Śpiew archaiczny

Najstarsze Pieśni Europy

W ostatni weekend listopada odbył się w Lublinie III Festiwal „Najstarsze Pieśni Europy”. Pomimo konkurencji w postaci zabaw andrzejkowych frekwencja na sali Centrum Kultury była bardzo dobra, z dnia na dzień przybywało amatorów śpiewu archaicznego, tak że ostatniego dnia festiwalu trudno było o miejsce. Poziom imprezy znalazł odbicie w bardzo dobrej atmosferze i gorących owacjach. Również fakt, iż wykonawcy nie stali na scenie, lecz parę kroków od publiczności oraz oczywisty dla tych, którzy kiedykolwiek słyszeli śpiew archaiczny, brak mikrofonów, sprzyjał wytworzonemu klimatowi. Tegoroczny festiwal stanowił uwieńczenie 10-letniej działalności Fundacji „Muzyka Kresów” i zapewne z tego powodu zostało zaproszonych aż 8 zespołów, które mają podobną postawę wobec muzyki tradycyjnej, mianowicie zależy im, by była to autentyczna rekonstrukcja śpiewu ludowego. W tym roku wspólne muzykowanie trwało trzy dni, nie dwa jak dotychczas.

Istnienie Fundacji ściśle związane jest z osobą Jana Bernada – dyrektora festiwalu, i Moniki Mamińskiej. Założyli Fundację po to, by ocalić od zapomnienia to, co jeszcze możliwe, a stanowi tradycję muzyczną polskiej wsi. Widzieli piękno śpiewu powstającego na granicy krzyku, bardzo mocnego i wibrującego. Taki śpiew istnieje od wielu lat i jest mocno osadzony w tradycji, dawnych wierzeniach i związanych z nimi obrzędach. Śpiew ten towarzyszył ludziom przy codziennych czynnościach, pracy w polu, gospodarstwie, pełnił bardzo ważną rolę w życiu wsi przez kilkaset lat. Teraz natomiast odchodzi wraz z ostatnimi śpiewakami wiejskimi, bo przestał być przekazywany z pokolenia na pokolenie.

Festiwal otworzył zespół Kałychanka, określany jako dziecięcy. Ku ogólnemu zdziwieniu przed widownią pojawiło się pięć krasnych dziewcząt w wieku około 20 lat, ubranych w tradycyjne białoruskie stroje. Śpiewały pieśni obrzędowe, liryczne i ballady. Brzmienie wskazywało na wieloletnią pracę nad głosem i profesjonalizm. Potwierdziła to prowadząca zespół Łarisa Ryżkowa, opowiadając o tym, że członkowie Kałychanki, będąc jeszcze dziećmi, jeździli do śpiewaków wiejskich i uczyli się od nich śpiewu. Zaś nazwa pochodzi stąd, że występowali wówczas w programie „Kałychanka”, który pokazywał dzieciom elementy rodzimej etnografii i tradycyjnych świąt. Teraz natomiast dwie z dziewcząt studiują muzykę na uniwersytetach i śpiewają, śpiewają, śpiewają. A głosy mają tak dźwięczne i czyste, że ruszyłyby nawet kamień...

Następny z występujących zespołów to gospodarze imprezy. W Fundacji aktualnie jest około dwudziestu osób, głównie studentów. Na festiwalu zaprezentowali wspólnie i solowo pieśni z Kurpiów i Lubelszczyzny. Na tle tych melodii wyraźnie inny akcent stanowiła kielecka przyśpiewka, słychać było różnice regionalne w stylu śpiewu. Członkowie Fundacji przedstawili również fragment kurpiowskiego obrzędu weselnego, który towarzyszył pieśniom wykonywanym, zgodnie z tradycją, przez same kobiety. Publiczność żywo reagowała na skoczne pieśni, którym towarzyszyło typowe dla Kurpiów przytrampywanie. Aż chciało się przytupywać! Zakończeniem wieczoru była potańcówka, na której skocznym oberkom nie było końca.

Kolejny dzień festiwalu należał do przedstawicieli Ukrainy. Pierwszym zespołem były Hilce z Charkowa. Cztery młode osoby ubrane w tradycyjne stroje ze Słobodzieńszczyzny śpiewały głównie pieśni z cyklu świąt kalendarzowych i rodzinnych. Charakterystyczny dla Charkowskiego regionu styl został całkowicie zachowany, bez krztyny jakiejkolwiek aranżacji. Na Ukrainie zdobyli wiele prestiżowych nagród, doceniła ich także lubelska publiczność. Następna była Hilka z Kirowogradu (co znaczy po ukraińsku: gałąź, witka; hilce zaś to obrzędowe drzewko weselne). Tworzący ją ludzie, o gruntownym wykształceniu muzycznym, śpiewali wielogłosowe pieśni obrzędowe i liryczne z typową dla Podola ornamentyką. Wspaniałe współbrzmienie głosów zostało wypracowane w ciągu wielu lat wspólnych śpiewów. Kolejną grupą było Drewo z Kijowa, które zapewne nie wymaga przedstawiania, gdyż jest to zespół znany polskim odbiorcom. Zaprezentowali pieśni obrzędowe, liryczne, ballady i utwory instrumentalne. Ich występ był jak zwykle profesjonalny. Najmłodszą osobą na scenie było dziecię, liczące sobie około jednego roku, przekazywane sobie z rąk do rąk tych, którzy aktualnie nie śpiewali (zapewne nieraz uczestniczyło w próbach wraz z rodzicami). Uwieńczeniem wieczoru były tradycyjne tańce litewskie o różnych skomplikowanych figurach, które wzbudzały powszechną radość.

Dzień ostatni rozpoczął zespół Lauksna, założony przez studentów Akademii Muzycznej w Wilnie oraz Intako Vyrai również z Wilna (śpiewają w nim chłopcy z konserwatorium prowadzonego przez Rytisa Ambrazevičiusa). Zapewne bliskość na co dzień spowodowała połączenie sił na scenie. Poza tym Intako Vyrai zaprezentował pieśni z nurtu tradycyjnego śpiewu męskiego, a Rytis zagrał na kankles (kantele). Natomiast dziewczęta z Lauksny zaśpiewały sutarines, pieśni pochodzące jeszcze z czasów przedchrześcijańskich. Wykonywane wówczas, w ramach obrządku, przez kobiety, o których myślano niekiedy jako o czarownicach. Doświadczyliśmy i śpiewu, i towarzyszącego im korowodu, może tylko zabrakło czarownic. Następnie miejsce przed publicznością zajął ostatni zespół: Kazaczyj Krug z Moskwy, któremu towarzyszyły dwie pięknie śpiewające kobiety. To mistrzowie, w festiwalowy informatorze napisano o nich - „Wielu członków śpiewających w zespole od dnia jego założenia wirtuozowsko włada manierą improwizacyjną charakterystyczną dla śpiewu Kozaków”. Ludzie ci od lat poznają kulturę i tradycję kozacką. W pieśniach słychać było wolność przemierzanych na koniach przestrzeni, bitwy, tęskną melodię i zawadiacką naturę Kozaków. Ich śpiew poruszał serce, był doskonały. Członkowie zespołu znaleźli też niezwykle oryginalne, bo muzyczne, zastosowanie kijka do nart i kosy. A później znów były tańce, tym razem rosyjskie.

Jedynym, moim zdaniem, minusem festiwalu był brak kogoś, kto tłumaczyłby, bo niby języki gości z zagranicy są podobne do polskiego, i niby wiele osób uczyło się rosyjskiego, chociażby w szkole, ale jednak... Podczas trzech festiwalowych dni można było posłuchać pięknej muzyki, zaś zabawy taneczne należały do najprzedniejszych – wymagały jedynie dobrej kondycji. I chyba wszyscy, którzy uczestniczyli w Festiwalu od początku do końca, pomimo niezapomnianych wrażeń, padli przy ostatnich taktach z wycieńczenia.

Skrót artykułu: 

W ostatni weekend listopada odbył się w Lublinie III Festiwal „Najstarsze Pieśni Europy”. Pomimo konkurencji w postaci zabaw andrzejkowych frekwencja na sali Centrum Kultury była bardzo dobra, z dnia na dzień przybywało amatorów śpiewu archaicznego, tak że ostatniego dnia festiwalu trudno było o miejsce. Poziom imprezy znalazł odbicie w bardzo dobrej atmosferze i gorących owacjach. Również fakt, iż wykonawcy nie stali na scenie, lecz parę kroków od publiczności oraz oczywisty dla tych, którzy kiedykolwiek słyszeli śpiew archaiczny, brak mikrofonów, sprzyjał wytworzonemu klimatowi. Tegoroczny festiwal stanowił uwieńczenie 10-letniej działalności Fundacji „Muzyka Kresów” i zapewne z tego powodu zostało zaproszonych aż 8 zespołów, które mają podobną postawę wobec muzyki tradycyjnej, mianowicie zależy im, by była to autentyczna rekonstrukcja śpiewu ludowego. W tym roku wspólne muzykowanie trwało trzy dni, nie dwa jak dotychczas.

Dział: 

Dodaj komentarz!