Za tę płytę długo nie mogłam się zabrać. Spodziewałam się usłyszeć świat, jaki znali moi dziadkowie – czyli dla mnie daleki i praktycznie nieosiągalny. Już dawno zauważyłam, że mój zasób słownictwa jest uboższy niż moich rodziców oraz że w wielu przypadkach posługuję się już słowami, będącymi polskimi naleciałościami. Nie tylko brak czasu i bariery językowe powstrzymywały mnie przed puszczeniem płyty. Czytając spis utworów, nie znalazłam ani jednego znajomego tytułu. Jakież więc było moje zaskoczenie! Mimo że melodie były mi nieznane, cały czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, że w jakiś niesamowity sposób są mi bliskie. Na tyle, że przestałam zwracać uwagę na to, co powiedzą sąsiedzi i zaczęłam śpiewać razem z wokalistami. Na cały głos!
Układ płyty jest skonstruowany w taki sposób, aby pokazać przekrój przez życie Łemkowszczyzny oraz człowieka, które można rozpatrywać pod kątem: od narodzin do śmierci, życia w zgodzie z cyklami pór roku i w zgodzie z rokiem liturgicznym. Zaczynamy więc od narodzin: kołysanki, pieśni śpiewane przy chrzcinach, zabawy dziecięce (znane także Polakom – bo które dziecko nie śpiewało „Gdzieżeś ty bywał czarny baranie”), piosenki pasterskie. Następnie pieśni weselne, błogosławieństwa, pieśni oczepinowe, ośpiewywanie drużbów i druhen. Brakuje mi tej muzycznej „rywalizacji płci” na dzisiejszych weselach… Nawet swaszki nie śpiewają już tak, jak dawniej – gdzieś się to zatraciło… Skoro było wesele, to musiały być też tańce. I są! Tańce na płycie audio... Kosmos! Co najlepsze – nie ma instrumentów. Pytani śpiewają melodie taneczne, do niektórych są słowa. Pojawiła się także pieśń wojenna/wojskowa – wszakże to część historii nieobca Łemkom. Następnie pieśń wielkopostna, potem za zmarłego. Skoro jest pieśń za zmarłego, to musi pojawić się jakiś fragment mówiący o wierzeniach związanych z tym smutnym etapem życia. Relacja pewnej staruszki (która opowiada o wydarzeniach sprzed 90 lat – i pamięta je idealnie) o upiorach mogłaby być tematem dla dzisiejszego dreszczowca o wampirach… Szczerze mówiąc, po tej opowieści nie mam zbytniej ochoty wychodzić na zewnątrz po ciemku… Pojawiają się historie i pieśni z weczerków – zwyczaju, którego nie znam. Po akcji Wisła, po rozproszeniu ludności zwyczaj ten zaginął, nikt już się nie zbiera w czasie adwentu na spotkania. Koniec postu! Nastała radość na całym świecie – Bóg się narodził. I wreszcie coś, co znam! Dwie z trzech kolęd, które są śpiewane do dziś – okres jest akuratny, więc mogłam bez wyrzutów sumienia cofać nagranie i śpiewać do upadłego. Także oracje szczedriwkowe są dziś rzadko, niezwykle rzadko spotykane. Nastaje wiosna, zbliża się lato. Jak lato, to kolejny zwyczaj – Sobótka. Także dziś nieobchodz ona… Lato w pełni – czas żniw. Nawet podczas pracy Łemkowie nie zachowywali się cicho – najwyraźniej kierowali się mottem, że dzień bez śpiewu, to dzień stracony. Czy wszystkie pieśni Łemków są związane z jakimś etapem ich życia, świętem? Nie! Udowadniają to pieśni żartobliwe i powszechne, przy których słuchaniu pokładałam się ze śmiechu.
Gratuluję twórcom płyty doboru utworów! Już nie mogę się doczekać, kiedy pokażę je ludziom na Łemkowszczyźnie i poczekam, aż zaczną śpiewać – przy ognisku, przy stole, na wyjazdach grupowych. Płytę cechuje różnorodność nagrań – są tu pieśni obrzędowe, rodzinne i powszechne, ale także teksty mówione, wspominki oraz rozmowy. Nie jest to zwykła płyta z „kawałkami” muzycznymi. To niemalże żywy przekaz kultury – opisy figur tanecznych, weczerków, przenosin wesela – coś, czego dziś się już nie widzi… Można sobie to tylko wyobrazić na podstawie słuchanych opowieści. Z racji tego, że z większością respondentów wywiady prowadzono pojedynczo, nie została pokazana w pełnej krasie kwintesencja muzyki górali – jej wielogłosowość. Na szczęście jest kilka utworów śpiewanych w dwugłosach. Także melodie reszty pieśni są zbudowane w taki sposób, że grzechem byłoby nie dośpiewywać drugiego, trzeciego czy czwartego głosu. Jeśli chodzi o instrumentarium – jest tylko jeden utwór (kolęda „Nowa Radost stała”), w której pojawia się akordeon. Jestem pewna, że instrumenty były bardziej rozpowszechnione ̶ kto potrafił, to przygrywał do śpiewów. A śpiewano, kiedy tylko się dało: czy to w przerwie zespołu w trakcie wesela, czy na spotkaniu przy ognisku – Łemkowie nienawidzą bawić się w ciszy. Kiedy podczas festiwali jeden stół zaczyna śpiewać, zaraz zlatuje się następna grupa ludzi i przyłączają się do zabawy.
Jestem pełna podziwu i głębokiego szacunku dla Romana Reinfussa. Słychać, jak wzbudził ogromne zaufanie w mieszkańcach, ludzie się przed nim otworzyli. Prosił Łemków, aby mówili „po swomu”, sam co jakiś czas wtrącał podłapane słówka (wyraźnie to słychać na nagraniach). To nie są suche badania etnograficzne – profesor autentycznie był zakochany w Łemkowszczyźnie, w kulturze jej mieszkańców. Robił to dla siebie i dla nich. Dziś w skansenie w Szymbarku znajduje się jego pomnik. Dzięki jego wysiłkom mogłam poznać świat moich pradziadków – świat, który jest już dla mnie nieosiągalny, nie dowiem się o nim w szkole, coraz mniej jest osób, które mogłyby mi opowiedzieć o tamtych czasach…
Po przesłuchaniu tej płyty nabrałam tak wielkiej ochoty na powrót do domu, do moich Beskidów, tak doświadczonych przez los… Przy ostatniej pieśni na płycie miałam dreszcze i łzy w oczach – jak inaczej można by zareagować na pieśń wysiedleńczą, śpiewaną prze 13-letniego chłopca? Okrutne były dzieje Łemków… Mimo ówczesnej polityki nie dali się zagłuszyć, powrócili do rodzinnych gór, do bliskich sercu Karpat… i śpiewają!
Anna Dubec
studentka edukacji artystycznej
w zakresie sztuki muzycznej
Instytutu Muzyki UMCS.
Płyta „Tam na hori czereszeńka” zawiera pieśni i muzykę zarejestrowane przez prof. Romana Reinfussa (1910-1998), wybitnego etnografa i folklorystę, badacza i piewcę Łemkowszczyzny. Wyboru nagrań pochodzących z archiwum Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie dokonała Marta Graban-Butryn.
Wydawca płyty: Fundacja Stara Droga
Za tę płytę długo nie mogłam się zabrać. Spodziewałam się usłyszeć świat, jaki znali moi dziadkowie – czyli dla mnie daleki i praktycznie nieosiągalny. Już dawno zauważyłam, że mój zasób słownictwa jest uboższy niż moich rodziców oraz że w wielu przypadkach posługuję się już słowami, będącymi polskimi naleciałościami. Nie tylko brak czasu i bariery językowe powstrzymywały mnie przed puszczeniem płyty. Czytając spis utworów, nie znalazłam ani jednego znajomego tytułu. Jakież więc było moje zaskoczenie! Mimo że melodie były mi nieznane, cały czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, że w jakiś niesamowity sposób są mi bliskie. Na tyle, że przestałam zwracać uwagę na to, co powiedzą sąsiedzi i zaczęłam śpiewać razem z wokalistami. Na cały głos!