Stephane Delicq w Warszawie

W piątek, 22 kwietnia, w Domu Kultury "Rakowiec" w Warszawie odbyła się kolejna impreza z serii "Echa Celtyckie". Tym razem koncert był wyjątkowy. Jako gość specjalny pojawił się Stéphane Delicq z Francji - mistrz akordeonu diatonicznego.

Od zwykłego akordeonu odmiana zwana diatoniczną różni się kilkoma istotnymi szczegółami. Klawiatura nie przypomina ani zwykłej fortepianowej, ani tej znanej z harmonii guzikowych. Są to okrągłe przyciski strojone do grania melodii w C-dur i G-dur z pominięciem większości dźwięków niewykorzystywanych w tych gamach. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że akordeon wydaje inne dźwięki przy rozciąganiu niż przy składaniu. Według słów muzyka, wielu uważa ten instrument za prosty, jednak w rzeczywistości jego budowa pozwala na bardzo wiele ciekawych kombinacji dźwiękowych.

Specyfika instrumentu schodzi jednak na dalszy plan, gdy słyszy się grającego Stéphane'a Delicqa. Zgodnie z sugestią wykonawcy zamknąłem oczy, natychmiast przenosząc się z nowoczesnej, wielkiej hali domu kultury do któregoś z francuskich miasteczek, wyobraziłem sobie akordeonistę grającego na wąskiej, brukowanej ulicy lub w małej, zapomnianej knajpce. Pomogły w tym tęskne melodie tradycyjnych tańców (jak bourée, walc, scottish; większość w metrum na trzy) i doskonałe wyczucie klimatu przez samego muzyka (grał z zamkniętymi oczami, z zadumanym wyrazem twarzy, którą uśmiech rozjaśniał tylko między utworami). Delicq okazał się prawdziwym mistrzem - nie w sensie pejoratywnie rozumianej wirtuozerii, ale raczej dbałości o najmniejszy szczegół. Mam na myśli głównie dynamikę i barwę, najważniejsze dla stworzenia takiego klimatu. Nie bez znaczenia jest tu też harmonika, z którą Delicq delikatnie, prawie niezauważalnie eksperymentuje (większość kompozycji była jego autorstwa). Być może tu tkwi tajemnica niezwykłości jego muzyki. Koncert trwał ponad godzinę. Muzyka była mało zróżnicowana, ale urzekająca! Artysta dostał owację na stojąco.

Po piętnastu minutach przerwy kres zadumie położył zespół The Irish Connection z Warszawy, regularny gość "Ech Celtyckich". Największą "wadą" ich występu był fakt, że... grali po Delicqu. Cóż, "winny" był ponoć ograniczony czas francuskiego artysty, lecz faktem jest, że koncert dużo stracił przez taką kolejność. A zwłaszcza zespół z Warszawy, gdyż Delicq bardzo wysoko ustawił poprzeczkę. The Irish Connection zaproponował muzykę opartą na motywach głównie irlandzkich, ale też bretońskich, szkockich, a nawet latynoskich. Nie oczarował mnie. Być może dlatego, że starał się zagrać spokojniej niż zwykle (jak stwierdził gitarzysta). Ballady wydawały mi się przydługie, a podczas jigów większą uwagę zwracałem na tych, którzy przyszli na imprezę potańczyć. Raziło nieco zbyt szerokie, moim zdaniem, zastosowanie klawiszy, które nie były w stanie zastąpić na przykład gitary basowej. Zastrzegam jednak, że moja opinia może być zniekształcona przez okoliczności, o których pisałem wyżej.

Zostałem wprost oczarowany przez niepozornego, cichego, skromnego Francuza z akordeonem - Stéphane'a Delicqa! Natomiast The Irish Connection chciałbym kiedyś zobaczyć i usłyszeć grającego w pełnym blasku, a nie w cieniu wirtuoza.

Skrót artykułu: 

W piątek, 22 kwietnia, w Domu Kultury "Rakowiec" w Warszawie odbyła się kolejna impreza z serii "Echa Celtyckie". Tym razem koncert był wyjątkowy. Jako gość specjalny pojawił się Stéphane Delicq z Francji - mistrz akordeonu diatonicznego.

Dział: 

Dodaj komentarz!