The HU w Warszawie

Koncert mongolskiej grupy The HU odbył się w Warszawie 25 stycznia 2020 roku. Przed tym zespołem w stołecznym Palladium wystąpiła formacja Fire From The Gods, ale wcześniej odpaliłem ich sobie na YouTubie i odpuściłem, jako że postgrungowe klimaty są mi wyjątkowo dalekie, a nie chciałem się męczyć. Tego dnia w Warszawie odbywało się bardzo dużo koncertów – w tym sporo folkowych i rockowych. Niektórzy łączyli Clan of Xymox w Progresji z przybyciem na The HU do Palladium w ostatniej chwili – i przy dobrych wiatrach dało się tak zrobić. The HU weszli na scenę, zgodnie z planem o 21:10 i przy wypełnionej po brzegi sali rozpoczęli show. Przybyli, po raz kolejny, by promować krążek „Gereg” – set był przemyślany. Rozpoczęli z kopyta i to dosłownie – rytmem koni podążających stepem. Proste, ale wciągające. Bardzo szybko przemieściłem się z końca sali na początek – jakość dźwięku zdecydowanie poprawiła się.
The HU umiejętnie kierowali nastrojami, od tych bardziej tradycyjnie folkowych po te bardziej rockowo-balladowe, ale wszystko zawsze spięte było mongolskim rytmem i khoomei-growlem. Można powiedzieć, że mongolscy rockmani połączyli rodzime brzmienia stepowe z klimatami wczesnego Bon Joviego. Nie zabrakło też brzmień… country à la Rednex czy nawet House of Pain (jeden numer jako żywo przypominał mongolską wersję „Jump Around” – zagrany również na bis) i całkiem sporo smyczkowej nuty, którą w Polsce znamy z dokonań Marii Pomianowskiej i Kapeli ze Wsi Warszawa. Cóż, muzyka nie zna granic, a dalecy przodkowie panów z The HU byli u nas aż pod Legnicą w 1241 roku… A i o Dżyngis-chanie też było, co nie powinno dziwić. Im dłużej trwał koncert (bite półtorej godziny plus bis), tym bardziej muzycy i publika rozkręcali się, a brzmienie dryfowało w stronę folk metalu. Ostatnie trzy kawałki to już była pełna moc tego muzycznego reaktora z riffowymi cytatami gitarowymi na pełnym „przesterze” rodem z Megadeth z czasów „Rust in Peace”. Pod sceną powiewały flagi polska i mongolska (swoją drogą sporo stołecznych Azjatów było obecnych na koncercie, tworząc sympatyczny koloryt pod sceną), a gdy The HU grali kawałki znane z YouTube’a, sala wręcz wrzała! Jeden z frontmanów był bardzo podobny do nieodżałowanego Gieny Gendosa Czamzyryna – i miał nawet podobną manierę wokalną, zwłaszcza w niesamowitych alikwotach. Ale kto dziś o tym pamięta…
Największą siłą The HU jest pomysł – tak jak kiedyś Yat-Kha czy rzeczony Gendos w wersji rockowej/metalowej, tak dziś The HU najeżdżają Europę – muzycznie oczywiście! Aczkolwiek niedawne koncerty Namgar w Polsce były muzycznie znacznie bardziej rozbudowane niż etnorockowa prostota The HU – nie ujmując nic nikomu. No, ale siła promocji medialnej robi swoje. I tu czas na małą refleksję. Ciekawe, czy znakomita frekwencja na gigach The HU w Palladium przełoży się na zwiększenie popularności mongolskiego etno-rocka w naszym kraju – a jest tam sporo zacnych załóg – i w ogóle na popularność folku w Polsce? Czy może będzie to tylko przejściowa moda wśród bogatych weekenderów, którzy chcą być „modnie alternatywni”?
Część publiki (tak około 60–70%) to nie byli ludzie, których na co dzień kojarzymy z Mikołajek Folkowych, Wiejskiego Podwórza, Folk Metal Night czy Nowej Tradycji – to publiczność bliższa Pannonice, Dniom Wina, Skrzyżowaniu Kultur czy Open’erowi.

Witt Wilczyński

 

Sugerowane cytowanie: W. Wilczyński, The HU w Warszawie, "Pismo Folkowe" 2020, nr 146-147 (1-2), s. 37.

Skrót artykułu: 

Koncert mongolskiej grupy The HU odbył się w Warszawie 25 stycznia 2020 roku. Przed tym zespołem w stołecznym Palladium wystąpiła formacja Fire From The Gods, ale wcześniej odpaliłem ich sobie na YouTubie i odpuściłem, jako że postgrungowe klimaty są mi wyjątkowo dalekie, a nie chciałem się męczyć.

Fot. W. Wilczyński

Dział: 

Dodaj komentarz!