Święto Wiatraka w Skansenie

Przy małym wietrze nie ma szans na działanie. Do uruchomienia potrzebuje silnego i do tego wiejącego z odpowiedniej strony. W nim następował przemiał zbóż na mąkę. Odgrywał zatem ogromną rolę. Muzeum Wsi Lubelskiej poświęciło mu uroczystość. Święto Wiatraka, bo o nim mowa, odbyło się w niedzielę 6. maja. Wydarzenie przygotowali pracownicy Działu Ekspozycji Wnętrz Muzealnych. Była to okazja do zobaczenia młynarzy w strojach odświętnych. Wielu osobom myśli, że byli oni ubrani na biało. Nic bardziej mylnego. Nawet do pracy wdziewali ciemne spodnie i koszule, jednak z takiego materiału, do którego nie przyklejała się mąka i łatwo można było ją strzepać. Pracownicy muzeum podczas uroczystości dokładnie tłumaczyli jak działa mechanizm urządzenia. Instruował w tym względzie Leszek Kwiatkowski, opiekun wiatraka, który w Holandii zrobił certyfikat młynarza wietrznego.

Podczas święta było coś i dla ciała, i dla ducha. Na stoisku z wypiekami można było obejrzeć i posmakować co powstaje z różnych rodzajów mąki. Wydarzenie odbywało się zaś przy dźwiękach kapeli Śpiewający Sławin, która zaprezentowała m. in. "Zagraj mi czarny Cyganie". Śpiewał i przygrywał na skrzypcach Kazimierz Liszcz, kojarzony również z zespołem Wnuczków. Nazwa wzięła się stąd, że często zwracano się do niego: "No, wnuczku zaczynamy". Liszcz grał również niedawno przy odsłonięciu pomnika prof. Henryka Raabego, współtwórcy i pierwszego rektora UMCS w Lublinie. Często zapraszany jest do akompaniowania na oczepinach. Liszcz zajmuje się jednakże nie tylko muzyką, ale również literaturą. Wydał już 6 tomików wierszy. Pasjonuje się także folklorem. Wiele atrakcji czekało nie tylko dorosłych, ale i dzieci. Ochoczo robiły one różnorodne figurki z masy solnej i kolorowały je farbami. Kredkami i akwarelami malowały na kartonach wiatraki, wzorując się na tym, który widziały w muzeum. Wystawa ich prac została umieszczona wewnątrz okazałego przedstawianego obiektu. Tam można było obejrzeć również dyplom mistrzowski Adolfa Pomykalskiego z Urzędowa. Dzięki temu, że złożył on egzamin mistrzowski, miał prawo używać tytułu mistrza młynarskiego od 31 lipca 1943 r.

Można było również model wiatraka kupić. Skrupulatnie wykonany w skali 1:10 z pełnym wyposażeniem w środku przywiózł ze sobą mgr inż. Franciszek Czubiel, specjalista wiatraczny. Tłumaczył zainteresowanym, że ten w skansenie to wiatrak holenderski, świadczący o tym, że na naszych terenach Holendrzy też mieszkali i budowali. Czubiel wykonuje modele polskie, tzw. koźlaki, wiatraki kozłowe. Konstruktor z pasją prezentował najstarszy typ wiatraka europejskiego, których kiedyś było w Polsce blisko tysiąc. Teraz to już rzadkość, jako jeden z nielicznych można oglądać na przykład w Parczewskim. Czubiel odtwarza wiatraki z dokładnością i dzięki temu wyglądają tak jak w oryginale. Teraz konstruktor dysponuje dwoma modelami oryginalnych koźlaków wykonanych w skali 1:10. Wszystko robi ręcznie, dlatego zajmuje mu to dużo czasu. Jego zdaniem wiedza na temat tego typu wiatraków jest w społeczeństwie niewielka. On z wykształcenia jest lekarzem weterynarii. Z pasją i mimo trudu wykonuje jednak modele, gdyż tęskni za takimi wiatrakami, jakie kiedyś posiadała jego rodzina. Nostalgia za rodzinnym koźlakiem zrodziła się dopiero, gdy poszedł na emeryturę. Dlatego teraz z pasją je odtwarza. Przed wykonaniem Czubiel rysuje plan i robi dokumentację. Jest mu tym łatwiej, że świetnie zna się na geometrii, a bez tego zrobienie wiatraka nie byłoby tak prostą sprawą. Być może pod jego okiem powstaną koźlaki w skansenie, pomału zostanie w tym miejscu wskrzeszony najstarszy typ wiatraka. Czubiel nadzorowałby nad nim prace, przekazywał wiedzę niezbędną do jego rekonstrukcji. Ze względu na koszt i ciężar ich gontowe ściany początkowo nie sięgały prawie do samej ziemi. Odsłonięty pozostawał widoczny z daleka kozioł. Zapewne ten widok dał początek bajkom o chatce na kurzej łapce. Te opowieści pełniły funkcję edukacyjną. Chodziło w nich o zniechęcenie dzieci do zbliżania się do wiatraka, bowiem jego skrzydła były przyczyną wielu śmiertelnych wypadków. Ten z kolei holenderski w skansenie jest czynny. Kiedy wieje odpowiedni wiatr kręci się, wiruje, a ze starości trzeszczy, ale działa, pracuje. Ze względu na bezpieczeństwo organizatorzy nie zaryzykowali jednak uruchomienia go przy uczestnikach święta. Można było jedynie wypróbować jak działa prymitywna winda. Aby było co mleć trzeba bowiem najpierw przyjąć zboże od gospodarza. Następnie transportować je w górę. Tego mógł spróbować każdy z uczestników święta, uruchamiając prymitywną windę. Wyrabiając mąkę przy pomocy kamienia młyńskiego, który waży 400 kg, pracowały już jednak całe rodziny. Potrzeba było bowiem niemało energii i siły.

Skrót artykułu: 

Przy małym wietrze nie ma szans na działanie. Do uruchomienia potrzebuje silnego i do tego wiejącego z odpowiedniej strony. W nim następował przemiał zbóż na mąkę. Odgrywał zatem ogromną rolę. Muzeum Wsi Lubelskiej poświęciło mu uroczystość. Święto Wiatraka, bo o nim mowa, odbyło się w niedzielę 6. maja.

Dział: 

Dodaj komentarz!