Jesienne popołudnie, za oknami zapach ogrodów podparyskiego Chantilly. Przed nami miniaturowe filiżanki z poetyczną kawą. Obie z Cilick pochylamy się nad ostatnimi stronami rękopisu jej najnowszego zbioru poezji, który na początku przyszłego roku ukaże się w wersji dwujęzycznej. Filiżanki są iście proustowskie, w ich głębi kryje się przyzwolenie szukania minionego czasu. Choć dźwięki francuskiej mowy dobiegają nas od strony pałacu Kondeuszy, dom Cilick jest bardzo polski, pełen serdecznych wspomnień z Tatr, które tak umiłowała. Do owych Tatr muzycznych często powraca w swej poezji. Najmniejszy bibelot, pamiątka, obraz, czy wreszcie konfigurację przedmiotów codziennego użytku w serwantce można nazwać „małą Polską”. Szczególnym sentymentem i przywilejem otaczane są tu „rekwizyty tatrzańskie”.
Cilick wywodzi się z rodziny polskiej. Jej panieńskie nazwisko brzmi Staszowska, zaś pseudonim literacki, jak czytamy w „Antologie de Poésie Féminine du XXeme siécle”1, Polakom zawsze wydawał się francuski, zaś Francuzi sądzili, że należy go wywodzić z języka polskiego. Jako trzyletnia dziewczynka, tulona przez umierającą matkę, straciła ramię podczas bombardowania Abbeville 20 maja 1940 roku. Straciła też siostrę. Cilick, wrzucona do fosy wraz z ciałami rozstrzelanych, opadała z sił, gdy po dłuższym czasie jej płacz usłyszał Robert Desclaire. Ten podówczas 16-letni młodzieniec wydobył ją z fosy, tym samym ratując życie. Cécile-Stéphanie--Cilick dopiero po wielu latach poznała nazwisko swego wybawcy.
Cilick wychowana została w tradycji polskiej i francuskiej przez przybranych rodziców. Jako poetessa jest wielce wrażliwa na „muzykę” języka polskiego, co emanuje przede wszystkim z jej utworów tatrzań-skich, nadwiślańskich, miłos-nych, patriotycznych czy wizjonerskich.Wśród poetów francuskojęzycznych, których utwory tłumaczyłam, oto jednie Cilick wysnuła przede mną suplement retoryczny do swych wierszy... w góralskim rytmie. W przeciwieństwie do niektórych francuskojęzycznych poetów o polskiej proweniencji, nie zapomniała o swoich korzeniach. W twórczości odbudowuje polskość „mityczną i dawną”, odwołując się do legend i podań, do piosenek ludowych, oswoiwszy czarno-białe widzenie świata, gdzie dobro i zło, niczym w opowiastkach dla dzieci, walczą ze sobą by silniejsze, czyli dobre zwyciężyło. Dwie są ojczyzny poetyckie Cilick prócz Tatr stała się nią też Grecja, a wybór jej wierszy ukazał się, w wersji dwujęzycznej, w świetnym przekładzie Dimitiri Filias.
Cilick tworzy niezwykłe więzi z tłumaczami swojej poezji. Jej wiersze wędrują z nimi poprzez na nowo odczytane pieśni ludowe polskie czy greckie, są przedłużeniem samej muzyki, ośmielają się konkurować w swej prostocie z napuszonymi poematami współczesnych neo-neoromantyków francuskich (!), którzy niestety nie wywiedli z literatury i tradycji romantycznej umiłowania folkloru i egzotyki zarazem.
Polsko-francuskie doświad-czenia translatorskie z poezją Cilick sprawią, że po raz kole-jny zabrzmią w mej głowie dźwięki Kapeli ze Wsi Warszawa. Pamiętasz, Michel (tu zwracam się do mojego rycerza, szczególnego miłośnika polskiego folku), kiedy słuchaliśmy tej muzyki razem przez tyle godzin, wracając z Masywu Centralnego ku pożegnaniu w Paryżu? I ile przefrunęło poezji w naszych głowach?
I niech przetrwa w nich muzyka... Folkowa, oczywiście.
Marta Cywińska-Dziekońska jest poetką, prozaiczką, tłumaczką. Wykłada na filologii romańskiej Uniwersytetu w Białymstoku. Pisze i publikuje przede wszystkim w języku francuskim (między innymi we Francji, Belgii, Kanadzie, Maroku, Szwajcarii). Wydała kilka zbiorów poezji i prozy. Została uhonorowana tytułem Ambasadora Poetyckiego prestiżowego kwartalnika „Art et Poésie de Touraine”. Jej imieniem nazwano jeden z dębów w P, w Vesdun w środkowej Francji.
1 Por. Anthologie de Poésie Féminine du XXeme siécle, red. G. C. St. Marc, Collection Poétique de la Pléiade Pictave, Poitiers 2001.
Cilick |
Jesienne popołudnie, za oknami zapach ogrodów podparyskiego Chantilly. Przed nami miniaturowe filiżanki z poetyczną kawą. Obie z Cilick pochylamy się nad ostatnimi stronami rękopisu jej najnowszego zbioru poezji, który na początku przyszłego roku ukaże się w wersji dwujęzycznej. Filiżanki są iście proustowskie, w ich głębi kryje się przyzwolenie szukania minionego czasu. Choć dźwięki francuskiej mowy dobiegają nas od strony pałacu Kondeuszy, dom Cilick jest bardzo polski, pełen serdecznych wspomnień z Tatr, które tak umiłowała. Do owych Tatr muzycznych często powraca w swej poezji. Najmniejszy bibelot, pamiątka, obraz, czy wreszcie konfigurację przedmiotów codziennego użytku w serwantce można nazwać „małą Polską”. Szczególnym sentymentem i przywilejem otaczane są tu „rekwizyty tatrzańskie”.