo ich ciekawi dawna muzyka, dawne melodie nie tylko polskie, ale innych państw, które są zbliżone do narodzenia Chrystusa. To jest coś jakieś zbliżenie w moim rozumieniu. Ktoś na jakimś tle tworzył muzykę i to się poszerzało. Dzisiaj ludzie szukają tej muzyki dawnej, szukają w źródłach.


Czy ma Pan jakiś spadkobierców swojej sztuki lutniczej?


Spadkobierców... tak. Z rodziny nie mam. Należę do Towarzystwa Muzyki Folkloru w Krośnie. Towarzystwo zwróciło się Ministerstwa Kultury po jakąś pomoc pieniężną. Bo jest dany człowiek, który robi instrumenty jak liry korbowe, a żeby nie zanikły te instrumenty dawne, a żeby można było uczyć roboty tych instrumentów liry korbowej i cymbałów. Do tego wybrali mnie, nawet się mnie nie pytali czy się zgodzę czy nie. Ogłosili przez Radio Rzeszów i we Wzdowie w Uniwersytecie różnych rzemiosł. Wobec tego przyszli do mnie studenci. A ja nie mam maszyn i miejsca, żeby uczyć. Musiałem wtedy ze stajni wszystko sprzedać i zrobić warsztat i tych uczniów przyjąłem. Przez dwa lata się tu u mnie uczyli. Na zakończenie, w grudniu 1998 roku była wystawa instrumentów, które oni zrobili. Bardzo się z tego cieszę, że miałem komu przekazać tę pracę. W Polsce może ktoś robić takie instrumenty? Ja sam doszedłem do tego jak to się robi. Zapytałem swych uczniów jak wy oceniacie ten mój "przekaźnik"? Mówią tak: uważamy to za bardzo dobre.


Jak Pan postrzega Stanisława Wyżykowskiego z perspektywy tego co zrobił, robi i będzie robił?


Mam jeszcze do Stanisława Wyżykowskiego wiele pretensji. Mam za mało wiadomości. Tu trzeba w tym instrumencie jeszcze więcej pracować. Chciałbym dorównać tym ludziom fachowcom, którzy tam u siebie robili te instrumenty. Ale chyba dojdę jeszcze do tego że już nie będę miał pretensji. Ale to jeszcze troszkę czasu upłynie o ile mi na to zdrowie pozwoli. Chciałbym jeszcze wiele zrobić. Jak kiedyś powiedział musiał bym trzy razy się urodzić i żyć po sto lat, żebym mógł te instrumenty zrobić, takie co mnie stać by było zrobić, różnego rodzaju. Dla mnie nie ma trudności. Tylko nie mogę się trzy razy urodzić. Ale do końca swego życia będę coś robił, żeby to imię pozostało.

Rozmawiał Maciek Cierliński - KFSL
Fotografie: Kuba Niewiarowski
     

Skrót artykułu: 

Coraz mniej prawdziwych twórców na świecie. A jeszcze mniej takich twórców, których można nazwać wielkimi fachowcami w swojej dziedzinie. Do nich z pewnością zalicza się pan Stanisław Wyżykowski. Urodził się 3 maja 1927 na NMP Królową Polski, która ma ogromny wpływ na jego życie i udziela mu pomocy, jak sam twierdzi. Pochodzi ze wsi ongiś królewskiej - Haczów. Lirnik, lutnik, muzykant, rolnik. Rekonstruktor lir korbowych, które już zbudował, a konstruktor tej jedynej, która obecna jest w jego wyobraźni od momentu, kiedy ujrzał ją w swoich snach, snach o lirze korbowej.

Dział: 

Dodaj komentarz!