Tak mało o nim wiedziałem

Grzegorz Józefczuk

Uwiodła mnie kiedyś urokliwa piosenka ukraińska „Hucułka Ksenia”. Zacząłem zbierać różne jej wykonania, wsłuchiwać się w interpretacje, domyślać się powodów takich czy innych aranżacji, domniemywać, czy wykonawców bardziej interesowała sama muzyka, czy tekst, a szczególnie jego warstwa erotyczna. Na połoninie Hucuł gra na trąbicie melodię o miłości… Oczywiście, szukałem informacji o rodowodzie „Hucułki Kseni” – i tu czekało mnie rozczarowanie. Są dwie wersje, każda podaje inną osobę jako autora tej stylizowanej piosenki i odmienne, rozliczne okoliczności jej powstania (przywoływane są nawet kobiety, którym miałaby być dedykowana). Jednakże nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż niektóre z tych informacji wpisują się wzorowo w strategię stylu „jedna pani drugiej pani…”.

W takich okolicznościach „badawczych” zawsze, nie wiem dlaczego, przypomina mi się sytuacja sprzed kilku lat, kiedy uczestniczyłem, w cudzoziemskim towarzystwie, w wycieczce po ziemi lwowskiej. Akurat wycieczka dotarła do Sambora. Młoda, tamtejsza przewodniczka wyjaśniała pochodzenie nazwy miasta. Powiedziała: „Tutaj był wielki bór, mówiono, że tu jest tylko bór, sam bór, miasto w borze”. „Moim zdaniem, wtedy, tysiąc lat temu wszędzie tutaj, tysiąc kilometrów w tę stronę i tysiąc kilometrów w tamtą stronę, był bór, wszędzie był sam bór” – skomentowałem, zadając w istocie pytanie. Dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. To była jej odpowiedź na moją uwagę.

Zatem, kiedy czytałem powtarzane w różnych „informatorach” wciąż te same dwie wersje powstania „Hucułki Kseni”, coraz bardziej wyrazisty i dokuczliwy stawał się brak opinii fachowej. Przecież musi być kompetentna i precyzyjna opinia, czyli analiza etnomuzykologiczna. Znajdę ją. I wtedy napiszę felieton o tytule Pochwała etnomuzykologii! Planowałem napisać go już teraz, ale moje poszukiwania wciąż trwają. I zdarzyło się coś, co w tych dniach wciąż nie daje mi spokoju.

Odszedł profesor Jerzy Bartmiński. Mam w pamięci jego głos, charakterystyczną sylwetkę, oczy… i ten jego wyjątkowy uśmiech, znak ciekawości i otwartości na świat, na innych, na rozmowę. Spotykałem go od lat i kojarzyłem jako badacza kultury ludowej. To była zwykła znajomość, spotykaliśmy się przypadkowo podczas różnych wydarzeń kulturalnych. Powoli docierało do mnie, że obszary jego pasji osobistych i naukowych są o wiele bardziej rozległe, kompetencje wprost niebywałe. Nie wiem, jak dowiedział się, że jestem doktorem honorowym Państwowego Uniwersytetu Pedagogicznego im. Iwana Franki w Drohobyczu na Ukrainie. Pamiętam, jakby to było dzisiaj, że pewnego dnia pogratulował mi i powiedział, iż społeczność akademicka UMCS wie mniej więcej, kto jest doktorem honorowym UMCS, kto jednak z absolwentów tego uniwersytetu otrzymał ten tytuł – już nie, a być może takich osób jest po prostu mało. „Dlatego Pan jest ważny. I pan w Drohobyczu musi być bardzo ważny” – oświadczył ku mojemu zaskoczeniu. „Jestem tylko zwykłym magistrem” – wyszeptałem zaczerwieniony. „Proszę się nie martwić. Wielu profesorów chciałoby być doktorami honorowymi!”.

Wówczas zdałem sobie sprawę, że w pewnym sensie on wie o mnie więcej niż ja o nim. „Dlaczego ja tak mało o nim wiem…” – pomyślałem wtedy. To pytanie jakby zawisło w moim umyśle i trwało, i wciąż trwa. Wciąż sobie myślę, że to on był znawcą językowego obrazu świata, w jakim ja szukałem i szukam czasami form i narzędzi ekspresji – i jaki mnie pasjonuje. Tak mało o nim wiedziałem i już z nim nie porozmawiam. Mimo to wciąż się go radzę, jak rozumieć opowieść młodej przewodniczki z Sambora i skąd wzięło się ukraińskie tango „Hucułka Ksenia”.

 

Grzegorz Józefczuk

 

Sugerowane cytowanie: G. Józefczuk, Tak mało o nim wiedziałem, "Pismo Folkowe" 2022, nr 158-159 (1-2), s. 21.

Skrót artykułu: 

Uwiodła mnie kiedyś urokliwa piosenka ukraińska „Hucułka Ksenia”. Zacząłem zbierać różne jej wykonania, wsłuchiwać się w interpretacje, domyślać się powodów takich czy innych aranżacji, domniemywać, czy wykonawców bardziej interesowała sama muzyka, czy tekst, a szczególnie jego warstwa erotyczna. Na połoninie Hucuł gra na trąbicie melodię o miłości… Oczywiście, szukałem informacji o rodowodzie „Hucułki Kseni” – i tu czekało mnie rozczarowanie. Są dwie wersje, każda podaje inną osobę jako autora tej stylizowanej piosenki i odmienne, rozliczne okoliczności jej powstania (przywoływane są nawet kobiety, którym miałaby być dedykowana). Jednakże nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż niektóre z tych informacji wpisują się wzorowo w strategię stylu „jedna pani drugiej pani…”.

Dział: 

Dodaj komentarz!